
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
(2015, reż. J.J. Abrams)
Filmy IV kwartału 2015Za kilka dni tradycyjne zestawienie 50 najlepszych filmów roku, ale na razie jeszcze obowiązkowe podsumowanie IV kwartału 2015 roku w polskich kinach.
EsensjaFilmy IV kwartału 2015Za kilka dni tradycyjne zestawienie 50 najlepszych filmów roku, ale na razie jeszcze obowiązkowe podsumowanie IV kwartału 2015 roku w polskich kinach. ![]()
Wyszukaj / Kup 1. Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015, reż. J.J. Abrams) Jak udało się „Przebudzenie Mocy"? Abrams z pewnością zrealizował swoje plany. Powstał film niezły, w dobrym tempie, w ładnych sceneriach, ze zbiorem efektownych elementów właściwych dla „Gwiezdnych wojen” – bitew statków kosmicznych, strzelanin blasterowych, pojedynków na miecze świetlne. Wizualnie – czego mogliśmy domyślić się ze zwiastunów – „Przebudzenie Mocy” nawiązuje do starej trylogii. Bardzo podobne są oszczędne scenerie (pustynia, las, śnieg), nie ma zaś barokowego rozpasania trylogii prequeli z jej kolorową gigantomanią i przeraźliwym efekciarstwem (zwłaszcza w chaotycznej bitwie na orbicie Coruscant, rozpoczynającej „Zemstę Sithów”). Kilka scen w „Przebudzeniu Mocy” – pojedynek na miecze świetlne, odprawa szturmowców, akcja wokół starej świątyni Jedi – są bardzo ładnie zakomponowane i nakręcone. Z drugiej jednak strony nie ma efektu „wow!” – nie ma żadnej sceny, która miałaby siłę rażenia wspomnianego gwiezdnego niszczyciela przelatującego nad ekranem, ATAT wyłaniających się ze śniegów Hoth, czy wyścigu śmigaczy po lasach Endor. Trochę szkoda. Sądzę, że jednak „Przebudzenie Mocy” będzie można ocenić dopiero w kontekście całej nowej trylogii. Na razie otrzymaliśmy dobre, emocjonujące kino przygodowe, solidnie zrealizowane, ale bezpieczne i przewidywalne. Być może przy okazji kolejnej części (film ma raczej otwarte zakończenie) twórcy zdecydują się bardziej zaryzykować i rozszerzyć uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Pod względem stylu, „Aferim!” leży na antypodach poprzedniego filmu Radu Jude, znakomitego „Wszyscy w naszej rodzinie”. Tam mieliśmy typową dla współczesnej kinematografii rumuńskiej surowość – tu, w pięknych czarno-białych zdjęciach, w doskonałych kostiumach i scenografii ewokujących realia i atmosferę dziewiętnastowiecznej Wołoszczyzny, opowiada nam się właściwie western, łotrzykowską przypowiastkę o dwóch policjantach, ojcu i synu, w poszukiwaniu zbiegłego niewolnika-Cygana przemierzających ziemie wieloetnicznego regionu. A jednak w obu produkcjach znać podobny, nierzadko wisielczy humor reżysera – a butni, złośliwi, upokarzający i upokarzani bohaterowie „Aferim!” z łatwością odnaleźliby wspólny język z ojcem z poprzedniego filmu Rumuna. „Aferim!”, jakkolwiek sprawiające wielką frajdę w oglądaniu, rozbrajające barwnymi dialogami pełnymi soczystych wulgaryzmów i melancholijnych refleksji, imponujące inscenizacją (warto śledzić to, co w kadrze dzieje się także na dalszym planie), jest jednocześnie bezwzględną rozprawą z ksenofobią i rasistowskimi uprzedzeniami. Doskonała jest tu rozmowa policjantów z napotkanym popem – a zwłaszcza genialna litania duchownego, w której obrywa się chyba wszystkim europejskim narodowościom: najbardziej Żydom, najmniej, oczywiście, Rumunom, którzy „cierpią i kochają po chrześcijańsku” (brzmi znajomo?). Film Jude wybija też z głowy feudalistyczne sentymenty: rumuński reżyser, choć tak pieczołowicie rekonstruuje przeszłość, ani na moment nie oddaje się nostalgii za szlacheckim porządkiem, obnażając – zwłaszcza w okrutnym, wstrząsającym finale – niesprawiedliwość systemu, w którym naczelnymi zasadami były przemoc, niezasłużone przywileje i pogarda wobec słabszego. Jak zrobić film, przy którym widz emocjonuje się scenami uprawy ziemniaków albo łatania dziur taśmą izolacyjną? Po pierwsze, trzeba do tego reżyserskich umiejętności Ridleya Scotta, po drugie – aktorskiego talentu Matta Damona (kiedy sam na sobie przeprowadzał zabieg chirurgiczny, zapomniałam o oddychaniu). Osadzenie akcji na Marsie niewątpliwie również pomaga. Przeboje disco z lat 80. dodają filmowi specyficznego uroku, zaś żarty skłaniają do uśmiechu, ale zarazem są sensownie osadzone w fabule i dialogach, nie zaś dodane na siłę. Mój ulubiony to: „Chcecie mnie wysłać w kosmos w kabriolecie!”. A krajobrazy Czerwonej Planety są po prostu przepiękne. ![]()
Wyszukaj / Kup 4. Crimson Peak. Wzgórze krwi (2015, reż. Guillermo del Toro) Nieprzypadkowe są tu skojarzenia z „Rebeką” i „Osławioną” Hitchcocka, główna bohaterka nie bez powodu nosi nazwisko odtwórcy roli Van Helsinga z horrorów Hammera. Bajeczne kostiumy i dekoracje, ale też sposób w jaki del Toro kończy poszczególne ujęcia, kojarzą się z klasycznym Hollywood. Mimo tych wszystkich cytatów, aluzji i elementów pastiszu, „Crimson Peak” jest filmem serio: tym, czym dla Petera Jacksona był „King Kong” – bezwstydnym romansem na granicy kiczu, pełnym egzaltowanych dialogów, realizatorskiego przepychu i operowych emocji, które w innej konwencji byłyby zgrzytem – ale tu służą przywróceniu stylu i magii dawnego kina. Na tle współczesnego horroru produkcja del Toro jest właściwie osobnym zjawiskiem: próżno szukać tu realizmu, found footage, estetyki szoku – nawet gdy konsekwentne budowane klimatu zostaje zarzucone przez Meksykanina w finale, końcowe krwawe starcie w śniegu i we mgle więcej ma z wizualnej poezji niż z masakry rodem ze slashera. I to chyba jeden z powodów, dla których całość bardziej zachwyca niż przeraża. „Mostowi szpiegów” należy się wielkie uznanie – nie tyle jako kinu historycznemu (choć w przywoływaniu stylu, mody i atmosfery lat pięćdziesiątych po obu stronach żelaznej kurtyny – warto zwrócić uwagę jak w zależności od lokacji zmieniają się zdjęcia Janusza Kamińskiego – jest znakomite), ale jako intencjonalnie staroświeckiej rzeczy o wartościach, rozprawie o moralności i polityce. Choć to przykład „kina gadanego”, niewiele tegorocznych filmów tak skutecznie trzyma na krawędzi fotela: niby wiadomo, co stanie się w finale na berlińskim moście Glienicke (fabułę oparto na faktach), ale kadrowanie, gra Hanksa i Rylance’a, tempo, czynią z niego jedną z najbardziej przejmujących Spielbergowskich kulminacji. Sam „Most szpiegów” z powodzeniem można postawić obok najlepszych „poważnych” filmów twórcy „Monachium”. Maclean świetnie rozegrał kilka elementów, nade wszystko zaś różnice mentalne pomiędzy bohaterami, które są źródłem wielu zabawnych sytuacji. Poza tym bardzo zręcznie wplótł w fabułę wiele nawiązań do westernowej klasyki – tej sprzed lat (vide filmy z Johnem Wayne’em i Clintem Eastwoodem), jak i dużo nowszej („Truposz” Jima Jarmuscha czy „Prawdziwe męstwo” braci Coenów). Nie zapomniał chyba o żadnym istotnym wyznaczniku gatunku: są i wyzwoleni Murzyni, i Indianie, na których polują zdemoralizowani eksżołnierze, i bezwzględni łowcy nagród, i imigranci szukający – najczęściej bezskutecznie – nadziei na lepsze życie. W tym wszystkim umieszczona zaś zostaje ta niezwykła para – Jay i Silas – przemierzająca lasy i pustkowia w poszukiwaniu mirażu normalności. Wielbiciele historii z Dzikiego Zachodu będą na pewno usatysfakcjonowani z jeszcze jednego powodu – finałowej, krwawej rozpierduchy, w której główną rolę odgrywa pewien fałszywy pastor oraz banda niejakiego Payne’a , dawnego towarzysza Sellecka. Danny Boyle świetnie poradził sobie ze zwężoną scenografią, wymuszającą między bohaterami notoryczne kursy kolizyjne. W nieco teatralny skrypt Sorkina wpuścił dynamicznego i ekspresyjnego ducha. Odtwórców natchnął siłą potężnych osobowości, nic zatem dziwnego, że moc emocjonalnych eksplozji w potyczkach na linii Winslet-Fassbender to aktorski majstersztyk. Fassbender gra tutaj rolę życia, niesamowicie inteligentnego furiata, z jasno zakreślonym celem – chęć zmiany świata na lepsze. „Steve’a Jobsa” ogląda się jak wycinek z końcowego warsztatu artysty, tuż przed ukończeniem kompletnego dzieła, któremu brakuje tylko złożenia podpisu gdzieś na fragmencie płótna(czy raczej obudowie). To propozycja wizji człowieka pragnącego pełnej kontroli nad własnym wytworem, ale też sprawnie i nietuzinkowo odmalowany portret biznesmena o nowatorskim myśleniu o biznesie i technologii, bez którego współczesny świat byłby znacznie uboższy. Wystarczy rzucić okiem w swoim otoczeniu na obudowę komputera, telefonu czy tabletu, by dostrzec charakterystyczne logo z nadgryzionym jabłkiem. Może i Jobs nie napisał nigdy linijki kodu ani nie stworzył własnoręcznie żadnego projektu. Lecz mając do dyspozycji świetnych muzyków potrafił wykreować z nich genialnie grającą orkiestrę, której twórczości świat słucha dziś jak nigdy dotąd. Miły przypadek filmu, w którym techniczny popis – całość nakręcono w czasie rzeczywistym, w jednym (w przeciwieństwie do „Birdmana”, nieudawanym) ujęciu – nie przesłania opowiadanej historii, a w dodatku nadaje jej płynny, nieco transowy rytm. Reżyserowi Sebastianowi Schipperowi udało się stworzyć kino akcji w stanie czystym, nie potrzebujące dygresji i społecznych komentarzy, a jednocześnie głęboko empatyczne wobec swoich bohaterów. Tytułową bohaterkę (znakomita Laia Costa) poznajemy w jednym z berlińskich klubów. Dziewczyna bawi się nie najgorzej – ale „fun” zaczyna się dopiero po wyjściu z imprezy, na ulicy, gdy poznaje kilku chłopaków, „prawdziwych Berlińczyków”, jak o sobie mówią. Rozsądek podpowiadałby pewnie, że podpita banda złodziei samochodów nie jest najlepszym towarzystwem dla samotnej dziewczyny w środku nocy, w dość jeszcze obcym mieście (Victoria jest Hiszpanką od kilku miesięcy pracującą w jednej z berlińskich kawiarni), ale naiwność, dobry nastrój i wypite procenty robią swoje. I, co ciekawe, pierwsze połowa filmu, gdy na każdym kroku spodziewamy się najgorszego, okazuje się na swój sposób urzekająca – między dziewczyną a jednym z chłopaków zaczyna się rodzić coś romantycznego, a „Victoria” przypominać zaczyna berlińską wariację na temat „Przed wschodem słońca”, przyprawioną drobnymi transgresjami w rodzaju kradzieży kilku butelek piwa i orzeszków ze sklepu i bezprawnego wchodzenia na dach bloku. W końcu jednak następuje wyczekiwany od początku gatunkowy i emocjonalny zwrot, a bohaterka przejść musi przyspieszony kurs „życia na krawędzi”. Widz postawiony zostaje w dwuznacznej sytuacji: trzymając kciuki za to, by bohaterom nic się nie stało, musi jednocześnie kibicować bandyckiemu planowi, który wykonują. Największy urok „Spectre” polega na tym, że umiejętnie pogrywa sobie z widzami, bawi się z nimi na wszelkich możliwych poziomach. Dlatego właśnie najbardziej trafiona w przypadku „Spectre” wydaje się fanowska strategia odbiorcza. Kompilacja znanych klocków i przekładanie ich w nowe miejsca daje szerokie pole do popisu dla zmyślniejszych widzów. Cytatów jest tu w bród. Postacie i ich charaktery, stroje i charakteryzacje, rekwizyty, środki transportu (a nawet nieprzypadkowe choreografie kaskaderów), miejsca i szerokości geograficzne, motywy muzyczne i relacje między poszczególnymi bohaterami – wszystko tu iskrzy miłością do poprzednich części, wszystko tu składa się na zachwycający wciąż młodzieńczą energią hołd domykający tetralogię z Craigiem. Odejść z taką klasą – marzenie. ![]()
Wyszukaj / Kup 10. Duke of Burgundy. Reguły pożądania (2014, reż. Peter Strickland) Peter Strickland niedawno zapadł w pamięć widzów Nowych Horyzontów jako twórca przewrotnego hołdu dla kina giallo „Berberian Sound Studio”, by tym razem zaskoczyć z zupełnie nowym tematem. „Duke of Burgundy” to opowieść o lesbijskim związku sadomasochistycznym, opowieść wysmakowana, dowcipna i znów przewrotna. Z dwóch bohaterek paradoksalnie to ta poniżana dominuje w związku, to ona inspiruje kolejne miłosne gry. Główny tematem filmu jest jednak wygaszanie namiętności i coraz bardziej próby jej przywrócenia. A wszystko w pięknych sceneriach i z dodatkowymi podtekstami. ![]() 29 grudnia 2015 |
Nieczęsto widzowie w latach 50. i 60. ubiegłego wieku mieli okazję oglądać Zbigniewa Cybulskiego w przedstawieniach teatralnych. Każda taka rola zasługuje więc na uwagę. Wyreżyserowany przez Jerzego Gruzę „Sammy” to monodram autorstwa Brytyjczyka Kena Hughesa, w którym aktor znany przede wszystkim z „Popiołu i diamentu” wciela się w drobnego kombinatora próbującego zebrać pieniądze na spłatę długu.
więcej »Z okazji zbliżających się Świąt proponuję rzut oka na franczyzę okołofilmową sprzed 30 lat.
więcej »Chociaż o brytyjskim dramatopisarzu i prozaiku Patricku Hamiltonie dzisiaj już mało kto pamięta, wielbiciele klasycznych thrillerów psychologicznych sprzed dekad powinni kojarzyć przynajmniej dwie z jego sztuk, które dotarły do Hollywoodu – „Gasnący płomień” oraz „Sznur”. Ta pierwsza doczekała się także inscenizacji w ramach Teatru Sensacji „Kobra”, a reżysersko odpowiadał za to… Andrzej Łapicki.
więcej »Franczyza lat 80.
— Jarosław Loretz
Dysonans motoryzacyjny
— Jarosław Loretz
Obrandowani
— Jarosław Loretz
Na wywczasie
— Jarosław Loretz
W kupie raźniej
— Jarosław Loretz
Proszę szanownej wycieczki
— Jarosław Loretz
Och jej, ja tu faktycznie mam tatuaż
— Jarosław Loretz
Proszę oddać mi kapelusz. W środku tkwi połowa mojego czerepu
— Jarosław Loretz
Superman z napędem kobiecym
— Jarosław Loretz
Warzywny dramat
— Jarosław Loretz
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
Kręgi Gwiezdnych Wojen
— Szymon Charko
Do kina marsz: Kwiecień 2016
— Esensja
Oscary 2016: Dziennikarze, rodzice, frankowicze, kinomani
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski
Oscary 2016: Ranking filmów nominowanych do Oscara
— Esensja
Esensja ogląda: Styczeń 2016 (2)
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk
Esensja ogląda: Styczeń 2016 (1)
— Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Jarosław Robak, Konrad Wągrowski
Porażki i sukcesy 2015
— Piotr Dobry, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Krystian Fred, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski
Gwiezdne wojny: Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Kroniki młodego Stevena Spielberga
— Konrad Wągrowski
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 8. Wysoka cena przetrwania
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 7. Sojusze ponad podziałami
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 6. Przeszłość jest kluczem do przyszłości
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 5. Jak trwoga, to do Sola
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 4. Wiara, logika i miłość
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 3. Matka najlepiej zna swoje dzieci
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 2. Sprawiedliwość czy przebaczenie
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Sez. 2, Odc. 1. Inny klimat, czyli nowe szanse i zagrożenia
— Marcin Mroziuk
Wychowane przez wilki: Odc. 10. Więcej pytań niż odpowiedzi
— Marcin Mroziuk
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja