Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Transmisja z Wrocławia: De gustibus cośtam cośtam

Esensja.pl
Esensja.pl
No i postawili wreszcie te dwie wieże. Naród rzucił się do kin, aby nie śpiąc i nie jedząc obejrzeć drugą część filmowego „Władcy Pierścieni”. Chociaż może z niejedzeniem to nie do końca prawda, ostatecznie po coś te podajniki paszy przy fotelach w co poniektórych kołchozach są. Kwestii niespania dla bezpieczeństwa poruszał nie będę, bo tolkieniści mają wszędzie swoje dojścia, chociaż tak w tajemnicy przyznam się, że podczas trzeciej godziny wizja miękkiej kołdry zdawała mi się coraz bardziej interesującą.

Paweł Pluta

Transmisja z Wrocławia: De gustibus cośtam cośtam

No i postawili wreszcie te dwie wieże. Naród rzucił się do kin, aby nie śpiąc i nie jedząc obejrzeć drugą część filmowego „Władcy Pierścieni”. Chociaż może z niejedzeniem to nie do końca prawda, ostatecznie po coś te podajniki paszy przy fotelach w co poniektórych kołchozach są. Kwestii niespania dla bezpieczeństwa poruszał nie będę, bo tolkieniści mają wszędzie swoje dojścia, chociaż tak w tajemnicy przyznam się, że podczas trzeciej godziny wizja miękkiej kołdry zdawała mi się coraz bardziej interesującą.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przetrwałem jednak, w gruncie rzeczy przecież z przyjemnością. Po to, aby zaraz wpaść w sam środek zażartych dyskusji. Na szczęście ominęło mnie roztrząsanie szarży Rohirrimów rozpoczęte jeszcze zanim miałem podstawy do uczestnictwa, dzięki czemu nie kusiły mnie dywagacje, czy koń zgalopuje po pionowej ścianie, czy też może ta ściana wcale nie była pionowa. Jak każdy prawdziwy macho wplątałem się jednak w wymianę poglądów na temat kobiet.
Jak wiadomo, nie jest to u Tolkiena temat zbyt rozległy, kobiet w całej powieści jest ze sześć, i to wliczając Szelobę. Wystarczyło ich jednak do wywołania ostrych kontrowersji, zresztą już od pierwszej części. Głównie pobiły się chłopaki o Arwenę, ale i Galadrieli się dostało, a teraz doszła im Eowina. Cóż, to, że się różnym ludziom różne kobiety podobają, to w sumie nie jest wielkie odkrycie. Ale tu nie było tak prosto, w przypadku dzieła Tolkiena każde skrzywienie się ma wszak podtekst polityczny, uderzać może bowiem w wizję.
Faktem jest, że reżyser wziął na siebie brzemię nielekkie. Gdyby całość wymyślił od zera (lub też efektywnie od zera, bo jeśli nawet istnieją książkowe pierwowzory tych przykładów, to mało są znane), jak „Willowa” czy „Ostatniego smoka”, mógłby sobie szaleć artystycznie do woli. Wziął się jednak za dzieło, które – z niezłym przybliżeniem – każdy zna, toteż każdy ma na jego temat swoje imaginacje. Sporą pomocą była niewątpliwie pewna standaryzacja wyobrażeń skanalizowanych ilustracjami Howe’a, Nasmitha i paru innych. Nawiasem mówiąc, byłaby i wśród normalizatorów nasza Kasia Chmiel, gdyby się na niej te dzikusy z Zachodu wcześniej poznały, a nie dopiero teraz. Wracając jednak do tematu. Standardy standardami, a ludzie i tak swoje wiedzą.
Ot, na przykład, zdaje mi się, że dość powszechna jest wizja Eowiny zbliżonej wyglądem do Doroty Stalińskiej, której, nic nie ujmując, za wzór dziewczęcej kobiecości uznać jednak nie można. Tymczasem widzowie ujrzeli księżniczkę małą, chudą, a co najgorsze z biustem, z jakim żadna szanująca się wojowniczka nie wyszłaby z domu. I ani kawałka skórzanej bielizny. Cóż było robić, zaczęli wybrzydzać. Żeby nie było nudno, trafili się też tacy, którym właśnie Miranda Otto pasowała. Jestem w tej liczbie i ja, uważający iż postaci Eowiny należy się za to paskudne imię rekompensata w postaci jakiejś delikatnej, niebrzydkiej aktorki. Swoją drogą, zawsze mi zgrzytała koncepcja Tolkiena, w myśl której język Rohirrimów w połowie składa się z zawołania „eo”, pochodzącego chyba z wizji rozmówców usiłujących dowołać się do siebie przez step szeroki, którego okiem, będący, jak wiadomo, podstawowym krajobrazem Rohanu.
Kontrowersje dotyczące Eowiny bledną jednak przy tych, które budzi Arwena, a w gruncie rzeczy wszystkie Jacksonowskie elfy. Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że ta wizja większości przypadła do gustu, a jeżeli już komuś nie przypadła, to zrobiła to bardzo. Tak, jak na przykład mnie. Mówili mi dobrzy ludzie, że filmowe elfy są właśnie elfie, nieziemskie. Cóż poradzę, że ja bynajmniej nie odnoszę takiego wrażenia? Liv Tyler widzi mi się kobietą wielką i ciężką, niezależnie od fizycznych wartości tych jej parametrów. Dla lepszego wyjaśnienia – chodzi mi o coś takiego, jak sylwetki koszykarek, a nie sumatori. Tymczasem elfy powinny mieć w sobie lekkość, chociaż owszem, mogą być wysokie. Tak, jak na przykład Nicole Kidman. Całość efektu pogarszają jeszcze burnusy, w które kazano się im ubrać, a które nadają im wdzięk zakonników. Może to podświadome nawiązanie do „Imienia róży”, przecież Rivendell, podobnie jak tamtejszy klasztor, leży sobie gdzieś na odludziu w górach?
Podobny błąd, aczkolwiek tu jestem znacznie mniej odosobniony w krytyce, popełniony został podczas obsadzania elfa Haldira jakimś kuzynem braci Golców z uOrkiestry. To, że zamiast puzonu nosi łuk, nie niweluje bynajmniej księżycowej okrągłości jego twarzy. Zresztą dokładnie to samo, chociaż w nieco mniejszym stopniu, mam do zarzucenia Arwenie. W gruncie rzeczy jedynym elfem, który wygląda jak elf, jest Legolas. Przy czym zupełnie nie pasuje do swoich pobratymców, chociaż może to kwestia tego, że jest endemitem z Mrocznej Puszczy. Tak właśnie powinien wyglądać – szczupły, nie za wysoki, no i w czymś wygodnym do biegania. Wygrywa zresztą w konkurencji nie tylko męskiej, ale i damskiej. Może to mój samczy szowinizm, ale skoro elfy są piękne, to powinny mieć jakiś pierwiastek kobiecości, szczególnie w rysach twarzy, tymczasem liczba tych, które mają buźki jak niewypał, że wspomnę porównanie z podstawówki, jest zatrważająca.
Ciekawe, że elfy sprawiają filmowcom w ogóle duże problemy. Nie, żebym nie miał większych zmartwień podczas odglądania naszego rodzimego „Wiedźmina”, ale o ile z krasnoludami jakoś poszło, to z elfami stanowczo nie. A jest w końcu ten film, przy zachowaniu proporcji, polskim „Władcy Pierścieni” odpowiednikiem. Tu zresztą dopiero spory o wizje potrafiły wrzeć, przecież przynajmniej teoretycznie można było mieć na realizację jakiś wpływ. Na całe szczęście nie było większych kontrowersji co do samego Wiedźmina, kiedy tylko zażegnane zostało niebezpieczeństwo podobieństwa do pana Tadeusza, obawy rozwiały się.
Z elfami było jednak znacznie gorzej. Kto wpadł na pomysł, że jest to taka specjalna odmiana Apaczów, raczej się nigdy nie dowiemy, chyba że człowiek ten zapragnie spektakularnego samobójstwa. A przecież w gruncie rzeczy akurat do strony wizualnej „Wiedźmina”, poza gumowymi smokami, aż tak wiele zastrzeżeń nie ma. Dlaczego więc całkiem przyzwoity Geralt rozmawia z facetem w opasce z muszelek na głowie, do tego jeszcze mając w tle gramolącego się, a świadomie używam tego słowa zamiast „wsiadającego”, na konia Winnetou? Gdzie się podziała powszechnie chyba uznawana elfia zwinność? Cóż, nie na nasze to rozumy.
No, ale na motywy indiańskie krzywili się chyba wszyscy, za to większe różnice zdań budziła, jak zwykle, kobieta. Rzecz jasna, Yennefer. Cóż to było za darcie szat, że jej własne nie są czarne… A jaka rozpacz, że Grażyna Wolszczak ma coś ponad czterdziestkę… Właściwie nie wiem, jaką wizję mieli ci akurat narzekający, tym bardziej, że moim zdaniem była to jedna z lepszych decyzji obsadowych. Czy pani Grażyna, wzorem książkowej Yennefer, ma istotnie skórę jak szesnastolatka, nie wiem, a trochę może nawet szkoda. Ale gdyby dla zapewnienia zgodności tego szczegółu wziąć rzeczywistą nastolatkę, aby grała kobietę mającą przecież ładnych kilkadziesiąt lat, skutki byłyby opłakane.
Podobnie stało się z Jaskrem. Przede wszystkim wyobrażałem go sobie jako blondyna, chociaż nawet nie wiem, skąd mi się to wzięło i czy jakiś opis cokolwiek na ten temat mówi. W każdym razie stanowczo nie jako z lekka pękatego, niskiego Zamachowskiego – już lepszy byłby Jacek Wójcicki. Co więcej, ja sobie Jaskra dalej tak wyobrażam. A przecież dość zgodnie uznaje się tę rolę za jedną z najlepszych w filmie, i to bynajmniej nie relatywnie do żałosnego poziomu całości, a ja się od tego poglądu nie odcinam. Chociaż rolę widziałbym zupełnie inaczej.
Ekranizacji jest wiele. Właśnie pojawiło się „Solaris” (podobno bardzo odbiegające od Lemowskiego oryginału), którego jeszcze nie zdążyłem obejrzeć. Harry Potter to już klasa sama dla siebie, bo unifikacja książki z filmem jest niemal całkowita. Niedawno powstała po raz drugi „Diuna”, a przeróbki komiksów na na potrzeby kina, podobnie jak same te komiksy, to już masówka. Szykuje się „Stara baśń”, z której może coś będzie, chociaż o „Wiedźminie” też tak mówiliśmy. Każdy z tych filmów pokaże nam wizję jakiejś książki i nie będzie to nasza wizja, lecz reżysera, scenarzysty i reszty ekipy.
Patrzę na to, co dotychczas napisałem, i zastanawiam się, co właściwie z tego wynika. Coś mi się podobało. Raz byłem w tym wrażeniu dosyć odosobniony, kiedy indziej szedłem razem z głównym nurtem. Z kolei jakieś wątki nie znalazły mojego uznania, ale ponownie jedne nie miały go prawie u nikogo, a na inne przeciwnie, krzywiłem się jako wyjątek. Nad jednymi były dyskusje, inne przeszły bez echa przyjęte do wiadomości. Te zgodne były z książką, albo chociaż z oficjalną jej interpretacją, a tamte zupełnie wywracały wszystko na drugą stronę.
A więc, jak jest z tym wynikaniem? Cóż, jeżeli w ogóle jest cokolwiek, to chyba tylko to, że film ma być dobrze zrobiony. Cała reszta jest nieważna, bo jakąż robi różnicę taki czy inny kolor czyichś włosów? Szansa na to, że wizja reżysera będzie dokładnie taka, jaką podczas czytania miał widz, jest znikoma. Jeśli więc ktoś nie może znieść ingerencji w swoje wyobrażenia, niech sobie lepiej da spokój z kinem. Chyba że właśnie poszukuje tematu do pomarudzenia, wtedy takie rozbieżności będą dla niego istnym darem niebios. Zresztą, gdyby film wyglądał dokładnie tak, jak podpowiada nasza wyobraźnia, to po co byłoby wydawać te piętnaście złotych?
koniec
1 marca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Pan przestępca
— Paweł Pluta

Pudełko z dna szafy
— Paweł Pluta

Druga Japonia
— Paweł Pluta

Punkty styku
— Paweł Pluta

I po legendzie
— Paweł Pluta

Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta

Swój chłopak
— Paweł Pluta

Relacja na żywo
— Paweł Pluta

Dobór naturalny
— Paweł Pluta

Pewnego dnia one już będą
— Paweł Pluta

Tegoż twórcy

Wojna, która zakończy wszystkie wojny
— Konrad Wągrowski

Karuzela wrażeń
— Gabriel Krawczyk

Jak dobrze wyglądać na łosiu, czyli bitwa w Śródziemiu
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Styczeń 2014 (3)
— Krystian Fred, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja ogląda: Grudzień 2013 (6)
— Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Śródziemski rollercoaster
— Gabriel Krawczyk

Przygoda trwa
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Tomasz Kujawski, Małgorzata Steciak, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Udana podróż
— Tomasz Markiewka

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.