Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Najlepsze filmy III kwartału 2017 r.

Esensja.pl
Esensja.pl
W przypadku najlepszych filmów III kwartału z polskich kin mamy już „tylko” dwumiesięczne opóźnienie w publikacji, ale sądzimy, że i tak warto zapoznać się z naszą listą.

Esensja

Najlepsze filmy III kwartału 2017 r.

W przypadku najlepszych filmów III kwartału z polskich kin mamy już „tylko” dwumiesięczne opóźnienie w publikacji, ale sądzimy, że i tak warto zapoznać się z naszą listą.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Dunkierka
(2017, reż. Christopher Nolan)
To bez dwóch zdań najbardziej oczekiwany film wojenny ostatnich lat. Nie bez powodu porównywany z „Szeregowcem Ryanem”, choć przedstawiający sytuację odwrotną. Steven Spielberg pokazał na ekranie operację Overlord, czyli lądowanie aliantów w Normandii w czerwcu 1944 roku, natomiast Christopher Nolan poświęcił swoje dzieło operacji Dynamo, czyli – mówiąc trochę złośliwie – ucieczce Brytyjczyków z plaż północnej Francji na przełomie maja i czerwca cztery lata wcześniej. Jako że angielski reżyser skupił się na wydarzeniu będącym skutkiem dotkliwej klęski militarnej (a pamiętajmy, że byłaby ona po wielekroć straszniejsza, gdyby Hitler zdecydował się na zniszczenie wojsk brytyjskich i francuskich zamkniętych w kotle wokół Dunkierki), szanse na podniesienie temperatury obrazu tragiczno-heroicznymi scenami miał większe. I wykorzystał to, dzięki czemu film niesamowicie „ssie” emocjonalnie. Trudno przejść obok niego obojętnie. Mimo że brak mu rozmachu charakterystycznego dla kolegi po fachu zza Atlantyku, minimalistycznie prowadzona narracja trzyma w wielkim napięciu. Choć jej forma wcale nie ułatwia widzowi śledzenia trzech oddzielnie prowadzonych wątków, które zbiegają się dopiero w finale. Dość powiedzieć, że w przypadku każdego z nich czas ekranowy biegnie inaczej.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. The Square
(2017, reż. Ruben Östlund)
Gdyby trzeba było określić jednym słowem, o czym jest „The Square” i odejść zarazem od najbardziej wyświechtanych interpretacji, rzec można, że jest on o zaufaniu. Wszystkie podjęte tu wątki dotyczą właśnie zaufania w kontekście rozmaitych interakcji międzyludzkich. Od tytułowej instalacji artystycznej, która ma być przestrzenią azylu, gdzie każdy może wejść i poprosić o pomoc, przez relacje na linii szef-podwładny, artysta-kurator, kurator-dziennikarz, rodzic-dziecko i tak dalej, po kulminacyjny spektakl grozy, gdzie artysta wystawia zaufanie uczestników na wyjątkowo ciężką próbę. Albo weźmy wątek erotyczny. Główny bohater, Christian, plejbojowaty dyrektor prestiżowego muzeum, ma tak wysokie mniemanie o sobie, że po przespaniu się z dziennikarką pilnuje swojej prezerwatywy! No i jest jeszcze mało subtelny, acz bardzo wymowny wątek żebraka-imigranta, który jako jedyny z zaczepianych przechodniów zgadza się popilnować Christianowi toreb z zakupami w galerii handlowej. Ale za najbardziej ujmującą scenę w tym aspekcie należy uznać, gdy bohater zabiera córki do muzeum, gdzie jako pierwsze mają okazję wypróbować nieczynną jeszcze instalację. Mają tam do wyboru dwa guziki: „Ufam ludziom” i „Nie ufam ludziom” – i obie wybierają zaufanie. Cała nadzieja w dzieciach.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Baby Driver
(2017, reż. Edgar Wright)
„Baby Driver” to wyborny pastisz i „nowe rozdanie” w jednym, niebywałe osiągnięcie techniczne, majstersztyk w dziedzinie montażu dźwięku, musical-nie-musical pisany pod retro-tracklistę, co lokuje go w osobliwej przestrzeni dzielonej zarówno ze space operą Jamesa Gunna, jak i z „American Graffiti” Lucasa. Obawiałem się hollywoodyzacji i hipsteriady, ale Edgar Wright pokazał, że doskonale czuje amerykańską ikonografię (samochód, dziewczyna-kelnerka, marzenie o ucieczce autostradą donikąd) i przygotował „Prawdziwy romans” dla nowego pokolenia, nie tracąc nic charakteru z czasów „Shaun of the Dead” i „Hot Fuzz”. Nieunikniony sequel nazwałbym „Baby Knows” – i otworzył właśnie piosenką Prince’a, ale na razie cieszmy się tym, co mamy, bo naprawdę sięgamy tu kinofilskiego nieba.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Wojna o Planetę Małp
(2017, reż. Matt Reeves)
Trylogia prequeli „Planety małp” prowadzi nas w kierunku, którego się spodziewamy, a każdy z filmów ma nieco inny klimat. „Geneza Planety Małp” to klasyczne SF o nieudanym eksperymencie i Frankensteinie wydostającym się spod kontroli, „Ewolucja Planety Małp” to z kolei bardziej kino polityczne o walce o władzę i próbie sił między dwiema jeszcze nie do końca zantagonizowanymi rasami. Natomiast „Wojna o Planetę Małp” to nieco zaskakujące nieco połączenie „Czasu apokalipsy”, „Wielkiej ucieczki”, kina obozowego, a skojarzenia można mieć również z „Terminatorem” (z Cezarem w roli Johna Connora, który uczy swój lud stawiać opór). O ile dwie wcześniejsze części były dosyć przewidywalne, o tyle w przypadku „Wojny” ma się wciąż wrażenie, że film prowadzi w niespodziewaną stronę. I jest to jego niewątpliwa zaleta. Warto pogadać o warstwie wizualnej filmu. Jak zwykle w tej trylogii – kapitalne zdjęcia. Tym razem, dla odmiany, mroźnych zimowych krain. Ale pod względem scen akcji cała trylogia zaprzecza idei blockbusterów. Bo przecież w żadnych z filmów nie ma taniego efekciarstwa, sceny akcji są nieliczne, niedługie i jakby dodane w tle, pokazując, że widowiskowość nie jest wcale głównym celem powstania filmów. Tu niby mamy efektowną finałową bitwę, ale ogląda się ją nie jak najważniejszy element finału, ale jako pewnego rodzaju tło dla głównej opowieści. Wypada też zauważyć, że mamy tu blockbuster, w którym przez długie fragmenty nikt nic nie mówi. Poza Cezarem i kaleczącą język ludzi Złą Małpą, funkcjonującą tu na zasadzie comic reliefa, małpy porozumiewają się na migi. Długie sceny bez dialogów w wakacyjnym przeboju muszą imponować. I znów trzeba pochwalić twórców za odwagę, bo przecież mogli spokojnie kazać małpom mówić, a byli konsekwentni w kreacji swojego świata. I w ogóle imponuje, jak precyzyjnie cała historia przejęcia planety przez nową rasę została w tej trylogii poprowadzona. Wszystko jest poukładane, logiczne i przekonujące, bez gwałtownych zwrotów i skrótowych rozwiązań. Już dziś mówi się o tym, że to najlepsza trylogia SF od czasu pierwszych „Gwiezdnych wojen”.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. To
(2017, reż. Andy Muschietti)
Muschietti bezbłędnie odczytał główne atuty książki, czyli przejmującą opowieść o dorastaniu, pierwszorzędnie ograny topos przyjaźni i zgrabną metaforę oswajania strachu (tudzież świata w ogóle) towarzyszącego nam od najmłodszych lat. Ciekawe, że z wersji z Timem Currym zapamiętałem głównie Pennywise’a, nie dzieciaki, natomiast tutaj odwrotnie. Niebagatelną rolę odgrywa tu perfekcyjny casting, zapewne nieprzypadkowo formujący ekranową paczkę Frajerów z młodziaków, którzy wybili się niedawno występami w innych obrazach tęsknie spoglądających w przeszłość. Jest dzieciak ze „Stranger Things”, dzieciak z „Midnight Special”, dzieciak znany z roli młodego Petera Quilla w „Strażnikach Galaktyki”. Ale odkryciem filmu pozostaje dla mnie zjawiskowa Sophia Lillis, skrzyżowanie młodziutkiej Molly Ringwald z Amy Adams. Trzeba też przyznać, że jak na dzisiejsze standardy hollywoodzkie, jest to rzecz naprawdę odważna – niebojąca się pokazywać explicite przemocy wobec dzieci, nieunikająca najtrudniejszych tematów, jak sugestywny wątek ojca-pedofila. Szkolni prześladowcy bywają okrutni bez zahamowań, ekranowi Frajerzy klną siarczyście, co chwilę pada jakaś aluzja seksualna à propos matki czy siostry kolegi, bo przecież chłopcy muszą sobie kompensować kompleksy – dokładnie tak zapamiętałem obraz własnego szczenięctwa, na który zapewne nałożył się jeszcze filtr z amerykańskich filmów w rodzaju „Goonies” czy „Stand by Me”, do których to zresztą nowe „To” nawiązuje. I tak, oczywiście mam świadomość, że Muschietti mnie tu z rozmysłem bierze na nostalgię, podobnie jak przed chwilą twórcy „Stranger Things”, i podobnie jak znaczna część dzisiejszej popkultury, ale cóż – to działa i nic nie poradzę. „To” działa.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. Mężczyzna imieniem Ove
(2015, reż. Hannes Holm)
„Mężczyzna imieniem Ove” jest filmem idealnie skrojonym pod Oscary – łączy w sobie dramat i komedię, dotyka delikatnie poważniejszych tematów, ale nie zagłębia się w filozoficzne niuanse, niesie pozytywne życiowe przesłanie. To taki „feel good movie”, które równie dobrze mogli nakręcić Amerykanie, ale zrobili to Szwedzi. Tytułowy Ove jest zgorzkniałym, gniewnym, pięćdziesięciodziewięcioletnim wdowcem. Żona, która umarła kilka miesięcy wcześniej, była dla niego wszystkim, bez niej jego życie straciło sens. Sam mówi, że nie istniał, zanim ją poznał, i przestał istnieć po jej śmierci. Ove chce więc popełnić samobójstwo i w ten sposób dołączyć do ukochanej kobiety. Podejmuje kolejne próby, ale traf chce, że akurat do domu obok wprowadza się szwedzko-irańskie małżeństwo z dwójką dzieci (i trzecim w drodze) i wrodzone, ocierające się o nerwicę natręctw, poczucie obowiązku każe mu odkładać przenosiny na tamten świat i angażować się w – wykonywane bez entuzjazmu – działania pomocowe (zwłaszcza że ojciec rodziny sąsiadów nie dość, że ma dwie lewe ręce, to szybko też łamie sobie nogę). Dużą w angażowaniu Ovego rolę odgrywa Parvaneh, owa emigrantka z Iranu, która wnosi do życia głównego bohatera dużo żywiołowości i bezpośredniości. Gdzieś tam w tle mamy też ciekawe spojrzenie na Szwecję – zarówno współczesną, jak i historyczną (w licznych retrospekcjach poznajemy historię życia Ovego). Głównym atutem jest fenomenalna kreacja Rolfa Lassgårda, aktora relatywnie nieznanego poza Szwecją, którego amatorzy kina skandynawskiego mogą jednak kojarzyć jako pierwszego ekranowego Wallandera, albo też z ról w „Tuż po weselu” Susanne Bier czy dwóch części thrillera „Łowcy”. Film ma też bardzo przyjemny soundtrack. Od ładnej muzyki ilustracyjnej Gautego Storaasa, przez klasyczne kompozycje Claude’a Debussy’ego, po sentymentalne (jakżeby inaczej) przeboje szwedzkie (Lill Lindfors, Povel Ramel) i międzynarodowe (Willie Nelson, Demis Roussos). A poza tym najpiękniejsza użyta w filmie ballada – „En Stund På Jorden” – jest akurat autorstwa Laleh, młodej szwedzkiej wokalistki popowej, podobnie jak Pars pochodzącej z Iranu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Spider-Man: Homecoming
(2017, reż. Jon Watts)
„Spider-Man” od zawsze był opowieścią nie tyle o superbohaterze w masce, ile o nastolatku skrytym za maską, i aż dziw bierze, że dopiero twórcy „Homecoming” zdają się to w pełni rozumieć. Wybór reżysera nie mógł być przypadkowy – Jon Watts chwilę wcześniej zaprezentował w „Cop Car”, jak pod płaszczykiem rutynowego thrillera z Kevinem Baconem uwznioślić mit chłopięctwa. Właśnie tak należało zrobić „Pająka": jak komedię Johna Hughesa w kamuflażu typowego Marvela. Znamienne, że jeśli doszukiwać się w tym filmie wad, to będą to właśnie generyczne sceny, które trzeba było odbębnić w ramach franczyzy „Avengers”. Ale cała reszta – coming-of-age story z niewymuszonym humorem, swobodnie równościowy ton, doskonały casting, podkreślenie statusu Parkera jako bohatera klasy robotniczej, czy wreszcie genialny w swej prostocie (i tylko przydający realizmu!) manewr zeitgeistowy z odejściem od kanonu w portretowaniu ciotki May, MJ i Flasha – i tak składa się na najlepszą adaptację z dotychczasowych.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. To przychodzi po zmroku
(2017, reż. Trey Edward Shults)
Shults buduje swój film z klocków niby w kinie grozy opatrzonych: konserwatywny ojciec, empatyczna matka, dorastający chłopak, tajemniczy nieznajomy, pociągająca dziewczyna – toż to zestaw wzięty wprost z poradnika scenopisarstwa. Okruchy apokalipsy, które widzimy jedynie z perspektywy bohaterów, a także nieśmiało kiełkujące pytanie o moralność w desperackich czasach, to „Droga”, „The Walking Dead” i co tam jeszcze chcecie. Z kolei wirus, którego nosiciel z automatu zostaje śmiertelnym zagrożeniem, może kojarzyć z przynajmniej setką produkcji o zombie (a i w inspiracji filmem „Coś” Carpentera byłoby coś na rzeczy). A jednak reżyserowi udaje się poskładać swój film zarówno bez uciekania się do pustych hołdów dla popkulturowej tradycji, jak i bez cudzysłowów i pastiszowych zagrywek). Produkcja Shultsa przypomina w tym najlepsze amerykańskie horrory ostatnich lat, które zarzuciły postmodernistyczną ironię na rzecz tonu serio. I choć ostatecznie nieco im ustępuje – nie ma tu ani tak kapitalnej metafory jaką dla dojrzewania znalazło „Coś za mną chodzi”, ani transgresji na miarę „Czarownicy” czy „Zło we mnie” – to jednak cieszy, że znów oglądamy kino grozy, które traktuje widza poważnie. Takie, które wie, że człowiek postawiony w skrajnej sytuacji wystarczy, by przyprawić o ciarki. Zwłaszcza jeśli filmować go w ciemności.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. Bracia Lumière!
(2016, reż. Thierry Frémaux)
W 1895 roku Louis i Auguste Lumière wymyślili kinematograf i nakręcili pierwsze w historii filmy. Z czasem, usprawniając pracę kamery, doskonaląc kompozycję kadru, wprowadzając duble i śmiało eksperymentując z efektami specjalnymi, położyli podwaliny pod dzisiejszą sztukę filmową. Spośród nakręconych przez nich ponad 1400 produkcji, Thierry Frémaux wybrał 114 obrazów, wśród których znalazły się klasyczne arcydzieła, jak i zaskakujące, nieznane dotychczas filmowe odkrycia. Wszystkie one – zrekonstruowane cyfrowo w jakości 4K – zostały zebrane dla uczczenia wspaniałego dziedzictwa braci Lumière.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Ptaki śpiewają w Kigali
(2017, reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze)
Akcja filmu rozpoczyna się w 1994 roku. To historia polskiej ornitolog, która prowadzi badania nad spadkiem populacji sępów w Rwandzie. Kiedy zaczyna się ludobójstwo, kobieta – trochę przez przypadek – ratuje młodą rwandyjską dziewczynę, córkę swojego współpracownika należącego do plemienia Tutsi. Zabiera ją ze sobą do Polski. Po przyjeździe bohaterki są złamane i niezdolne do wpisania się w rutynę codziennego życia. Obie próbują się podnieść z tego, co przeżyły. Ostatni film Joanna Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze ma ambicje publicystyczne, ale to dzieło znacznie głębsze niż się z pozoru wydaje, opowieść o stracie i traumie, ale też traktat o wartościach uniwersalnych, zaskakujący awangardową realizacją.
koniec
8 listopada 2017

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

10 filmowych epidemii, zaraz i wirusów
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja

10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja

Krótko o filmach: Ptaki spiewają w Kigali (DVD)
— Sebastian Chosiński

Do kina marsz: Kwiecień 2018
— Esensja

Oscary 2018: Ranking filmów oscarowych
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Oscary 2018: Najlepsze filmy
— Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jarosław Robak, Krzysztof Spór, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Do kina marsz: Marzec 2018
— Esensja

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Rejs
— Konrad Wągrowski

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Ten typ tak ma
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

To nie jest straszne
— Michał Kubalski

W krzywym zwierciadle: Europejskie wakacje Pająka
— Michał Kubalski

Krótko o filmach: Ptaki spiewają w Kigali (DVD)
— Sebastian Chosiński

Esensja ogląda: Styczeń 2018 (1)
— Jarosław Loretz

Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.