Esensja.pl Esensja.pl Co łączy teledysk do „Smooth Criminal” Michaela Jacksona i „Żandarma” Luisa de Funès z polską przedwojenną kinematografią? W obu znajdziemy pomysły wykorzystane w 1933 roku w komedii Juliusza Gardana „10% dla mnie”.
Co łączy teledysk do „Smooth Criminal” Michaela Jacksona i „Żandarma” Luisa de Funès z polską przedwojenną kinematografią? W obu znajdziemy pomysły wykorzystane w 1933 roku w komedii Juliusza Gardana „10% dla mnie”.
Niniejszym artykułem kontynuujemy rozpoczęty w drugiej edycji Biblioteki Klubu Esensji cykl, pod którego szyldem zamierzamy wspominać przedwojenne polskie komedie i przybliżać nieco sylwetki zarówno aktorów, jak i osób stojących po drugiej stronie czarno-białej kamery. Juliusz Gardan ‹10% dla mnie›WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | 10% dla mnie | Data premiery | 7 stycznia 1933 | Reżyseria | Juliusz Gardan | Zdjęcia | Seweryn Steinwurzel | Scenariusz | Bolesław Land | Obsada | Kazimierz ’Lopek’ Krukowski, Janina Janecka, Władysław Walter, Tola Mankiewiczówna, Tadeusz Wesołowski, Józef Orwid, Stanisław Sielański, Tadeusz Fijewski, Zofia Czaplińska, Alma Kar | Muzyka | Adam Rapacki | Rok produkcji | 1933 | Kraj produkcji | Polska | Czas trwania | 88 min | WWW | Polska strona Strona | Gatunek | komedia, muzyczny | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Gdzieś tam w małym miasteczku Budy mieszka sobie urocza rodzinka Grzybków: wiecznie niezadowolona z życia niewymieniana z imienia (przez męża zwana Ciapuchną) żona (w tej roli Janina Janecka), bezskutecznie próbujący forsować własne zdanie mąż Walery (Władysław Walter) i ich piękna córka Zosia (debiutująca w roli aktorki filmowej śpiewaczka operowa, operetkowa i rewiowa Tola Mankiewiczówna), w której kocha się (z wzajemnością) Janek (Tadeusz Wesołowski), zatrudniony jako pomocnik notariusza (Józef Orwid). Film zaczyna się piosenką śpiewaną przez zakochanych i może nieco zniechęcać – oczywiście nie z uwagi na piękny sopran Mankiewiczówny, lecz pewną aktorską nieporadność występujących w tym wstępie aktorów. Nie dają się nie zauważyć gesty i deklamacje rodem z teatru czy filmu niemego. Później jednak jest pod tym względem lepiej, widać aktorzy (zarówno młodzi, jak i starsi) „rozkręcili się” na planie. [stary notariusz na widok spóźnionego Janka, potrząsając sporą kopertą z aktami] – Znowu pan, panie… tego… gdzieś tam… tego… A tu, panie… TEGO! Pani Grzybek, podkreślająca na każdym kroku, że „pochodzi z rycerskiej rodziny Protunkiewiczów, co to jeden z przodków bił za Napoleona Turków pod Częstochową"; że „stworzona do wyższego życia”, kategorycznie nie chce nawet słyszeć o ubogim Janku. Wypiera się także ciotki swego męża, która jako praczka wyemigrowała do USA. Wypiera się… do chwili, gdy notariusz (prywatnie stary przyjaciel Walerego) przynosi nowinę o ogromnym spadku w gotówce, który Grzybkowie po niej odziedziczyli. Oczywiście w takiej sytuacji notowania kawalera w oczach matki mogą tylko spaść jeszcze niżej… Tym bardziej, że zachłyśnięta bogactwem Ciapuchna decyduje: dość nudnego życia, wyjeżdżamy do Warszawy! [notariusz, przetrząsając stos papierów, w rozmowie z Grzybkami] – Właśnie ta ciotka praczka umarła w stanie… – Umarła i wstanie? Zwariował… – …w stanie De-tro-it. W małym miasteczku plotka roznosi się błyskawicznie (wraz ze wzrostem otrzymanego spadku), co reżyser umiejętnie przedstawił, aranżując spotkania mieszkańców przed niewielkimi sklepami i punktami usługowymi. Dla porównania, wkrótce raczy nas kontrastowymi w swej wymowie widokami z tłumnego życia ulic Warszawy oraz bogatych witryn ekskluzywnych sklepów (w tym salon Fiata, cukiernia E. Wedel). Kulminacją tej części filmu jest wyjęta wprost z operetki scena pożegnania państwa Grzybków z mieszkańcami Budów. Rzadkie chwile szczęścia Janka (Wesołowski) i Zosi (Mankiewiczówna) w Budach Fot. za filmpolski.pl [Walery, próbując postawić się żonie] – Dosyć mam tego! I powiadam, że będzie TAK…! – JAK?! – …jak sobie życzysz, Ciapuchna… Warszawę poznajemy przez pryzmat niejakiego Lopka (wspaniała kreacja Kazimierza Krukowskiego), cwaniaka i kombinatora spod znaku elegancji i wykwintnych manier. Już na wstępie wyjaśnia on swe życiowe motto swemu znajomemu, portierowi Palace Hotel, sprowadzające się do tytułu filmu: „10 procent dla mnie”. Na widok wkraczających do hotelu Grzybków, swym handlowym szóstym zmysłem wyczuwa gotówkę i przy najbliższej okazji przykleja się do nich, oferując swą pomoc w poznawaniu miasta i jego wyższych sfer. [Lopek przedstawia swe życiowe motto hotelowemu portierowi] – Czasy, co? Ja potrzebuję prowizji 10%. Ale żeby mieć 10%, to przecie ktoś musi mieć 100%. A kto dzisiaj ma 100%? Jak się już coś zarobi na bankructwie, to się od razu straci na dobrym interesie. Żeby zrobić dobry interes, trzeba mieć gotówkę. Żeby mieć gotówkę, trzeba mieć kredyt. Żeby mieć kredyt, trzeba mieć weksel. Żeby mieć weksel, trzeba mieć żyro. Żeby mieć żyro, trzeba mieć dobry interes. [szybko, na jednym oddechu] Żeby mieć dobry interes, trzeba mieć gotówkę. Żeby mieć gotówkę, trzeba mieć kredyt. Żeby mieć kredyt, trzeba mieć weksel. Żeby mieć weksel, trzeba mieć żyro. Żeby mieć żyro, trzeba mieć dobry interes. Żeby mieć dobry interes, trzeba mieć… [gwałtowne wciągnięcie powietrza] Tak… Lopek (Krukowski) dowiaduje się, że Zosia (Mankiewiczówna) marzy o ślubie. Fot. za filmpolski.pl Lopek wyższych sfer oczywiście nie zna, za to mieszka u Madame (Mamy) Patyk-Rossignol, byłej śpiewaczki operowej, z gronem wszelkie maści artystów, którym wczuwanie się w role baronów i hrabianek nie stanowi najmniejszego problemu. A którzy również (czasy kryzysu!) groszem państwa Grzybków nie pogardzą. [wytworne przywitanie „baronowej”] – Bardzo mi miło, że mi jest przyjemnie. – Tak, faktycznie, ale rzeczywiście. Sytuacja komplikuje się, gdy do Warszawy w ślad za ukochaną Zosią przyjeżdża także Janek. Lopkowi, który w między czasie zdążył zakochać się w Grzybkównie (a słysząc jej wzdychania, sądzi, że z wzajemnością), nie w smak powitać rywala… który okazuje się być dawnym przyjacielem z wojska, jego sierżantem (nie za młody aby?). Co wygra w Lopku – męska przyjaźń czy zakochanie? I jak przekonać jejmość Grzybkową do kawalera spoza wyższych sfer? [Lopek w rozmowie telefonicznej] – Czy to pension Mamy Patyk? Tutaj mówi Lopek… Co? Lopek. LOPEK! L jak Lopek, O jak Opek, P jak Pek, E jak Ek, K jak K! Jam z rycerskiej rodziny Protunkiewiczów! Fot. za fototeka.fn.org.pl W filmie sportretowano kilka charakterystycznych postaci; obok wspomnianej już wiecznie niezadowolonej z życia matrony z ambicjami, uległego jej we wszystkim jowialnego męża, nieśmiałej i zakochanej panny oraz – stanowiącego głównego bohatera widowiska – choć szukającego interesu we wszystkim, lecz bardzo sympatycznego żydowskiego kombinatora, swoje pięć minut ma też tradycyjny warszawski cwaniak, sprzedający nowobogackiemu „bardzo mało używany” pomnik Kopernika. Świetne jest także ujęcie podczas uroczystego przyjęcia: gdy orkiestra gra modne walce, nieliczne eleganckie pary leniwie snują się po parkiecie. Gdy znudzony tym, a przy tym nieco podpity Walery głośno domaga się polki, dyrygent jest wyraźnie niezadowolony. Ale cóż robić, orkiestra zaczyna grać polkę. Walery, samotnie gibając się po sali (wyśmiewany przez „towarzystwo”), początkowo bezskutecznie próbuje nakłonić którąś z młodych dam do tańca; w końcu jedna z nich ulega. Gdy „łapie”, w czym rzecz, taniec zaczyna się podobać także innym parom. Zza drzwi zerka zaciekawiony personel – i wkrótce, prócz pełnej sali, tańczy także babcia klozetowa z boyem oraz kucharz z kuchcikiem. Maestro kraśnieje z radości, móc oto grać coś, przy czym bawi się tak wiele osób. Ja... nietutejszy... Grzybek jestem... Fot. za fototeka.fn.org.pl [w hotelowej restauracji] – Wiesz co, Ciapuchna? Obstalujmy sobie trzy porcje menu… Wspomniałem już nieco drętwy początek filmu oraz nieporadność młodych aktorów – ale także i starszych, którzy widać nie wyczuwali jeszcze różnicy między sceną teatralną a planem filmowym oraz między filmem niemym a dźwiękowym. Na tym tle bardzo pozytywnie odznacza się mający swe pięć minut Józef Orwid (grający starego notariusza), występujący epizodycznie Stanisław Sielański (jako „ja i tak już ledwo żyję” pseudolokaj, pracownik teatru), a przede wszystkim Władysław Walter („Grzybek jestem”) i Kazimierz „Lopek” Krukowski. Warto też wspomnieć o grającym tu boya hotelowego Tadeuszu Fijewskim (słynnym po wojnie między innymi z ról Anatola czy starego Czereśniaka), który choć miał wtedy dopiero 22 lata, zdążył już zagrać w około dziesięciu filmach, rozpoczynając swą karierę w wieku lat 16. Przedwojenny polski Smooth Criminal. Fot. za filmpolski.pl A jeśli już mowa o boyu, warto zachęcić do obejrzenia „Dziesięciu procent…” także przez wspomnienie sceny radosnego tańca w hotelowym foyer. Pamiętamy wszyscy „niemożliwe” wychylenie tancerzy w teledysku do piosenki Michaela Jacksona „Smooth Criminal”, prawda? Gdyby nie stosunkowo nikłe prawdopodobieństwo, choreografowi z 1987 roku zarzucić by można plagiat! A jeśli już mowa o plagiacie… W słynnej komedii „Żandarm i kosmici” (1979) mniej więcej w 70 minucie filmu jest scena narady pięciu stróżów prawa. Chodząc w kółko, rozmyślają, usiłując znaleźć sposób na przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji. Pierwsze olśnienie – nie, to się nie uda. Drugie – nie, to bez sensu. Trzecie od razu jest kwitowanie lekceważącym machnięciem ręki. Ponad 40 lat wcześniej Juliusz Gardan nakręcił podobną scenę w kawiarni, gdzie Zosia, Janek i Lopek, siedząc, wspólnie rozmyślają nad przekonaniem do Janka bujającej w arystokratycznych chmurach pani Grzybkowej. [podsłuchawszy dialog Grzybka z policjantem, do akcji wkracza cwaniak] – Wujcio, niech cię uściskam! – Przepraszam, że co? – No wujcio Walercio Grzybek z miasta Budy, tak? No nie poznajesz kochanego krewniaka? – Przepraszam, ale niby skąd by…? – No bo ciotecznego brata szwagra stryjecznej siostry bratowej ciotki wujek miał za żonę siostrę teściowej z domu Grzybek. [wytężony proces myślowy] – Chwileczkę… chwileczkę… zaraz… tylko mi się supełek odwiąże… zaraz… cioteczna teściowa stryjecznego brata… Barbara? – Barbara! No z miasta Budy! No Budy! – Ach, z Budów? – No! – Buzi! – Buzi, wujciu!
|