Z filmu wyjęte: Ale jak to...?Mawia się, że zwierzęta łagodzą obyczaje. To prawda. Aczkolwiek niektórzy pojmują całą ideę nieco na opak.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Ale jak to...?Mawia się, że zwierzęta łagodzą obyczaje. To prawda. Aczkolwiek niektórzy pojmują całą ideę nieco na opak. Żywe zwierzę potrafi być najlepszym przyjacielem człowieka, lepszym niż inni ludzie. Kocha właściciela miłością bezwarunkową i dotrzymuje mu towarzystwa w każdej sytuacji, choć cynicy skłanialiby się raczej ku wersji, że robi tak dlatego, iż nie ma wyboru – w końcu jest zamknięte z właścicielem w przestrzeni zwanej domem lub mieszkaniem. Oprócz żywizny istnieją jednak także post-zwierzęta. Znaczy się usztywnione, zakonserwowane zwłoki, eksponowane w widocznym miejscu. Ciężko stwierdzić, czy ustawienie sobie wypchanego memento na kredensie czy szafie jest oznaką absolutnego przywiązania i miłości (a częstokroć jest), czy też należałoby je odbierać jako wynaturzenie. Jak by nie było, sporo ludzi zamawia sobie unieśmiertelnienie (rzekome, bo prędzej czy później i tak do eksponatu dobiorą się mole) pupila, z którym przeżyli mnóstwo cudownych chwil, ale też chętnie zamawiają wypychanie zwierząt, które kiedyś własnoręcznie utłukli. Tak oto dochodzimy do dzisiejszego kadru, czyli wypchanej ofiary czyjejś strzelby – lamparta. Nieszczęśliwie rzemieślnik, któremu zlecono wykonanie pracy, miał specyficzne poczucie humoru i zamiast zrobić zwierzę groźne, czające się do skoku, dostarczył zleceniodawcy kota o zdumionym wyrazie pyska. Wątpliwe, żeby którykolwiek gość poczuł szacunek do właściciela takiego kuriozum, wyrażającego swoim wyglądem pytanie w rodzaju: „Ale dlaczego masz na sobie majtki w kaczuszki?”, lub: „Ty tę fryzurę tak na serio?”, bądź: „Zamierzasz te wszystkie trociny wepchnąć mi gołą dłonią w tyłek?” Owszem, obyczaje w takim pomieszczeniu zostaną momentalnie złagodzone, ale rozluźniona atmosfera może mimo wszystko spowodować nawarstwienie negatywnych emocji u właściciela i wzbudzić pragnienie wybuchowego rozładowania ich już po oficjalnej części spotkania. A przecież nie o to chodzi w tym całym łagodzeniu obyczajów. Zaskoczonego wypchanego lamparta można zobaczyć w indyjskim horrorze „Purana Mandir”, czyli po naszemu „Stara świątynia”. Film powstał w 1984 roku i – wbrew popularnym wyobrażeniom o tamtejszym kinie grozy – jest tylko trochę kiczowaty, posiada zaledwie dwie czy trzy piosenki, a do tego oferuje całkiem zborną fabułę. Bogaty ojciec nastolatki próbuje odpędzić amanta, ale że groźby nie skutkują, wyjawia w końcu przyczynę swojego postępowania – ród jest od dwustu lat nękany klątwą, wskutek której każda kobieta umiera zaraz po urodzeniu dziecka. Amant bierze więc dziewczynę oraz krzepkiego kumpla wraz z towarzyszką i jedzie do opuszczonego rodowego pałacu, w którym zrodziła się klątwa. Tam – kierowani koszmarami dziewczyny (ciągle widuje korpus z odciętą głową) – znajdują zamurowaną komnatę, a w niej kufer z głową demona, a w istocie czarownika, który kiedyś zabił żonę przodka właściciela pałacu, i to na jego oczach. Wieczorem chciwy, kaleki służący kradnie kufer, ale gdy uchyla wieko, głowa otwiera oczy i przejmuje nad nim kontrolę. Rozpoczyna się orgia morderstw, wiodąca do ożywienia demona, naturalnie pragnącego dostać dziewczynę w swoje chutliwe ręce. „Purana Mandir” to przyjemna egzotyka, aczkolwiek trzeba pamiętać, że indyjskie filmy mimo wszystko są specyficznie zrobione i dla osoby nieprzygotowanej do tamtejszej maniery seans może być nie lada wyzwaniem. 4 stycznia 2021 |
Dziesięć miesięcy po „Końcu gry” Hans Kloss powrócił do Teatru Sensacji. Od października 1966 roku rozpoczęto (comiesięczną) emisję pięciu kolejnych odcinków „Stawki większej niż życie”. Na pierwszy ogień poszedł – ponownie wyreżyserowany przez Andrzeja Konica – „Czarny wilk von Hubertus”, czyli opowieść o tym jak J-23 stara się zlikwidować działający w okolicach Elbląga oddział Werwolfu.
więcej »Wyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
więcej »Wielbiciele Hansa Klossa mogli w czwartkowy wieczór 16 grudnia 1965 roku poczuć wielki smutek. W ramach Teatru Sensacji wyemitowano bowiem „Koniec gry”, spektakl zapowiadany jako ostatni odcinek „Stawki większej niż życie”. Jak się niespełna rok później okazało, wcale tak nie było. J-23 powrócił na „mały ekran”. Mimo że jego pierwsze rozstanie z widzami nie należało do szczególnie spektakularnych.
więcej »Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz