Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Porażki i sukcesy 2014

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 7 »
Piotr Dobry: Tak, zupełnie niedoceniony u nas „Noe” to imponujący dowód na to, jak można zmienić katechetyczną czytankę w krwawe fantasy ku uciesze popkulturystów.
Karolina Ćwiek-Rogalska: Hej, ale nie zapominajmy o tym, że „Noe” nie tyle jest ekranizacją książki – swego rodzaju – co adaptacją komiksu opartego luźno na tych kilku stronach?
Jarosław Robak: Nie bardzo. Pierwszy był scenariusz, na podstawie którego najpierw zrobiono komiks, a potem film.
Konrad Wągrowski: Mnie też „Noe” przypadł do gustu – lubię bardzo filmy biblijne, które odchodzą od biblijnych historii, cieszy mnie, że ktoś w gruncie rzeczy ekranizuje niekanoniczną księgę Enocha, bardzo mi się podobały różne smaczki w stylu odmienności wszystkich pokazywanych zwierząt od nam znanych, czy wielkie trąby powietrzne szalejące nad Ziemią. Szkoda, że chyba tymi tropami nie pójdzie Ridley Scott, bo jego „Exodus” zapowiada się na film dużo bardziej szkolny i grzeczny. Ale nie zmienia to faktu, że jednak w naszym głosowaniu „Noe” przepadł…
FILMY ROKU
WASZ EKSTRAKT:
70,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Powróćmy do naszego topu. Drugie miejsce – „Lewiatan” Zwiagincewa. Kapitalny film rosyjskiej rzeczywistości. Na ile na jego odbiór wpływa obecna sytuacja polityczna?
Jarosław Robak: Można cynicznie skonstatować, że Putin zrobił Zwiagincewowi niezłą kampanię promocyjną – po wydarzeniach na Ukrainie „Lewiatana” obejrzało zapewne wiele osób na ogół niezainteresowanych rosyjskim kinem; pewnie też przyklepano w ten sposób oscarową nominację (która na szczęście jest w stu procentach zasadna z powodów artystycznych). Natomiast na sam odbiór filmu, przynajmniej w Polsce, polityka ostatnich miesięcy raczej nie wpłynęła znacząco: my chyba nigdy nie mieliśmy przesadnych złudzeń, co do Putinowskiej Rosji, więc z naszej perspektywy Zwiagincew nie mówi niczego zaskakującego. Za to na Zachodzie „Lewiatan” może być odkryciem.
Konrad Wągrowski: Miejmy nadzieję, że będzie (kibicujecie o Oscarach jemu czy „Idzie"? :) ). Ale myślę, że i dla nas jest w „Lewiatanie” materiał do przemyśleń. Przecież w tym filmie jest nie tylko opresyjny charakter władzy, ale też ponura rola cerkwi (czy ogólnie: systemu religijnego na usługach państa), a także ciekawa przypowieść o niemożności zbudowania frontu przeciw tej opresji, o przyczynach rozpadu i atomizacji społeczności.
Jarosław Robak: Sprowadzanie „Lewiatana” do roli antyputinowskiej agitki jest rzecz jasna niesprawiedliwe. Film Zwiagincewa to tak naprawdę kolejny głos w toczącej się przynajmniej od czasów Piotra Czaadajewa (a tak naprawdę to chyba od caratu Piotra I) debacie o cywilizacyjnej przynależności Rosji do Zachodu lub Wschodu. No i, niestety, w optyce reżysera wygląda to tak, że okcydentaliści ponieśli sromotną klęskę – „europejskie” i nowoczesne myślenie jest z tamtejszą rzeczywistością niekompatybilne. Ale „Lewiatan” wychodzi też poza rosyjskie konteksty, bo Kafkowski absurd w starciu z aparatem państwowym czy wątpliwe sojusze tronu i ołtarza to tematy zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną. Ale kibicuję „Dzikim historiom” :)
Krystian Fred: Oczywiście chciałoby się sprowadzić film Zwagincewa tylko do rzeczywistości rosyjskiej. Niestety truchło Lewiatana znajdziemy i nad Bałtykiem. Zresztą wszędzie tam, gdzie homo sovieticus rządzi a wraz z nim pomniejsze sovieticuski. Reportaży o lokalnych koteriach, układach i sojuszach wójta z plebanem znajdziemy tyle, że mógłby powstać o tym cały festiwal filmowy. I choć trudno oderwać od tego filmu wzrok (nawet w nieogrzewanym kinie na skrzypiących siedzeniach gdzieś w lubuskim), seans nie należy do przyjemnych, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że jeszcze długo nie wysuszymy się po wrzuceniu do sowieckiej rzeki.
Jarosław Robak: Krystian chciałby uzasadnić patologie pokazane w filmie sowieckim dziedzictwem, ale nie ma tak łatwo. Zwiagincew często podkreśla, że jedną z najważniejszych inspiracji dla „Lewiatana” była historia przedsiębiorcy ze stanu Kolorado, Marvina Heemeyera, który w 2004 roku – w odpowiedzi na represje ze strony lokalnych władz – przy pomocy buldożera zrównał z ziemią kilkanaście budynków w miasteczku Granby (w tym ratusz i dom burmistrza). Więc albo senator MacCarthy miał rację, i to komuniści doprowadzają Amerykę do upadku, albo jednak pewne problemy są uniwersalne.
Krystian Fred: Przyznam się, że nie znałem historii z Heemeyerem, która rzeczywiście rzuca szersze światło na „Lewiatana”. Choć z drugiej strony, u Zwagincewa szarpanina jest z góry skazana na porażkę. W Ameryce można jeszcze zbudować transformersa i wprowadzić radykalne zmiany w zagospodarowaniu przestrzennym miasta. Mało tego. Można jeszcze zyskać miano lokalnego bohatera (oczywiście dla tych, których trawnik został nietknięty). Zakład, że za kilka lat zobaczymy film oparty na tych wydarzeniach?
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Konrad Wągrowski: Miejsce trzecie to „Boyhood”, czyli wielki eksperyment Linklatera. Czy tylko?
Kamil Witek: Wielki eksperyment, ale też wielkie zwycięstwo i kino przez duże K. Linkater trochę zadziałał tu jak dokumentalista, ale domyślam się jak musiało być mu ciężko jak i całej ekipie pożegnać się raz na zawsze z bohaterami i historią, która płynie tak swobodnie, że nie można się od niej oderwać. I to bez zwrotów akcji, dramatów i innych sztampowych zagrywek. Zresztą w „Boyhoodzie” widziałem odbicie dużej części swojego dzieciństwa, może dlatego wyszedłem z niego bardzo ukontentowany, co nie zdarza mi się zbyt często, a już na pewno nie przy niemal trzy godzinnych filmach.
Grzegorz Fortuna: Mam problem z „Boyhood”, bo to chyba jedyny w tym roku film, który spotkał się z tak pozytywnymi reakcjami ze strony krytyków, a fenomenu którego kompletnie nie potrafię zrozumieć. Wszyscy piszą o tym, że jest bezpretensjonalny, że nikt tak jeszcze nie zobrazował upływu czasu (no dobra, to akurat prawda, ale trudno to uznać za wartość samą w sobie), że każdy będzie utożsamiał się z głównym bohaterem itd. Tymczasem trudno mi się pozbyć wrażenia, że to – paradoksalnie – najbardziej wykalkulowany film tego roku. Bohater jest pomyślany tak, żeby każdy mógł przelać na niego własne emocje (bo Mason w ogóle nie ma tu charakteru), a poszczególne sceny prawie zawsze odnoszą się do ważnych zjawisk popkulturowych lub politycznych – mamy więc między innymi kompletnie nienaturalną rozmowę o Facebooku i parominutowy, wzięty dosłownie znikąd, epizod poświęcony Obamie. Jak dla mnie to proste i dość tandetne wabiki na widza, który automatycznie przypomina sobie swoje emocje związane z tymi zjawiskami. Zresztą, obserwując poczynania Masona, który właściwie niczym się nie interesuje i na wszystko reaguje wzruszeniem ramion, najzwyczajniej w świecie miałem ochotę ten film wyłączyć.
Jarosław Robak: To charakterologiczne niedookreślenie Masona nie tylko pozwala każdemu się z nim na jakimś etapie utożsamić, ale też współbrzmi z optymistyczną nutą kina Linklatera, że „wszystko jest jeszcze możliwe”. W ogóle lepiej chyba odbierać ten film nie jako historię tego konkretnego chłopca, ale jako rzecz o tytułowym „chłopięctwie”, o pewnej idei dojrzewania, które jest tu czasem stopniowego nasiąkania skorupki, gdy pewne rzeczy odciskają się na młodym człowieku (np. nie sądzę, że zainteresowanie – ha, jednak! – fotografią wzięło się tu zupełnie znikąd) – ale jeszcze niczego nie przesądzają. Dlatego w filmie o wiele więcej konkretów da się powiedzieć o dorosłych, nawet tych z dalszego planu, którzy egzystencjalne „sprawdzam” mają już za sobą. Nie sądzę też, żeby epizod z kampanii Obamy był tak zupełnie bezzasadny – tym bardziej, że tu ciągle wybija na powierzchnię jakiś element społecznego tła (jest i Bush, i Irak, i nawet kwestia imigrantów). Poza tym można to czytać jako element przemyślanej strategii odbrązawiania postaci „fajnego weekendowego ojca” (przystojny, kumpluje się z muzykami i jeszcze zaangażowany Demokrata!), który – zwłaszcza pod koniec filmu – już wcale taki fajny się nie wydaje.
Grzegorz Fortuna: Problem w tym, że to charakterologiczne niedookreślenie jest dość prostackim chwytem, który – paradoksalnie – przekreślił w moim wypadku możliwość jakiegokolwiek utożsamienia się z Masonem. Sto razy bardziej niż z bohaterem „Boyhood” utożsamiałem się choćby z Rigganem Thompsonem z „Birdmana”, który jest niemal trzy razy starszy ode mnie i z którym de facto nie dzielę prawie żadnych problemów ani doświadczeń. Budowanie więzi widza z bohaterem polega moim zdaniem na tym, by bohater był interesujący, miał swoje wady i zalety, dążył do czegoś itd. Wtedy wystarczy jakiś jeden drobiazg, który trafi widza w odpowiednie miejsce, żeby ten zaczął się z bohaterem utożsamiać, żeby poczuł jego emocje i podświadomie porównywał je ze swoimi. Linklater idzie natomiast na łatwiznę – z głównego bohatera robi czystą kartkę, chłopaka kompletnie pozbawionego cech, który na wszystko reaguje wzruszeniem ramion; fabułę buduje z kolei tak, by składała się z wydarzeń, które są tak niekonkretne, że każdy może je połączyć ze swoimi doświadczeniami.
« 1 2 3 4 5 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zaufaj indonezyjskiej smoczycy
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ksiądz znikąd
— Sebastian Chosiński

Ostateczny Porządek
— Kamil Witek

Skywalker na sterydach
— Konrad Wągrowski

Do sedna: Darren Aronofsky „mother!”
— Marcin Knyszyński

Tegoż autora

Przygody z literaturą
— Miłosz Cybowski

Dylematy samoświadomości
— Miłosz Cybowski

Tysiąc lat później
— Miłosz Cybowski

Europa da się lubić
— Miłosz Cybowski

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Zimnowojenne kompleksy i wojskowa utopia
— Miłosz Cybowski

Powrót na „Discovery”
— Miłosz Cybowski

Odyseja kosmiczna 2001: Pisarz i Reżyser
— Miłosz Cybowski

Mniej, ale więcej
— Miłosz Cybowski

Jak drzewiej o erpegach rozprawiano
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.