Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mike Flanagan
‹Gra Geralda›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGra Geralda
Tytuł oryginalnyGerald's Game
Dystrybutor Netflix
Data premiery29 września 2017
ReżyseriaMike Flanagan
ZdjęciaMichael Fimognari
Scenariusz
ObsadaCarla Gugino, Carel Struycken, Bruce Greenwood, Henry Thomas, Chiara Aurelia, Kate Siegel, Natalie Roers, Tom Glynn
MuzykaThe Newton Brothers
Rok produkcji2017
Czas trwania103 min
Gatunekgroza / horror, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dobry i Niebrzydki: #MeToo według Kinga

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Idziemy z duchem czasów i zauważamy różne formy dystrybucji, dziś więc opuszczamy kina i rozmawiamy na temat filmu, który niedawno miał premierę na Netflix – a chodzi o „Grę Geralda”, kolejny w tym roku film na podstawie powieści Stephena Kinga.

Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Dobry i Niebrzydki: #MeToo według Kinga

Idziemy z duchem czasów i zauważamy różne formy dystrybucji, dziś więc opuszczamy kina i rozmawiamy na temat filmu, który niedawno miał premierę na Netflix – a chodzi o „Grę Geralda”, kolejny w tym roku film na podstawie powieści Stephena Kinga.

Mike Flanagan
‹Gra Geralda›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGra Geralda
Tytuł oryginalnyGerald's Game
Dystrybutor Netflix
Data premiery29 września 2017
ReżyseriaMike Flanagan
ZdjęciaMichael Fimognari
Scenariusz
ObsadaCarla Gugino, Carel Struycken, Bruce Greenwood, Henry Thomas, Chiara Aurelia, Kate Siegel, Natalie Roers, Tom Glynn
MuzykaThe Newton Brothers
Rok produkcji2017
Czas trwania103 min
Gatunekgroza / horror, thriller
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Piotr Dobry: Kino zafundowało nam w tym roku festiwal Stephena Kinga obfitujący w zwroty akcji nie gorsze niż w samej twórczości Mistrza. Najpierw słabiutka serialowa „Mgła”, następnie wielki niewypał, jakim okazała się wyczekiwana „Mroczna wieża”. I kiedy do mediów powróciła stara śpiewka, że King nie ma szczęścia do adaptacji, pojawił się świetnie przyjęty serial „Mr. Mercedes”. Ale to jeszcze było nic, bo chwilę później sercami widzów i krytyków zawładnął zaskakująco udany remake „Tego”, który w dodatku zabrał „Egzorcyście” dzierżony przez cztery dekady tytuł najbardziej kasowego horroru wszech czasów. No i teraz dostajemy zrealizowaną dla Netflixa „Grę Geralda”, adaptację powieści znacznie mniej popularnej od tych o Rolandzie i morderczym klaunie. I znów bardzo przychylne recenzje. Czy słusznie?
Konrad Wągrowski: Po pierwsze, to mam wrażenie, że kino prawie co roku funduje nam festiwale Stephena Kinga, gdy spojrzy się do imdb, to w każdym z minionych kilkunastu lat – nawet pomijając liczne krótkometrażówki – powstawało kilka ekranizacji powieści Króla. Ale pewnie masz rację, mówiąc że rok bieżący mimo to był wyjątkowy, zważywszy na bardzo przecież oczekiwaną „Mroczną wieżę” i zaskakujący sukces „Tego” i biorąc pod uwagę, jak zróżnicowane były odbiory krytyczne tych filmów.
PD: Tym bardziej że ten pojedynek gigantów miał przebiegać zupełnie inaczej – oczekiwana od lat superprodukcja z topowymi gwiazdami kontra remake bez gwiazd, na który nikt specjalnie nie czekał, bo „To” z Timem Currym dobrze się zakorzeniło w masowej świadomości, nawet lepiej niż na to zasługiwało.
KW: Na tym tle „Gra Geralda” wydaje się nie budzić aż tak wielkich emocji. Film jest dobrze zrobiony, krytycy docenili kunszt przekładania prozy na ekran, ale widzowie – patrząc przynajmniej przez pryzmat ocen na imdb – przyjęli film raczej letnio. I taki jest też mój odbiór – doceniam formalną biegłość, ale nie sądzę, by „Gra Geralda” na dłużej zapadła mi w pamięć.
PD: Film zaczyna się jak „50 twarzy Greya” dla ludzi, nie ameb. Gerald, dobrze sytuowany facet w średnim wieku, pakuje kajdanki do walizki i zabiera żonę do domu nad jeziorem, by dodać nieco pikanterii swemu rutynowemu małżeństwu. Kiedy jednak na miejscu Gerald – po uprzednim zażyciu viagry – przykuwa Jessie do łóżka i zaczyna fantazjować o gwałcie, ta reaguje bardzo nerwowo. Jeszcze nie wiemy dlaczego, ale atmosfera robi się napięta, a chwilę potem mężczyzna schodzi na zawał. I przyznam, że jest to moment, gdy nie tylko musiałem zawiesić niewiarę na mocnym kołku, ale wręcz uśmiechnąłem się na myśl o gotowcu dla parodii spod znaku „Scary Movie”.
KW: Ciekawe, bo ja tego nie odebrałem jako nieświadomej parodii, ale – nie znając książki – wydawało mi się, że może być to część tytułowej gry Geralda – że jego zawał może być symulowany i gdy bohater dźwignął się z podłogi, nawet mnie to jakoś nie zdziwiło…
PD: A tak, też się wtedy złapałem na myśli o symulacji. Natomiast sam moment zawału, kluczyki do kajdanek odłożone akurat w łazience, nie na półkę nad łóżkiem czy szafkę nocną, pozostawienie drzwi wejściowych otwartych na oścież – zważając na to, że planuje się igraszki BDSM, i że na zewnątrz kręci się obcy pies… Nie uważam, żebym się czepiał na siłę, naprawdę widzę tu nieliche naciąganie pod intrygę. Ale same interakcje między aktorami, rozpoczęcie filmu piosenką Sama Cooke’a „Bring It On Home to Me”, gdzie przecież padają słowa „You know I’ll always be your slave” – i ten utwór jeszcze później wraca w znacznie bardziej ponurych okolicznościach – to może się podobać.
KW: Dodajmy, że to wprowadzenie jest całkiem sprawnie wykonane – drobne gesty sugerują, że w małżeństwie Jessie i Geralda zbyt dobrze się nie dzieje, już początek namiętnej z założenia gry seksualnej pokazuje, że owej namiętności w związku nie ma i cała akcja ma minimalne szanse powodzenia – stąd też cała późniejsza eskalacja jest logiczna i dobrze poprowadzona.
PD: „Gra Geralda” uchodziła przez lata za jedną z najbardziej nieprzekładalnych powieści Kinga. Historia rozgrywa się bowiem nie dość, że niemal wyłącznie w jednym pomieszczeniu, to do tego w dużej mierze w umyśle bohaterki. „50 twarzy Greya” szybko przechodzi zatem w „127 godzin”, ale twórcy mają dość atrakcji w zanadrzu, by statyczną opowieść urozmaicić – pojawia się pies, o którym bohaterowie wpierw żartują, że to Cujo, co działa niczym samospełniająca się przepowiednia, pojawia się Księżycowy Człowiek – nie pierwszy raz bowiem King, a za nim adaptatorzy, miesza różne porządki, wprowadzając do thrillera psychologicznego elementy body horroru i fantastyki. Jak to wszystko razem wypada, twoim zdaniem?
KW: I tu, przyznam, mam pewien problem. „Gry Geralda” może nie czytałem, ale prozę Kinga znam nie od dziś i przyznam, że nieraz te dodawane elementy fantastyczne psuły wymowę całości – tak jakby King miał wątpliwości, czy jest wystarczająco dobrym pisarzem obyczajowym, by dźwignąć całą historię bez rzeczy nadprzyrodzonych. I w przypadku filmu, który, z tego co mi wiadomo, dość wiernie odtwarza treść książki, też miałem ten zgrzyt. Bo tak naprawdę odniosłem wrażenie, że postać Księżycowego Człowieka jest zupełnie niepotrzebna, że w finale odciąga uwagę widza od tego, co w filmie było naprawdę istotne.
PD: Istotne dla opowieści okazują się także zupełnie już niefantastyczne retrospekcje, w których poznajemy przeszłość Jessie i źródło jej traumy. Molestowanie przez ojca, bardzo trudny temat, podjęty też przecież w „Tym”, tutaj dość niespodziewanie (szczególnie dla tych, co nie czytali książki) przeradza się w kanwę całej historii. Bo „Gra Geralda” okazuje się w gruncie rzeczy feministyczną przypowieścią o wyzwoleniu. Wszystkie ekranowe demony to mężczyźni, z którymi Jessie musi sobie poradzić – na płaszczyźnie rzeczywistej lub symbolicznej. Sytuacja ekstremalna jako katharsis – znamy to z wielu tekstów kultury. Czy tutaj wybrzmiewa przekonująco?
KW: Przyznam, że podczas seansu nie mogłem się uwolnić od skojarzeń z obecnie trwającą w internecie akcją #MeToo. W „Grze Geralda” mamy dwa główne poziomy seksualnej opresji – pedofilskie skłonności ojca, które każdemu raczej kojarzą się z przestępstwem, które należy ścigać z całą bezwzględnością (choć przecież i tu ojciec tłumaczy się, a pośrednio przejmuje to i bohaterka, że w sumie wcale nie dotykał córki), z drugiej strony mąż, który rozpoczyna zabawę mającą znamiona seksualnej przemocy, który nie rozumie słowa „nie”, który myśli wyłącznie z perspektywy swojego ego, który nawet w łagodniejszej formie opresji rzuca wśród kolegów niesmacznymi żartami na temat kobiet. Idealnie wpasowuje się w przykłady, które pojawiały się w akcji #MeToo, także nie widząc nic zdrożnego w swym zachowaniu.
PD: Masz rację, to się nieźle zbiegło w czasie – powieść Kinga pierwszy raz została wydana dokładnie przed ćwierćwieczem, w 1992 roku, a oglądany teraz film ogląda się trochę jak błyskawiczną reakcję na #MeToo.
KW: Dodajmy, że Jessie wiąże się z takim człowiekiem, rezygnując z własnej wolności na rzecz wygody (Gerald jest bogatym człowiekiem), w jakimś stopniu na skutek traumy z dzieciństwa. To nie nowość u Kinga, podobnie przecież było z Beverly w „Tym”.
PD: Przyznam może nieskromnie, że mnie, człowieka, który przed ukończeniem dziesiątego roku życia miał już za sobą „Evil Dead” i „Martwicę mózgu”, trudno przyprawić o mdłości w kontekście splatterowych atrakcji. A jednak scena, gdy Jessie uwalnia rękę z kajdanek, sprawiła, że żołądek podszedł mi do gardła. Zapisuję to twórcom na plus, bo mimo że wiernie trzymają się litery powieści, to raz, że trudno było taką scenę realistycznie nakręcić, a dwa – po filmach z serii „Piła” trudno było w tym względzie o coś szokującego. No więc na mnie zrobili wrażenie.
KW: Tak, film oscyluje klimatem od erotycznego thrillera, poprzez opowieść obyczajową, aż po horror supernaturalny, by dojść do gore. Już sceny zjadania trupa męża przez psa-przybłędę były mocne, ale scena uwolnienia wchodziła na jeszcze wyższy poziom. Przyznam, że z ulgą przyjąłem założenie prymitywnych opatrunków na zmasakrowaną rękę Jessie…
PD: Filmy takie jak „Gra Geralda”, rozgrywane w bardzo ograniczonej lokacji i stanowiące teatr jednego, góra dwóch aktorów, wymagają naturalnie odpowiedniej obsady, zdolnej przykuć do ekranu samą charyzmą. I muszę przyznać, że zarówno znajdująca się niemal non stop w centrum opowieści Carla Gugino, jak i wydatnie ją wspierający Bruce Greenwood, wypadają jak dla mnie bez zarzutu. A bynajmniej nie są to gwiazdy pierwszej wielkości tudzież aktorzy jakoś mocno charakterystyczni. Rzekłbym wręcz, że oboje są dość pospolici, najczęściej widywani na drugich lub dalszych planach, w pomocniczych i robiących za tło rolach lekarzy, sędziów, rodziców bohaterów czy partnerów bohaterów – jak choćby Gugino dla The Rocka w „San Andreas”. Słowem, everywoman i everyman. I może właśnie dlatego w „Grze Geralda” tak dobrze to działa? Zwyczajność przekuta w atut?
KW: Bruce Greenwood ma wygląd idealnie dopasowany do swej roli – on zresztą chyba zwykle grywa jakichś prawników czy lekarzy. Choć trzeba przyznać, że grając postać będącą częścią świadomości Jessie, wcale nie trzyma się tej samej nuty, co wcześniej, to jest postać będąca jakby połączeniem cech męża i żony. Carla Gugino dostała natomiast rolę życia i zrobiła wszystko, by wejść na kolejny etap swej kariery, dostawać bardziej ambitne, wymagające role. Ciekawe, czy jej się uda.
PD: Nie wiem, co myśleć o zakończeniu całej historii. Z jednej strony rozwiązanie wątku Księżycowego Człowieka to niezły twist, a tych w horrorach nigdy za wiele. Z drugiej strony – takie rozwiązanie odziera całą opowieść z aury niesamowitości. David Lynch – u którego w „Twin Peaks” również występował ten sam Carel Struycken, aktor cierpiący na akromegalię, nie do pomylenia z nikim innym, fascynująca postać – z pewnością zostawiłby to niedopowiedziane. Może ty masz tu mniej wątpliwości.
KW: Tak jak lubię Struyckena jeszcze z czasów starego „Twin Peaks”, doceniając, jak życiowy dramat umiał przekuć w atut i jak potrafi podchodzić z dystansem do swej choroby i kariery etatowego potwora, tak powtórzę – Księżycowy Człowiek na koniec wyrasta na głównego bohatera tej opowieści, podczas gdy w trakcie filmu jest w gruncie rzeczy bardzo mało istotny. Wiem, że postać też pochodzi z książki Kinga, że to ona właśnie buduje element grozy, widzę, że sceny w domu, gdy jawi się na podobieństwo ducha w rogu pokoju, mają swój niezły klimat, ale tak naprawdę na koniec ważne jest to, że po kilkudziesięciu latach kończy się zaćmienie słońca, a nie to, czy potwór z majaków był realny, czy nie.
koniec
20 października 2017

Komentarze

20 X 2017   14:03:15

A dzisiaj na Netflixie ma premierę kolejny film wg Kinga "1922" z Thomasem Jane i Molly Parker w rolach głównych.

20 X 2017   14:54:13

Zajmiemy się nim!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Here’s Danny!
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Styczeń 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz

Pojedynek w mroku
— Jarosław Loretz

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.