WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
21 WMFF, czyli mozolne szukanie perełekKonrad Wągrowski Na początku każdego października każdy szanujący się warszawski kinoman czuje dreszczyk na myśl o zbliżającym się Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym. Kilkadziesiąt filmów ze wszystkich stron świata jawi się jako niesamowita przygoda; z pewnością też muszą one zapewnić wzruszenia i pozwolić na odkrycie nowych talentów i nieznanych arcydzieł. Dlaczego więc w tym roku po festiwalu dominowało raczej uczucie lekkiego rozczarowania?
Konrad Wągrowski21 WMFF, czyli mozolne szukanie perełekNa początku każdego października każdy szanujący się warszawski kinoman czuje dreszczyk na myśl o zbliżającym się Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym. Kilkadziesiąt filmów ze wszystkich stron świata jawi się jako niesamowita przygoda; z pewnością też muszą one zapewnić wzruszenia i pozwolić na odkrycie nowych talentów i nieznanych arcydzieł. Dlaczego więc w tym roku po festiwalu dominowało raczej uczucie lekkiego rozczarowania? ![]()
Nawet najbardziej szalony kinoman nie ma szans na obejrzenie wszystkich filmów warszawskiego festiwalu. Bo choć ich reklamowana przez organizatorów liczba 130 jest zawyżona (część z nich to krótkie metraże wyświetlane w kilku blokach o długości filmu pełnometrażowego), to i tak chodząc codziennie na maksymalną liczbę sześciu seansów, można w ciągu dziesięciu dni imprezy zobaczyć 60 filmów. A ja osobiście nie znam takich supermanów, którzy byliby w stanie przebywać na sali kinowej przez ten czas od godziny 9 do 23. Jeśli natomiast – jak ja – oprócz chodzenia na festiwal widz ma jeszcze inne, zawodowe, obowiązki – liczba filmów znów będzie ograniczona. Stąd też udało mi się tym razem obejrzeć filmów 19. ![]()
Wyszukaj / Kup Część z nich to produkcje, które już wkrótce miały zawitać na nasze ekrany w normalnej dystrybucji. Wybijała się tu na pierwszy plan długo oczekiwana animacja Tima Burtona „Gnijąca panna młoda” (na którą zresztą, jako na pierwszą zabrakło biletów). Przyznam się, że nie przepadam za samym Burtonem (oprócz kapitalnego „Eda Wooda”). Jakoś nie po drodze jego wyobraźni z moimi potrzebami estetycznymi. Z początku podobne wrażenie miałem po „Gnijącej”. Film jest wysmakowanym połączeniem baśni, musicalu, komedii, love story i horroru gotyckiego, na dodatek w formie starannej, poklatkowej animacji kukiełkowej. Najciekawszym pomysłem filmu było odwrócenie tradycyjnych koncepcji – szarość i surowość wiktoriańskiej Anglii kontrastuje z wesołością i kolorytem świata umarłych, tradycyjny w kinie grozy podział między dobrem i złem zostaje odwrócony – to umarli reprezentują szlachetność, a żywi nikczemność. Pierwsze wrażenie było, pomimo atrakcyjnej scenografii, ładnej muzyki Danny’ego Elfmana i niezłego czarnego humoru, średnie – bo od strony fabuły film przekazuje tylko najprostsze treści (dobro zawsze zwycięży zło i nie należy nikogo oceniać po powierzchowności). Z czasem jednak (piszę te słowa z miesięcznej perspektywy) doceniłem dzieło Burtona. Nie szedł on najprostszą ścieżką filmowych nawiązań, stworzył postacie wyraziste i dokonał jednego majstersztyku – widz jest w stanie przejąć się losami, polubić i współczuć postaci będącej rozkładającymi się zwłokami, z wypadającym okiem, żyjącym wewnątrz głowy robalem, porywającej ze świata żywych bohatera o głosie Johnny’ego Deppa i zmuszającej go do małżeństwa. Tytułowa panna młoda to przecież najsympatyczniejsza postać filmu. Może jest w tym trochę perwersyjnej nekrofilii, ale przede wszystkim dowód geniuszu artystycznego Burtona. Pomimo więc początkowej rezerwy, chylę przed nim czoła i lecę poprawić tetryczną ocenę, wystawianą bez odpowiedniego dystansu. ![]()
Wyszukaj / Kup Nieco gorzej poradził sobie Wim Wenders. „Nie wracaj w te strony” to opowieść o sfrustrowanym starszym panu z przeszłością. Powraca on do miejsc swej młodości i próbuje odnaleźć dalszy sens życia poprzez poszukiwania syna, o którego istnieniu do tej pory nie zdawał sobie sprawy. Porównania z „Broken Flowers” Jarmuscha, poruszającym dokładnie ten sam temat, oczywiście się narzucają. I tu Wenders wypada słabiej od strony jakości samego filmu, jego formy, pomysłu, scenariusza. Ale – co mnie zaskoczyło – w przeciwieństwie do sterylnie zimnego filmu Jarmuscha, w „Don′t come knocking” poczułem ciepło, głownie dzięki rolom Sary Polley i Jessiki Lange, w jakiś sposób pozostawiające pozytywne wrażenie z całego seansu. Ale uczciwie muszę przyznać, że przy filmie Wendersa, „Broken Flowers” jawi się jako dynamiczne kino akcji. ![]()
Wyszukaj / Kup „Nie wracaj w te strony” nie było jedynym filmem Wendersa na festiwalu, ale nic nie zapowiada, że „Kraina obfitości” wejdzie na nasze ekrany. To mocno antybushowska w przekazie, ponura wizja współczesnej Ameryki. Z jednej strony przedstawia efekty kryzysu ekonomicznego (zapewne przerysowane), z drugiej – atmosferę podejrzliwości wobec obcych. Dopiero przybyła z zewnątrz, z Europy, dziewczyna (grana przez śliczną Michelle Williams) jest w stanie spojrzeć na kraj bez uprzedzeń. Ale pointa jest zaskakująca – według Wendersa nawet wyraźnie krytykowane i wyśmiewane przez niego republikańskie spojrzenie (wyrażane przez wujka głównej bohaterki) ma swą wartość, a prawdziwa, dojrzała Ameryka powinna być syntezą wszystkich idei, które rodzą się w tym kraju. ![]()
Wyszukaj / Kup Tuż po festiwalu do kin trafił głośny obraz „Ukryte” Michaela Hanekego. Wchodził na nasze ekrany w akompaniamencie chóru zachwytów polskich krytyków filmowych. Przykro mi, nie mogę się do tego chóru zapisać. „Ukryte” reprezentują w kinie wszystko to, czego nie lubię w kinie artystycznym. Po pierwsze: ciężką, męczącą formę. Nic na to nie poradzę, że uważam, iż film najpierw powinien być ogladalny, a dopiero potem ambitny. Tymczasem stos pomysłów formalnych Hanekego, którymi właśnie zachwycają się krytycy, powoduje, że film gubi swoją treść, nie inspiruje, nie trzyma w napięciu, co przecież powinno być immanentną cechą thrillera. Za tym idzie kwestia przekazu – przykro mi, ale znużony seansem ani chwili nie poświęciłem losowi francuskich imigrantów, co chyba było głównym tematem filmu. ![]()
Wyszukaj / Kup Kolejnym filmem, który wchodzi do naszych kin poza festiwalem jest „Jak w niebie” Kaya Pollaka. Z pewnością, obok czeskich, filmy ze Skandynawii należą do ulubionych dzieł publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Wszakże w ciągu ostatnich trzech lat dwukrotnie zdobywały Nagrodę Publiczności. „Jak w niebie”, nobilitowane oscarową nominacją, było z pewnością najgłośniejszym z nich. Plakaty reklamowe zapowiadają połączenie „Czekolady” z „Włoskim dla początkujących” i z pewnością dużo w tym prawdy. Opowieść o dyrygencie, który po zawale serca próbuje odnaleźć siebie i sposób na życie powracając po latach do swego małego rodzinnego miasteczka, nie jest z pewnością jednak aż tak słodka, jak „Czekolada”, a jej filmowa forma też bardzo odbiega od surowości dogmatycznego „Włoskiego”. Oczywiście, jest to film wyraźnie stworzony pod gusta Amerykańskiej Akademii Filmowej, ale niesie w sobie tyle pozytywnego przesłania, tyle świetnie zarysowanych postaci drugoplanowych, tyle wiarygodnych psychologicznie dialogów, że jesteśmy w stanie wybaczyć zawartość w tym filmowych klisz. No i nie zapominajmy, że atrakcją filmu jest też negliż ślicznej Fridy Hallgren, co z pewnością musi być docenione przez męskiego widza. ![]()
Wyszukaj / Kup Mniejsze wrażenie robi duńska produkcja eksportowa „Bracia”. Najciekawszym spostrzeżeniem z filmu było to, że Connie Nielsen świetnie mówi po duńsku, co jest tym bardziej zrozumiałe, że jedna z gwiazd „Gladiatora” pochodzi z tego małego skandynawskiego kraju. Co ciekawe – „Bracia” to jej debiut w duńskim kinie. Sam film to złożona, wielowątkowa opowieść psychologiczna, w której poruszane są problemy wojennej traumy (okazuje się, że duńscy żołnierze byli wysyłani do Afganistanu), rodzinnych relacji, życiowego dojrzewania. Solidne kino, ale wielkich emocji nie budzące. ![]()
Wyszukaj / Kup Trzecim reprezentantem północnej Europy był norweski dramat „Hawaje, Oslo” (trafi do kin w styczniu 2006 r.). Nie do końca rozumiem, dlaczego akurat ten film znalazł już polskiego dystrybutora. Choć wzorowany jest wyraźnie na wielowątkowych opowieściach w stylu genialnej „Magnolii” Andersona, choć ma wyraźnie filozoficzne ambicje, efekt jednak jest dość pretensjonalny. Gdyby reżyser skoncentrował się na pokazaniu realistycznego życia kilkunastu mieszkańców Oslo, film z pewnością byłby bardziej interesujący. Ale postawił na mistykę, na religijne aluzje, nie do końca klarowne, niezbyt inspirujące. Przyznać jednak należy, że obraz zmontowany i wyreżyserowany jest solidnie, wątki przeplatane są z inwencją, projekcja więc zdecydowanie nie nudzi. A jeśli ktoś poczuje się znużony, z pewnością ożywi go swojskie słowo „spierdalaj!” wypowiadane po polsku przez jednego z bohaterów. ![]()
Wyszukaj / Kup Jak zwykle dużą reprezentację stanowiły historie sensacyjno-gangsterskie. Z pozoru tematyka słabo pasująca do artystycznego w założeniu festiwalu, ale przecież w kinie obecna już od „Wielkiego napadu na pociąg”. W końcu zbrodnia jest bardzo filmowa, zawsze więc parę takich obrazów musi trafić na warszawski festiwal. Francuski „36” (znów film, który zobaczą widzowie naszych kin w grudniu) przeniósł mnie w czasie do starych dramatów gangsterskich z lat 70. z Alainem Delonem, Jeanem Marais czy Jeanem-Paulem Belmondo. Inaczej mówiąc – twardzi faceci, o twardo brzmiących, twardych nazwiskach (Klein, Vrinks), o zniszczonych twarzach, spowici kłębami dymu papierosowego, rozprawiają o życiu i bez mrugnięcia okiem sięgają po broń. Dla widza obytego w takim kinie ta dość nachalnie narzucana konwencja powoduje efekt raczej nieco humorystyczny, ale na szczęście fabuła jest na tyle złożona, a rozwiązania na tyle niestandardowe, że film można uznać za przyzwoitą rozrywkę. Amerykanie kręcą zresztą już remake. |
Nieczęsto widzowie w latach 50. i 60. ubiegłego wieku mieli okazję oglądać Zbigniewa Cybulskiego w przedstawieniach teatralnych. Każda taka rola zasługuje więc na uwagę. Wyreżyserowany przez Jerzego Gruzę „Sammy” to monodram autorstwa Brytyjczyka Kena Hughesa, w którym aktor znany przede wszystkim z „Popiołu i diamentu” wciela się w drobnego kombinatora próbującego zebrać pieniądze na spłatę długu.
więcej »Z okazji zbliżających się Świąt proponuję rzut oka na franczyzę okołofilmową sprzed 30 lat.
więcej »Chociaż o brytyjskim dramatopisarzu i prozaiku Patricku Hamiltonie dzisiaj już mało kto pamięta, wielbiciele klasycznych thrillerów psychologicznych sprzed dekad powinni kojarzyć przynajmniej dwie z jego sztuk, które dotarły do Hollywoodu – „Gasnący płomień” oraz „Sznur”. Ta pierwsza doczekała się także inscenizacji w ramach Teatru Sensacji „Kobra”, a reżysersko odpowiadał za to… Andrzej Łapicki.
więcej »Franczyza lat 80.
— Jarosław Loretz
Dysonans motoryzacyjny
— Jarosław Loretz
Obrandowani
— Jarosław Loretz
Na wywczasie
— Jarosław Loretz
W kupie raźniej
— Jarosław Loretz
Proszę szanownej wycieczki
— Jarosław Loretz
Och jej, ja tu faktycznie mam tatuaż
— Jarosław Loretz
Proszę oddać mi kapelusz. W środku tkwi połowa mojego czerepu
— Jarosław Loretz
Superman z napędem kobiecym
— Jarosław Loretz
Warzywny dramat
— Jarosław Loretz
100 najlepszych filmów animowanych wszech czasów
— Esensja
Piątka na piątek: Duchy niespokojne
— Esensja
Sputnik 2014: Dzień 8
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski
Bóg w krainie progresorów. Rosyjska filmowa fantastyka naukowa po Andrieju Tarkowskim
— Sebastian Chosiński
Sputnik 2014: Dzień 2
— Sebastian Chosiński
Najlepsze filmy science fiction – suplement (1)
— Konrad Wągrowski
10 filmów o trudnej miłości
— Ewa Drab, Kamil Witek
East Side Story: 15 najlepszych filmów rosyjskich XXI wieku
— Sebastian Chosiński
Wrogowie publiczni: Gangsterzy z różnych stron świata
— Ewa Drab, Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Filmowe podróże na Księżyc
— Jakub Gałka, Konrad Wągrowski
mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek
Ultimate Goth
— Miłosz Cybowski
Klasyka kina radzieckiego: Ludzkie dramaty w nowofalowych rytmach
— Sebastian Chosiński
Wielkość i małość rodu Laurentów
— Sebastian Chosiński
Nienagannie ułożony drapieżnik
— Anna Nieznaj
East Side Story: Obcy w swoim kraju
— Sebastian Chosiński
Esensja ogląda: Czerwiec 2017 (5)
— Sebastian Chosiński, Kamil Witek
Solidarni z uchodźcami
— Piotr Dobry
Esensja ogląda: Październik 2016 (3)
— Jarosław Loretz, Jarosław Robak
Gdzie jest autor?
— Karolina Ćwiek-Rogalska
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski