Z filmu wyjęte: Bracia w technologiiZawszeć to budujące, gdy wizytujący nasz glob przybysze z obcych cywilizacji mają technologię znaną nam z życia codziennego.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Bracia w technologiiZawszeć to budujące, gdy wizytujący nasz glob przybysze z obcych cywilizacji mają technologię znaną nam z życia codziennego. Dzisiejszy kadr pochodzi z półproduktu o nazwie „Alien Siege”, w Polsce obdarzonego niezbyt szczęśliwym, wieloznacznym tytułem „Oblężenie obcych”. Na pierwszy rzut oka film wygląda niewinnie, a jego fabuła nawet obiecująco (statek obcych niszczy Waszyngton, a mieszkańcy okolicznych miasteczek doświadczają regularnej inwazji, stawiając w końcu czoło najeźdźcom) – do czasu, kiedy uświadomić sobie dwie rzeczy. Pierwsza: film wyprodukowało The Asylum, czyli manufaktura klepiąca tuzinami skandalicznie tandetne filmy z pustą rubryką o nazwie „budżet”. Mają one zazwyczaj niezwykle biedne efekty, spłowiałe lub sine zdjęcia, a także niedożywionych aktorów, trapionych paraliżem mięśni twarzy i ośrodków ruchu. Druga: za scenariusz filmu odpowiadają Christian Butcher oraz… Mark Atkins, który na swoim koncie – również jako reżyser – ma szereg wyjątkowych knotów, jak choćby „Pogromców smoków”, „Rekiny z plaży”, „P-51 Dragon Fighter”, „Wojny drogowe” czy „Planetę rekinów”. Z góry więc wiadomo, że nic dobrego z tego mariażu wyjść nie mogło. No i nie wyszło. Pewnego dnia nad Waszyngtonem zawisa ogromny talerzowaty statek. Obcy wysuwają żądanie zwrotu czegoś – nie precyzują czego, ale władze USA ponoć doskonale wiedzą, o co chodzi (widz już nie, ale co tam). W odpowiedzi w stronę statku leci kilka rakiet, które oczywiście rozbijają się na polu siłowym. W odwecie statek wysyła mniejszą jednostkę, która niszczy Biały Dom, a następnie ściga prezydencki śmigłowiec ewakuacyjny. Ponieważ jednostkę obcych próbują zestrzelić myśliwce, śmigłowiec spada (to nie pomyłka), a tych, co przeżyli, wybija pieszy patrol obcych w kombinezonach wyglądających jak warstwa mętnej wody. Z łapsk kosmicznych siepaczy uchodzą z życiem jedynie prezydent i oficer nie rozstająca się z tajemniczą walizą. Wkrótce trafiają oni na parkę nastolatków, ci zaś zabierają ich do rodziców chłopaka (rodzice dziewczyny są w Europie) w nadziei na uzyskanie jakiejś formy kontaktu z przetrzebionymi władzami kraju. Tu należy zaznaczyć, że wspomniani rodzice nie są byle kim, bo samowtór zabrali się za trzepanie tyłków opancerzonym obcym – ojciec ukręcił gałkę z urządzenia teleportacyjnego, przerywając dopływ nowych trepów, matka zaś wraziła znaleźne widły w kark jednego z przybyszów, precyzyjnie trafiając w szczelinę między hełmem a resztą pancerza. Boć takie szczeliny to rzecz oczywista w bojowych pancerzach cywilizacji znacznie bardziej zaawansowanej od naszej. Jest więc nadzieja, a Ziemia będzie ocalona! Czy coś w ten deseń. Dalszej części intelektualnych zmagań dwójki scenarzystów nie będę może prezentował, aczkolwiek nadmienię, że prezydent – czarnoskóry – jest mądrym i krystalicznie uczciwym ojcem narodu, oficer jest służbistką ukrywającą kluczowe informacje, a czwórka cywili z zachwytem pławi się w promieniach dobroci bijących od prezydenta. A wtedy okazuje się, że pancerze – czy też raczej ich płynna warstwa zewnętrzna – są zrobione z… azotanu potasu. Resztę cymesów zostawiam dla tych, którzy odważą się rzucić okiem na to kuriozum. Zaś wracając do kadru – obrazuje on moment naprawienia urządzenia do teleportacji. Rodzic płci męskiej po prostu odnajduje ciśniętą wcześniej w krzaki kulę wykonaną w nieznanej ziemianom technologii i nasadzą ją na zaawansowany technologicznie metalowy patyk drogą… wkręcenia. Bowiem kula posiada klasyczny, ziemski gwint żarówkowy. Jeszcze tylko pomachanie rękami i już można skakać – tym razem na statek. 16 listopada 2020 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz