Z filmu wyjęte: Jurajska ucztaW przypadku, gdyby kiedykolwiek na ulicach naszych miast (i wsi) pojawiły się nieduże żarłoczne dinozaury, twórcy filmowi spieszą z instruktażem, które części ciała należy chronić w pierwszej kolejności. I nie, wcale nie chodzi o oczy. Większymi z gadów nie ma się przy tym co przejmować – nie będą wybrzydzać i po prostu połkną człowieka w całości.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Jurajska ucztaW przypadku, gdyby kiedykolwiek na ulicach naszych miast (i wsi) pojawiły się nieduże żarłoczne dinozaury, twórcy filmowi spieszą z instruktażem, które części ciała należy chronić w pierwszej kolejności. I nie, wcale nie chodzi o oczy. Większymi z gadów nie ma się przy tym co przejmować – nie będą wybrzydzać i po prostu połkną człowieka w całości. Dzisiejszy kadr prezentuje indolencję ekipy filmowej w całej rozciągłości. Widzimy na nim ofiarę żarłocznego raptora, oficjalnie – poza „Parkiem Jurajskim” i jego kontynuacjami – zwanego dromeozaurem. Nie dość, że ofiara została zaatakowana we własnym domu, gad bowiem włamał się przez okno (mimo że po drodze miał posiłki biegające luzem), to jeszcze rzucił się wcale nie na „miękkie” – czyli choćby podbrzusze lub twarz – ale na klatkę piersiową, wyżerając… kawałek skóry pokrywającej żebra. Bo głębiej – ze względu na nie aż tak wąski pysk – nie mógł sięgnąć ze względu na kości. Mamy więc trupa, który – poza zdartą skórą i wyjedzonymi malutkimi kawałeczkami mięsa – nie ma żadnych poważniejszych obrażeń i trudno zgadnąć, co konkretnie mogłoby stanowić przyczynę śmierci. Druga zabita w domu osoba też kończy we w miarę kompletnym stanie, co nieodparcie budzi zaciekawienie – po co w ogóle raptor raczył zaatakować, i to w obcym dla niego środowisku, skoro najwyraźniej wcale nie był głodny? To jednak połowa problemu. Drugą połowę stanowi marna charakteryzacja, połączona ze średnimi zdjęciami. Charakteryzator, zamiast sprytnie wymalować „ranę” na ciele „trupa”, bądź nakleić cienką warstwę odpowiednio uformowanego silikonu, chlapnął na klatkę piersiową leżącego aktora grubą pucę gumy, i to malowanej tak niechlujnie, że czerwona farba – znaczy się „krew” – dostała się w łączenie pucy ze skórą, wskutek czego doskonale widać obrys sztucznego tworu. Przy odpowiednio dyskretnych, robionych z dystansu zdjęciach, nie byłoby może specjalnego dramatu, ale operator kamery uznał, że super będzie podjechać do „rany” na pół metra, i to przy oświetleniu uwypuklającym grubość gumowej nakładki. Oczywiście ta fuszerka i tak nie ma wpływu na odbiór samego filmu, który jest najczystszą telewizyjną chałturą o budżecie niewystarczającym na zatrudnienie porządnych aktorów i najęcie sprawnego scenarzysty. Mowa tu o nakręconym w 2015 roku filmie „Cowboys vs Dinosaurs”, prezentowanym u nas jako „Jurassic Hunters czyli dinozaury na Dzikim Zachodzie”. Wysadzenie ściany na przodku w kopalni – dość płytkiej notabene – otwiera dostęp nie do złoża pożądanego irydu, a do jaskini, z której wyłazi parę raptorów i bierze się do zagryzania górników. Ostatniemu żywemu górnikowi udaje się zawalić korytarz, ale chciwy właściciel kopalni (Vernon Wells) wymusza wysadzenie kawałka góry od drugiej strony. Gdy wówczas z krateru wyłazi tyranozaur i do kompletu stegozaur, naturalnie w towarzystwie dodatkowych raptorów, i zaczynają siać spustoszenie w pobliskim miasteczku, jedynym ratunkiem okazuje się być wyklęty przez lokalną społeczność kowboj z pokazów rodeo. Film jest zrobiony schematycznie i w jakiś sposób męcząco, między postaciami nie czuć większej chemii, a świadectwem tandety jest pojawienie się na ekranie Erica Robertsa, od lat chałturzącego we wszelkich podrzędnych szmirach. Nie będę więc zalecał seansu tego kuriozum. 23 listopada 2020 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz