Ladislav Fuks to jeden z najwybitniejszych i najoryginalniejszych czeskich prozaików XX wieku. A zarazem jeden z najbardziej niedocenionych. „Palacz zwłok” – wznowiony z okazji 50-lecia Wydawnictwa Literackiego – jest przejmującym studium szaleństwa, w które stopniowo popada niczym nie wyróżniający się pracownik praskiego krematorium. „Heglowskie ukąszenie” ducha czasów zbiera w powieści Czecha wyjątkowo krwawe żniwo.
Pan Kopfrkingl wciąż żyje
Ladislav Fuks to jeden z najwybitniejszych i najoryginalniejszych czeskich prozaików XX wieku. A zarazem jeden z najbardziej niedocenionych. „Palacz zwłok” – wznowiony z okazji 50-lecia Wydawnictwa Literackiego – jest przejmującym studium szaleństwa, w które stopniowo popada niczym nie wyróżniający się pracownik praskiego krematorium. „Heglowskie ukąszenie” ducha czasów zbiera w powieści Czecha wyjątkowo krwawe żniwo.
Ladislav Fuks
‹Palacz zwłok›
Ladislav Fuks znany jest w Polsce przede wszystkim z trzech powieści: debiutanckiego „Pana Teodora Mundstocka” (1963), „Śledztwo prowadzi radca Heumann” (1971) oraz napisanego pośrodku, wspomnianego już, „Palacza zwłok” (1967). Dwie pierwsze książki doczekały się nawet filmowych ekranizacji w naszym kraju. Debiut Czecha przeniósł na taśmę celuloidową w połowie lat osiemdziesiątych Waldemar Dziki, a swój film zatytułował „Kartka z dziennika”. Kilka lat wcześniej natomiast Tadeusz Chmielewski na podstawie „Śledztwa” zrealizował jeden z najlepszych w historii polskiego kina kryminałów – „Wśród nocnej ciszy”. Aż dziw, że żaden z naszych reżyserów do tej pory nie zdecydował się na sfilmowanie „Palacza zwłok”. Książka ta stanowi bowiem niemal gotowy scenariusz, a jej tematyka żadnemu wrażliwemu widzowi nie pozwoliłaby przejść obok takiego obrazu obojętnie.
Powieść Fuksa zaczyna się jak baśń. Gdy poznajemy głównego bohatera, Karola Kopfrkingla, i jego rodzinę, mamy wrażenie, że przed naszymi oczyma roztacza się prawdziwie rodzinna sielanka. Pan Kopfrkingl – autor nigdy nie mówi o nim w inny sposób – jest kochającym mężem i ojcem. Do swej małżonki Lakme zwraca się czule i z delikatnością; interesuje się codziennymi troskami syna Miliwoja i dorastającej córeczki Ziny. Współczuje sąsiadom, z którymi los nie obchodzi się równie łaskawie, co z nim. W wolnych chwilach rozczytuje się w książkach o Tybecie i dalajlamie słuchając przy tym najwspanialszych dzieł muzyki klasycznej – Dworzaka, Straussa, Donizettiego, Gounoda. Równie poukładany, skrupulatny i empatyczny jest w pracy, choć miejsce, w którym zarabia na życie jest niecodzienne – to praskie krematorium, które sam nazywa Świątynią Śmierci. Pracuje w nim od lat, sumiennie i wytrwale. Stworzył nawet własny „rozkład jazdy śmierci”, czyli rozpiskę, według której dzień w dzień spala ludzkie zwłoki. Gdy tylko ma po temu okazję, wygłasza długie tyrady na temat wyższości kremacji nad tradycyjnym pochówkiem w ziemi. Łagodne usposobienie sprawia, że jest lubiany, chociaż niektórzy z powodu jego wrodzonej pedanterii mogą uznawać go za nieszkodliwego dziwaka. I pewnie takim człowiekiem by pozostał, gdyby nie okrutne czasy, w których przyszło mu żyć.
Ladislav Fuks umieścił akcję „Palacza zwłok” w niezwykle ważnym dla historii Czechosłowacji momencie – na przełomie lat 1938/1939. Polityka nie odgrywa w powieści głównej roli, ale ma przemożny wpływ na losy bohaterów. Burza nadciąga jednak powoli. Najpierw słychać tylko odległe grzmoty, czyli doniesienia o konferencji w Monachium i zajęciu Sudetów przez III Rzeszę, aż wreszcie rozpętuje się najprawdziwsze piekło – hitlerowcy wkraczają do Pragi, po czym ustanowiony zostaje Protektorat Czech i Moraw. W życiu pana Kopfrkingla początkowo nie zachodzą żadne zmiany. Wciąż pracuje w krematorium, oddając się codziennym rytuałom. Z biegiem czasu trafia jednak pod coraz większy wpływ swego przyjaciela, Willego Reinke. Jak biblijny wąż kusił Ewę, tak Reinke kusi Kopfrkingla. Ten zaś okazuje się być człowiekiem bardzo słabym psychicznie i podatnym na sugestie. Kiedy niemiecki przyjaciel roztacza przed nim wizje świetlanej przyszłości, do której dotrze europejska cywilizacja pod wodzą Adolfa Hitlera, Kopfrkingl zawierza mu bez żadnych wątpliwości. Ale przystąpienie do „rasy panów” ma swoją cenę – jak się niebawem okazuje, bardzo wysoką.
Ladislav Fuks
„Palacz zwłok” jest powieścią, która jednocześnie zachwyca i przeraża. Zachwyca stylem i wewnętrznym rytmem; niekiedy można nawet odnieść wrażenie, że autor kołysze nas do snu. Bardzo szybko jednak ta subtelna – pełna odniesień do muzycznej klasyki – kołysanka przeradza się w pieśń grozy. Książka Fuksa jest bowiem bardzo wnikliwym studium psychologicznym szaleństwa, zejścia na złą drogę człowieka, który w normalnych czasach był przykładnym ojcem rodziny. Zamiłowanie do porządku w przypadku pana Kopfrkingla z biegiem czasu przyjmuje karykaturalne rozmiary, pośrednio staje się również przyczyną jego tragedii. Gdy Kopfrkingl dowiaduje się od Reinkego o nazistowskim wzorze człowieka, stara się za wszelką cenę wpasować w ów wyidealizowany portret wiernego Hitlerowi Aryjczyka. By tego dokonać, musi pozbyć się balastu przeszłości. A balastem tym okazują się najbliżsi.
Powieść Ladislava Fuksa należy traktować jako ostrzeżenie. Bo chociaż jej akcja rozgrywa się w Czechosłowacji tuż przed II wojną światową, sytuacja opisana w „Palaczu zwłok” mogłaby się powtórzyć pod każdą szerokością i długością geograficzną, w przeszłości i przyszłości – wszędzie tam, gdzie „po uśnięciu rozumu budzą się upiory”. Pan Kopfrkingl jest bowiem symbolem zwykłego, „szarego człowieka”, który w dążeniu do lepszego życia ulega chorobliwym złudzeniom, który poddając się ich blaskowi staje się zdolny do wszelkich wynaturzeń. Ilu takich ludzi objawiło się podczas ostatniej wojny światowej? Ilu z nich tłumaczyło się później przed sądami dla zbrodniarzy wojennych, że są niewinni, ponieważ „tylko wykonywali rozkazy”? Rękoma tysięcy panów Kopfrkinglów dokonano Holokaustu, a jego potomkowie odpowiedzialni są za czystki etniczne w Kambodży, byłej Jugosławii czy Ruandzie. To przesłanie czyni z powieści czeskiego pisarza dzieło ponadczasowe. Nie jest przecież dla nas żadną nowością fakt, że najokrutniejsze Zło bardzo często skrywa się pod maską niewinności.
Proza Fuksa – chociaż nawiązująca swą duszną atmosferą do twórczości Franza Kafki – stylem przywodzi na myśl przede wszystkim wczesne dzieła Bohumila Hrabala, w tym także „Pociągi pod specjalnym nadzorem”. Tematycznie jednak „Palacz zwłok” znacznie bliższy jest wydanemu zaledwie dwa lata wcześniej, bo w 1965 roku, „
Sklepowi przy głównej ulicy” Ladislava Grosmana. O ile jednak bohater „Sklepu…” staje się katem z przypadku, o tyle uczynki pana Kopfrkingla są naturalną koleją dokonanego przezeń wyboru. Siła powieści Fuksa polega również na tym, że burzy ona nasz wewnętrzny spokój. Doczytawszy ją do końca, nie sposób nie zadać sobie pytania: jak ja zachowałbym się na miejscu bohatera? A tym samym: ile dzieli nas od bycia potworem? Lub też: gdzie przebiega granica człowieczeństwa? Czy w sprzyjających okolicznościach, mając poczucie bezkarności, bylibyśmy w stanie powściągnąć swoje najgorsze instynkty? Odpowiedzi, które sugeruje autor, nie napawają optymizmem. Przyszłość przyznała mu zresztą rację.
Autor „Palacza zwłok” zamilkł w latach osiemdziesiątych. Coraz bardziej samotny, skupił się na pisaniu autobiografii. Szybko popadł w zapomnienie. Gdy zmarł w sierpniu 1994 roku, jego ciało odnaleziono dopiero po dwóch dniach. Autobiografię zatytułowaną „Moje lustro” wydano rok później. Pan Kopfrkingl wciąż żyje. I ma się nieźle.
Nikt z naszych rezyserow nie sfilmowal Palacza zwlok, bo jest juz swietny czeski film na podst tej ksiazki