Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów 2017 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych filmów 2017 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
40. Fantastyczna kobieta
(2017, reż. Sebastián Lelio)
W „Fantastyczne kobiecie” Sebastian Lelio nie poddaje się łatwiej pokusie łamania wizualnego tabu, dla samego przekraczania granic portretowania tematu trans płciowości. Graficzność w perypetiach transseksualistki Mariny (rewelacyjna Daniela Vega) nie jest tu priorytetem, lecz historia, która mogłaby się wydarzyć w każdym miejscu na świecie. Młoda kobieta po wspólnym wieczorze z dużo starszym partnerem znajduje go półżywego. Niestety mężczyzny nie udaje się uratować, niedługo potem w szpitalu pojawia się rodzina zmarłego. Marina – niezwiązana formalnie z majętnym Orlandem – musi odnaleźć się w niezręcznej sytuacji kontaktu z jego najbliższymi. Nie będzie to jednak dramat o budowaniu trudnych relacji na bazie wspólnego cierpienia i bólu po stracie. Wątpliwości wobec jej rzeczywistych intencji i okoliczności śmierci kochanka będą bowiem płynąć ze wszystkich stron – policji, rodziny czy nawet lekarzy. Wszak inność z założenia budzi znamiona podejrzliwości. Sebastian Lelio tym samym w niekonwencjonalny sposób opowiada nie tylko o tolerancji trans seksualności, ale i o podejściu do człowieczeństwa. Nieprzyjazne jej otoczenie będzie nazywać Marinę „rzeczą”. Ze względu na swoją naturę, na każdym kroku musi przygotować się na społeczną nietolerancję i ostracyzm. Dlatego jej wytrwałość w walce o ocalenie własnych uczuć i zwyczajnego prawa do ludzkiej żałoby, każe postawić śmiałą, lecz jeszcze długo nieakceptowalną tezę – iż bycie kochającą i fantastyczną kobietą, to nie tyle kwestia urodzenia, ile stan umysłu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
39. Lady M.
(2016, reż. William Oldroyd)
Trochę dekonstrukcja wiktoriańskiego melodramatu, trochę odwrócenie kota ogonem we współczesnej dyskusji o rasach i genderach na feudalnej drabinie społecznej, trochę czarny dowcip o klasowej emancypacji w XIX-wiecznej Anglii, a trochę najzimniejszy „Hannibal”, jakiego widziało kino w 2017 roku. Gdy William Oldroyd debiutuje, Emily Bronte przewraca się w grobie. Prawdopodobnie najmniej jednoznaczny etycznie film minionego sezonu stanowi uwspółcześnioną adaptację opowiadania Nikołaja Leskowa „Powiatowa Lady Makbet” z 1864 r. Jak to w romansach najczęściej bywa, choć afekty nie mogą tu wybrzmieć do końca, to stanowią podstawowe paliwo napędowe intrygi. Wyjątkowość tego filmu polega jednak na tym, że choć pozoruje historię miłosną o egzystencjalnych bólach romantycznej bohaterki, to nad całością pieczę zdaje się sprawować jakiś milczący, obdarzony nerwami ze stali i makabrycznym poczuciem humoru narrator, który z sadystyczną satysfakcją i nożem montażowym w dłoniach chłodno wpatruje się w swoich bohaterów. W „Lady M” Eros stopniowo pokornieje wobec poczynań Tanatosa, namiętności opadają, a bohaterowie, z którymi moglibyśmy sympatyzować, raczej konsternują. Z kina wychodzimy jeśli nie z kacem moralnym, to przynajmniej z dłuższą rozkminą, czy powinniśmy go odczuwać. Szekspir, do którego odwołuje się tytuł, bywał okrutnym moralistą. Tutaj okrucieństwo jest nieme, a morał, jeśli jest, ukrywa się między wierszami.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
38. Spider-Man: Homecoming
(2017, reż. Jon Watts)
„Spider-Man” od zawsze był opowieścią nie tyle o superbohaterze w masce, ile o nastolatku skrytym za maską, i aż dziw bierze, że dopiero twórcy „Homecoming” zdają się to w pełni rozumieć. Wybór reżysera nie mógł być przypadkowy – Jon Watts chwilę wcześniej zaprezentował w „Cop Car”, jak pod płaszczykiem rutynowego thrillera z Kevinem Baconem uwznioślić mit chłopięctwa. Właśnie tak należało zrobić „Pająka": jak komedię Johna Hughesa w kamuflażu typowego Marvela. Znamienne, że jeśli doszukiwać się w tym filmie wad, to będą to właśnie generyczne sceny, które trzeba było odbębnić w ramach franczyzy „Avengers”. Ale cała reszta – coming-of-age story z niewymuszonym humorem, swobodnie równościowy ton, doskonały casting, podkreślenie statusu Parkera jako bohatera klasy robotniczej, czy wreszcie genialny w swej prostocie (i tylko przydający realizmu!) manewr zeitgeistowy z odejściem od kanonu w portretowaniu ciotki May, MJ i Flasha – i tak składa się na najlepszą adaptację z dotychczasowych.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
37. Zabicie świętego jelenia
(2017, reż. Yorgos Lanthimos)
Na kino Yorgosa Lanthimosa zawsze należy patrzeć przez pryzmat niezwykle oryginalnego konceptu. Tym razem autor „Kła” czy „Lobstera” nie kreuje rzeczywistości na pierwszy rzut oka mającej tylko z pozoru wspólny mianownik z realizmem . Świat z „Zabicia świętego jelenia” wydaje się nie odbiegać od znanych nam norm. Na pierwszym planie mamy kardiochirurga, który na przedmieściach Cincinnati z żoną i dwójką dzieci snuje swój sen. Świetna praca, odczyty na prestiżowych galach, wzorowe życie rodzinne. Zaburzeniem równowagi perfekcyjnego równania będzie nastoletni Martin, choć poszukiwanie natury ich relacji będzie tylko jednym z wielu elementów budowanej drobiazgowo tragedii. Czy jest on nieślubnym dzieckiem lekarza? Wynikiem homoseksualnych skłonności? A może sposobem na leczenie wyrzutów sumienia – wszak ojciec chłopaka zmarł na jego stole operacyjnym. Wszelkie pojawiające się wątpliwości, znaki i wskazówki Grek ubiera w cechy charakterystycznego dla siebie wystudzonego, nienaturalnego thrillera. Zdarzenia dzieją się tu w długich, przeciągłych kadrach, w których kluczymy między potencjalnymi rozwiązaniami podawanej historii. W tej pozytywnie irytującej enigmatyczności jest jednak metoda. Lanthimos potrafi jednym ruchem zmienić historię tak, aby zatrząść w całości jej perspektywą. Z premedytacją kreuje nieprzyjemne, wręcz klaustrofobiczne środowisko osaczenia, gdzie człowiek zdaje się być tak słaby jak wielkie skrywa w sobie sekrety.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
36. Lego Batman: Film
(2017, reż. Chris McKay)
„Lego Batman” zaskakuje podwójnie. Po raz pierwszy wtedy, gdy orientujesz się, że to bodaj najbardziej błyskotliwa wizja relacji Batmana z Jokerem w historii kina i najciekawszy film o superbohaterach DC od czasów Tima Burtona – podczas gdy Zack Snyder i spółka stawiają kloca za klocem, twórcy „Lego Batmana” z dobrze znanych klocków budują film całkowicie świeży i diabelnie zabawny. Po raz drugi wtedy, gdy nagle okazuje się, że to wcale nie jest – jak początkowo mogłoby się wydawać – „Deadpool” dla najmłodszych, bo obecne na sali dzieci bawią się raczej średnio; co innego ich rodzice. Jeśli „Shrek” spopularyzował zasadę podwójnego kodowania, która dawała rodzicom odrobinę rozrywki podczas seansów przeznaczonych dla najmłodszych, to „Lego Batman” odwraca wektory. Jasne, jest tu trochę żartów dla nieletnich widzów, ale to przede wszystkim list miłosny do Batmana, który czyta się najlepiej wtedy, kiedy się choć trochę tę postać zna. Efekt był taki, że na moim seansie dzieci rząd niżej przestały w pewnym momencie śledzić akcję i zaczęły skakać po fotelach, a mi się marzyło, żeby odpowiedzialny za ten film zespół przejął wszystkie obecnie tworzone hollywoodzkie franczyzy, od DC po „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
35. Po tamtej stronie
(2017, reż. Aki Kaurismäki)
Bajka Akiego Kaurismäkiego, na przekór powszechnemu czarnowidztwu, wszystkim obrazom „końca Europy” czy „kryzysu zaufania” – prosta, ale nie naiwna, niby odnosząca się do aktualnych problemów na świecie, ale tak naprawdę uniwersalna. Fin wierzy w solidarność, w to, że spotkanie różnych ludzi nie musi skończyć się darciem kotów i wchodzeniem sobie na głowę, a dobro znaleźć można dosłownie na śmietniku. „Po tamtej stronie” to opowieść o Khaledzie, uchodźcy z Syrii, który trafia do Helsinek (przez Gdańsk – ten króciuteńki polski wątek w filmie powinien sporo dać do myślenia) i z miejsca prosi o azyl. Gdy władze zastanawiają się, czy bombardowania Aleppo to już wojna, czy może przejściowe trudności, bohater na własną rękę zaczyna szukać sposobności, by nie zostać zmuszonym do powrotu do Syrii. Starania Khaleda pewnie skończyłyby się fiaskiem, gdyby nie pomoc z nieoczekiwanej strony. Drugi bohater filmu, Wikström, pewnego dnia rozstaje się z żoną, wygrywa pokaźną kwotę w pokera i wykupuje podrzędną knajpę z podrzędną obsługą – i oczywiście, spotyka w końcu Khaleda. Kaurismäki znów zabiera widza w swój świat, w którym czas zatrzymał się w latach siedemdziesiątych XX wieku, starzejący się rockmani przygrywają do kotleta, a nad każdym gagiem unosi się duch Bustera Keatona. Opowiada przy tym wcale niegłupio o tym, jak oddolnie rodzi się autentyczna wspólnota, w której można znaleźć wsparcie, gdy zawodzą państwowe instytucje.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
34. Captain Fantastic
(2016, reż. Matt Ross)
Oglądając „Captain Fantastic” mniej myśli się o filmie w kategorii dzieła filmowego, a więcej w kategorii prowokacji intelektualnej, każącej sobie zadać pytania: czy poświęcam swym dzieciom wystarczająco dużo czasu? Czy przekazuję im potrzebną wiedzę? Czy dobrze przygotowuję do życia? Co powinienem zrobić, by lepiej to robić? Kim staną się moje dzieci? Czy będą szczęśliwe? Odpowiedź, jaką próbuje dać film nie jest tak do końca przekonująca. Czy my bylibyśmy w zamian za doskonałe przygotowanie fizyczne i intelektualne, oraz otrzymując 100% zaangażowania rodzicielskiego w okresie dojrzewania, gotowi do rezygnacji ze zdobyczy cywilizacji? Jasno w filmie ukazane są minusy procesu – co z tego, że dzieci górują nad rówieśnikami wiedzą i kondycją, skoro nie mają podstawowych umiejętności społecznych? Film też wydaje się zatrzymywać, tam gdzie można by pójść dużo dalej, decyduje się na bardzo zachowawczy finał. Końcowe 20 minut nie wnosi zbyt wiele do tej historii. To pójście po linii najmniejszego oporu, próba pogodzenia wszystkich racji. Narzucającym się skojarzeniem podczas seansu było „Wybrzeże Moskitów” Petera Weira, gdzie też była rodzina wybierającą życie z daleka od naszej cywilizacji i zafascynowany nauką i naturą obsesyjny ojciec. Ale u Weira nie ma szukania prostego happy endu, jest natomiast obraz totalnej klęski bohatera. W „Captain Fantastic” klęska jest pozorna – owszem, utopia jest piękną pomyłką, ale czas życia w enklawie nie jest stracony – dzieci Bena otrzymają „best of both worlds” – przyjdą do naszego świata świetnie wykształceni, z organizmami młodych bogów, a zaległości społeczne da się całkiem szybko nadrobić.
Film jest dobrze zagrany, przyzwoicie skonstruowany, inspirujący, a jego główną wadą jest wspomniana zachowawczość. Ale temat jest ważniejszy od realizacji, która przynajmniej nie psuje przyjemności roztrząsania racji głównego bohatera.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
33. Borg/McEnroe
(2017, reż. Janus Metz)
Sama sportowa rywalizacja to tylko część tej opowieści. Bo obaj bohaterowie to postacie niezwykle barwne, charyzmatyczne, które przeszły do historii sportu. Postacie z pozoru różne, w rzeczywistości zaskakująco podobne i tę dwoistość charakteru lodowatego Szweda i niepoprawnego Amerykanina udało się w filmie doskonale oddać, ładnie koncentrując się na jednym słynnym meczu tenisowym, ale mądrze też wspierając narrację retrospekcjami (w których Borga gra notabene jego rodzony syn). Ale jest też kawałek arcyciekawej historii Złotej Ery Tenisa, czasów legendarnych bohaterów i legendarnych pojedynków i maestria realizacji filmowej finałowego meczu. Metz nie stawia na efekty specjalne, nie koncentruje się nad wyjątkowymi zagraniami – on po prostu precyzyjnie odtwarza przebieg tego spotkania, którego scenariusz przecież bił wszystko, co mogli wymyślić filmowcy. I w efekcie otrzymujemy też zapierający dech w piersiach finał filmu, w którym widz na równi z bohaterami liczy każdy punkt i w napięciu śledzi sytuację na korcie. Nawet jeśli już wcześniej wie, kto był zwycięzcą w tym legendarnym meczu.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
32. To
(2017, reż. Andy Muschietti)
Muschietti bezbłędnie odczytał główne atuty książki, czyli przejmującą opowieść o dorastaniu, pierwszorzędnie ograny topos przyjaźni i zgrabną metaforę oswajania strachu (tudzież świata w ogóle) towarzyszącego nam od najmłodszych lat. Ciekawe, że z wersji z Timem Currym zapamiętałem głównie Pennywise’a, nie dzieciaki, natomiast tutaj odwrotnie. Niebagatelną rolę odgrywa tu perfekcyjny casting, zapewne nieprzypadkowo formujący ekranową paczkę Frajerów z młodziaków, którzy wybili się niedawno występami w innych obrazach tęsknie spoglądających w przeszłość. Jest dzieciak ze „Stranger Things”, dzieciak z „Midnight Special”, dzieciak znany z roli młodego Petera Quilla w „Strażnikach Galaktyki”. Ale odkryciem filmu pozostaje dla mnie zjawiskowa Sophia Lillis, skrzyżowanie młodziutkiej Molly Ringwald z Amy Adams. Trzeba też przyznać, że jak na dzisiejsze standardy hollywoodzkie, jest to rzecz naprawdę odważna – niebojąca się pokazywać explicite przemocy wobec dzieci, nieunikająca najtrudniejszych tematów, jak sugestywny wątek ojca-pedofila. Szkolni prześladowcy bywają okrutni bez zahamowań, ekranowi Frajerzy klną siarczyście, co chwilę pada jakaś aluzja seksualna à propos matki czy siostry kolegi, bo przecież chłopcy muszą sobie kompensować kompleksy – dokładnie tak zapamiętałem obraz własnego szczenięctwa, na który zapewne nałożył się jeszcze filtr z amerykańskich filmów w rodzaju „Goonies” czy „Stand by Me”, do których to zresztą nowe „To” nawiązuje. I tak, oczywiście mam świadomość, że Muschietti mnie tu z rozmysłem bierze na nostalgię, podobnie jak przed chwilą twórcy „Stranger Things”, i podobnie jak znaczna część dzisiejszej popkultury, ale cóż – to działa i nic nie poradzę. „To” działa.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
31. Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie
(2016, reż. Paolo Genovese)
Punktem wyjścia jest tu wspólna kolacja siódemki znajomych. Wśród grupki są małżeństwa, przyjaciele z lat dzieciństwa. Znają się od lat, plotkują, nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Przynajmniej do czasu pomysłu nietypowej gry towarzyskiej – telefony na wierzch, każdą otrzymaną wiadomością, mejlem czy połączeniem trzeba podzielić się ze wszystkimi przy stole. Jedno spojrzenie na twarze bohaterów wystarczy do oczywistej konstatacji – będzie się działo. Komediowa i wyśmienicie zainscenizowana lekkość „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” nie znosi jednak filmu wyłącznie na z góry określone klimaty kina sytuacyjnego. W istocie opowiada o potrzebie większej otwartości w każdej relacji – małżeńskiej, rodzicielskiej czy przyjacielskiej. W czasach multikomunikacji, związki między najbliższymi słabną i często zanikają. Fizyczna bliskość to nie wszystko. Często wpatrzeni w ekrany smartfonów szukamy odskoczni i ucieczki od rzeczywistości. Klisza? Banał? Być może. Genovese ogrywa to jednak z wdziękiem, miękko, bez napinania fabularnych strun, które burzyłyby swobodny ton całej narracji. Reżyser bowiem nie zadowala się tylko lawirowaniem w obrębie zmyślnie zbudowanego komediowego samograja. Gdzieś między scenami wypełnionymi świetnie wyważonym humorem dostrzeżemy mądre tezy z pogranicza tolerancji, międzyludzkich uprzedzeń, relacji czy nawet skrytych żądzy. Dlatego w tej świetnie napisanej, i jeszcze lepiej zagranej, eleganckiej i szczerze zabawnej komedii, napędzanej przez gamę pełnych postaci, nie trudno odnaleźć refleksje na temat samego siebie. Bo choć wydaje nam się, że wiemy o kimś wszystko, pokusa sprawdzania i drobnego szpiegowania zawsze jest w nas obecna. Czasami jednak niewiedza jest błogosławieństwem.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

08 I 2018   20:58:44

Obstawiam zwycięstwo "Manchester by the Sea".

10 I 2018   18:41:40

Coco numer 22, Star Wars numer 23. Gratuluję szanownej redakcji gustu.

11 I 2018   14:51:12

Gwiezdne Wojny, Coco i Spider-man w 50... To jest na poważnie?

11 I 2018   19:12:17

Ale może weźcie napiszcie, jakie są wasze propozycje, co? Bo z waszych lakonicznych komentarzy nie wynika, czy jesteście wielbicielami "Botoksu" czy chilijskiego kina moralnego niepokoju.
PS. Idę o zakład, że znowu nikt nie przeczytał wstępu.

12 I 2018   10:37:58

Bingo! :)
Zabrakło mi "mother!" oraz "Jackie". I chyba wszystkie animacje przesunąłbym ciut wyżej, ale to drobiazg.

12 I 2018   11:13:51

"Jackie" na miejscu 62.
"Mother!" na miejscu 67.

12 I 2018   13:40:29

Za nisko :)
Tak czy siak uważam, że był to naprawdę świetny rok w kinie, bogaty repertuar bardzo dobrych przedstawicieli różnych gatunków (świetny musical, świetny film wojenny,kilka niezłych horrorów), dużo ciekawych pozycji z kina światowego, a do tego najlepszy w historii rok dla kina superbohaterskiego, o którym myślałem, że już zaczyna zjadać własny ogon. Tylko na naszym rodzimym podwórku trochę ubogo.

21 I 2018   11:22:25

"Coco" jest cudowne i zasluguje na miejsce na liscie. Zastanawiam sie, czy ci krzykacze, ktorym tak nie pasuje ten film w ogole go widzieli...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Z filmu wyjęte: Wilkołaki wciąż modne
Jarosław Loretz

8 IV 2024

Nikt chyba nie wie, ile tak naprawdę kręci się dziś rocznie filmów z wilkołakami. Jedno jest jednak pewne – za oglądanie większości z nich twórcy powinni wypłacać widzom rekompensatę za ciężkie warunki konsumpcji.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Kruck Polakowi oko wykole
Sebastian Chosiński

2 IV 2024

Chcąc zachować chronologię wydarzeń, w drugiej serii teatralnej „Stawki większej niż życie” scenarzyści stanęli przed sporym wyzwaniem. Wojna skończyła się już, co zatem wymyśleć, aby usprawiedliwić pozostawanie Hansa Klossa w mundurze niemieckim? Najpierw uczynili go żołnierzem Werwolfu (vide „Czarny wilk von Hubertus”), a następnie – w „Nocy w szpitalu” – zastosowali retrospekcję, dzięki której akcja przeniosła się do 1942 roku.

więcej »

Polecamy

Wilkołaki wciąż modne

Z filmu wyjęte:

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Remanent filmowy 2022: „Idiota” za kratkami
— Sebastian Chosiński

Rejs
— Konrad Wągrowski

Krótko o filmach: Thor to imię czy stanowisko?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Ten typ tak ma
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.