Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów 2017 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych filmów 2017 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
30. Czerwony żółw
(2016, reż. Michael Dudok de Wit)
„Czerwony żółw” nie jest wprawdzie filmem, który pokochamy od pierwszego ujęcia, ale za to z każdą kolejną minutą coraz bardziej poddajemy się jego urokowi. Należy zaznaczyć, że elementy fantastyczne, baśniowe są rzeczywiście istotne z punktu widzenia konstrukcji fabuły, ale „Czerwony żółw” potrafi zauroczyć widzów przede wszystkim dlatego, że historia ta wręcz pulsuje gorącymi uczuciami. Początkowo bohater po prostu miota się między rozpaczą i nadzieją, ale później jesteśmy świadkami ogromnej przemiany duchowej, jaka w nim zachodzi pod wpływem przeżyć na wyspie. Warto zaznaczyć, że w tym przypadku nie chodzi jedynie o zwykłe pogodzenie się z losem, lecz o odnalezienie drogi do prawdziwego szczęścia. Możemy się bowiem przekonać, że niepotrzebne są do tego zdobycze cywilizacji, a wystarczy obecność bliskiej osoby i poddanie się naturalnemu rytmowi życia. Z kolei pozbawienie długometrażowego filmu dialogów było bez wątpienia nie tylko odważnym rozwiązaniem, ale i skutecznym. Zabieg ten w połączeniu z wysublimowaną, dopieszczoną plastycznie animacją pozwolił na nadanie „Czerwonemu żółwiowi” urzekającego poetyckiego nastroju, któremu z wielką przyjemnością ulegamy. Wszystko to sprawia, że obraz ten nie tylko cieszy oczy widzów, ale i potrafi przemówić do naszych serc.
WASZ EKSTRAKT:
90,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
29. Milczenie
(2016, reż. Martin Scorsese)
Największą zaletą „Milczenia” Martina Scorsese są wątpliwości. Nie wątpliwości dotyczące boskiego (nie)istnienia – byłoby to banalne i wtórne. Siłą 160-minutowej epopei o dylemacie zwątpienia są wahające się racje niemogących dojść do porozumienia stron: znajdujących w religii siłę (i ją krzewiących) oraz tych, którzy z tą religią walczą (by zachować integralność własnej kultury). Rodrigues (Andrew Garfield), młodziutki jezuita na niebezpiecznej misji w Japonii XVII wieku, przetrawia na głos to, co widzimy na ekranie, jak gdyby sądził, że bez jego pryzmatu ta opowieść, ta misja – jak gdyby wszystkie starania bez jego osoby nie miały większego sensu. Jak gdyby jego droga ku świętości była tu najważniejsza. Naiwny kapłan w wieku tuż po seminaryjnym chce widzieć w sobie Chrystusowe męczeństwo; równocześnie gra przed swoimi (ginącymi za niego?) wiernymi autorytet moralny. Znamienne, że bohaterowie japońscy nie mają tu osobowości (może z jednym, dwoma wyjątkami), azjatycki „Judasz” popada w groteskę, a tamtejsze kobiety jedynie bełkoczą. Sami europejscy ewangelizatorzy (Garfield, Adam Driver) niezdolni są powiedzieć po japońsku więcej niż kilka słów. Owa arogancja chcących nauczać, lecz niezdolnych się uczyć Europejczyków jakoś składa się w całość z manią krzewiących Jedyną-Prawdziwą-Niezależnie-Od-Szerokości-Geograficznej-Wiarę. Rodrigues swoją niedoświadczoną jeszcze przeszkodami duchowość chce widzieć jako taką, która czyni cuda. Od świętoszkowatej megalomanii do urojeń niedaleko: w jednej ze scen młody kapłan widzi w swoim odbiciu na wodzie oblicze Jezusa. Oto kicz pozorowanej świętości, religijności wyjętej z życia i egocentrycznej, chcącej wznieść się nad ziemię, ulecieć ku niebu, a faktycznie niezdolnej zdjąć spojrzenie z lustra i skierować je na człowieka stojącego tuż obok. Na człowieka, jego cierpienie, odmienność jego światopoglądu i wartość jego kultury.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
28. Strażnicy Galaktyki vol. 2
(2017, reż. James Gunn)
Kwintesencja kiczu i tandety, pełna rewelacyjnej muzyki ze złotych lat 1970., kosmicznych strzelanin, cementowych żartów Draxa i gremialnego deptania praw fizyki. I gdy zdaje się, że po potworze rzygającym tęczowymi bąbelkami i rasie idealnych, złotych ludzi, używających kabin do komputerowych gier jako śmiercionośnej broni nic już nas nie zaskoczy – nadchodzi czas wizyty na planecie Ego. Powiem tylko tyle – grafiki Rodneya Matthewsa to przy tym wyblakłe, ubogie wizualne gryzmoły, a do pełni szczęścia zabrakło tam jedynie jelenia na rykowisku. Stężenie słodkości, kolorowości i obłości posunięte do takiego etapu, że nie pozostaje nic innego, jak utonąć w feerii barw i dać się ponieść akcji. Nie fabule, której tu praktycznie nie ma, a właśnie akcji, pełnej wrednego humoru, zagrywek poniżej pasa, Kurta Russela robiącego za swego rodzaju wcielenie Davida Hasselhoffa oraz miniaturowego Groota zachowującego się jak mały kociak. Mam gorącą nadzieję, że trzecią część też nakręci Gunn, i że nadal będzie potrafił dostarczyć rozrywkę tej jakości – uroczą, dowcipną, wartką i jednocześnie potrafiącą zupełnie mimochodem przemycić kilka życiowych prawd.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
27. Mężczyzna imieniem Ove
(2015, reż. Hannes Holm)
„Mężczyzna imieniem Ove” jest filmem idealnie skrojonym pod Oscary – łączy w sobie dramat i komedię, dotyka delikatnie poważniejszych tematów, ale nie zagłębia się w filozoficzne niuanse, niesie pozytywne życiowe przesłanie. To taki „feel good movie”, które równie dobrze mogli nakręcić Amerykanie, ale zrobili to Szwedzi. Tytułowy Ove jest zgorzkniałym, gniewnym, pięćdziesięciodziewięcioletnim wdowcem. Żona, która umarła kilka miesięcy wcześniej, była dla niego wszystkim, bez niej jego życie straciło sens. Sam mówi, że nie istniał, zanim ją poznał, i przestał istnieć po jej śmierci. Ove chce więc popełnić samobójstwo i w ten sposób dołączyć do ukochanej kobiety. Podejmuje kolejne próby, ale traf chce, że akurat do domu obok wprowadza się szwedzko-irańskie małżeństwo z dwójką dzieci (i trzecim w drodze) i wrodzone, ocierające się o nerwicę natręctw, poczucie obowiązku każe mu odkładać przenosiny na tamten świat i angażować się w – wykonywane bez entuzjazmu – działania pomocowe (zwłaszcza że ojciec rodziny sąsiadów nie dość, że ma dwie lewe ręce, to szybko też łamie sobie nogę). Dużą w angażowaniu Ovego rolę odgrywa Parvaneh, owa emigrantka z Iranu, która wnosi do życia głównego bohatera dużo żywiołowości i bezpośredniości. Gdzieś tam w tle mamy też ciekawe spojrzenie na Szwecję – zarówno współczesną, jak i historyczną (w licznych retrospekcjach poznajemy historię życia Ovego). Głównym atutem jest fenomenalna kreacja Rolfa Lassgårda, aktora relatywnie nieznanego poza Szwecją, którego amatorzy kina skandynawskiego mogą jednak kojarzyć jako pierwszego ekranowego Wallandera, albo też z ról w „Tuż po weselu” Susanne Bier czy dwóch części thrillera „Łowcy”. Film ma też bardzo przyjemny soundtrack. Od ładnej muzyki ilustracyjnej Gautego Storaasa, przez klasyczne kompozycje Claude’a Debussy’ego, po sentymentalne (jakżeby inaczej) przeboje szwedzkie (Lill Lindfors, Povel Ramel) i międzynarodowe (Willie Nelson, Demis Roussos). A poza tym najpiękniejsza użyta w filmie ballada – „En Stund På Jorden” – jest akurat autorstwa Laleh, młodej szwedzkiej wokalistki popowej, podobnie jak Pars pochodzącej z Iranu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
26. Ghost Story
(2017, reż. David Lowery)
„A Ghost Story” wymyka się prostym klasyfikacjom stawiających ten film „tylko” wśród opowieści o duchach. To znacznie dalej idąca opowieść, która mówi o miłości, życiu, śmierci, samotności, przemijaniu, czasie. Ten prosty skądinąd pomysł na opowiedzenie historii, z perspektywy ducha, niesie ze sobą niesamowitą dawkę mocno wyciszonych emocji, skrytych za prześcieradłem. Ta historia dotyka tematów uniwersalnych, ale ukazanych w sposób absolutnie oryginalny, niespieszny i w sposób daleko idący od taniej potrzeby wzbudzania jakiejkolwiek filmowej sensacji. Bo nawet jeśli „A Ghost Story” jest też kinem gatunkowym, to wnosi je na wyżyny kina artystycznego, na poziom jaki trudno jest dziś osiągnąć.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
25. Nazywam się Cukinia
(2016, reż. Claude Barras)
Dziewięcioletni Ikar, zwany Cukinią, nieumyślnie przyczynia się do śmierci matki-alkoholiczki, po czym trafia do sierocińca, do świata podobnych mu dzieci z rozmaitymi traumami, dzieci porzuconych, molestowanych, bitych, dzieci narkomanów, przestępców, cudzoziemców zagrożonych deportacją (co dodatkowo wzbogaca ten francusko-szwajcarski film o kontekst bardzo na czasie). Ten film pokazuje rzeczywistość sierot jak żaden przed nim. Bo przecież topos sieroty jest jednym z najpopularniejszych w kinie (tudzież w literaturze, ze wskazaniem na bajki), tyle że najczęściej pojawia się w konwencji mniej lub bardziej odrealnionej („Annie”, „Matylda”, „Hugo”, „Lemony Snicket”, „Harry Potter”, „Leon zawodowiec”), nierzadko też w konwencji grozy („Synalek”, „Sierota”, „Sierociniec”), tymczasem „Cukinia” to pod względem realizmu raczej współczesny „Oliver Twist”. A już tak najbardziej film Barrasa przypomina Chaplinowskiego „Brzdąca” – oba filmy mają podobny metraż, oba mają klimat wyrażający się specyficznym miksem humoru i smutku, analogie można też znaleźć w motywie przyjaźni osamotnionego chłopca z nietypowym opiekunem (tam włóczęga, tu policjant) – i jest to chyba skojarzenie bardzo na korzyść „Cukinii”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
24. Klient
(2016, reż. Asghar Farhadi)
Podobnie, jak w swoich poprzednich filmach, „Co wiesz o Elly?” (2009) i „Rozstaniu”, tak i w „Kliencie” Farhadi opowiada historię, która bedąc silnie osadzoną w irańskich realiach, jest jednocześnie bardzo uniwersalna. Rana i Emad, przygotowujący się właśnie do premiery „Śmierci komiwojażera”, zmuszeni są opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie. Kiedy kolega z teatru oferuje im wynajęcie nowego mieszkania, zgadzają się, nieświadomi złej sławy, jaką cieszy się nowe lokum. Wkrótce po przeprowadzce, Rana zostaje napadnięta w łazience przez tajemniczego napastnika i małżeństwo staje w obliczu poradzenia sobie nie tylko z traumą żony, ale także splamionym honorem męża. Najnowszy film Asghara Farhadiego szczęśliwie nie ugina się pod ciężarem własnego dydaktyzmu, to wciąż w większej mierze historia o relacjach między ludźmi: mężem i żoną, ofiarą i oprawcą, sąsiadami, kolegami. I to właśnie stanowi o największej sile i wspomnianej wyżej uniwersalności „Klienta” – złożoność i nieprzewidywalność naszych reakcji pozostają takie same niezależnie od szerokości geograficznej. Nie jest to film wolny od wad, nie jest też lepszy od „Rozstania”, jest jednak mocnym kinem, na które warto poświęcić te 125 minut. 
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
23. Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
(2017, reż. Rian Johnson)
„Ostatni Jedi” zręcznie pogrywa z oczekiwaniami widza co do typowych ścieżek rozwoju akcji. O ile poprzedni epizod oparty był na nawiązaniach do Klasycznej Trylogii (przez niektórych zwanych kalkami), o tyle tutaj niemal przy każdym dającym się przewidzieć rozwiązaniu reżyser spektakularnie pokazuje nam figę. A że zaskoczenia zawsze w cenie, jest to jedna z najsilniejszych stron filmu. Kłopot z oceną sprawia natomiast wątek z kasynem: z jednej strony ładny wizualnie, wciągający i z najsympatyczniejszymi postaciami (Rose jest wymyślona i zagrana genialnie!), z drugiej – jakby przyklejony do właściwej fabuły i donikąd nieprowadzący. Wynika z niego głównie morał, że najbardziej bohaterski plan może zostać zrujnowany przez nieprawidłowe parkowanie. Zagorzali fani bardzo się zdziwili, widząc, ile nieznanych wcześniej działań może dokonać Moc – stoi to wręcz w sprzeczności z tym, co wiemy z poprzednich filmów. Owszem, w fabule zagrało to świetnie (ta deszczówka ściekająca z rękawicy Kylo!), jednak film zaczyna przypominać utwór fanowski, gdzie kanon stanowi, jak to mawiają niektórzy, zaledwie sugestię. Za to jak nigdy w cyklu starwarsowym dopieszczona jest malarskość scen. Została mi w oczach czerwona sala tronowa Snoke’a (niczym ascetyczna dekoracja do jakiegoś przedstawienia operowego albo może japońskiego teatru), Luke stojący na tle gigantycznych sylwetek machin kroczących, miejsce bitwy przed ostatnią kryjówką Ruchu Oporu, wyglądające z góry jak plama krwi na białym tle, niekończący się rząd postaci Rey… Poza tym w pamięć zapada doskonałe zagranie ciszą w momencie pewnej eksplozji oraz dramatyczna atmosfera przegranego powstania
WASZ EKSTRAKT:
100,0 (95,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
22. Coco
(2017, reż. Lee Unkrich, Adrian Molina)
Meksykańskość i ściśle z nią związana strona wizualna to właściwie jedyna cecha wyróżniająca film. Ale za to jak! Rozbuchana sceneria miasta zmarłych zapiera dech i chętnie by się ją oglądało klatka po klatce, by w pełni podziwiać każdy szczegół: tramwaje linowe, dworzec, teatr, opuszczone zaułki czy slumsową dzielnicę domków na wodzie. Jaskinia z jeziorkiem, w której ląduje bohater, to krasowa studnia cenote, jakich wiele jest na Jukatanie. Z kolei bajecznie kolorowe figurki alebrijes, z których słynie region Oaxaca, tutaj stają zwierzęcymi przewodnikami dusz, i dosłownie napatrzeć się nie można na ich przedziwne kształty i wzory. Starannie odtworzone jest też typowe meksykańskie miasteczko, z szyldami wymalowanymi wprost na ścianach, wycinankami zdobiącymi ulice przy każdym ważniejszym święcie (nie tylko Święcie Zmarłych) i gorejącym od świec cmentarzem, gdzie przodków obdarowuje się jedzeniem i piciem. To wszystko pozostaje w pamięci o wiele bardziej, niż banalny scenariusz, z którego wynika głównie to, że rodzina może być równie często wsparciem, co klatką.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
21. Twój Vincent
(2017, reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman)
Powiedzieć o „Twoim Vincencie”, że jest filmem malarskim to nie powiedzieć nic. Każda(!) klatka filmu powstała wcześniej na prawdziwym płótnie, widz patrzy tu niemal przez ramię artysty, kiedy mozolne ruchy pędzla na ekranie widać jak na dłoni. Żywe barwy i styl oglądanych dzieł utrzymane są w duchu malarstwa Vincenta Van Gogha – to wokół życia, a raczej śmierci holenderskiego impresjonisty, kręci się tutaj fabularna oś. Spoglądamy na przekrój twórczości geniusza, zachwycamy się poetyckością w intensywności jego prac. „Mogą za nas mówić tylko obrazy”, czytamy we wstępie filmu, i już od prologu nie ma wątpliwości, że te są najlepszym ambasadorem niderlandzkiego mistrza pędzla.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

08 I 2018   20:58:44

Obstawiam zwycięstwo "Manchester by the Sea".

10 I 2018   18:41:40

Coco numer 22, Star Wars numer 23. Gratuluję szanownej redakcji gustu.

11 I 2018   14:51:12

Gwiezdne Wojny, Coco i Spider-man w 50... To jest na poważnie?

11 I 2018   19:12:17

Ale może weźcie napiszcie, jakie są wasze propozycje, co? Bo z waszych lakonicznych komentarzy nie wynika, czy jesteście wielbicielami "Botoksu" czy chilijskiego kina moralnego niepokoju.
PS. Idę o zakład, że znowu nikt nie przeczytał wstępu.

12 I 2018   10:37:58

Bingo! :)
Zabrakło mi "mother!" oraz "Jackie". I chyba wszystkie animacje przesunąłbym ciut wyżej, ale to drobiazg.

12 I 2018   11:13:51

"Jackie" na miejscu 62.
"Mother!" na miejscu 67.

12 I 2018   13:40:29

Za nisko :)
Tak czy siak uważam, że był to naprawdę świetny rok w kinie, bogaty repertuar bardzo dobrych przedstawicieli różnych gatunków (świetny musical, świetny film wojenny,kilka niezłych horrorów), dużo ciekawych pozycji z kina światowego, a do tego najlepszy w historii rok dla kina superbohaterskiego, o którym myślałem, że już zaczyna zjadać własny ogon. Tylko na naszym rodzimym podwórku trochę ubogo.

21 I 2018   11:22:25

"Coco" jest cudowne i zasluguje na miejsce na liscie. Zastanawiam sie, czy ci krzykacze, ktorym tak nie pasuje ten film w ogole go widzieli...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Remanent filmowy 2022: „Idiota” za kratkami
— Sebastian Chosiński

Rejs
— Konrad Wągrowski

Krótko o filmach: Thor to imię czy stanowisko?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Ten typ tak ma
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.