Z filmu wyjęte: Nasi u nasNasze kino na ogół stroni od fantastyki. Bywa jednak, że drobne odniesienia do niej znajdują się w zupełnie niespodziewanych miejscach.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Nasi u nasNasze kino na ogół stroni od fantastyki. Bywa jednak, że drobne odniesienia do niej znajdują się w zupełnie niespodziewanych miejscach. Jednym z filmów, w których sympatyk fantastyki może zostać wzięty z zaskoczenia, jest nakręcona w roku 1985 „Siekierezada”. Historia prosta, oparta na mocno życiowej prozie Edwarda Stachury, koncentrująca się na poczynaniach mężczyzny, który przyjechał na dobrowolne wygnanie w Bieszczady pracować jako drwal. Pewnego dnia do pobliskiej miejscowości przyjeżdża obwoźna biblioteka, czyli poczciwy Jelcz zwany ogórkiem, wyposażony w regały pełne książek. I wtedy… wzrok widza pada na plakaty zalepiające okna bibliobusu. Pierwszy przedstawia okładkę „Lokomotywy”, klasycznego zbioru wierszy dla dzieci autorstwa Juliana Tuwima, zilustrowanego przez Jana Marcina Szancera. Drugi – okładkę XI księgi „Tytusa, Romka i A’Tomka”, z dumnie szybującym prasolotem. Trzeci zaś – okładkę stworzonego jeszcze przed wojną, a wielokrotnie wznawianego za PRL-u komiksu „O wawelskim smoku”, z tekstem Kornela Makuszyńskiego i rysunkami Mariana Walentynowicza. Żadne tam romanse, szkolne lektury czy ówczesne bestsellery. Książeczka dla dzieci i dwa komiksy. To prawda, w sumie też dla dzieci, ale – było nie było – fantastyczne. Zaraz potem zaś rozpoczyna się rozmowa bohatera z bibliotekarką, próbującą wysondować jego zainteresowania. Pozwolę sobie zacytować najbardziej interesujący fragment: „- A Lema pan czytał? Stanisław Lem. – Nie. Nie. Tylko słyszałem o nim. – On uprawia gatunek science fiction. Nauka fikcyjna. Opisuje życie w przyszłych czasach. Wybiega myślami daleko naprzód.” Niby niewiele, ale cieszy, że na zapadłej wsi ktoś mógł reklamować Lema. Nie Kraszewskiego, Sienkiewicza, Chmielewską czy MacLeana, ale właśnie Lema. I już pal licho tę „naukę fikcyjną” oraz to, że bohater stwierdza iż woli… romanse. Niestety, sama „Siekierezada” zauważalnie się już zestarzała. Mimo że film nie jest aż tak sędziwy, jego realia są już odległą baśnią – z tymi wszystkimi parowymi ciuchajkami1), obwoźnymi bibliotekami, pustymi drogami, pociągami dowożącymi pasażerów na najbardziej zapadłe stacje i obowiązkową zagryzką pod kielonek. W odbiorze nie pomaga też takie sobie udźwiękowienie i przeciętna gra aktorska Edwarda Żentary. Opowieść wciąż jednak potrafi urzec surowymi plenerami, specyficznym klimatem i sugestywną muzyką Jerzego Satanowskiego. 11 grudnia 2017 1) To dość zaskakujące, ale „ciuchajka”, czyli słowo oznaczające starą, na ogół wąskotorową lokomotywkę, obecnie zaczyna być coraz częściej używane jako pieszczotliwe określenie… sklepu z używanymi odzieżą. |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
"Siekierezady" będę bronił, tak książki jak i filmu. Przecież ta "odległa baśniowość" nadaje ekranizacji magii i uroku. Warto obejrzeć choćby dla dwóch rewelacyjnych scen: tej rozgrywającej się w barze, w której między innymi mowa o odrąbywaniu ręki podniesionej na kobietę, oraz tej, w której Daniel Olbrychski, alter-ego alter-ega, odpowiada nabrzmiałymi od znaczenia półsłówkami na wścibskie, dobroduszne pytania Franciszka Pieczki. Poza tym film jest bodajże najciekawszym w karierze Edwarda Żentary; odtwórca roli Stachury-Pradery też nieszczęśliwie zakończył swój żywot.