Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych polskich komedii wszech czasów

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 3 4 5

Esensja

50 najlepszych polskich komedii wszech czasów

WASZ EKSTRAKT:
85,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Jak rozpętałem II wojnę światową
(1969, reż. Tadeusz Chmielewski)
Karolina Ćwiek-Rogalska
Marian Kociniak jako Franek Dolas, którego karabin strzela przypadkowo 31 sierpnia 1939, przez co jego właściciel jest przekonany, że wybuch II wojny światowej to jego sprawka, to już postać kanoniczna, jeśli chodzi o polską komedię. Rzucany przez los na wszystkie niemal fronty wojny (no, nie walczy na Pacyfiku) usiłuje jakoś wyratować się z opresji i nie dopuścić, by ktoś odkrył, że wybuch wojny świat zawdzięcza właśnie jemu. Przedsiębierze zatem różne środki zaradcze i nie tylko usiłuje przeżyć, ale też w jakiś sposób chwalebnie zapisać się w historii wojskowości. Na tym zasadniczo schodzi mu podróż przez Jugosławię, Afrykę i Półwysep Apeniński. Na tym i na byciu ściganym przez wojska III Rzeszy, które jakoś zupełnym przypadkiem podążają niemal dokładnie śladami Dolasa. Opowiedzenie II wojny z perspektywy komediowej, zamiast akcentowania martyrologii polskiej, jest jednak fenomenem dość osamotnionym w naszej kinematografii. Może również dlatego „Jak rozpętałem II wojnę światową” cieszy się wciąż niesłabnącą popularnością. Na początku lat dwutysięcznych czarno-biały oryginalny film został cyfrowo pokolorowany i można teraz cieszyć się barwnymi (dosłownie i w przenośni) przygodami Dolasa.
Najlepszy żart: próba zakomunikowania po włosku nalotu lotniczego.

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. Nie lubię poniedzialku
(1971, reż. Tadeusz Chmielewski)
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
„Nie lubię poniedziałku” to niedościgniony wzór na to, jak powinno kręcić się komedie pomyłek. Losy głównych bohaterów, ale nie tylko, są splecione w tak mistrzowski sposób, że nawet najmniej istotne zdarzenie poniedziałkowego poranka, okazuje się mieć kolosalny wpływ na popołudnie (np. mężczyzna kimający w pracy, po porannym roznoszeniu mleka, doprowadza do tego, że jedna z nowo otwartych szkół tysiąclatek otrzyma w darze dodatkową walizkę pieniędzy, a zaopatrzeniowiec Zygmunt Bączek z Sulęcic w poszukiwaniu treblinek do traktorów, zostaje wizjonerem sztuki nowoczesnej). Film przy tym jest bardzo ciepły i w przeciwieństwie do obrazów Stanisława Barei, z sympatią odnosi się do gierkowskiej rzeczywistości. Nie gloryfikuje jej, ale pokazuje, że ludzie wtedy też żyli i jakoś starali sobie radzić z absurdami otaczającego ich świata (jak walka o papier toaletowy). Przede wszystkim jest to jednak opowieść o Warszawie, które może nie jest piękne, ale posiada duszę i niepowtarzalny klimat.
Najlepszy żart: Bohdan Łazuka wraca po imprezie w „Sofii” po torach tramwajowych.

WASZ EKSTRAKT:
60,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. Vabank
(1981, reż. Juliusz Machulski)
Marcin T.P. Łuczyński
Po grze w tym filmie Jan Machulski wielokrotnie jeździł taksówkami za darmo, bo zadawszy pytanie: „Ile się tam nabiło?”, częstokroć słyszał: „Od kasiarza nie bierzemy ani grosza”. Jedyny bodaj kryminał, który uczy, że muzyka można rozpoznać po ustniku od trąbki. Przedwojenna Warszawa, meloniki i laski z gałką, banknoty wielkie jak liście rabarbaru, zmierzch czasów włamywaczy-dżentelmenów, nowoczesne instalacje alarmowe firmy „Ziegler i Ziegler”, które wszelako daje się dezaktywować „taką małą szajbką”, specjalne stroje zakładane do roboty nawet przez szopenfeldziarzy, bo „to jest skok, a nie sklepik”. No i Murzyn z wielkim, łaciatym psem w roli żelaznego alibi. Najsłynniejsza polska produkcja o napadzie na bank, z niezapomnianymi kreacjami Leonarda Pietraszaka (Gustaw Kramer), Witolda Pyrkosza (Duńczyk), Krzysztofa Kiernszowskiego (Nuta) oraz nieżyjących już Jana Machulskiego (Henryk Kwinto) i Jacka Chmielnika (Moks). A w zasadzie nie tyle o skoku na kasę, co o słodkiej zemście, wymierzonej na zimno, z zachwycającą elegancją i chirurgiczną precyzją. Produkt czasów świetności Juliusza Machulskiego, który nie tylko udanie kierował aktorami, ale i był autorem scenariuszy, wprowadzających zgrabne powiedzonka do języka potocznego w ilościach wręcz przemysłowych. Obecnie wygląda na to, iż utracił ten niezwykły talent i chyba nie ma nikogo, kto, podpatrzywszy w odpowiednim momencie mistrza przy pracy, mógłby teraz tę praktykę godnie kontynuować. „Trzeba było uważać…”
Najlepszy żart: „Pod jednym dachem? Z Antychrystem?!”

WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz
(1978, reż. Stanisław Bareja)
Kamil Witek
W centrum satyry na absurdy socjalizmu w „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” znajduje się niejaki dyrektor fabryki Krzakoski (Krzysztof Kowalewski), który dowiaduje się, że zapomniany i szybki romans podczas wyjazdu służbowego do Paryża ma swoje konsekwencje w postaci ciąży. Sprawę komplikuje fakt, iż druga strona romansu – Danusia – to córka ważnego dygnitarza partyjnego. Krzakoski widząc szansę na awans w państwowej hierarchii zamierza się z nią ożenić, problem w tym, iż jedną żonę już ma… Aby wyjść z twarzą, razem ze swoim zausznikiem Dudałą (Stanisław Tym) próbuje zorkiestrować intrygę, która ma zmusić aktualną małżonkę (Ewa Wiśniewska) do zdrady, i całą winę za rozwód przerzucić na jej stronę. Fabuły w komediach Stanisława Barei to wielu przypadkach sprawy drugorzędna a często jej luźny zarys jest jedynie pretekstem to masy zabawnych gagów i scenek z jakimi mamy do czynienia w „Co mi zrobisz jak mi złapiesz”. Jego bohaterzy na każdym kroku lawirują w specyficznej rzeczywistości napotykając na świetnie zainscenizowany ogrom przykładów urody socjalizmu, dlatego ilość żartów sklepowych, milicyjnych, politycznych czy kolejowych, wprost nie sposób zliczyć. Dziś odbiór filmu nic nie stracił na swojej mocy, a co więcej prowadzi do ciekawej konstatacji, ze może i wtedy żyło się nieco ciężej, ale z pewnością o wiele zabawniej…
Najlepszy żart: „Ja to proszę Pana mam bardzo dobre połączenie…”

WASZ EKSTRAKT:
50,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. Rejs
(1970, reż. Marek Piwowski)
Patrycja Rojek
„Poszukujemy ludzi do filmu. Niech przyjdzie każdy, kto umie śpiewać, grać albo robić cokolwiek” – rzeczowe ogłoszenie, zamieszczone w „Ekspresie Wieczornym” było pierwszym znakiem wyjątkowego charakteru mającej powstać produkcji oraz objawem geniuszu jej twórców. Po co bowiem fatygować rzesze profesjonalnych aktorów i kazać im odgrywać apatyczne społeczeństwo, skoro można tę zbiorowość przeszczepić do filmu bezpośrednio z ulic? W ostatecznym kształcie widać, że to właśnie ta przesympatyczna zgraja „umiejących cokolwiek” ustawia cały film – na najwyższym poziomie. Nieczęsto bowiem przydarza się nam dzieło będące jednocześnie: gorzką satyrą na marność polskiej rzeczywistości, znakomitą komedią na nutę czeską oraz jedną z najwybitniejszych filmowych realizacji toposu ojczyzny jako tonącego okrętu (której nawet przy wszystkich mankamentach systemu edukacji, jeszcze i dziś nie wstydzą się przypominać na swoich zajęciach poloniści). Jednak w latach 70. debiut fabularny Marka Piwowskiego nie mógł oczywiście spodobać się władzom. Łaskawie pozwolono mu na rozpowszechnianie „Rejsu” w dwóch kopiach. Twórcy wystosowali wówczas prośbę do ówczesnego szefa kinematografii o zwiększenie ich ilości, lecz została ona uprzejmie zakwalifikowana jako bezsensowna z powodu braku jakiejkolwiek reklamy filmu, a odrzucenie wprost narzucającej się kolejnej prośby – o wsparcie finansowe zabiegów reklamowych, argumentowane było z kolei znikomą ilością kopii. Zapętlić nie dali się jednak widzowie. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa – całe zastępy do kin i tak ruszyły, masowo zaprzeczając postawie inżyniera Mamonia: „Ja w ogóle nie chodzę do kina. A szczególnie nie chodzę na filmy polskie”.
Najlepszy żart: Rejsowy teleturniej (odgłos paszczowy konia, miasto nad Wisłą)

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. Dzień świra
(2002, reż. Marek Koterski)
Urszula Lipińska
Mało kto z taką przenikliwością ujął duszę polskości jak Marek Koterski w „Dniu świra”. No może poza Wojciechem Smarzowskim. Jednak to „Dzień świra” wyłonił bohatera naszych czasów: skrajnie wyczerpanego już o poranku, przytłoczonego śmieciowymi dodatkami do gazet, wiecznie na lekach, nieprzerwanie wściekłego, sfrustrowanego, niedopłacanego, niejadającego kolacji samotnie a w towarzystwie telewizora, będącego właścicielem „racji najmojszej” i na domiar złego – humanistę…Kilka lat od powstania tego filmu życie jeszcze bardziej zbliżyło przerysowanego Adasia Miauczyńskiego do rzeczywistości, a może to rzeczywistość zbliżyła się do Adasia? Tak czy inaczej, Koterski podstawił Polakom lustro i odbicie okazało się, łagodnie rzecz ujmując, nieciekawe i boleśnie szczere. Absurdy polskiej codzienności pojawiają się tu jeden po drugim, z głośnym, odautorskim komentarzem, podszyte skrajną nienawiścią, ale i nieoczywistym smutkiem. Od czasów „Domu wariatów”, los wydaje się od odpuścić Adasiowi żadnej trudności i nie wyleczył go z bezradności wobec jego sytuacji. Uczynił za to jego światopogląd coraz ostrzejszym, a samego bohatera – jeszcze bardziej zgorzkniałym.
Najlepszy żart: odmiana czasownika „to be”.

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Piętro wyżej
(1937, reż. Leon Trystan)
Miłosz Cybowski
Odmiana doskonale znanej bajki o Pawle i Gawle, choć tutaj mamy do czynienia z Henrykiem i Hipolitem. Żeby było ciekawiej, obaj panowie dzielą wspólne nazwisko (Pączek), choć pokrewieństwa, ani podobieństw nie ma między nimi żadnych. Henryk Pączek (Eugeniusz Bodo), mieszkający na górze, jest znanym spikerem radiowym i wielbicielem jazzu, podczas gdy jego sąsiad z dołu, Hipolit, jest nie tylko podstarzałym i cholerycznym domatorem, ale też miłośnikiem muzyki klasycznej. Obaj panowie toczą ze sobą zacięty bój na słowa i muzykę (parasol najlepszym sposobem obrony przed jazzem), niekiedy nawet udając się w tej sprawie do sądu („Więc pan jest powodem?”). Ale podstawową komplikacją fabularną okazuje się niespodziewane pojawienie się krewnej Hipolita, w której Henryk od razu się zakochuje. I tak rozpoczyna się klasyczna do bólu komedia omyłek, w której pani Lodzia podaje się za kogoś innego, a Henryk za wszelką cenę stara się zdobyć jej względy nie zdając sobie sprawy z tego, że jest ona ulubienicą Hipolita. Na szczególną uwagę zasługuje wykonanie piosenki „Sex appeal” w wydaniu Henryka (Bodo) przebranego za kobietę, a śpiewającego tak przekonująco, że nie tylko udało mu się zdobyć poklask damskiej części publiczności, ale też sprawić, że jego sąsiad się z nim zauroczył. Innym zgoła elementem jest dwóch służących/lokajów obu panów, którzy (wbrew zaciętej walce obu Pączków) pozostają w jak najlepszej komitywie, popijając razem wódeczkę i „polując” na brodaczy (słynna niegdyś zabawa w bibra).
Najlepszy żart: Scena w sądzie, czyli kłótnia dwóch Pączków.

WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Sami swoi
(1967, reż. Sylwester Chęciński)
Patrycja Rojek
Niewiele przytrafiło się polskiej kinematografii tak złotodajnych kur. Po pierwsze – publiczność sama nawoływała o sequele (które złożyły się na znakomitą trylogię). Po drugie – po latach można było podarować filmowi drugą młodość (i kolejną możliwość zarobku) dzięki koloryzacji. Wreszcie – stacje telewizyjne do dziś obsesyjnie emitują całą serię we wszelkie niedziele i święta. I możemy sobie do woli przewracać oczami wyrażającymi znużone „znowu…?”, a i tak na moment nasze kciuki zawisną nad pilotami, umożliwiając nam odruchowe wypowiedzenie dialogowych kwestii razem z postaciami, zwieńczone mimowolnym uczuciem szczerej uciechy. Filmy Sylwestra Chęcińskiego o Kargulach i Pawlakach, w naszym zestawieniu reprezentowane przez najlepszych „Samych swoich”, bazują na wciąż lubianych w Polsce klimatach rustykalnych (choć dziś wielu usiłuje się od nich odżegnywać), gdzie króluje żart sytuacyjny, mocno przerysowany konflikt oraz quasi-szekspirowski wątek zakazanej miłości. Lecz co najważniejsze, z trylogii wyłania się swoisty portret powojennego Polaka – który przystosowuje się do nowej rzeczywistości, a któremu nigdy się to tak do końca nie uda. Obserwując bowiem bohaterów Chęcińskiego z dzisiejszej perspektywy, widzimy jak wiele z ich przywar przetrwało w nas do dziś – trochę lęku przed nowym, trochę nieufności, mnóstwo zacietrzewienia, oślego uporu i cwaniactwa. A mimo to musimy trochę lubić siebie takich, skoro nie zmieniamy się mimo upływu lat, a Kargulowi i Pawlakowi zakładamy muzea (Lubomierz) i stawiamy spiżowe pomniki (Toruń).
Najlepszy żart:
– Oj, Kaźmirz, Witia wierzchem jedzie!
– Nie może być! Na kocie?!
Ewentualnie: Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie.

WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Seksmisja
(1983, reż. Juliusz Machulski)
Konrad Wągrowski
„Seksmisja” jawi się dziś nieco jak film z kosmosu (choć była kręcona pod ziemią). Tworzona w dość ponurych czasach aż kipi od energii, humoru (różnej próby, ale przeważnie szlachetnej), lekkości i tempa. Na co dzień pamiętamy żarty i kultowe teksty („A może Curie-Skłodowska też była kobietą?”, „To nas o mało nie wykastrowały, a ty, cyganie, cycki sobie doprawiasz?”), ale przecież film ma bardzo sprawnie skrojony scenariusz, żadnych dłużyzn, zaskakujące zwroty akcji i doskonałe zwieńczenie. Krótko mówiąc – zupełnie nie jak w polskim kinie rozrywkowym. A jak dodamy do tego całkiem niezłą, nadal doskonale broniącą się po latach scenografię, niegłupie antytotalitarne przesłanie, nie zapominając o świetnym aktorstwie (Jerzy Stuhr przed tym filmem nie był uznawany za aktora komediowego), musimy zdać sobie sprawę, że rzeczywiście mamy do czynienia z ewenementem. Oczywiście spojrzenie na temat mężczyzn w świecie opanowanym przez kobiety nie jest polskim wynalazkiem (wspomnijmy choćby „Houston, Houston, czy mnie słyszysz” Jamesa Tiptree, Jr, czy serial „Po tamtej stronie”), ale w wersji zachodniej otrzymujemy nie komedie, lecz wizje mroczne i pesymistyczne. Może więc nie jesteśmy takimi ponurakami, za jakich uchodzimy? Bo „Seksmisja” wciąż śmieszy ogromnie, choć dziś zatarł się ten smaczek antytotalitarny, a zaczyna się podkreślać jej antyfeminizm. Myślę, że możemy jej jednak to nadal wybaczyć.
Najlepszy żart:
– No choćby Kopernik!
– To kłamstwo! Kopernik była kobietą!
– Einstein?
– Też była kobietą!
– A może Curie-Skłodowska też?!

WASZ EKSTRAKT:
100,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Miś
(1980, reż. Stanisław Bareja)
Patrycja Rojek
„Miś” Stanisława Barei to doskonały pomnik czasów PRLu – mieniących się wszystkimi odcieniami szarości. Zaliczany do nurtu kina moralnego niepokoju i godnie reprezentujący jego komediową frakcję, portretuje ówczesną rzeczywistość w sposób odważnie prawdziwy, dodatkowo uwypuklając co smaczniejsze jej absurdy. Stężenie ówczesnych niedorzeczności jest tu więc niewyobrażalnie wysokie, przez co film staje się źródłem wiedzy o epoce, zawartym w mocno wyskokowej pigułce. Bareja bezlitośnie obśmiał co tylko się dało – marnotrawstwo, krętactwo, bezsens pracy, ubytki w rozsądku władz. Na potrzeby filmu stworzył nowe hasła propagandowe, których nie powstydziliby się ówcześni twórcy tych rzeczywistych: Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu (umieszczone na przejściu granicznym) czy choćby Twoje serce przypomina – piechotą zdrowiej (w środkach komunikacji miejskiej, po ich spektakularnej awarii). Napiętnowany został także Bohdan Poręba, zaprzyjaźniony z władzami reżyser filmów pożytecznych, na ekranie znajdujący swoje alter ego w postaci Bogdana Zagajnego, autora takich blockbusterów jak „Nie ma dublera dla sapera”, „Katiusza kaprala Janusza”, „Trzy granaty” czy też „Wspólny karabin”. Największym zuchwalstwem jest jednak sam tytułowy Miś. Bezpieczniej wierzyć, że chodzi tu o Ochódzkiego, którego „Miśkiem” nazywała przyjaciółka. Lecz przede wszystkim w prywatnych rozmowach Polaków „Miś” był określeniem wschodniego sąsiada. I to pewnie dlatego wielka niedźwiedziopodobna figura z impetem rozpada się w finale. W to, że „Miś” jest filmem kultowym, trudno chyba wątpić. Ryś Ochódzki, Wacław Jarząbek czy Wesoły Romek stali się ikonami, ochoczo cytowanymi do dziś. A Polacy wciąż pamiętają o urodzinach „Misia”, któremu 4 maja 2011 stuknęła trzydziestka.
Najlepszy żart: „Łubu dubu, łubu dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu!”
(Przyznajmy jednak, że wybieranie najlepszego żartu z dziesiątek doskonałych to karkołomne zadanie).

• • •
Czytaj Wielkie Rankingi Esensji:
koniec
« 1 3 4 5
17 października 2014

Komentarze

« 1 4 5 6
02 XII 2023   20:08:50

Doskonały ranking

« 1 4 5 6

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy cięcia: Adam Mularczyk. Komik o twarzy zbrodniarza
— Sebastian Chosiński

20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja

50 najlepszych filmów superbohaterskich
— Esensja

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja

50 najlepszych polskich filmów wszech czasów
— Esensja

100 najlepszych filmów dekady
— Esensja

Ranking na premierę: 7 najlepszych filmów Juliusza Machulskiego
— Konrad Wągrowski

Najlepsze filmy wojenne wszech czasów - suplement
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Okiem wytrawnego reżysera
— Joanna Kapica-Curzytek

Król i hrabiowie
— Sebastian Chosiński

Usłyszcie ich krzyk!
— Sebastian Chosiński

Człowiek z rozgoryczenia
— Piotr Dobry

Sztuka? Gdzieś zaginęła. Ale szlak został przetarty
— Gabriel Krawczyk

Idąc i patrząc
— Sebastian Chosiński

Kujawski swing
— Karolina Ćwiek-Rogalska

Esensja ogląda: Czerwiec 2014 (1)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz, Agnieszka Szady

Splot faktów - pętla
— Gabriel Krawczyk

Esensja ogląda: Sierpień 2013 (1)
— Sebastian Chosiński, Jakub Gałka, Jarosław Loretz, Joanna Pienio, Małgorzata Steciak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.