Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 »

Jędrzej Burszta, Karol Kućmierz, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie

Jędrzej Burszta: Zastanawiam się, na ile zakończenie serialu nie było w pewnym sensie wymuszone przez konstrukcję całości. Każdy sezon wprowadzał nowe problemy, piętrowe komplikacje, wyjaśniając niewiele pytań – takie piętrzenie zagadek (a co za tym idzie – koncepcji co do właściwości, charakteru Wyspy) stało się przecież rozpoznawalną marką serialu, zresztą wielokrotnie obśmiewaną. Jak zauważyliście, każdy (wierny) widz mógł wyrobić sobie własne zdanie, trzymać się własnej interpretacji; w tym wypadku decyzja o zamknięciu historii w sposób enigmatyczny, nierozstrzygający, wydaje się najlepszym wyjściem. Przecież nikt nie byłby w pełni uszczęśliwiony, gdyby twórcy zdecydowali się na jedno słuszne wyjaśnienie, większość widzów czułaby się zawiedziona (bo: „to takie oczywiste”, „spodziewałem się tego od połowy 3. sezonu”, itd.). A tak – droga wolna, można sobie dopowiedzieć resztę wedle uznania, nawet finałowy odcinek podlega różnym (i w sumie równoprawnym) interpretacjom. Zabawa w zgadywanie wcale się nie skończyła; tyle że takie wyjście wydaje mi się w gruncie rzeczy zbyt wyświechtane, i co gorsza – zbyt asekuranckie.
KW: No podobnym problemie padł trzeci „Matrix” – drugi otworzył wiele ciekawych zagadek i możliwości interpretacji, a trzecim Wachowscy się przestraszyli, że za dużo dopowiedzą, będzie to zbyt oczywiste i prawie wszystkie pozostawione tropy sobie odpuścili – co wkurzyło strasznie widzów.
JB: Jeśli chodzi o bohaterów to przeniesienie ciężaru na indywidualne historie było odczuwalne już od dłuższego czasu, stąd te wszystkie obyczajowe wstawki niejako „rozliczające” postaci, w ostatnim sezonie skupione na rzeczywistości flash-sideways. Pomysł był zacny, ale wykonanie już mniej; miałem wrażenie, że scenarzyści wałkują w kółko te same problemy, siląc się na psychologiczne pogłębianie bohaterów, których zdążyliśmy już rozgryźć (przynajmniej w większości przypadków) wiele odcinków wcześniej.
KW: Pomysł byłby zacny, gdyby flash-sideways było jakąś alternatywną rzeczywistością, stworzoną przez finał piątego sezonu, a nie nudnawym afterlife’em.
JB: Szkoda, że roztrząsanie dramatów Jacka, Kate czy Sawyera uniemożliwiło rozwinięcie historii wielu pobocznych postaci, o wiele bardziej intrygujących i, wydawałoby się, kluczowych dla „mitologii” serialu. Mam tu na myśli choćby postać Charlesa Widmore’a, którego potencjał – poprzedzony wieloodcinkowym budowaniem napięcia – został zmarnowany, przynajmniej w moim odczuciu. Być może było to spowodowane przeniesieniem na pierwszy plan (w ostatnim sezonie) głównego a jednocześnie „założycielskiego” konfliktu Wyspy: pomiędzy Jacobem a jego dymnym przeciwnikiem. Właśnie, jakie są Wasze odczucia w tej kwestii? Czy ten wątek, mający niejako tłumaczyć sens istnienia Wyspy, a przy okazji rolę i przeznaczenie rozbitków, był dla Was przekonujący?
MTPŁ: Po pierwsze, to mnie – poza epizodem relacjonującym historię Hugona, mojego ulubieńca – z lekka irytowały wszystkie te opowieści o poszczególnych bohaterach. Serio. Serio, serio. Oczywiście doceniam ich znaczenie i w ogóle, ale jednak czekałem z niecierpliwością, aż się wezmą i skończą, i znowu fabuła skoczy na wyspę.
A co do Miejsca. Myślę, że nie da się odpowiedzieć na pytanie, czym ono było nie dlatego, że za mało jest wskazówek w serialu, tylko dlatego, że twórcy sami tego do końca nie wiedzieli. Moim zdaniem to jest podstawowy problem. Nie twierdzę, że tak było od samego początku produkcji. Być może to się rozjechało w trakcie, gdy zaczęły do tego barszczu wpadać kolejne grzyby. Jednak „Lost” robi wrażenie, jakby twórcom podobały się rozmaite warianty, bardziej pasował im mglisty kształt, miejsce będące tworem pozlepianym z rozmaitych motywów. Coś takiego stało się ono bardzo pojemne, bogate w symbolikę i możliwe interpretacje.
To naprawdę było fajnie wymyślone: najpierw stworzyć tajemniczą wyspę prostymi środkami, na zasadzie sformułowanej przez Ciri: „to jest niemożliwa nieprawda”, czyli dymem, który się nie zachowuje jak dym, polarnymi niedźwiedziami, które nie mają prawa przebywać na tropikalnej wyspie, postaciami pokazującymi się ni stąd ni zowąd, szeptami słyszalnymi w dżungli, starym okrętem tkwiącym w głębi lądu. A potem przyrąbać wizją urządzeń: że to wszystko to nie jest żadna magia tylko w pełni wytłumaczalne konsekwencje czegoś. Jakiegoś naukowego eksperymentu, badań, odwiertów, generalnie – Czegoś. Do tego momentu jeszcze szło to fajnie, oglądałem z ogromną przyjemnością.
Podobać mi się przestało, kiedy serial skręcił ku mistyce, trickom w rodzaju Jacoba dotykającego wszystkich bohaterów, jego podróżach do świata „na zewnątrz”, nieczytelnego kompletnie i w sumie trudnego do dobrego wyjaśnienia konfliktu z anonimowym bratem i regułom, które ich obu obowiązywały, wszystkim tym zbieżnościom i przecięciom ścieżek, którymi życiorysy poszczególnych bohaterów zaczęły tryskać na lewo i na prawo. Bo wtedy mniej więcej stawało się coraz jaśniejsze, że spójnego wyjaśnienia nikt nie przedstawi. No i tak się właśnie stało.
Wizja czyśćca jest jaka jest, ani lepsza, ani gorsza. Ale cała masa dziur i niedoróbek niestety została. Cegły wyzierają spod niekompletnego tynku, druty sterczą ze ścian, pachnie świeżą farbą. Nie posprzątano należycie.
KK: Ja nie za bardzo widzę, co w zakończeniu jest niejednoznacznego. Serial pozostawia za to za sobą wiele luk, które można było w dużym stopniu uzupełnić, wrzucając tu i ówdzie smaczki dla spragnionych fanów. Tymczasem twórcom jakby przestało zależeć na odpłaceniu rozbudowanej mitologii. Wszystkie fascynujące wątki poboczne zostały niejako „unieważnione” i usunięte na drugi plan, a cały serial został spłycony i ograniczony do odwiecznej walki dobra ze złem, traumy złego wychowania i niejasnej potrzeby chronienia Wyspy, na której znajduje się jakieś „Światło”. W ostatnim sezonie próbowano nam wmówić, co jest w „Lostach” najważniejsze, a przez poprzednie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W takim układzie zawsze spora część widzów zostanie poszkodowana. Oczywiście, nigdy nie można zadowolić wszystkich, ale po co rozbudowywać mitologię i tajemnice najszerzej jak się da, jeśli nie planuje się tego wykorzystać.
Warto także poruszyć kwestię, która wyróżniła produkcję „Lost” od innych seriali – ustalenie daty końcowej. Czy było to dobre rozwiązanie, czy może niezbyt trafione? I jaki to miało wpływ na to, co ostatecznie otrzymaliśmy? Kiedy ogłoszono taki pomysł, wydawał się idealny. Miało to oznaczać skupienie wątków, brak odwlekania i rozciągania w nieskończoność, a chyba nie do końca się to sprawdziło. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, raczej uznano, że nie da się na wszystko odpowiedzieć, więc liczne tajemnice pozostały jedynie tłem. Jako fana serialu stawia mnie to niestety w dużym rozkroku.
MTPŁ: Ano to jest niejednoznacznego, o czym chwilę później napisałeś: cała masa rozmaitych farfocli powiewających na wietrze. Nawet sam koncept ujawniony w końcowych sekwencjach, że ludzie umarli czekają z odejściem TAM na tych, którzy jeszcze żyją, a z którymi byli blisko związani, jest śliski, bo preferuje okres przebywania na wyspie jako ten, który zmarłemu determinuje towarzystwo. Dlaczego Jack nie czekał na swoją byłą żonę, w końcu bardzo ważną osobę w jego życiu? Dlaczego nie czekał na syna, skoro jego ojciec czekał na niego? Co decyduje o tym, kiedy taka sztafeta się urwie? Dlaczego Sayid doszlusował do Shannon, ale już żona jego brata, którą ewidentnie darzył głębokim uczuciem, się nie załapała? I tak dalej, i tak dalej. Nawet mi się nie chce wyliczać.
Co do ustalonego horyzontu zakończenia, to tak, uważam, że to był dobry pomysł. Zdecydowanie. W końcu taki bajzel powstał w tym niesamowitym serialu MIMO z góry ustalonego w czasie finału. Co by to było, gdyby twórcy mogli iść na pełen żywioł? Ano to, co się stało choćby z „House M.D.”, ani chybi. Ewidentnie dali dowód, że są w tym, co robią, nieposkromieni. Pytanie, czy to wszystko w sumie wyszło, jak wyszło, bo J.J. Abrams zostawił całą robotę wokół scenariusza Damonowi Lindelofowi i Carltonowi Cuse’owi. Ale w sumie to detal. Serial nie wyszedł nie dlatego, że twórcy dostali za mało czasu, ale dlatego, że w czasie, który dostali, narżnęli za dużo wszystkiego. Gdyby go mieli więcej, skończyłoby się jeszcze większym rogiem obfitości. Nie wiem, w jaki sposób można podróżować w czasie „po skosie”, ale na pewno by to wymyślili.
KW: Problem nie polega na tym, że ustalono horyzont finału, ale na tym, że o nim nie pamiętano. Bo domykanie tajemnic trzeba było zacząć w połowie piątego sezonu, a nie na trzy odcinki przed końcem. Bo w pewnym momencie należało być bardzo ostrożnym z wprowadzaniem nowych wątków. Naprawdę, widz mógłby mieć frajdę z obserwowania jak odsłaniają się kolejne odpowiedzi (a przecież ileż tu można było wprowadzić zaskoczeń) nie mniejszą, niż obserwując pojawianie się kolejnych tajemnic.
Twórcy wpadli w pułapkę nakładania kolejnych poziomów rzeczywistości, a w gruncie rzeczy kolejnych poziomów konfliktu. Najpierw widzimy konflikty w grupie rozbitków. Następnie otrzymujemy wyższych poziom – tajemniczych Innych. Potem okazuje się, że rozbitkowie są tylko pionkami w rozgrywce między Innymi i Widmore Industries. Potem okazuje się, że prawdziwy konflikt jest na linii Jacob – MiB. I boję się, że chcieli iść dalej, bo przecież z jakimi słowami na ustach umiera Jacob? „They are coming…”. Ale, kurde, kto? To w sumie nie zostało wyjaśnione, albo sprowadzone do błahej odpowiedzi, że chodziło o Ilanę i jej ludzi. Nie wiem, czy nie myśleli o wprowadzeniu kogoś, kto jest jeszcze potężniejszy niż Jacob…
« 1 2 3 »

Komentarze

26 IX 2014   11:30:48

Lost był genialnym serialem przez pierwsze 1.5 sezonu (które oglądałem chyba z 7 razy). Później ostre pikowanie w dół z każdym kolejnym sezonem. W trakcie 5 sezonu dałem sobie spokój z serialem (który kiedyś tak ubóstwiałem) i stwierdziłem, że nie chce nawet wiedzieć co za brednie oni jeszcze w tę historię wcisną.
Nie wiem jak to się stało, ale chyba żaden, nawet najmniej ogarnięty fan serialu nie wyspekulował nigdy gorszego zakończenia i domknięcia tej historii niż zrobili to jego twórcy.

Bardzo trafne jest porównanie do 'Matrixa'. Bardzo dobra 1 część, słaba 2 część i jakieś potworne głupoty w części ostatniej.

26 IX 2014   12:41:27

Ja też odpadłem w momencie, gdy zaczęły się całe skoki w czasie - dla mnie wtedy serial też zrobił skok, tyle, że nad rekinem. Potem dooglądałem z przymusu końcówkę i czułem wręcz obrzydzenie, jak łopatologicznie i niespójnie wszystko związano. Dziś mam zupełnie odwrotnie niż KW - to marne zakończenie zostało mi w pamięci, zacierając dobre początki.

26 IX 2014   13:19:55

Już od bodaj 3 sezonu zastanawiam się jak można tak zepsuć taki dobry materiał... Zapytali by się najprzeciętniejszego pisarza SF i by im to jakoś dopowiedział do końca. W najgorszym razie można by było też iść na łatwiznę i skopiować zakończenie z 'Tajemniczej wyspy'.
No ale cóż. Wyszły z tego jakieś majaki naćpanego nastolatka.

27 IX 2014   09:36:17

A mi się akurat motyw opowieści o inicjatywie Dharma poprzez podróż w czasie podobał. No i sam finał tego sezonu - czy może być coś bardziej spektakularnego niż wybuch bomby wodorowej? Gorszy był brak pomysłu na sezon finałowy, pozostawienie dziesiątków wątków bez domknięcia.

27 IX 2014   12:04:09

No to chyba jestem jedyną tu osobą, której finał nie rozczarował; właściwie spodziewałam się takiego rozwiązania.Niespecjalnie rozumiem dlaczego któryś z Panów nazywa takie rozwiązanie "banalną mistyką"? Idea duchowego przepracowania swego życia, czyścca, jakkolwiek stara nie wydaje mi się wyeksploatowana w sztuce, a banalna wcale. Idea jak idea, w "Lostach" pociągająca jest forma, portrety psychologiczne, świat. Co do podróżowania w czasie, nie widziałam filmu w którym jakoś trzymałoby się to kupy;)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Z filmu wyjęte: Wilkołaki wciąż modne
Jarosław Loretz

8 IV 2024

Nikt chyba nie wie, ile tak naprawdę kręci się dziś rocznie filmów z wilkołakami. Jedno jest jednak pewne – za oglądanie większości z nich twórcy powinni wypłacać widzom rekompensatę za ciężkie warunki konsumpcji.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Kruck Polakowi oko wykole
Sebastian Chosiński

2 IV 2024

Chcąc zachować chronologię wydarzeń, w drugiej serii teatralnej „Stawki większej niż życie” scenarzyści stanęli przed sporym wyzwaniem. Wojna skończyła się już, co zatem wymyśleć, aby usprawiedliwić pozostawanie Hansa Klossa w mundurze niemieckim? Najpierw uczynili go żołnierzem Werwolfu (vide „Czarny wilk von Hubertus”), a następnie – w „Nocy w szpitalu” – zastosowali retrospekcję, dzięki której akcja przeniosła się do 1942 roku.

więcej »

Polecamy

Wilkołaki wciąż modne

Z filmu wyjęte:

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.