Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tydzień z Avengers: Marvel. Historia wstydliwa

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Droga Marvel do Hollywood nie była łatwa. Ona była piekłem.

Łukasz Gręda

Tydzień z Avengers: Marvel. Historia wstydliwa

Droga Marvel do Hollywood nie była łatwa. Ona była piekłem.
Superbohaterowie rządzą. Chyba nikogo nie trzeba do tego dziś przekonywać. Jest to aż nadto widoczne w kinie, telewizji, grach wideo. Duża w tym zasługa Marvela, a konkretnie Marvel Studios, które od lat konsekwentnie rozbudowuje swoje filmowe uniwersum. Marka, niegdyś pogardzana przez Hollywood, jest dziś sercem amerykańskiego przemysłu filmowego.
Marvel odmienił kino rozrywkowe, porzucając dawny model tworzenia adaptacji komiksów. W zamian zaproponował stworzenie filmowego uniwersum zaludnionego przez superbohaterów, które rządziłoby się tymi samymi zasadami, co jego papierowe wydanie. Do tego potrzeba było nie jednego filmu, nie dwóch, ale przynajmniej kilkunastu.
Marvel miał rację. Superbohaterowie nie żyją w próżni. My Polacy możemy tego do końca nie rozumieć, bo nigdy nie mieliśmy u siebie przemysłu komiksowego z prawdziwego zdarzenia tzn. takiego, który wypluwałby co tydzień setki, jeśli nie tysiące tytułów.
Formuła Marvela zawojowała świat, ale trzeba pamiętać, że rodziła się w bólach, a to jak wiemy (choćby z komiksów Marvela) przepis na świetną historię. Zostawmy więc na chwilę teraźniejszość i cofnijmy się do czasów, gdy superbohaterowie ze stajni Domu Pomysłów nie byli tacy „super” i mieli na swoim koncie więcej porażek niż sukcesów.
Marvel: Początek
Historia związków Marvela z kinem jest długa i sięga czasów lat 40. i ubiegłego stulecia. W 1944 roku na ekranach kin zadebiutował po raz pierwszy „Kapitan Ameryka”. Był to 15-odcinkowy serial kinowy wyświetlany przed właściwym seansem – popularny zabieg w tamtych czasach. Filmowa wersja Kapitana mocno różniła się od tego, co znamy z kart komiksów – bohater miał na imię Grant, był adwokatem, a zamiast tarczą, wolał posługiwać się rewolwerem.
Serial wyprodukowało studio Republic ku umiarkowanej uciesze publiczności i krytyków. Tragedii nie było, ale Marvel (wówczas znany jako Timely Comics) nie był zadowolony ze współpracy i postanowił na wszelki wypadek trzymać się z dala od kina przez jakiś czas. Rozłąka trwała przeszło 40 lat. W międzyczasie wydawnictwo zaczęło szukać szczęścia na mniejszym ekranie i nawiązało współpracę z telewizją.
W połowie lat 70 Marvel podpisał umowę ze stacją CBS na produkcję kilku pilotów z przygodami superbohaterów – Spider-Mana, Doktora Strange’a, Kapitana Ameryki i Hulka.
Pierwsze występy w telewizji
Pierwszym z szczęśliwców był Człowiek Pająk – „Spider-Man” został wyemitowany w 1977 roku. Do roli konsultanta zaangażowano Stana Lee. W efekcie film był w miarę bliski komiksowemu pierwowzorowi, ale infantylny, dziecinny ton, narzucony przez telewizję, zdominował całość i zniechęcił wydawnictwo do kontynuowania projektu (nie zraził za to CBS, które zrealizowało jeden pełny sezon). Co ciekawe następstwem tej decyzji było udzielenie licencji japońskiemu studiu TOEI. Owocem tej współpracy był niesamowity Supaidaman.
W japońskiej wersji przygód Spider-Mana jest wszystko, czego dusza zapragnie – motory, ogromne roboty i widowiskowe walki. Główny bohater Takuya Yamashiro jest profesjonalnym motocyklistą, który ukrywa przed światem fakt, że jest superbohaterem obdarzonym mocą wojownika z planety Spider – posiada m.in. pajęczy zmysł i nadludzką siłę. Gdyby tego było mało ma również do dyspozycji gigantycznego robota – Leopardona. Serial spotkał się z ciepłym przyjęciem ze strony Marvela. Po jego sukcesie Toei chciało nawet zrealizować swoją wersję przygód Kapitana Ameryki, ale „Captain Japan”, nigdy nie ujrzał światła dziennego.
Tymczasem z powrotem w Ameryce, Marvel wciąż starał się przebić do masowego widza. Pilot kolejnego serialu, tym razem z Doktorem Strange’em, wyemitowano w 1978 roku. Stan Lee powtórzył swoją rolę konsultanta, ale to nie pomogło i publiczność powiedziała „nie”.
Trzeci w kolejce Kapitan Ameryka doczekał się nie jednego, ale aż dwóch filmów: „Captain America” i „Captain America: Death Too Soon”. Marvel nauczony lekcję z 1944 przyłożył się bardziej do licencji, ale i tak efekt był daleki od ideału – Steve Rogers w tym wydaniu był artystą (sic!), który po przyjęciu sterydu FLAG zmienił się w Kapitana Amerykę; miał do dyspozycji tarczę, a do tego motocykl w parze z komicznym kaskiem-gigantem.
Tylko Hulk wyszedł obronną ręką z konfrontacji z oczekiwaniami publiczności. Twórca serialu Ken Johnson wprowadził wiele drobnych zmian względem oryginału, głównie z powodu swojej awersji do komiksów, ale wyszły one serialowi na dobre. „The Incredible Hulk” był po prostu zrobiony z głową.
Pomysł z telewizją nie wypalił. Po raz kolejny cieniem na wysiłkach Marvela kładły się problemy wynikające z braku twórczej kontroli i ograniczonego budżetu. Wydawnictwa to jednak nie zniechęciło i wkrótce przystąpiono do praca nad kolejnym, pierwszym od czterech dekad, filmem kinowym.
Więcej o związkach Marvela z Japonią przeczytasz jutro w artykule „Marvel-san”
Kaczor, który zabił Marvela
Nie da się tego powiedzieć inaczej – „Kaczor Howard” (1986) był katastrofą na miarę „E.T” z Atarii 2600. Im mniej miejsca mu poświęcimy, tym lepiej.
Powrót do telewizji
Po gigantycznej wtopie Marvel musiał podkulić ogon i wrócić z powrotem do telewizji, gdzie o dziwo zaczynał sobie całkiem nieźle radzić dzięki serialowi o przygodach Hulka, który doczekał się aż pięciu sezonów. Na fali jego popularności zrealizowano trzy filmy telewizyjne – „The Incredible Hulk Returns” (1988), „The Trail of The Incredible Hulk” (1989) i „The Death of The Incredible Hulk” (1990).
Warto o nich wspomnieć z dwóch powodów. Po pierwsze – Hulkowi towarzyszą w nich dwaj inni bohaterowie Marvela – Kapitan Ameryka i Daredevil. Zabieg, który później stał się kluczem do sukcesu Marvel Studios. Po drugie – w „The Trial…” po raz pierwszy Stan Lee zaliczył swoje cameo – kolejny znak rozpoznawczy produkcji Marvela.
Niezadowalające wyniki finansowe ostatniego filmu i śmierć Billa Bixby’ego położyły jednak kres telewizyjnym przygodom Hulka.
Licencja na porażkę
Pod koniec lat 80. Dom Pomysłów wrócił do kina za pomocą „Punishera” (1989), który jest i nie jest filmem Marvela. Jest, ponieważ nosi tytuł „Punisher”, a jego bohaterem jest Frank Castle. Nie jest, bo Marvel udzielił studiu Artisan i Lionsgate tylko częściowej licencji, obejmującej co prawda imię i nazwisko bohatera, ale jego ikonicznego kostiumu już nie.
Trudno dociec, co było powodem takiej decyzji: Marvel prowadził fatalną politykę licencyjną, ale wina leżała i po drugiej stronie: Hollywood był fatalnym licencjobiorcą, który nie liczył się oryginałem i miał gdzieś kontrolę jakości. Warto dodać, że wśród zainteresowanych komiksową licencją nie było największych hollywoodzkich studiów, co gwarantowałoby „jakiś” poziom produkcji. Do Marvela zgłaszali się głównie podrzędni producenci, którzy mieli słabość do machlojek, a na komiksach nie znali się tyle, co nic. Do tego wydawnictwo często borykało się z problemami finansowymi i było zmuszone ratować się sprzedażą licencji.
Pamiętajmy, że komiks in spe nie miał wówczas lekkiego życia w Hollywood. Komiksy z superbohaterami w oczach producentów były wciąż dziecięcą rozrywką. Nie przeszkadzało to jednak konkurencyjnemu wydawnictwo DC Comics odnosić sukcesów w telewizji (kultowy Batman z Adamem Westem oraz udana Wonder Woman) i kinie (Batman Zbawia Świat, Superman)
Smutny koniec i nieśmiały początek
Lata 90. były szczególnie trudne dla Marvela. Konkurencja, czyli DC Comics, święciła triumfy dzięki „Batmanowi” Tima Burtona, który dał początek całej serii filmów o przygodach Człowieka Nietoperza. Tymczasem kolejny film z logiem Marvela okazał się klapą. „Kapitan Ameryka” wyprodukowany przez niesławne studio Cannon trafił od razu do dystrybucji VHS. Warto jednak o nim wspomnieć z uwagi na niesamowite patenty fabularne – czy wiedzieliście na przykład, że Red Skull miał na imię Tadzio de Santis i pochodził ze słonecznej Italii?
„Kapitan Ameryka” był filmem złym, ale i tak lepszym od „Fantastycznej Czwórki” – filmu tak koszmarnego, że Marvel wykupił wszystkie kopie od producenta i je zniszczył (ale co Marvel zniszczył, Internet zachował). Zbawienną decyzję w tym względzie podjął dyrektor Marvela Avi Arad. Ten sam, który później będzie stał za sukcesem „Spider-Mana”.
Wszystko wskazywało na to, że Dom Pomysłów już nigdy nie odniesie sukcesu w Hollywood. Batman od DC Comics udowodnił co prawda, że filmowa adaptacja komiksu może być udana, ale pod warunkiem, że komiks nie pochodzi od Marvela. W końcu jednak i Mrocznemu Rycerzowi powinęła się noga. Koniec lat 90. przyniósł kres jego filmowych przygód – „Batman i Robin” (1998) był kampowym arcydziełem, ale nikt nie chciał go takim oglądać.
1 2 »

Komentarze

06 V 2015   08:35:58

Straszliwie powierzchowny tekst. Szkoda.

06 V 2015   10:11:49

O drodze Marvela na szczyty box office możnaby książkę napisać - i w pewnym sensie napisano, bo Sean Howe sporo miejsca poświęcił Stanowi, który zaczął się odsuwać od bezpośredniego nadzorowania produkcji komiksów na rzecz ekspansji do innych mediów. Mnie najbardziej zaskoczyła historia Howarda - film widziałem jako dzieciak i, jak to dzieciakowi, jako tako się podobał. Punisher i Kapitan zresztą też. Telewizyjny Spider-Man już mniej - ale i tak największym zawodem był filmowy He-Man.
Natomiast Blade pokazał, że można dużo osiągnąć dzięki jakiejś trzecioplanowej postaci -- tak samo, jak potem zrobiono z Guardianami. Zdecydowanie wolę taką świeżynkę niż n-te origin story w kółko tych samych, raz po raz rebootowanych postaci: Spider-Mana czy Fantastic Four -- z wciąż tymi samymi arcyłotrami sprzed kilku dekad. Jedyne przyjemne zaskoczenie: naprawdę fajnie zrobiony Daredevil. No i moi moi ulubieni X-Men - których filmowe przygody wypadają raz lepiej, raz gorzej, ale jednak zawsze o dwa poziomy wyżej niż niezmiennie koszmarny Spider-Man.

06 V 2015   14:27:23

Spiderman naprawdę miał pecha. Jako dzieciak podkochiwałam się w bohaterze kreskówki (tak, wiem, to idiotyczne) i kolejne ekranizacje (te z Tobym zwłaszcza) odbierałam wyjątkowo boleśnie.

06 V 2015   17:27:55

Ja tak samo miałem z Rogue :) Za obsadzenie w tej roli Anny Paquin castingowców należałoby wysłać na Syberię >:(

06 V 2015   19:48:23

Apeluję do redakcji o dokładniejszą korektę tekstów przed ich wrzuceniem na stronę - tego artykułu momentami naprawdę odechciewa się czytać.

07 V 2015   10:57:22

Howard wrócił w Strażnikach Galaktyki :-)

08 V 2015   01:42:27

Roger Corman i plastikowa F4- cóż mogło powstać innego jak fantastyczny gniot, na miarę spin-offu Gwiezdnych Wojen z Chewbaccą w roli głównej?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Pozamiatane
— Łukasz Gręda

Ręce opadły
— Łukasz Gręda

Lost
— Łukasz Gręda

Dni jak ścięte wąsy
— Łukasz Gręda

Strzelają się
— Łukasz Gręda

Gumowe kule
— Łukasz Gręda

W ciemność
— Łukasz Gręda

Zaczęło się
— Łukasz Gręda

Słowiańska pełnia
— Łukasz Gręda

Mad Max: Hardy wojownik. Najlepsze role Toma Hardy’ego
— Łukasz Gręda

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.