Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku

Esensja.pl
Esensja.pl
Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 15 najlepszych filmów dokumentalnych nakręconych po 2000 roku.

Esensja

15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku

Postanowiliśmy pociąć nasz ranking 100 najlepszych filmów XXI wieku na kawałki, wybrać z niego podzbiory gatunkowe i spojrzeć, jak przy okazji wyszły nam wybory bardziej zbliżone tematycznie. Dziś zobaczcie zestawienie 15 najlepszych filmów dokumentalnych nakręconych po 2000 roku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. Kedi – sekretne życie kotów
(2016, reż. Ceyda Torun)
Nieczęsto się zdarza, aby w gronie najlepszych filmów roku znalazł się – pośród ambitnych bądź widowiskowych fabuł – skromny dokument, którego bohaterami na dodatek nie są ludzie, lecz… koty. Inna sprawa, że od dawna takie dzieło – na miarę ich urody i mniemania o sobie – należało się. Na świecie nie brakuje miast, w których populacja tych zwierząt po wielekroć przewyższa liczbę ludzkich mieszkańców. Do najbardziej „zakoconych” należą ponoć Tel Awiw i Stambuł. Tam właśnie koty nauczyły się żyć z ludźmi w sposób perfekcyjny, stając się kimś znacznie więcej niż stałym elementem krajobrazu. Nietrudno więc zrozumieć, że pochodząca z dawnej stolicy Cesarstwa Bizantyjskiego reżyserka Ceyda Torun postanowiła poświęcić im swój pełnometrażowy debiutancki dokument. Ale czy jej „Kedi” to naprawdę tylko film o kotach? W równym stopniu to psychologiczny obraz o ludziach, którzy się nimi opiekują, kochają je, karmią, poją, a kiedy któryś umiera – ronią po nich łzę. W czasie seansu nie brakuje momentów, w których można śmiać się do rozpuku, ale i takich, które wywołują wzruszenie. Jak w życiu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Spotkania na krańcach świata
(2007, reż. Werner Herzog)
Herzog-dokumentalista wspina się na wyżyny, na jakie Herzog-twórca fabuł zawsze chciał się dostać, ale zawsze był zbyt pretensjonalny W tym przepięknie zrealizowanym, perfekcyjnie wyważonym filmie zapierająca dech w piersiach uroda natury splata się z mądrą (ale nigdy przemądrzałą!) medytacją nad kondycją ludzką w sposób, jaki kojarzy się częściej z obrazami dawnych mistrzów niż z XXI-wieczną kinematografią. Herzog wreszcie przyznał się, że zabrnął swoją twórczością fabularną w ślepy zaułek, albo, cytując klasyka, „stanął przed nagą turnią”. W „Spotkaniach…” nie ma jakiejś pretensjonalnej kategoryczności twierdzenia, że natura zetrze nas na proch, bo jesteśmy mali i słabi. W końcu to człowiek ją bada, to człowiek wyciąga na wierzch jej piękno i dodaje np. kontekst religijnego przeżycia. Ja tę rozczulającą skruchę kupuje w całości.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Śmierć człowieka pracy
(2005, reż. Michael Glawogger)
„Śmierć człowieka pracy” to jeden z najciekawszych od strony formalnej filmów dokumentalnych ostatnich lat. Jego główna zaleta to piękne, fascynujące sugestywne zdjęcia i prawie pozbawiona komentarza, wymagająca wyciagnięcia własnych wniosków treść, ukazująca jak dziwnych, nieprzyjemnych czy niebezpiecznych prac człowiek na świecie musi się podejmować, aby zapewnić byt sobie i swojej rodzinie. Reżyser wybiera kilka przykładów – malowniczych, ale czy reprezentatywnych? Z pewnością trudno mówić o jakimś naprawdę przekrojowym spojrzeniu, ciężko jest wysnuwać ogólne wnioski na temat współczesnego sensu pracy. Dodatkowo dwie ostatnie sceny, które mają być w zamiarze reżysera podsumowaniem, do filmu nie pasują, bardziej ukrywają jego przesłanie. Nie zmienia to faktu, że cztery pierwsze opowieści intrygują, w pewien sposób fascynują i zapadają w pamięć, tworząc się z nich zaskakująca wizja współczesnego świata. Z jednej strony w części nigeryjskiej i indonezyjskiej to świat jeszcze niezorganizowany i chaotyczny. Z drugiej – to świat już zdezorganizowany, rozpadający się, świat, w którym postęp techniczny zabrnął w ślepą uliczkę i zaczął się regres. Kopalnie zostały opuszczone, statki nadają się na złom. Jedyne co może człowiek robić, to eksploatować do reszty te dawne wytwory technicznej myśli.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. Wyjście przez sklep z pamiątkami
(2010, reż. Banksy)
Subwersywny dokument o sztuce street artu, którego najciekawszym aspektem jest jego wieloznaczność, właściwa także całej działalności Banksy’ego. Początkowo historia podąża w kierunku, którego można się było spodziewać. Razem z kierującym się kompulsywną potrzebą filmowania wszystkiego ekscentrycznym Francuzem, Thierry’m Guettą, wnikamy stopniowo w świat ulicznych artystów. Guetta poznaje coraz szersze obszary tego środowiska, które skrupulatnie rejestruje, aż w końcu trafia na trop Banksy’ego, enigmatycznego i kontrowersyjnego Brytyjczyka, znanego z licznych prac i prowokacji umieszczanych w przestrzeni miejskiej. Ich znajomość prowadzi do coraz większego zaangażowania Guetty w świecie street artu, aż w końcu Banksy proponuje, aby ten zorganizował własną wystawę. Od tego momentu akcent zostaje przesunięty na Thierry’ego i śledzimy jego próby stworzenia ogromnego przedsięwzięcia, obficie korzystającego z dorobku wszystkich artystów, którzy tylko przychodzą mu do głowy. Organizacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli, kiedy wychodzą na jaw graniczące z upośledzeniem dziwactwa Guetty, lecz w końcu wszystko okazuje się wielkim, niespodziewanym sukcesem. Przemyślana satyra na świat sztuki, który kupi wszystko? Wielka manipulacja Banksy’ego, której ofiarą jest Thierry? Fałszerstwo czy dokument? Tylko świetny film rodzi tyle wątpliwości.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Inside Job
(2010, reż. Charles Ferguson)
Nie może istnieć świat, w którym ludzie nie mający właściwie nic, stają się nagle właścicielami kosztownych nieruchomości. Na bardzo krótko da się go stworzyć, ale zawsze czyimś kosztem. Wcześniej czy później ktoś musi zapłacić i niczego nie da ukrywanie tego faktu w skomplikowanym gąszczu bankowych fatałaszków, przenoszenie „nad kreskę” i inne tego rodzaju sztuczki. Świat nie działa w ten sposób. Reżyser nie odkrywa żadnej Ameryki w tym względzie. Z jego filmu przebijają się do widza prawdy boleśnie proste: nie ma niczego pewnego na tym padole, złodziej może mieć elegancki garnitur, głupol profesorski tytuł i stosowny sznyt, a im większa przewała, tym pewniejsze, że ujdzie na sucho. A jednak kompetencja i spokój, z jakimi reżyser podszedł do tematu, które dobrze widać w licznych, prowadzonych przezeń rozmowach, nadały filmowi impet tarana. Efektem jest plastyczna i klarowna demonstracja tego, jaka była premedytacja i determinacja wąskiej grupy „ekspertów” w dążeniu do – de facto – zawłaszczenia i wyjęcia spod sensownej kontroli kluczowych instytucji finansowych Stanów Zjednoczonych. Melanż głupoty i chciwości sprawił, że wytrącone z bezpiecznego toru banki i agencje ratingowe, w akompaniamencie głośnego propagandowego jazgotu prominentnych przedstawicieli nauk ekonomicznych, zmieniły się w fabrykę „brudnych” kredytów, zegarowej bomby, która już wkrótce miała zatrząsnąć posadami świata.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
10. Grizzly Man
(2005, reż. Werner Herzog)
Herzog pierwszy raz kręci film sklejony z cudzego materiału, ale ma się wrażenie, że to materiał jak spod jego ręki. Treadwell to typowy herzogowski bohater, o którym do końca nie wiadomo, czy był poważnie psychicznie chory, czy tylko lekko pieprznięty. Widać, że cierpiał na natręctwa, miał problemy z samoakceptacją i trzeźwą oceną sytuacji. Ale właśnie dlatego patrzy się na niego z narastającą fascynacją jak na przedstawiciela jakiegoś dziwnego gatunku – homo herzogus. Ciekawe, że kolejny raz (po „Białym diamencie”) Herzog oszczędza nam jakiegoś doświadczenia (tam widoku pieczary, tutaj zapisu z taśmy). Można by podejrzewać, że choć sam programowo przekraczał kiedyś granice, dzisiaj wie, że robią to już wszystkie media, więc ciekawiej będzie pozostawić jakąś tajemnicę. Bo w jakąś jego uczciwość, czy etykę nie wierzę – gdyby się nią kierował, nie robiłby takich ceregieli przed kamerą, tylko po prostu po cichu nie pokazywał czegoś w filmie. W każdym razie w „Grizzly Man” znowu widać, że ten pan jest jednak urodzonym dokumentalistą. Nawet kiedy od lat nie pokazał ciekawej fabuły, w dokumencie łapie za gardło i trzepie o glebę.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
9. Bracia Lumière!
(2016, reż. Thierry Frémaux)
Gdy pada nazwisko Lumière, chyba wszyscy – pod każdą szerokością i długością geograficzną – wiedzą, o kogo chodzi. To pionierzy kinematografii, których wynalazek rozzłościł Thomasa Edisona, braci Skladanowskich i zapewne paru innych konstruktorów, którzy liczyli na zapisanie się po wsze czasy w dziejach ludzkiej cywilizacji. Francuzów pamięta się przede wszystkim jako tych, którzy nakręcili pierwsze filmy (a raczej filmiki, bo trwały one po nie więcej niż pięćdziesiąt sekund – takie były wówczas możliwości kinematografu). Przywołuje się przy tym głównie takie tytuły, jak „Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie” (uważany za pierwszy dokument), „Polewacz polany” (pierwsza fabuła) czy „Wjazd pociągu do La Ciotat” (który przerażał widzów patrzących na zmierzającą w ich stronę na ekranie potężną lokomotywę). Tymczasem August i Louis oraz liczni współpracujący z nimi operatorzy zrealizowali ponad tysiąc czterysta krótkich filmów. Sto osiem z nich – zrekonstruowanych cyfrowo w jakości 4K – znalazło się w dokumencie „Bracia Lumière”. Rolę narratora pełni w nim Thierry Frémaux, na co dzień dyrektor festiwalu w Cannes, który opowiada o pracy swoich wielkich rodaków z prawdziwą swadą, entuzjazmem i poczuciem humoru. Wskazuje jednocześnie na elementy, które „szaremu” odbiorcy, nie będącemu specjalistą w dziedzinie kinematografii, mogłyby umknąć, jak na przykład mistrzowskie kadrowanie, wyczucie stylu, umiejętność wyboru najlepszej z kilku dostępnych opcji. August i Louis, których często postrzegano jedynie jako zdolnych wynalazców i jeszcze bardziej obrotnych biznesmenów, urastają tym sposobem do miana artystów kina, o czym przekonuje fakt, że ich patenty w kolejnych latach wykorzystywali wybitni reżyserzy (jak chociażby Siergiej Eisenstein w „Pancerniku Potiomkinie”). Dokumentalni „Bracia Lumière” to niezwykła, sentymentalna podróż w czasie do świata fin de siècle’u, kiedy „najważniejsza ze sztuk” stawiała dopiero pierwsze, czasami jeszcze nieporadne, ale niezmiennie fascynujące kroki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
8. Zabawy z bronią
(2002, reż. Michael Moore)
To prawda: ten film jest tendencyjny. Owszem: prezentuje fakty manipulując nimi z dużą, może nawet zbyt dużą, dowolnością. Zgoda: Moore to napuszony grubas, a jego metody są nieraz prostackie. Mimo wszystko to po prostu trzeba obejrzeć. I nie tylko w Ameryce Busha, gdzie (według oficjalnych trendów) entuzjastyczne machanie flagą i bezkrytyczny posłuch wobec władzy charakteryzują prawdziwego patriotę. W Polsce także, a może tym bardziej. Nie dlatego, by poczuć się lepiej (′no bo w tej Ameryce to strzelają, a w Polsce co najwyżej bejsbolem po głowie można zarobić′) – ale po to, by zastanowić się nad naturą każdej kultury, kontrolowanej i napędzanej przez media. Oczywiście sprowadzanie wymowy filmu do krytyki mass mediów to chamskie uproszczenie, ale wśród niezliczonych ważnych obserwacji, poczynionych przez autora, ta wydaje się najbardziej uniwersalna. Jasne, to nie jest dokument, rejestracja faktów widzianych chłodnym okiem – to raczej esej, komentujący rzeczywistość ze zjadliwym humorem i prezentujący sprawy w sposób zgodny ze światopoglądem twórcy. Jednak czy ktoś się z tym światopoglądem zgadza, czy nie – nadal pozostaje to najważniejszy film nie-fabularny, nakręcony w Ameryce w XXI wieku.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
7. Historie rodzinne
(2012, reż. Sarah Polley)
„Historie rodzinne” to wzruszająca, inteligentna, ciekawie skrojona ale też momentami całkiem dowcipna i w pełni autentyczna historia odkrywania rodzinnej tajemnicy. Polley, wcześniej aktorka i reżyserka takich filmów jak „Away From Her” i „Take This Waltz” sięga do swej rodzinnej przeszłości – wspomina swą zmarłą przedwcześnie matkę, osobę skomplikowaną, poszukującą, prowadzącą nieraz życie niezgodnie z powszechnie przyjętymi regułami. Polley odpytuje bliskich – brata, przyrodnie rodzeństwo, ojca, znajomych matki. W trakcie rozmów pojawia się kwestia ojcostwa samej bohaterki… Recenzenci piszą o uniwersalnych wartościach „Historii…”, o opowieściach krążących w każdej rodzinie, o skrywanych tajemnicach i różnych wersjach prawdy, dla mnie jednak ten film jest wypowiedzią bardzo osobistą, głosem bohaterki, która musi na nowo zdefiniować swe życie i swe relacje z bliskimi, która właśnie tym dziełem filmowym próbuję uleczyć też pewną rodzinną traumę. Bo jest w filmie Polley i tajemnica, i ból, i rozdrapane rany, ale jest też dużo miłości i przebaczenia.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
6. Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham
(2016, reż. Paweł Łoziński)
Chciałoby się napisać, że to dokument, ale jednak nie byłaby to do końca prawda – o zabiegu, jaki zastosował reżyser, aby uniknąć zarzutów o naruszenie zawodowej etyki, informują tu dopiero napisy końcowe i byłoby czymś nieprzyzwoitym zdradzić tę tajemnicę w krótkiej notce. Z czystym sumieniem można napisać za to, że ten film o psychoterapii dwóch kobiet, matki i córki, to jedna z najciekawszych polskich produkcji tego roku. Bohaterki próbują przy pomocy krakowskiego psychologa Bogdana de Barbaro naprawić relację zatrutą przez wzajemne żale, samotność i niezrozumienie. Film składa się z pięciu spotkań kobiet z terapeutą – każdego niezwykle emocjonalnego, obfitującego w łzy, zbyt mocne słowa, ale i mozolny wysiłek służący nie tyle temu, by w finale wreszcie paść sobie w ramiona (na szczęście Łoziński oszczędza nam kiczu łzawego happy endu), co spojrzeć na drugą osobę z innej perspektywy i wypracować odrobinę porozumienia, nad którym najtrudniejsza praca czeka po wyjściu z gabinetu. De Barbaro cierpliwie słucha opowieści swoich pacjentek, czasem hamuje, gdy wydaje się, że słowa „kocham cię” załatwiają sprawę, czasem nakłania do wycofania jakiegoś stwierdzenia, ponownego przemyślenia jakiejś kwestii. Łozińskiemu udaje się w przekonujący sposób pokazać jak „słowa mają znaczenie” – i że wbrew intuicji, czasem pierwsze, co nam ślina na język przyniesie, to, co spontaniczne, wcale nie musi najlepiej trafiać w sedno. W „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham” jest wręcz przeciwnie – wypowiedziane w emocjach myśli bohaterek poddane żmudnej obróbce nie tracą na autentyczności, a i zdają się lepiej ujmować istotę problemu.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
5. Komunia
(2016, reż. Anna Zamecka)
Rodzina Kaczanowskich jest w stanie rozpadu. Ojciec, bezwolny i apatyczny, zainteresowany jest głównie piciem piwa, niespecjalnie zainteresowany jest swoją rodziną. Trzynastoletni Nikodem ma zespół Aspergera, jego reakcje są nie do końca przewidywalne, ale ma na tyle dobry kontakt z innymi ludźmi, że potrafi w jakimś stopniu uczestniczyć w społecznym życiu (chodzi na przykład do normalnej szkoły). Matka opuściła rodzinę jakiś czas temu, ma małe dziecko z innym mężczyzną. Nic więc dziwnego, że opieka na domem i nad całą dysfunkcyjną rodziną spada na czternastoletnią Olę, która musi w przyspieszonym tempie dojrzewać, i oprócz zwykłych obowiązków szkolnych nastoletniej rodziny, musi brać na siebie też wszelkie obowiązki domowe.
Realizatorkom udało się podejrzeć życie rodziny Kaczanowskich wiarygodnie i szczerze. Odnosi się wrażenie, że mimo obecności kamery nikt tu niczego nie udaje – Ola nie ma na to czasu, ojciec niespecjalnie się przejmuje swym wizerunkiem, a Nikodem jest oczywiście w pełni szczery i autentyczny; Anna Zamecka sama stwierdziła, że chłopaka zwyczajnie nie da się reżyserować. W efekcie otrzymujemy naprawdę przejmujący obraz ludzi, których życie odbiega mocno wizji z od telewizyjnych seriali i sytuacji, jakich nie powinno być, ale jakich z pewnością jest wiele – gdy dzieci muszą przedwcześnie dorastać, gdy nie daje się im szansy przeżycia prawdziwego dzieciństwa, gdy muszą na swe barki brać obowiązki przekraczające ich siły.
Debiutancka „Komunia” Anny Zameckiej zbiera regularnie nagrody filmowe i ma już ich ładny zestaw: z Warszawy (WFF), Locarno, Lipsku, Mińsku i Jihlavie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
4. Sugar Man
(2012, reż. Malik Bendjelloul)
Nagrodzony na gali oscarowej dokument (przynajmniej w konwencji, bo historia nosi wyraźnie znamię fanowskiego podejścia – i całe szczęście, bo ta właśnie perspektywa nadaje energię całości) to najciekawiej skonstruowany film muzyczny, jaki miałem okazję obejrzeć. Historia z człowiekiem-widmem w roli głównej i rock’n’rollowymi latami 60. w tle spełnia swoją funkcję tym lepiej, im mniej wie o niej widz z pozaseansowych źródeł. Tutaj odgrywa to szczególną rolę, mamy bowiem do czynienia w rasową opowieścią detektywistyczną. Dochodzenie tyczy się tekściarza porównywanego do samego Boba Dylana (przy czym to ten drugi miał ponoć czyścić buty pierwszemu), który pozostawił po sobie ledwo dwa krążki (wyprzedane w całym nakładzie) i słuch po nim zaginął. Próba rozwikłania tajemnic kariery muzycznej Sixto Rodrigueza staje się portretem wyjątkowej w czasach tak powszechnego celebrytyzmu osobowości, portretem „cichego kontestatora”, burzyciela naszych przyzwyczajeń i wyobrażeń na temat sław i osobistości. „Sugar Man” to wreszcie pean na cześć kulturowych fanów-zapaleńców, dzięki wytrwałości zdolnych ziścić własne pragnienia i własnymi marzeniami tworzyć niejako historię na nowo.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
3. Walc z Baszirem
(2008, reż. Ari Folman)
Jeszcze wiele lat musi minąć i wielu utalentowanych filmowców polskie matki muszą na świat wydać, aby podobne cudo powstało pod flagą biało-czerwoną. „Walc z Baszirem” Ariego Folmana to doskonały dowód na to, że o narodowej historii nie trzeba mówić w języku „Katynia”. Fantazja jest tu tak samo pożądaną umiejętnością jak choćby przy robieniu kina science fiction. Mało tego! Reżyser udowodnił, że granice filmowego dokumentu można rozciągać w rozmaitych kierunkach. Przede wszystkim jednak Folman odrzucił tyranizującą zasadę robienia filmu dla każdego: rozdającego sądy, oskarżającego oprawców, idealizującego ofiary i klarownego w przekazie. Próbującego albo sucho przedstawiać albo surowo oceniać. To uwalnia go od wielkich słów, patetycznych gestów i zadęcia, torując przestrzeń dla autobiograficznej intymności i kadrów z własnej pamięci, a nie z kart podręcznika do historii. Wojna to chory koszmar jednostki zamknięty przez reżysera w plastycznych obrazach, które w wersji fabularnej wyglądałyby zapewne groteskowo. „Walc z Baszirem”, niczym kreskówka zrobiona przez Davida Lyncha, wyrysowuje na ekranie życie człowieka uwięzionego w pułapce własnej pamięci, w której zatarto niektóre fakty. Każdy drobiazg tego filmu zręcznie buduje nastrój niekończącego się niepokoju o przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wstrząsający film, który zamiast poruszać „wielką sprawę”, dotyka koszmaru ludzkiego istnienia z wojenną winą w duszy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
2. Nie jestem twoim murzynem
(2016, reż. Raoul Peck)
Reżysera „Nie jestem twoim Murzynem”, mniej niż kwestia równych praw czy formalnych zakazów dyskryminacji, bardziej interesuje „duch Ameryki” – tak długo, jak Amerykanie nie dojdą z nim do ładu, tak długo „kwestia rasowa” wciąż będzie palącym problemem. Film przygląda się choćby wizerunkowi Afroamerykanów w kulturze masowej: m.in. zwraca uwagę na dwuznaczność hollywoodzkich ról Sidneya Poitiera, które rzekomo miały być dowodem otwartości i zmian w społeczeństwie, ale dla wielu czarnych oznaczały jedynie listek figowy i wtłoczenie w schematy, na które łaskawie pozwalała większość. Obnaża też hipokryzję białych – także tych liberalnych – elit, które często nie potrafiły zdobyć się na symboliczne gesty wsparcia dla prześladowanych mniejszości. Rewelacyjne są fragmenty telewizyjnego show Dicka Cavetta, gdy prowadzący program bez zająknięcia rzuca na wizji słowo „negro”. Które zresztą, zdaniem Baldwina, oznaczało nie prawdziwych ludzi, ale podszytą irracjonalnym lękiem fantazję, którą biała większość wytworzyła sobie na temat czarnych. Podobnie ciekawych, odświeżających, gorzkich, i wciąż niestety aktualnych spostrzeżeń jest w „Nie jestem twoim Murzynem” znacznie więcej – a sprawność, w jaki ten bogaty, głęboko humanistyczny przekaz pomieszczono w trwającym ledwie półtorej godziny filmie dokumentalnym, budzi wielki szacunek.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
1. Scena ciszy
(2014, reż. Joshua Oppenheimer)
Po świetnie przyjętej „Scenie zbrodni” Joshua Oppenheimer ponownie ukazuje wciąż odczuwalne skutki krwawego przewrotu dokonanego przez indonezyjskie szwadrony śmierci w 1965-66 roku. Tym razem nie robi tego jednak samodzielnie – w „Scenie ciszy” towarzyszy bratu okrutnie zamordowanego człowieka, który postanawia zwrócić się do ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za jego śmierć. Wśród osób wymienionych w napisach końcowych zamiast nazwisk ekipy często widnieje jedno słowo – anonim. Już samo to uwidacznia jak drażliwe tematy porusza pochodzący z Teksasu reżyser. Dla wielu ludzi w Indonezji przetrwanie oznacza ciągłe przebywanie w otoczeniu dawnych katów, z których większość żyje w bogactwie i sprawuje państwowe urzędy, oznacza to więc także zmowę milczenia wokół wydarzeń z tamtych lat. Osoby, z którymi rozmawia przypominają Trzy mądre małpki – nie chcą słyszeć, nie chcą mówić i z całą pewnością nie chcą widzieć nic złego. To, że główny bohater jest… okulistą badającym wzrok zarówno ofiarom, jak i oprawcom wydaje się ponurym żartem.
Oppenheimer, obcokrajowiec usiłujący zrozumieć nieznany kraj, tym razem zyskał pomocnika, który na własnej skórze doświadczył piętna tamtego okresu – okulistę Adiego, którego brat Ramli został zamordowany przez członków szwadronów śmierci jeszcze przed jego narodzinami stając się niejako symbolem okrucieństwa „rewolucjonistów”. W „Scenie ciszy” Adi ogląda nakręcone przez Oppenheimera materiały dotyczące jego brata, a następnie rusza do domów podstarzałych katów, by z nimi porozmawiać. Słuchając wciąż tych samych odpowiedzi i powtarzanych jak mantra usprawiedliwień zaczyna tracić cierpliwość. Jego dociekliwość szybko zmywa z twarzy uśmiechy – nagle „robi się późno”, rozmówcy wyrzucają filmowców z domu, odrywają przyczepione mikrofony. „Zadajesz głębsze pytania niż Joshua” – powie mu były dowódca jednego ze szwadronów. „To mi się nie podoba.” Warto zaznaczyć, że „Scena ciszy” to nie tylko film o katach, ale też o ofiarach, które żyjąc w ciągłym strachu przed piastującymi urzędy państwowe mordercami nie upominają się o sprawiedliwość i o rodzinach udających przed sobą nawzajem, że przeszłość ojców i dziadków jest im nieznana. Na równi wstrząsający ze „Sceną zbrodni” film wydaje się dzięki temu bardziej wzruszający i bardziej intymny. Sceny przedstawiające schorowanych rodziców Adiego, wciąż żyjących pośród morderców syna i wierzących, że ofiary zemszczą się dopiero na tamtym świecie, lub reakcje rodzin na rewelację, że zniedołężniały ojciec miał w zwyczaju pić krew swoich ofiar, by uchronić się przed szaleństwem to kino najwyższej próby.
• • •
Czytaj też:
koniec
6 listopada 2018

Komentarze

28 XII 2018   19:36:31

Uwaga, lewacki, ideologiczny bełkot.

30 XII 2018   06:32:14

W ramach lewackiego bełkotu- uważaj Hans, bo Schtedke ma żyletke, a ty nie masz nic

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja

20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja

10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja

100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja

50 najlepszych filmów 2017 roku
— Esensja

Najlepsze filmy IV kwartału 2017
— Esensja

Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Prezenty świąteczne 2017: Film
— Esensja

Duch Ameryki a kwestia rasowa
— Jarosław Robak

Tegoż twórcy

Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Dwa Brzegi 2017
— Konrad Wągrowski

Berlinale 2015: Kwiat pustyni
— Marta Bałaga

Transatlantyk 2014: Dzień 3
— Sebastian Chosiński

Esensja ogląda: Marzec 2014 (2)
— Krystian Fred, Jarosław Loretz

Esensja ogląda: Styczeń 2014 (2)
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Październik 2013 (3)
— Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Chodź, pomaluj mój blok
— Daniel Markiewicz

Esensja ogląda: Grudzień 2012 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Jarosław Loretz, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Październik 2012 (kino)
— Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Gabriel Krawczyk, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.