Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Porażki i sukcesy 2014

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 7 »
Nie możemy tej świeckiej tradycji nazwać nową, bo dyskusje podsumowujące rok filmowy (tradycyjnie zatytułowane „Porażki i sukcesy”) prowadzimy od 14 lat. W tym roku oczywiście też nie może być inaczej – nie da się filmowego roku zamknąć bez omówienia go w redakcyjnym gronie. Rozmawiamy o naszych hitach: „Strażnikach Galaktyki”, „Lewiatanie”, „Boyhood”, „Grand Budapest Hotel”, „Lego Movie”, ale też przekrojowo spoglądamy na gatunki i nurty. I niekoniecznie się ze sobą zgadzamy.

Miłosz Cybowski, Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Krystian Fred, Adam Kordaś, Jarosław Robak, Jacek Walewski, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Porażki i sukcesy 2014

Nie możemy tej świeckiej tradycji nazwać nową, bo dyskusje podsumowujące rok filmowy (tradycyjnie zatytułowane „Porażki i sukcesy”) prowadzimy od 14 lat. W tym roku oczywiście też nie może być inaczej – nie da się filmowego roku zamknąć bez omówienia go w redakcyjnym gronie. Rozmawiamy o naszych hitach: „Strażnikach Galaktyki”, „Lewiatanie”, „Boyhood”, „Grand Budapest Hotel”, „Lego Movie”, ale też przekrojowo spoglądamy na gatunki i nurty. I niekoniecznie się ze sobą zgadzamy.
Konrad Wągrowski: Jak zwykle chciałbym zacząć naszą dyskusję od szybkiej impresji. Jaką scenę, jakie sceny z obejrzanych w zeszłym roku filmów najbardziej zapadły Wam w pamięć?
Może tym razem sam zacznę: „kałasznikowy” piknik w „Lewiatanie” z wódką i strzelaniem do portretów liderów ZSRR i Rosji, rozmowa między Aydinem i jego siostrą w „Zimowym śnie”, która zaczyna się jak luźna pogawędka rozdzeństwa, a kończy kłótnią i wylewaniem żali (absolutne mistrzostwo poprowadzenia filmowego dialogu), oczywiście Patricia Arquette w „Boyhood”, która załamuje się na myśl, że ta szybko minął czas wychowywania dzieci, rozmowa diCaprio i McConaugheya w „Wilku z Wall Street”, gigantyczne pływy w „Interstellar”.. A co u was?
Jarosław Robak: Myślę, że „Wilk z Wall Street” pełen jest równie dobrych scen, od Di Caprio wczołgującego się do lamborghini, po niepokojące zakończenie, w którym uczestnicy biznesowego kursu wpatrują się w bohatera – drania, narkomana i przestępcę – jak w święty obrazek, oczarowani fantazją „od pucybuta do milionera”, jaką przed nimi rozpościera. Na mojej liście byłyby też scena powieszenia w „Zniewolonym” – chyba najdłuższe trzy minuty, jakie znam z kina; „atomowy pocałunek śmierci” z „Godzilli”; rozszerzający się kadr w „Mamie” Dolana; śmierć wiadomej postaci w „Niesamowitym Spider-Manie 2” (okazało się, że można w kinie superbohaterskim od czasu do czasu uśmiercić kogoś ważnego). No i oczywiście scena, w której kapitan Dickson poznaje chłopaka swojej córki w „22 Jump Street”.
Piotr Dobry: Ja także mam w pamięci przede wszystkim gorzki monolog Patricii Arquette w „Boyhood”. Z „Interstellar” scenę, gdy McConaughey ogląda po powrocie na statek nagrania swoich dzieci. Ten genialnie romantyczno-nostalgicznie-kiczowaty moment ze „Strażników Galaktyki”, gdy Star-Lord pierwszy raz puszcza Gamorze piosenkę na słuchawkach. Nie zapomnę książeczki z „Babadooka” i oldschoolowego niebieskiego kosmonauty (miałem takiego!) z „LEGO przygody”. Z „Wilka z Wall Street” z kolei tę scenę w dziecięcym pokoju, gdy rozochocony DiCaprio zmierza na czworakach w kierunku Margot Robbie, a ona powstrzymuje go nogą wymierzoną w czoło. Na pewno też opłakana w skutkach finałowa strzelanina w „Mandarynkach”. I sekwencja otwierająca „Duże złe wilki”, z zabawą w chowanego, gdy od pierwszej chwili podskórnie czujemy, że zaraz zrobi się bardzo nieprzyjemnie. Mógłbym tak jeszcze długo, bo to był naprawdę dobry rok, ale zakończę może sceną, która wciąż siedzi mi w głowie, a której akurat wolałbym nie pamiętać: biczowanie Lupity Nyong’o w „Zniewolonym”.
Grzegorz Fortuna: W tym roku zapadły mi w pamięć cztery sceny finałowe, pochodzące z zupełnie różnych rejestrów, ale w takim samym stopniu genialne (SPOILERY): „LEGO Przygoda” i nalot Duplo, „Babadook” i scena w piwnicy, dzięki której film zapada w pamięć na bardzo długo, „Wróg” i miażdżąca puenta w postaci gigantycznego, przerażonego pająka, no i „Godzilla”, która odpływa do swojej kryjówki po odwaleniu całej roboty.
Karolina Ćwiek-Rogalska: Ja z kolei będę wspominać na pewno otwierającą sekwencję z „Tylko kochankowie przeżyją”, czyli Tildę Swinton w ozdobnym szlafroku obracającą się w rytmie płyty gramofonowej i zrujnowane wnętrza Grand Budapest z „Grand Budapest Hotel” Wesa Andersona.
Kamil Witek: Pierwsze trzy sceny jakie przyszły mi do głowy to Ben Stiller wskakujący do startującego helikoptera przy takcie „Space Oddity” w „Sekretnym życiu Waltera Mitty”, absurdalna kłótnia Michela z porywaczami w „Porwaniu Michela Houellebecqa” i rzut oka na nagi biust Emily Ratajkowski z „Zaginionej dziewczyny”…
Krystian Fred: Co do „Zaginionej dziewczyny” dodałbym jeszcze krwawą jatkę urządzoną Neilowi Patrickowi Harrisonowi. No i Uma Thurman w „Nimfomance” – jedna z najzabawniejszych scen ostatnich lat. Choć humor to zdecydowanie cierpki.
KINO SUPERBOHATERSKIE
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Nasz ranking wygrali „Strażnicy galaktyki”, wypada więc dyskusję zacząć od rozmowy o kinie superbohaterskim – gatunku, który bardzo okrzepł w ostatnich latach, czego dowodem jest choćby nasz zeszłoroczny ranking (zebrany jeszcze przed „Strażnikami”).
„Strażnicy…” wygrali – co było tak wyjątkowego w tym filmie?
Miłosz Cybowski: Pewnie to, że nie stara się na siłę udziwniać powszechnie znanych (by nie rzecz sztampowych) elementów kina superbohaterskiego. A przy tym rozgrywa się w kosmosie, dzięki czemu mamy i dużo akcji (pościg w praktycznie niezniszczalnych stateczkach górniczych), i dużą rozpiętość ładnych miejsc (statek Tego Złego á la pałace Kserksesa z „300”, osiedle górnicze, muzeum osobliwości), i kolorowych… pardon, różnorodnych bohaterów (choć, jak zauważono na Screen Junkies, to mimo wszystko tacy „Avengers” tylko że w kosmosie, z tymi samymi archetypicznymi rolami), i wreszcie zagrożenie na skalę o wiele większą niż dotychczas. Sztampa? Sztampa. Ale właśnie dzięki poruszaniu się w doskonale wyznaczonych ramach twórcy mogli sobie pozwolić na dopracowanie ich w najmniejszych szczegółach.
Jarosław Robak: „Strażnicy Galaktyki” sprytnie grają na nostalgii za latami osiemdziesiątymi (a przecież popkultura nauczyła nas tęsknić za tą dekadą, nawet jeśli jej nie pamiętamy). Widać to i w odtworzeniu schematów przygodowego kina, które wtedy święciło największe sukcesy, no i oczywiście w słuchanych z kaseciaka piosenkach, z którymi dorastał każdy amerykański dzieciak w tamtych czasach. W dodatku jest to chyba najzabawniejsza produkcja od Marvela. Sam jednak jestem zaskoczony, że film Jamesa Gunna chwycił tak bardzo – anonimowi dla większości widzów bohaterowie, miejscami ekscentryczny humor, aktorzy rozpoznawalni, ale jednak nie z hollywoodzkiej ekstraklasy… Dość ryzykowna recepta na wakacyjny blockbuster.
Karolina Ćwiek-Rogalska: No i nie zapominajmy o tym, że „Strażnicy…” połączyli ogień z wodą. Nie tylko dali ciekawy film rozrywkowy dla widzów niezorientowanych, co w MCU piszczy, ale też wprowadzili nowe wątki do filmowego uniwersum Marvela, które poszerzyło się teraz – bardzo wyraźnie – o kosmos. Tym samym nie dość, że otworzyli możliwości dla wprowadzenia na scenę kolejnych bohaterów i pokazali, że naprawdę dużo „dziwactw” z komiksów da się sprzedać szerokiej publiczności. Niby już to wiedzieliśmy, ale chyba dopiero szop z giwerą pokazał, co widownia jest już w stanie przyjąć.
Kamil Witek: Świetny duet Rocket i Groot to jeden z wielu plusów „Strażników…”, ale moim zdaniem Marvel nie odcinał tylko kuponów od sprawdzonego przepisu lecz także sporo zaryzykował. Nie przypominam sobie bowiem, żeby w filmie za ponad sto milionów, napakowanym efektami specjalnymi i buchającym od akcji, w decydującym i kulminacyjnym momencie główny bohater wyzywał arcy-złego-wroga na…pojedynek taneczny. Jeśli Miłosz twierdzi, że to sztampa to poproszę ją w przyszłym kinie superbohaterskim z dużą górką.
Adam Kordaś: Wcale się nie dziwię, że „Strażnicy galaktyki” trafili na szczyt rankingu. Dawno już żaden film nie dostarczył mi takiej porządnej dawki solidnej a przy tym wcale niegłupiej rozrywki. Kiedy pojawiły się pierwsze wieści o tej produkcji wzruszyłem jedynie ramionami – sądziłem, że powstanie jakiś lekko zmutowany klon „Avangers” czy „X-menów” różniący się głównie scenografią przeniesioną w kosmos, więc właściwie nie specjalnie jest na co czekać… Jakże się myliłem! Jasne, że ogólnie rzecz biorąc właściwie wszystkie składniki tego filmu są skądinąd znane – ale jakiż pysznie orzeźwiający koktajl jest z nich widzowi serwowany. Myślę, że główną przyczyną jest znakomite dobranie proporcji i wszechobecny acz nienachalny humor. Choćby taka „straszliwa lewitująca strzała”. Najpierw budzi zdziwienie z nutką politowania – niby to ma być skuteczna broń zaawansowanych technicznie istot, które bez trudu podróżują gwiezdnymi ścieżkami? Okazuje się, że jak najbardziej może. I to jeszcze jak ;) Poza wszystkimi innymi zaletami „Strażników” miło wreszcie obejrzeć film superbohaterski, który nie rozgrywa się głównie w USA.
Piotr Dobry: Również doceniam wszystkie wymienione przez was walory rozrywkowe filmu, ale fascynuje mnie także jego – nie bójmy się tego słowa przy opowieści o kosmicznym szopie i gadającym drzewie – mądrość. W tym to, jak wiele można w nim znaleźć analogii do obecnych wydarzeń na świecie. Weźmy choćby paralele z zamachem na redakcję „Charlie Hebdo”. I nie mam tu na myśli jedynie komiksowego rodowodu „Strażników…” czy oczywistej zbieżności deklaracji „I am Groot” i „Je suis Charlie”, bo przecież jest jeszcze główny w zasadzie wątek walki z terroryzmem, jest Gamora, która teraz budzi nieodparte skojarzenia z Ahmedem Merabetem broniącym własną piersią „obcych” przed „swoimi”, jest wreszcie ten sowizdrzalski Star-Lord walczący i z systemem, i z fanatykami nie tylko przy pomocy laserów-bajerów, ale i cokolwiek niewyszukanego humoru. Prawie profetyzm. Niesamowite.
1 2 3 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zaufaj indonezyjskiej smoczycy
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ksiądz znikąd
— Sebastian Chosiński

Ostateczny Porządek
— Kamil Witek

Skywalker na sterydach
— Konrad Wągrowski

Do sedna: Darren Aronofsky „mother!”
— Marcin Knyszyński

Tegoż autora

Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Tysiąc lat później
— Miłosz Cybowski

Europa da się lubić
— Miłosz Cybowski

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Powrót na „Discovery”
— Miłosz Cybowski

Odyseja kosmiczna 2001: Pisarz i Reżyser
— Miłosz Cybowski

Mniej, ale więcej
— Miłosz Cybowski

Jak drzewiej o erpegach rozprawiano
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.