Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

20 najlepszych polskich filmów XXI wieku

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 29 najlepszych polskich filmów nakręconych po 2000 roku.

Esensja

20 najlepszych polskich filmów XXI wieku

Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 29 najlepszych polskich filmów nakręconych po 2000 roku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
20. Body/Ciało
(2015, reż. Małgorzata Szumowska)
O tym, że Małgorzata Szumowska ma niepospolity talent, wiadomo przynajmniej od czasu „33 scen z życia” (ale nawet wcześniejsze „Szczęśliwy człowiek” i generalnie niedobre „Ono” miały w sobie zaczyn intrygującego kina). Potem przyszły jednak penetracja analna butelką w „Sponsoringu” i zupełnie przestrzelone „W imię”, po których można było odnieść wrażenie, że zdolna reżyserka wiedzę o rzeczywistości czerpie jedynie z magazynów dla kobiet i pogaduch w hipsterskich knajpach. Dlatego „Body/Ciało” jest tak pozytywnym zaskoczeniem – to najdojrzalszy, najbardziej precyzyjny, chyba też najmądrzejszy film Szumowskiej (ale mimo to nie najlepszy). Konflikt zdrowego rozsądku z metafizyką (a także początek z ożywającym wisielcem) zdają się trącić późnym Kieślowskim (tym spod znaku „Bez końca” i „Podwójnego życia Weroniki”, brrr!), ale na szczęście im dłużej „Body/Ciało” trwa, tym chętniej reżyserka pokpiwa sobie z tego typu kina (choć też zupełnie się od niego nie odcina). To nie pierwszy raz, gdy śmierć i zmarli są w centrum zainteresowania Szumowskiej – autorka znakomitego dokumentu „A czego tu się bać”, opowiadającego o mazurskich zwyczajach pogrzebowych, jak nikt w polskim kinie, stawia czoła tematom ostatecznym mając w orężu humor; przekonuje że śmiech czy wręcz chichot, potrafi być doświadczeniem wyzwalającym i rozbrajającym rozpacz. W „Body/Ciało” motyw śmierć/śmiech poprowadzony jest bardzo konsekwentnie i zwieńczony zostaje jednym z najpiękniejszych finałów w polskim kinie ostatnich lat. Film jest rewelacyjny aktorsko – fantastyczni są Janusz Gajos w roli racjonalnego prokuratora, nie potrafiącego dogadać się z córką-anorektyczką (też świetna Justyna Suwała) i Maja Ostaszewska jako medium-feministka, dzięki którym „Body/Ciało” nie daje się sprowadzić jedynie do światopoglądowej naparzanki. Udał się też Szumowskiej obraz współczesnej Polski – jest szaro, pada deszcz, a szpitale w niczym nie przypominają tego z „Na dobre i na złe” (nie przeszkadzają też lokalne smaczki porozrzucane w filmie – choć całość z powodzeniem obyłaby się i bez nich). A jednak brakuje w „Body/Ciało” jakiegoś pęknięcia, mocniejszej kreski – film wydaje się jedynie popisowo odrobionym zadaniem, perfekcyjnie rozpisującym role i akcenty, ale w gruncie rzeczy bezpiecznym i szybko ulatującym z głowy po wyjściu z kina (a jednak wspomniane „33 sceny z życia”, choć formalnie mniej wymuskane, były o wiele mocniejszym uderzeniem).
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
19. Jestem mordercą
(2016, reż. Maciej Pieprzyca)
W „Jestem mordercą” dostrzegam udaną fuzję współczesnej powieści kryminalnej z socjalistycznym kryminałem milicyjnym a rebours. W odróżnieniu od detektywistycznego kryminału, powieść kryminalna nie ogranicza się do snucia dochodzeniowej intrygi. Interesuje ją kontekst kulturowy, dokumentacja społeczna – tak inne od łamigłówkowej szarady rozwiązywanej przez Poirota czy Holmesa. Również w filmie Macieja Pieprzycy życie codzienne Polaków pełni funkcję istotniejszą; nie jest już tylko ramą dla wielokrotnych zbrodni na kobietach w wykonaniu „wampira z Zagłębia”. Twórcę obsypanego nagrodami „Chce się żyć” nie interesują wyłącznie ścisłe fakty zbrodniczej psychologii. Reżyserowi bliżej do etnologa niż śledczego: nie mierzy się z samym mordercą, lecz bada całą skomplikowaną siatkę społeczną. Testując etyczne granice i doskonale ważąc poszczególne psychologie, Pieprzyca wszelako przypomina, że to nie pojedynczy sprawca, a zbiorowa (instytucjonalna, lokalna, ustrojowa i polityczna) dynamika stosunków międzyludzkich, na czele z lękiem, pożądaniem i zachłannością, stanowi jeśli nie źródło, to przynajmniej zaczyn zbrodni.
Choć premierowy kryminał porównywany jest do „Zodiaka” Davida Finchera, oba filmy różni wpisany w nie stosunek do faktów. Fincher jest ich niewolnikiem. Pieprzyca pozwala sobie na intrygujące pytania o moralną winę zarówno podejrzanego, jak i śledczego. Odwrócona powieść milicyjna w wykonaniu polskiego reżysera stawia jeszcze odważniejsze, jak na ów gatunek, pytanie: czy nie jest przypadkiem tak, że obie strony śledczej barykady – zarówno idący po nitce do kłębka śledczy, jak i czekający na końcu rzekomy morderca – są ofiarą wadliwego systemu? Może to system każe nurzać się w coraz większym bagnie? Choć w tytule „Jestem mordercą” nie widzimy znaku zapytania, on tam jest i kusi, by zastanowić się, kto się przed nami spowiada.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
18. Cicha noc
(2017, reż. Piotr Domalewski)
„Cicha noc” to film o Polsce, ale też film o polskiej emigracji. Czyli o jednym z najważniejszych zjawisk współczesności, które w polskiej kulturze za specjalnie jeszcze poruszane nie było. W „Cichej nocy” nie ma wiele mowy o problemach Polaków za granicą, ale raczej o sytuacji tych, którzy w kraju pozostali. Jest w tej opowieści o emigracji silny wizerunek dramatu, rozdzielenia oczekiwań i rzeczywistości, wielkiego rozczarowania. Domalewski nie mówi o samym zjawisku, on mówi już o jego kosztach. W mediach wciąż słychać o realiach życia za granicą, politycy do niedawna prześcigali się w tym, kto będzie bardziej zachęcał do powrotów do kraju, ale nikt za specjalnie nie pochylał się nad losem pozostawionych w kraju, nad tym, co dalej. I to jest ciekawe – bo z jednej strony bohater ma wciąż nadzieję, że wreszcie odniesie ten wielki sukces, że kolejne podejście będzie w końcu udane, z drugiej – coraz więcej mu umyka i, znając błędy swego ojca, w jakimś sensie idzie jego śladem. Jest w tym pewien fatalizm, ale jest też wcale nie tak oczywiste zakończenie. Bo przecież dalszy los Adama jest wciąż otwarty.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
17. Ida
(2013, reż. Paweł Pawlikowski)
Dzieło, które zgarnęło bodaj wszystko, co było do zgarnięcia. A rzeczywiście jest za co obsypywać film Pawła Pawlikowskiego nagrodami. Sama fabuła nie jest bardzo skomplikowana, wręcz przeciwnie historię nowicjuszki Anny, która wyrusza by poznać swoją jedyną krewną, prokurator Wandę, opowiedziana jest w bardzo prosty sposób. Brakuje tu wielkich narracji, z którymi polskie kino zazwyczaj jakoś nie umie się rozstać, a Historia przez duże „H” stanowi jedynie zaplecze dla dość kameralnej opowieści. Znakomite role aktorek i aktorów (fenomenalna Agata Kulesza, bardzo dobra Agata Trzebuchowska, ciekawe postaci epizodyczne w wykonaniu takich aktorów jak Jerzy Trela, Adam Szyszkowski, Dawid Ogrodnik) doskonale się sprawdza w tak oszczędnym sposobie opowiadania, jaki wybrał reżyser. Dochodzą do tego zdjęcia, którym nie sposób oszczędzić rzędu przymiotników zaczynających się od „naj”. Choć zarzucano autorom zdjęć, że poszli w ujęcia zbyt artystyczne, wydaje się, że każdy, kto oglądał czarno-białe zdjęcia swoich dziadków, rozpozna tam pewne obrazy tak mocno obecne w każdym rodzinnym albumie. Ilustrowany świetnie dobraną muzyką film z pewnością wart zobaczenia.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
16. Miłość
(2013, reż. Filip Dzierżawski)
Tak jak Leszek Dawid podporządkował rytm „Jesteś Bogiem” swoim bohaterom i muzyce Paktofoniki, tak Filip Dzierżawski, wzorem pięciu członków zespołu Miłość, przemienia się w mistrza (filmowej) improwizacji. To już nie miarowy bit, a nieokiełznany jazzowy ogień nadaje jego „Miłości” rumieńców. Punktem wyjścia dokumentalnej, lecz wcale nie konwencjonalnej opowieści o członkach „yassowej” formacji działającej regularnie od 1988 roku przez czternaście lat, jest spotkanie po latach na sesji nagraniowej czterech z nich i pragnienie sprawdzenia, „czy coś się z tego narodzi”. Przerwa we wspólnym graniu, minione lata, rozmaicie potoczone kariery, doświadczenie śmierci (samobójstwo członka zespołu, perkusisty Jacka Oltera), odmienne aspiracje, wizje zespołu i robionej muzyki w ogóle – wszystko to poddaje testowi trwałość młodzieńczych pasji i przyjaźni Tymona Tymańskiego, Leszka Możdżera („Lech to jest taki gościu, który gdy słyszy skrzypienie drzwi, potrafi je zagrać” – mówi o koledze lider zespołu), Mikołaja Trzaski i Macieja Sikały. To, co dawniej ekscytowało, dziś już cieszyć nie musi. A jednak wyjątkowa energia czterech muzycznych indywidualności, ta sama, która – zsumowana – najpewniej doprowadziła do autodestrukcji zespołu, ponownie znajduje ujście we wspólnej twórczości. Filip Dzierżawski obserwuje przez kilka lat proces na poły tylko udanej, jednorazowej reaktywacji zespołu, pozwalając ożyć niegdysiejszym emocjom i zarażając nimi nas samych – a to przecież najbardziej pożądana zaleta dokumentu muzycznego.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. Wołyń
(2016, reż. Wojciech Smarzowski)
Błędem byłoby oczekiwanie od Wojciecha Smarzowskiego, że nakręci film, który zasypie wszystkie podziały i doprowadzi do pojednania polsko-ukraińskiego. Raz, że zbyt wiele przelano krwi. Dwa, że minęło jeszcze zbyt mało czasu od tamtych wydarzeń. Trzy, że zbrodnia wołyńska wciąż nie została „rozliczona”. Podkreślić należy jednak fakt, że „Wołyń” to po prostu film uczciwy.
Wojciech Smarzowski stara się, na ile pozwala mu na to uczciwość artysty, wypośrodkować zasługi i winy. Pokazuje więc na ekranie i „dobrych Ukraińców”, i „złych Polaków”; w długiej introdukcji weselnej pojawia się wątek polityki prowadzonej przez kolejne rządy II Rzeczypospolitej na Kresach, która zmierzała do stopniowej polonizacji ludności pochodzenia ruskiego (chociażby poprzez niszczenie cerkwi prawosławnych, co miało doprowadzić do utraty tożsamości narodowej). Nie da się ukryć, że tym sposobem „hodowano” sobie śmiertelnego wroga.
„Wołyń” jest – od pewnego momentu – filmem pełnym przemocy. Nie brakuje w nim scen, które wywołują mimowolne zaciskanie szczęk i ból psychiczny. Czy mógł obejść się bez nich? Nie! Smarzowski przyjął konwencję realistyczną (czy wręcz naturalistyczną), bo tylko taka odpowiada prawdzie historycznej. Unikanie obrazów okrutnych mordów czy tortur byłoby zwyczajnie nieuczciwe, tworzyłoby fałszywy obraz, częściowo zdejmowało winę ze zbrodniarzy. Poza tym należy pamiętać, że – wbrew ogólnemu przekonaniu – reżyser naprawdę zachował umiar. Miał bowiem prawo pójść dalej. Latem 1943 roku (ale nie tylko) na Wołyniu działy się rzeczy jeszcze potworniejsze niż zdzieranie skóry pasami, obcinanie głów, podpalanie żywcem czy rozrywanie końmi. Smarzowski zresztą wcale nie przecierał tu szlaków. Obrazy okrucieństw dokonywanych przez UPA pojawiały się w polskiej kinematografii już wcześniej, wystarczy wspomnieć o „Ogniomistrzu Kaleniu” (1961) Ewy i Czesława Petelskich czy „Zerwanym moście” (1962) Jerzego Passendorfera.
Ale wcale nie do tych filmów najbliżej jest „Wołyniowi”. Optyka przyjęta przez Smarzowskiego, a więc fakt, że na niewyobrażalne cierpienie Kresowiaków patrzymy oczyma młodej kobiety, która staje się zresztą jedną z ofiar wydarzeń, przywodzi na myśl dramat Andrieja Smirnowa „Żyła sobie baba” (2011). Z kolei pokazane na ekranie bezmyślne okrucieństwo z miejsca kojarzy się z równie wstrząsającym dziełem Elema Klimowa „Idź i patrz” (1985). Czy polski reżyser inspirował się właśnie nimi? Trudno byłoby uwierzyć w to, że ich nie zna. „Wołyń” zapewne długo jeszcze będzie wzbudzał kontrowersje; całkiem możliwe, że na Ukrainie, jak wiele filmów rosyjskich dotykających trudnych tematów we wzajemnych relacjach obu narodów, zostanie zakazany. Nie zmieni to jednak w niczym faktu, że mamy do czynienia z obrazem wybitnym. Rzetelnym. I uczciwym.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Twój Vincent
(2017, reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman)
Powiedzieć o „Twoim Vincencie”, że jest filmem malarskim to nie powiedzieć nic. Każda(!) klatka filmu powstała wcześniej na prawdziwym płótnie, widz patrzy tu niemal przez ramię artysty, kiedy mozolne ruchy pędzla na ekranie widać jak na dłoni. Żywe barwy i styl oglądanych dzieł utrzymane są w duchu malarstwa Vincenta Van Gogha – to wokół życia, a raczej śmierci holenderskiego impresjonisty, kręci się tutaj fabularna oś. Spoglądamy na przekrój twórczości geniusza, zachwycamy się poetyckością w intensywności jego prac. „Mogą za nas mówić tylko obrazy”, czytamy we wstępie filmu, i już od prologu nie ma wątpliwości, że te są najlepszym ambasadorem niderlandzkiego mistrza pędzla.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Atak paniki
(2017, reż. Pawel Maslona)
Skojarzenie z nominowanymi do Oscara „Dzikimi historiami” Damiána Szifrona nasuwa się bardzo silnie. To także film złożony z kilku opowieści (choć w przeciwieństwie do „Ataku paniki”, nie są one przeplatane i nie mają wspólnych bohaterów) i podobnie tematem przewodnim jest utrata panowania nad sobą spokojnych z pozoru ludzi, którzy nie wytrzymują napięcia i życiowych stresów. Mimo tego, że mamy tu do czynienia z debiutem, że taka forma filmowa nie była w Polsce do tej pory zbyt popularna, Paweł Maślona nie powinien obawiać się porównań z głośnym argentyńskim obrazem. „Atak paniki” to naprawdę świetna robota. Film nakręcony jest w doskonałym tempie, znakomicie zmontowany. Dialogi są napisane soczyście i wiarygodnie, a cała ekipa aktorska radzi sobie znakomicie (choć przede wszystkim należy wyróżnić nagrodzoną w Gdyni znakomitą Magdalenę Popławska w roli Moniki oraz świetnego w roli Miłosza młodego Bartłomieja Kotschedoffa). Lekko przerysowana gra wykonawców pasuje doskonale do klimatu i tematu filmu i nigdy nie wydostaje się spod reżyserskiej kontroli. Podczas gdy zwykle w takich wielowątkowych historiach nie wszystkie opowieści są napisane i zagrane na tym samym poziomie, tu z pewnością żadna nie odstaje, ale i żadna nie przyćmiewa pozostałych, każdą ogląda się z takim samym zainteresowaniem. Jeśli miałbym jednak coś wyróżnić, to przyznam, że niesamowicie przypadł mi do gustu wątek gry online – niesłychanie zabawny, przewrotny, ale też napisany wiarygodnie i wyraźnie ze znajomością tematu. Ale, tak jak wspomniałem, na każdej z pięciu głównych historii można by osobna zbudować udany film. Jedynym, do czego można mieć drobne zastrzeżenia jest zakończenie „Ataku paniki”, tyleż energiczne i efektowne, ile raczej puste. Ten drobny mankament nie powinien jednak przysłonić autentycznej przyjemności obcowania z dziełem Pawła Maślony.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. Bogowie
(2014, reż. Łukasz Palkowski)
To nie jest arcydzieło! Film ma swoje – co prawda tylko drobne, ale jednak – wady, lecz w żaden sposób nie psują one radości z obcowania z nim. „Bogowie” są trzecim pełnometrażowym obrazem Łukasza Palkowskiego, potwierdzającym, że mamy do czynienia z reżyserem, który wyrasta na nad wyraz sprawnego rzemieślnika (z ambicjami artystycznymi). Ekranowa historia profesora Zbigniewa Religi (idealnie wcielający się w tę postać Tomasz Kot) obejmuje zaledwie trzy lata z jego życia zawodowego i osobistego. Bohatera poznajemy w 1983 roku jako docenta w – kierowanej przez profesora Wacława Sitkowskiego (w tej roli Jan Englert) – warszawskiej Klinice Kardiochirurgii Instytutu Kardiologii; następnie dowiadujemy się, w jakich okolicznościach zostaje dyrektorem kliniki w Zabrzu, wreszcie towarzyszymy mu podczas pierwszych zabiegów przeszczepienia serca. Zdawałoby się, że to raczej znakomity materiał na (kolejny) film dokumentalny. I tak pewnie jest. Ale Palkowski całą rzecz opowiedział z takim wewnętrznym nerwem i napięciem, że ogląda się „Bogów” jak najwytrawniejszy thriller.
WASZ EKSTRAKT:
60,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Wesele
(2004, reż. Wojciech Smarzowski)
Z perspektywy kilku lat od premiery najlepiej widać, jak ważnym filmem było „Wesele” Smarzowskiego (i – z drugiej strony – jak niesłuszną decyzją było przyznanie Grand Prix w Gdyni średnim „Pręgom”). Obok dzieł Krauzego nie było w ostatnim dwudziestoleciu filmu, który by tak dobitnie punktował nasze wady, który by przedstawił tak sugestywną (i porażającą) wizję naszego społeczeństwa na przykładzie pewnej imprezy weselnej. Przerysowane, przesadzone, a z drugiej strony zapożyczone u Wyspiańskiego? Zapewne tak, ale nie zmienia to siły perswazji i prowokowania dyskusji tego filmu. Filmu, który przy tym wszystkim jest kapitalną komedią. Doskonałe tempo (znajdźcie mi drugiego polskiego reżysera, który przez dwie godziny filmu potrafi utrzymać taki rytm), genialne dialogi, niezłe gagi, kapitalne aktorstwo (nie tylko znakomity Dziędziel, ale przecież świetne role grają tu Bielska, Topa, Rogalski, Jakubik, czy nawet Paweł Wilczak). Mówić o rzeczach ważnych, poruszać sumienia w atrakcyjnej rozrywkowej formie – w polskim kinie to nieczęste zjawisko.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

W otchłani jazzu
— Sebastian Chosiński

Usłyszcie ich krzyk!
— Sebastian Chosiński

Człowiek z rozgoryczenia
— Piotr Dobry

Sztuka? Gdzieś zaginęła. Ale szlak został przetarty
— Gabriel Krawczyk

Miłość zimna jak rozpalone żelazo
— Sebastian Chosiński

W miłości jak na wojnie
— Joanna Najbor

Krótko o filmach: Ptaki spiewają w Kigali (DVD)
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Twarz
— Grzegorz Fortuna

Esensja ogląda: Grudzień 2017 (3)
— Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Nie ten człowiek!
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.