Które miejsce zajmą „Strażnicy Galaktyki 2” w tegorocznym podsumowaniu filmowym? Czego w filmie było za dużo, a czego za mało? I am Groot. I am Groot. I am Groot. I am Groot. O kontynuacji przygód Star-Lorda, Gamory, Draxa, Rocketa i oczywiście Groota rozmawiają Piotr Dobry i Konrad Wągrowski.
Które miejsce zajmą „Strażnicy Galaktyki 2” w tegorocznym podsumowaniu filmowym? Czego w filmie było za dużo, a czego za mało? I am Groot. I am Groot. I am Groot. I am Groot. O kontynuacji przygód Star-Lorda, Gamory, Draxa, Rocketa i oczywiście Groota rozmawiają Piotr Dobry i Konrad Wągrowski.
Będą, jak zwykle, spojlery.
James Gunn
‹Strażnicy Galaktyki vol. 2›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Strażnicy Galaktyki vol. 2 |
Tytuł oryginalny | Guardians of the Galaxy Vol. 2 |
Dystrybutor | Disney |
Data premiery | 5 maja 2017 |
Reżyseria | James Gunn |
Zdjęcia | Henry Braham |
Scenariusz | James Gunn |
Obsada | Chris Pratt, Vin Diesel, Chris Sullivan, Karen Gillan, Dave Bautista, Zoe Saldana, Sylvester Stallone, Bradley Cooper |
Muzyka | Tyler Bates |
Rok produkcji | 2017 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Strażnicy Galaktyki, Marvel Cinematic Universe |
Gatunek | akcja, SF |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Piotr Dobry: Przed trzema laty, wraz z koleżeństwem z „Esensji”, uznaliśmy „Strażników Galaktyki” za film roku. Nie pamiętam głosów sprzeciwu podczas typowania. I wcale mnie to nie dziwi, bo mieliśmy do czynienia z nową jakością w MCU, a zarazem z udaną reanimacją Kina Nowej Przygody; opinie o „Gwiezdnych wojnach” dla nowego pokolenia nie wydawały się wielce przesadzone. No i teraz dostajemy „vol. 2”, udaną kontynuację, ale – jak to z kontynuacjami – już bez tego efektu świeżości…
Konrad Wągrowski: Przepraszam, że wejdę w słowo, ale skoro wspomniałeś „Gwiezdne wojny”, to chciałbym przypomnieć, że ich kontynuacją było „Imperium kontratakuje”, które obecnie jest dość powszechnie uważane za najlepszy film cyklu. A więc można.
PD: Nie chodzi o to, że nie można, lecz o brak efektu „wow”, bo znasz już bohaterów, wiesz mniej więcej, czego się spodziewać – i to jest też casus „Imperium kontraatakuje”, bez względu na to, czy stawiamy go wyżej, niżej, czy na równi z „Nową nadzieją”. Inaczej też ocenia się film po latach, a inaczej na świeżo, zaraz po premierze. Zatem, wracając do drugich „Strażników”, samego szczytu tym razem zapewne nie będzie, nawet podium zdaje się być poza zasięgiem filmu. Które miejsce obstawiasz?
KW: W naszym rocznym podsumowaniu? Jakaś trzecia dziesiątka. „Imperium kontratakuje” to to nie jest (i oczywiście nie chodzi mi tu o nastrój, tylko ogólny filmowy poziom), ale też oczywiście nie jest to zły film. A zwykle trzecie dziesiątki naszych rankingów zbierają właśnie takie tytuły – całkiem niezłe, acz bez szaleństw. „Strażnicy 2” mają swoje niezaprzeczalne atuty – humor, warstwę wizualną, chwytającą za serce (choć nieco przeciągniętą) końcówkę. Ale też wydaje się, że można by z filmu z korzyścią wyciąć z pół godziny czasu ekranowego, a z kolei podzielenie czasu między kilkunastu bohaterów też nie służy ich ciekawemu ukazaniu.
PD: Skoro już zacząłeś analogię z „Imperium”, to przypomnę, że tam podobnie rozdzielono czas ekranowy, i raczej nie mieliśmy z tego tytułu powodów do narzekań. Tu zresztą też ich nie widzę.
KW: No nie, co ty, w „Imperium” mamy dwa wątki: Luke′a i romansu Hana z Leią. Reszta bohaterów robi tło dla tych wątków, nie mają przeszłości ani własnych jasno zarysowanych dylematów. W „Strażnikach” mamy natomiast wątek życia Petera Quilla, wątek życia Gamory i Nebuli, wątek życia Rocketa, wątek życia Yondu, nieco może mniej zaakcentowany wątek Draxa. Dużo grzybów w barszczu.
PD: Może i dużo, ale dzięki temu te postaci się rozwijają, nie są tylko tłem, comic reliefami, jak w „Imperium”. Punkt dla „Strażników”.
KW: Przerażeniem napawa mnie „Avengers: Infinity War”, w którym będziemy mieli Star-Lorda, Gamorę, Rocketa, Draxa, Groota, Mantis, Nebulę, Irona Mana, Czarną Wdowę, Kapitana Amerykę, Dr Strange′a, Thora, Spider-Mana, Hulka, Ant-Mana, Scarlet Witch, Falcona, Thanosa… I pewnie każdy z nich będzie musiał dostać swoje parę minut. Jeśli ten film nie będzie trwał siedem godzin, to nie mam pojęcia, jak to się uda.
PD: Oj tam, przesadzasz. Przecież wiadomo, że pierwsze skrzypce będą tam grać Avengersi, a Strażnicy wpadną gościnnie.
KW: Tak, pierwsze skrzypce zagra głównych trzydziestu siedmiu Avengersów, a Strażnicy wpadną gościnnie… Po prostu miałem wrażenie, że tym razem – z pozoru kluczowi – ani Star-Lord, ani Gamora nie zostali w pełni wykorzystani. Dużo ciekawszymi postaciami okazali się Rocket i Yondu, i przede wszystkim wokół nich kręci się ten film.
PD: Ale czy to źle? W „Imperium” też dużo bardziej interesujący niż dość bezbarwny Luke byli Chewbacca, R2-D2, nawet Lando. W „Strażnikach 2” rzeczywiście dość niespodziewanie zostaje rozbudowana rola Yondu, ale i swoje do odegrania ma Drax, za fajną (nieprzesłodzoną, czego się obawiałem) maskotkę drużyny robi Baby Groot, świetną postacią okazuje się nowo wprowadzona Mantis. Poza tym nie bagatelizowałbym Star-Lorda, którego wątek ojcowsko-synowski napędza cały konflikt. Ani też Gamory, bo nacisk na jej skomplikowane relacje z siostrą wydał mi się ciekawszym rozwiązaniem fabularnym niż potencjalny wątek romantyczny (efekt „Krainy lodu"?).
KW: Nie wiem, czy to źle, ale po prostu odnotowałem na pewnym etapie seansu, że Chris Pratt ma niewiele do roboty, co dla głównego (przynajmniej z listy płac) bohatera filmu jest nieco dziwne. Wątek z ojcem został oczywiście nakreślony już w poprzedniej części, i chwała twórcom, że od razu – w sensie, że w jednym filmie – został solidnie domknięty. Zgoda co do Mantis, bardzo fajnie nakreślona postać, a jej relacja z Draxem nadaje jej odpowiedniej dynamiki. Zgoda co do Baby Groota – udało się uniknąć infantylizmu, a bywało zabawnie. I warunkowa zgoda co do Gamory i Nebuli – bo choć uważam, że był to w tym filmie „o jeden wątek za dużo”, to został poprowadzony ciekawie i budził emocje.
PD: Innymi słowy, generalnie się zgadzasz, ale musisz nieco podkręcać temperaturę naszej rozmowy. I ja to szanuję.
KW: Bo ja ostatnio w naszych dyskusjach robię za etatowego marudę. Pewne kwestia wieku… Ale z drugiej strony, po to filmowcy robią błędy w swych filmach, by nawet całkiem pozytywnie nastawieni krytycy mogli je punktować…
PD: Jasne, to jest film daleki od ideału. Ale nie darmo podkreślam na każdym kroku, że ideały są nudne. Nieliczne wady nie przesłaniają mi zatem faktu, że Gunn znów wygrał, bo znów umiejętnie odwołał się do emocji widzów.
KW: Co do emocji – znów mam odczucia ambiwalentne. Bo pojedynek finałowy Ego ze Star-Lordem ich nie budzi (to w ogóle zmora ostatnich filmów superbohaterskich, że wysokooktanowe pojedynki z mnóstwem akcji, hałasu, wybuchów, niszczonych miast i planet budzą ledwie śladowe emocje). Bo nie drżymy o życie postaci z filmu, wiemy, że nic złego im się nie może stać (z jednym chwalebnym wyjątkiem). Bo film cierpi na jeszcze jedną przypadłość – nie jest w stanie jasno określić granic tego świata i ograniczeń jego bohaterów. To jest problem też na przykład „Piratów z Karaibów”, w których każdy może umrzeć i zmartwychwstać w każdej chwili, i nie wiadomo o co i kogo widz ma się martwić. I w „SG2”, choć wiem, że bohaterowie są – raczej – śmiertelni, to już na przykład tego, na jakich zasadach funkcjonuje Ego (ładny rym, nie?), nie do końca mogłem pojąć. Bo tak do 3/4 filmu miałem wrażenie takie, jak właśnie w czasie seansów wszystkich kolejnych „Piratów z Karaibów” – bardzo to wszystko efektowne i dużo się dzieje, ale za serce nie chwyta w ogóle.
PD: Co do „w ogóle” będę się kłócił, bo nie tylko w finale, ale i po drodze są przebłyski, nostalgiczne sceny oparte na interakcjach postaci, z adekwatnym podkładem muzycznym, znakomitym zresztą – i być może nawet kluczowym. Bo przecież znów dostajemy film, którego bazą, rdzeniem jest poniekąd soundtrack. Obraz zdaje się być mu podporządkowany. I tak lecimy od kapitalnej pierwszej sceny bitwy z kosmiczną ośmiornicą przy dźwiękach „Mr. Blue Sky” ELO, przez urokliwy taniec Star-Lorda i Gamory do „Bring it on Home to Me” Sama Cooke′a, do kolejnej malowniczej rozwałki, tym razem w rytm „Wham Bam Shang-A-Lang” Silvera, a potem wjeżdża „Father and Son” Cata Stevensa…
KW: Tak, na szczęście w finale, choć nieco zbyt przeciągniętym (i z niepotrzebnie wprowadzoną kolejną ekipą superbohaterską, zapewne na potrzeby kolejnych filmów), te emocje i mała łezka w oku już były (czemu z pewnością sprzyjał doskonały wybór ilustracyjnego kawałka muzycznego). I bardzo mnie to ucieszyło.
PD: A mnie najbardziej ucieszyło, że punktem kulminacyjnym, wbrew oczekiwaniom, nie okazała się tu walka Star-Lorda z Ego, lecz pogrzeb Yondu. Stąd też nie poczytuję za szczególną wadę niedostatku emocji podczas finałowego starcia, bo paradoksalnie to jeszcze bardziej uwydatnia, o co w tym filmie tak naprawdę chodzi. A chodzi o bohaterów, nie o wybuchy, pościgi i strzelaniny.
KW: Zatem chyba czas przejść do wątków, powiedzmy, „prorodzinnych”.
PD: No więc bodaj największa wartość drugich „Strażników” objawia się tym, że franczyza zaczyna wyrastać ponad to, co zostało nam obiecane w pierwszej części, czyli kolejną serię superbohaterską o zbieraninie wyrzutków, którzy się „czubią, ale lubią”. Gunn głębiej niż w standardowym blockbusterze spod znaku „Avengerów” czy „X-Menów” eksploruje tematy miłości, przyjaźni, rodzicielstwa, rodziny. Rzekłbym, że pod tym względem zbliża się do (odległego mu przecież klimatycznie i estetycznie o lata świetlne) „Logana” – bez tamtych emocji, bez tamtego ciężaru, ale na poziomie zażyłości postaci, wyciągania z herosów przede wszystkim humanizmu (dostrzeganego nawet w cyfrowym szopie), to jest podobny kierunek.
KW: No, mnie się podoba, że zielonoskóra bohaterka rozmawia z niebieskoskórą kobietą-cyborgiem o relacjach siostrzanych i wygląda to naprawdę wiarygodnie i uniwersalnie. Że inny niebieskoskóry bohater, na co dzień zajmujący się zabijaniem ludzi za pomocą strzały kierowanej gwizdem, okazuje się być świetnym ojcem zastępczym, bo nie oddał porwanego dziecka, tylko zrobił z niego kosmicznego pirata. I gdy mówi „He was your father, but he was not your daddy”, to doskonale wiemy, co ma na myśli. Co oznacza, że cały ten naprawdę dziwaczny wszechświat (w mało której serii mamy do czynienia z aż tak szalonym, momentami mocno psychodelicznym światem, zaludnionym stworzeniami, przy których menażeria z kantyny w Mos Eisley wygląda na zlot znajomych z kółka szydełkowego) został już przez nas, widzów, kupiony. Że jesteśmy w stanie spod wariackich charakteryzacji postaci wyciągać, no, po prostu ludzkie typy.
PD: Tak, to jest oczywiście stary topos, że ojciec a tata to są dwie różne rzeczy, ale Gunn rozgrywa go tak, że nie mamy wrażenia wtórności choćby względem „I am your father” z wiadomego filmu, przeciwnie – na swój sposób to ujmujące, że dwie ikoniczne space opery wchodzą w metadialog i na tej płaszczyźnie.
KW: No i podoba mi się też, że twórcy wydają się jednak rozumieć rysujące się problemy gatunku. Że nie ma sensu pokazywać na serio kolejnego wielkiego pojedynku z Bestią z Innego Wymiaru, epatując efektami specjalnymi, bo będzie to zwyczajnie nudne. I gdy mamy ową Bestię, to pojedynek pokazany jest w bardzo sympatycznie ironiczny sposób, co bardziej mi się kojarzyło z tym, jak Wilq ratuje Opole, niż z kolejną naparzanką Supermanów z Superpotworami.
PD: No wiesz, za kamerą mamy tu faceta, który zaczynał od asystowania przy filmach Tromy, podpisał się pod scenariuszem nowego „Świtu żywych trupów” (który z perspektywy czasu chyba uważam za najlepszy film Snydera), nakręcił „Super” o przeciętniaku wskakującym w trykot herosa, i pastiszowe „Robale”, odbijające echa „Wstrząsów” i innych klasyków złotej ery wideo. Słowem, to nie przypadek, że obie części „Strażników” wyglądają jak wyglądają.
KW: Ale i tak uważam, że odważniejsze podziałanie nożyczkami montażysty wyszłoby sequelowi na dobre.
PD: Nie przeczę. Osobiście wyrzuciłbym żarty o kupie i pociachałbym nieco sceny akcji – ale też na tyle, by piosenki mogły odpowiednio wybrzmieć.
KW: No to co dalej, jaki pomysł na część trzecią – rozprawa z Thanosem?
PD: Na to wskazywałaby końcówka „dwójki”, gdy Nebula rozstaje się ze świeżo odzyskaną siostrą, mówiąc, że teraz musi rozprawić się z Thanosem. Ale nie wiemy też, jaką rolę odegra Thanos w „Infinity War” – i jeśli większą niż epizodyczna, Gunn zadba także zapewne o innego wroga. Bo że generalnie przygotuje inne niespodzianki, jestem spokojny.
KW: Thanos to w sumie taki banalny i oczywisty superłotr, a przecież następni „Strażnicy” powinni przekraczać kolejne granice. Domagam się naprawdę odjechanych superłotrów! Skoro już idziemy tropem „Wilqa”, niech to będzie Marvelowski Doktor Wyspa! Albo lepiej – Marvelowski wampir Inter Astralny Rongodogrongor! Albo najlepiej – jakiś Marvelowski Entombed, superłotr, a przy okazji kolega ze szkolnej ławki Star-Lorda… Jazda musi być naprawdę szalona i tego gorąco nam życzę.
Co do tego, co będzie w kolejnej części: Panowie wyraźnie nie dooglądali stingerów, bo akurat w jednym z nich przedstawiono jednoznacznie kolejnego bad guya: Adama Warlocka.