Czy to prawda, że Marvel doczekał się wreszcie swojego „Mrocznego Rycerza”? Jak duży ładunek emocji przypada na 10 minut filmu? Czy Hugh Jackman i Patrick Stewart kochają Wolverine’a i Profesora X? Jaki znak jest najlepszy dla Rosomaka? Czy Donaldy przemijają, a ideały pozostają? O „Loganie”, pożegnaniu Hugh Jackmana z rolą Wolverine’a, rozmawiają Piotr Dobry i Konrad Wągrowski.
Dobry i Niebrzydki: Dysfunkcyjna rodzina w podróży, czyli rzeźnia, która wzrusza
Czy to prawda, że Marvel doczekał się wreszcie swojego „Mrocznego Rycerza”? Jak duży ładunek emocji przypada na 10 minut filmu? Czy Hugh Jackman i Patrick Stewart kochają Wolverine’a i Profesora X? Jaki znak jest najlepszy dla Rosomaka? Czy Donaldy przemijają, a ideały pozostają? O „Loganie”, pożegnaniu Hugh Jackmana z rolą Wolverine’a, rozmawiają Piotr Dobry i Konrad Wągrowski.
Uwaga! Tym razem spojlujemy na potęgę.
James Mangold
‹Logan: Wolverine›
WASZ EKSTRAKT: 85,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Logan: Wolverine |
Tytuł oryginalny | Logan |
Dystrybutor | Imperial CinePix |
Data premiery | 3 marca 2017 |
Reżyseria | James Mangold |
Zdjęcia | John Mathieson |
Scenariusz | Michael Green, David James Kelly |
Obsada | Hugh Jackman, Patrick Stewart, Boyd Holbrook, Elizabeth Rodriguez, Doris Morgado, Stephen Merchant, Richard E. Grant, Eriq La Salle |
Muzyka | Cliff Martinez |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | X-Men |
WWW | Polska strona Strona |
Gatunek | akcja, SF |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Piotr Dobry: No i co powiesz na to, że Marvel doczekał się wreszcie swojego „Mrocznego Rycerza”? Co prawda nie w MCU, a w uniwersum X-Men, ale w końcu do kogo jak nie do Wolverine’a miałby ten mrok pasować.
Konrad Wągrowski: O rany, narzekałem, że ostatnie filmy Marvelowskie są ładne, efektowne i zabawne, ale emocji nie dają za grosz (jeśli np. ktoś zginie, to wiemy, że ożyje do końca filmu, ewentualnie w kolejnej części, ostatecznie w spin-offowym serialu), a tu doczekaliśmy się filmu, w którego 10 minutach mamy więcej emocji niż w całym Avengerowskim cyklu! Zwieńczenie opowieści o Wolverinie nareszcie godne tej postaci! Mrok, przemoc, czyli to, co powinno zawsze być elementem filmów o najemniku zabijającym swe ofiary stalowymi szponami, a z jakichś powodów do tej pory nie było!
PD: Hmm, „Wolverine” z 2013 roku, od tej samej ekipy zresztą, był już jednak dość mroczny, krew lała się tam całkiem obficie. Ja zresztą tamten film szczerze lubię, bo jeśli „Logan” to „The Dark Knight”, to „Wolverine” jest trochę jak „Batman Begins” (na zasadzie przedsmaku), a trochę jak „The Dark Knight Rises”, ze zmęczonym, osłabionym, poniewieranym przez bad guyów Rosomakiem. Tyle że to wciąż cholerne PG-13 i spora umowność scen przemocy. „Logan” rzecz jasna lepszy.
KW: No właśnie – podobał mi się jak diabli. Najlepszy Marvel od czasów… od czasów… Najlepszy Marvel.
PD: Swoją drogą, mam déjà vu. Tydzień temu w dyskusji o „Captain Fantastic” zahaczaliśmy o motyw superbohaterski, podejmowaliśmy temat rodziny, kina drogi, pojawił się też wątek „Little Miss Sunshine”…
KW: Niedługo dojdziemy do wniosku, że „Mała Miss” to najbardziej wpływowy film niezależny XXI wieku. Wkrótce książki o nim będą pisać. No i niewątpliwie kolejna dysfunkcyjna rodzina w podróży to popularny sposób na konstrukcję fabuły. Ale mi podczas seansu przychodził całkiem duży pakiet innych skojarzeń filmowych do głowy. Sam reżyser James Mangold wspomina właśnie o inspiracjach „Little Miss Sunshine”, „Wyzwaniem” Clinta Eastwooda z 1977, „Papierowym księżycem” Petera Bogdanovicha, „Zapaśnikiem” Aronofsky’ego, czy oczywiście cytowanym bezpośrednio „Shane’em” (w Polsce częściej funkcjonującym jako „Jeździec znikąd”). Ale ja miałem jeszcze garść własnych skojarzeń. „Fabryka nieśmiertelnych” („The Damned”) Jamesa Loseya, zapomniany dziś, dziwny, ciekawy, nierówny, ale emocjonalnie mocny film science fiction z 1962 roku, gdzie w odciętym od świata laboratorium na rządowym projekcie wychowuje się grupę dzieci o zimnej, radioaktywnej skórze, mających być w przyszłości odpornymi na chorobę popromienną, dzięki czemu przeżyją atomową zagładę, a na dziś są po prostu stęsknione ludzkiego ciepła. Dalej – „Logan” to taki dla odmiany udany „Mad Max pod Kopułą Gromu” (scena obcinania brody nawet bezpośrednio do tego filmu nawiązuje), w którym cyniczny bohater odnajduje swoją misję w kontakcie z dziećmi potrzebującymi pomocy. Wreszcie gdzieś tam, zwłaszcza w scenach, w których dzieci ujawniały swe mutancie umiejętności, pobrzmiewały echa różnych „Wiosek przeklętych” i „Dzieci przeklętych”. A wszystko to uważam za całkiem ciekawe inspiracje.
PD: Pierwszą naturalną inspiracją jest oczywiście „Old Man Logan”, ale ja się cieszę, że nie przełożyli komiksu literalnie, tylko postawili na przejmującą origin story pod jego córkę z in vitro. Poprzez motyw dzieci-Zbawicieli miałem też skojarzenia z „Ludzkimi dziećmi” Cuaróna. Sama Laura przypominała mi zaś Eleven ze „Stranger Things” – dziwna milcząca dziewczynka obdarzona paranormalnymi zdolnościami, która jest kluczem do pokonania złych mocy i przetrwania gatunku ludzkiego/mutanciego.
A skoro już przy Laurze. Hugh Jackman to jedno. Patrick Stewart to drugie. Ale dla mnie aktorską rewelacją filmu pozostaje relatywna debiutantka (z jednym serialem na koncie) Dafne Keen, emanująca charyzmą w niemal każdej scenie, i to mimo tego, że przez większość czasu się nie odzywa. W epoce dewaluacji słowa należy być ostrożnym z takimi porównaniami, ale przeczytałem gdzieś o objawieniu na miarę Natalie Portman z „Leona”, i chyba mógłbym się pod tym podpisać.
KW: Jest znakomita! Łączy w sobie mrok niepokojących dziecięcych bohaterów z „Babadooka” czy „Loopera” z wrażliwością dzieci z kina Spielberga. Budzi cały zestaw emocji u widza – od niepokoju i nieufności po współczucie i zrozumienie. Ma przy tym bardzo trudną rolę, bo dość rzadko, przyznasz, w komiksowych blockbusterach, pojawiają się dziecięcy bohaterowie rozrywający rękami (no dobra – szponami) dorosłych antagonistów. Z pewnością dziewczyna zwróciła na siebie uwagę, szkoda tylko, że w prawdopodobnych kontynuacjach opowieści o X-23 jej rolę pewnie przejmie inna, doroślejsza aktorka.
PD: Dziecko jako maszyna do zabijania to w ogóle mocny temat, właściwie emocjonalny samograj, ale potrzeba talentu tej miary co Dafne Keen czy Abraham Attah z „Beasts of No Nation”, by oddać całą złożoność psychiki takiego „zezwierzęconego” dziecka. Jest w „Loganie” doskonała scena, pozornie jedynie przerywnik humorystyczny, gdy Laura wyraźnie wycisza się na automacie – bujanym koniu przed sklepem, lecz gdy tylko zabawa się kończy, dziewczynka znów reaguje agresją, chce zniszczyć maszynę. Czy „zwykłym” dzieciom też w takich chwilach nie zdarza się wpadać w szał? Odpowiednio mniejszy, rzecz jasna, ale zobaczyłem w tej krótkiej scence jakąś ogólną prawdę o dziecięcej naturze, zobaczyłem niewinność i naiwność właściwe każdemu małoletniemu, nawet temu ze wprogramowaną żądzą mordu.
KW: Nie chciałbym jednak, abyśmy przez Laurę zapomnieli o Hugh Jackmanie i Patricku Stewarcie. Dla tego pierwszego rola Logana/Wolverine’a była zawsze jedną z najważniejszych w karierze, a po tym filmie z pewnością już pozostanie jednoznacznie najważniejszą. W ten sposób Hugh Jackman wszedł do historii popkultury. Nieco trudniej z Patrickiem Stewartem, bo przecież przez wiele lat był kapitanem USS „Enterprise”, a z tym trudno rywalizować. Ale i tak trudno sobie wyobrazić lepszego Profesora X. „Loganem” obaj pięknie domknęli swe historie. I mam jeszcze jedną refleksję, coś, co bardzo mocno mnie uderzyło w trakcie seansu. Pamiętasz rozmowę na pięterku na farmie, ciepłą, choć smutną rozmowę o tym, jak powinno wyglądać życie? Miałem wówczas niesamowite wrażenie, że dla obu aktorów postacie Rosomaka i Xaviera nie są po prostu jakimiś dziwacznymi kreacjami freaków, w jakie muszą się wcielać dla pieniędzy, ale bohaterami, z którymi łączy ich autentyczna emocjonalna więź, których rozumieją, i którym tym ostatnim filmem pragną oddać hołd.
PD: Tak! Ta wymiana spojrzeń, cierpki uśmiech Jackmana, gdy Stewart mówi, że jego „syn” nie był zbyt pojętnym uczniem. Wchodzimy tu na poziom meta niewątpliwie.
KW: Film przy tym nie kryje ambicji, by w jakiś sposób domknąć X-menowy cykl (zwłaszcza że sami twórcy chyba się nieco pogubili w różnych liniach czasowych po „Przeszłości, która nadejdzie”). Nie ma wątpliwości, że dalsze filmy o mutantach będą powstawać – ale to jednak zupełnie coś innego. Bo to, co zapoczątkowane zostało niezłym filmem Briana Singera 17 lat temu, w tej chwili, wraz ze śmiercią dwóch najbardziej charyzmatycznych postaci, osiągnęło swój kres. Mieliśmy w tym cyklu filmy naprawdę świetne: „X2” (2003), „X-Men: Pierwsza klasa” (2011), mieliśmy dobre: „X-Men” (2000), „X-Men: Przeszłość, która nadejdzie” (2014), mieliśmy też nieco słabsze, ale jednak nie wiem, czy nie stwierdzę, że jako całość jest to mój ulubiony cykl superbohaterski. Chwytliwe aluzje społeczne, świetna rozrywka, charyzmatyczne postacie. Nad Patrickiem Stewartem i Hugh Jackmanem już się rozpływaliśmy, ale nie zapominajmy przecież o świetnym Ianie McKellenie i kapitalnym Fassbenderze w roli Magneto, o tym, że dla McAvoya młody Xavier był jedną z najważniejszych kreacji, że mamy plejadę fajnych aktorów w rolach mniej eksponowanych.
PD: Sprostuję: dla McAvoya młody Xavier JEST jedną z najważniejszych kreacji. Przy okazji premiery „Logana” aktor stwierdził półżartem, że współczuje Jackmanowi i Stewartowi, a zarazem nie może nie odczuwać satysfakcji, że on sam będzie mógł grać Profesora X jeszcze przez co najmniej 40 lat. i tu też się unaocznia wyjątkowość Jackmana/Logana – innych aktorów wymieniano na młodsze modele, a on trwał niezmiennie, i w filmach ze Stewartem i McKellenem, i w filmach z McAvoyem i Fassbenderem. Co za tym idzie, niebawem poznamy nowego Wolverine’a, i to jest chyba największy „minus” „Logana”.
KW: Wróćmy zatem do niego. Przy tych wszystkich naszych zachwytach wypada wspomnieć, że fabularnie „Logan” nie jest żadną wielką rewolucją. To nadal ta sama opowieść – o prześladowaniu mutantów przez siły rządowe i armię, o konieczności budowania własnego azylu, o poszukiwaniu własnej tożsamości. O sile tego filmu świadczą inne elementy – kreacje głównych bohaterów, odniesienie do całości historii X-Menów, szacunek dla cyklu, ale też odwaga, by poprowadzić film w nieco inny sposób, niż wszystkie dotychczasowe. Symbolem tego odejścia od Marvelowych standardów jest tu brak cameo Stana Lee czy sceny po napisach, ale to oczywiście drobiazgi. Najważniejsze jest nawet nie to, że bohaterowie pozytywni nie są nietykalni, bo przywykło się sądzić, że Źli mogą napieprzać się z Dobrymi…
PD: …Źli albo Brzydcy…
KW: …ale przy tym niewinni, zwyczajni obywatele – w szczególności ci jawnie sympatyczni – są nietykalni. A tymczasem rozwiązanie akcji na farmie było dla mnie absolutnym szokiem! Aż odruchowo czekałem na jakiegoś mutanta, który będzie potrafił cofnąć czas i zresetować to całe szaleństwo…
PD: Oj tak, też nie wierzyłem do samego końca. Obstawiałem koszmar Logana bądź Laury, ewentualnie jakieś widzenie Profesora.
KW: Osobną sprawą pozostaje brutalność filmu, także nowatorska w cyklu. Owszem, rating R (czyli po polsku „od 18 lat”) miał już „Deadpool”, ale przecież tam przemoc była dużo bardziej umowna. A „Logan” rozlał więcej krwi niż cały dotychczasowy filmowy Marvel. Zastanawia przy tym pomysł polskiego dystrybutora, by wpuścić na ekrany dubbingowaną wersję filmu. Współczuję rodzicom, którzy poszli na „Logana” z kilkuletnimi pociechami…
PD: Osobiście mogłem zaobserwować reakcje tychże pociech na moim seansie. Dwóch chłopców, wciąż kilkuletnich, choć już w wieku wczesnoszkolnym, bo to akurat była wersja z napisami. No i cóż – zostali zmrożeni już na samym wejściu, gdy nasz bohater masakruje Meksykanów. A matka miała jeszcze bardziej nietęgą minę. Nie opuścili sali przed czasem, ale cały seans przesiedzieli w absolutnej, niczym niezmąconej ciszy. Nie żebym rozpaczał z tego powodu – takie zachowanie dzieci w kinie to przecież utopijne marzenie.
KW: Dla mnie jako dorosłego ciekawe było, że film w swych scenach akcji jakby manifestacyjnie odcina się od rozbuchanego wizualnie stylu marvelowskich ekranizacji. Jest oczywiście efektownie, jest dynamicznie, ale nie ma tu walących się budynków, niszczonych miast, spadających z nieba superlotniskowców. Mamy tylko ostrą walkę wręcz, a scena nakręcona z największym rozmachem jest sceną statyczną (myślę tu o „zapaści” Xaviera). Kolejne podkreślenie ambicji nakręcenia czegoś innego niż dotychczas. Filmu superbohaterskiego, w którym ważniejsze od tego, kto ma jakie moce, jest to, że ktoś zapomniał wziąć odpowiednich pigułek.
PD: Mnie również bardzo się ten staroszkolny styl podobał. Wrażenie, że dostajemy popisy kaskaderskie, nie CGI. Wrażenie, którego nie zmąciły późniejsze newsy, że w scenach akcji Jackman miał cyfrowego dublera. Przeciwnie, bardzo to imponujące – wiedzieć, że film w większości powstał na komputerze, a prezentuje się najbardziej „ludzko” z serii.
KW: Szukając nieco na siłę słabszych elementów „Logana”, zastanawiałem się nad tym, że antagoniści w filmie są nieco bezbarwni (może poza świetnym głosem Richarda E. Granta, aktora, który zresztą często jest zatrudniany do dubbingu). Ale doszedłem do wniosku, że tak właśnie musi być. Malowniczy złoczyńca mógł odciągać uwagę od głównej trójki bohaterów, a to jednak oni byli tu zdecydowanie najważniejsi.
PD: Tak jak już ustaliliśmy – spuścizna po „Małej Miss” była najważniejsza. A jeśli idzie o wady „Logana” – wiesz, mamy tu tę odwieczną sytuację, że te same momenty, które ktoś może postrzegać jako inspiracje, błyskotliwe hołdy, ktoś inny weźmie za klisze, zbędne zapożyczenia. Dla mnie „Logan” wcale nie jest filmem idealnym. Ma kilka drażniących scen, szczególnie tych, w których bohaterowie wyjaśniają nam w dialogach to, co zostało przed chwilą pokazane obrazem. Albo weźmy sytuację na farmie, kiedy to Eriq La Salle „zmartwychwstaje”, po czym w kluczowym momencie naciśnięcia spustu okazuje się, że naboje się skończyły. Trochę facepalm. Film kręcony smartfonem przez pielęgniarkę też nie wiadomo kto tak ładnie zmontował, prawda? Ale to wszystko drobiazgi, które nie rzutują na odbiór znakomitej całości. Zresztą zawsze powtarzam: ideały są nudne.
Wróćmy jeszcze do świata mutantów. Od zawsze w sposób wyjątkowy rezonował on z tematem uprzedzeń społecznych, a „Logan” ponadto wykazuje ambicje bardzo świeżego komentarza politycznego. Bohaterowie uciekają z Meksyku przez Stany do Kanady, główny antagonista ma na imię Donald. Zarazem ani przez chwilę nie odczułem, że liberalne Hollywood znów napieprza mnie łopatą, bo to wszystko zostało bezbłędnie wkomponowane w opowieść.
KW: Mutanci jako Żydzi, mutanci jako homoseksualiści, teraz mutanci jako nielegalni imigranci. Metafora nadal całkiem nośna, choć czasem ryzykowna (ostatecznie ani Żydzi, ani homoseksualiści, ani imigranci nie potrafią sparaliżować dzielnicy miasteczka samą siłą własnego umysłu). Oczywiście, że imię Donalda nie jest przypadkowe (wilcze oczy bohatera kojarzą się jednoznacznie z Tuskiem, he, he), ale masz też rację, że nie ma w tym nic z ostentacji, łopatologii, nachalnej indoktrynacji. To taki poboczny, właściwy dla liberalnego Hollywood wątek, którego wcale nie trzeba nawet dostrzegać, jeśli się nie chce. Inna sprawa, że liberalne Hollywood w swych blockbusterach przyciągających miliony do kin od lat promuje swe ideały, a i tak w wyborach zwycięża Donald.
PD: Spokojnie, Donaldy tego świata zawsze przemijają, ideały pozostają. O właśnie – chrześcijański wymiar filmu. Trzy główne cnoty – wiara, nadzieja, miłość; motywy męczeństwa, poświęcenia i odkupienia, a nawet analogiczna scena „wniebowstąpienia” na noszach jak w „Przełęczy ocalonych”! W ogóle rzeźnia, która wzrusza, to bardzo chrześcijańskie, prawda? Ale zostawiam sarkazm na boku, gdy wjeżdża ostatnia, symboliczna scena przesunięcia krzyża. Za nią jedną oddam wszystkie „Chaty”, „Przełęcze…” i „Zerwane kłosy”, całe kino religijne ostatnich lat.
KW: To piękna scena. Nie wątpię, że część widzów może odebrać ją jako bluźnierstwo, ale dla mnie była śliczną poetycką ilustracją wcześniejszego stwierdzenia, aby nie być takim, jakim uczynili cię inni. Logan leży pod krzyżem, a powinien leżeć pod innym znakiem, symbolizującym to, kim naprawdę był. I to trzeba naprawić.
Mam prawie identyczne wrażenia, z wyjątkiem tego, że od razu wiedziałam, co spotka sympatyczną rodzinę hodowców koni - ten film jest zbyt mroczny i brudny, żeby było inaczej.