Z filmu wyjęte: UFO a rozwój ziemskiej cywilizacjiKto by pomyślał, że niektóre z przedmiotów codziennego użytku zawdzięczamy wizytującym nas od czasu do czasu ufokom. Tym filmowym, ma się rozumieć…
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: UFO a rozwój ziemskiej cywilizacjiKto by pomyślał, że niektóre z przedmiotów codziennego użytku zawdzięczamy wizytującym nas od czasu do czasu ufokom. Tym filmowym, ma się rozumieć… Jakąż to technologię mogli nam przekazać użytkownicy latających talerzy, skoro ich istnienie można włożyć między bajki? Ano – wystarczy spojrzeć na dzisiejszy kadr. Wprawne oko dostrzeże, że rampa zejściowa statku jest wyściełana… Otóż to! Folią bąbelkową! Tym pięknym akcentem, którego genezy wciąż nie jestem w stanie zrozumieć, twórcy jednoznacznie pokazali swój stosunek do ewentualnego widza. Bo dzięki folii natychmiast staje się jasne, jakich rozmiarów w rzeczywistości był nękający obsadę filmu statek. Mówiąc wprost – miał może z pół metra średnicy. Fuszerkę tę odwalili Włosi w niemądrym, słusznie już dziś zapomnianym filmie „Occhi dalle stelle” – po polsku z grubsza „Oczy spośród gwiazd”. Film ów, zasadniczo będący thrillerem ufologicznym, ujrzał światło dzienne w 1978 roku i proponował historię dziennikarza, zajmującego się sprawą zaginięcia pewnego fotografa oraz jego modelki, znajomej tegoż dziennikarza. Jego zainteresowanie sprawą wynikało nie tyle z chęci odszukania nieszczęśników, dogłębnie badanych na pleksiglasowym stole wewnątrz talerza, ile z żądzy sławy. Wywęszył bowiem, że za sprawą stoją przybysze z komosu, skrupulatnie usuwający wszelkie ślady swojej bytności – wraz z naocznymi świadkami, mordowanymi wręcz seriami. Ba! Oślepiony zostaje nawet… pies! Żeby bardziej zagmatwać sprawę, scenarzysta dorzucił jeszcze amerykańską agencję, również zajmującą się zacieraniem śladów obecności wysłanników obcej cywilizacji, szefa lokalnej policji (Martin Balsam!), próbującego torpedować śledztwo dziennikarza, a także pomagającego bohaterowi ufologa, dysponującego tajnymi-przez-poufne dokumentami rządowymi USA. Historia posiada z jeden czy dwa fabularne twisty, potrafi utrzymać uwagę dzięki w miarę dynamicznej akcji i dysponuje interesującym klimatem. Nie jest to jednak zbyt mądra rozrywka, tym bardziej że – jak już na początku ustaliliśmy – realizacja techniczna pozostawia wiele do życzenia (oprócz folii bąbelkowej w oczy rzucają się np. wyjątkowo nieudolnie podrabiane brytyjskie samochodowe tablice rejestracyjne). Na koniec dwa zdania o folii bąbelkowej. Otóż wcale nie jest to aż taki świeży wynalazek, jak by się na pierwszy rzut oka zdawało. W chwili wypuszczenia na rynek film folia obchodziła już dwudziestolecie swojego istnienia. Pojawiła się bowiem w 1957 roku. Nie służyła jednak wówczas do pakowania czegokolwiek. Jej twórcy, inżynierowie Marc Chavannes i Alfred Fielding (pierwszy był pomysłodawcą, drugi wykonawcą), stworzyli ją z myślą o tapetowaniu ścian – wiecie, plastik w trójwymiarowe wzorki, gwarancja grzyba na ścianach mieszkań z nieco większą wilgotnością. Ponieważ jednak pomysł – cóż za zaskoczenie! – nie chwycił, po czterech latach bicia się z myślami i słuchania trzasku miażdżonych drobnymi paluszkami syna Fieldinga bąbelków, zdecydowali się zaproponować folię do zabezpieczania ekspediowanych z fabryki IBM komputerów serii 1401. Pomysł chwycił, ale sprzedaż folii rosła dość powoli, osiągając w 1971 roku pułap ledwie pięciu milionów dolarów. Wówczas do założonej przez inżynierów firmy, Sealed Air Corporation, dołączył spec od marketingu, T.J. Dermot Dunphy. Dzięki niemu w roku 2000 wartość sprzedaży przekroczyła pułap trzech miliardów dolarów. Dzisiaj firma zatrudnia 15 tysięcy pracowników w 122 krajach, i sprzedaje rocznie folię bąbelkową za 4,5 miliarda dolarów. Jeśli więc ktokolwiek będzie przymierzał się do obejrzenia „Oczu spośród gwiazd”, proponuję zaopatrzyć się w odpowiednio duży spłachetek folii bąbelkowej, żeby lepiej wczuć się w rolę ufoka – schodzącego trapem w rytm pykających plastikowych pęcherzyków… 1 lutego 2021 |
No tak, ale rozmiar bąbelków też wiele wskazuje.
Znaczy się, są takie o większych, ale ta mi wygląda na tą najbardziej standardową.
No właśnie patrzyłem po kształcie bąbelków - są małe, jak w standardowej folii. Te większe mają inne proporcje. Przy czym szerokość samej rolki nie ma tu najmniejszego znaczenia.
Wszystkie folie których używaliśmy, miały jednakowe "bąbelki" w kształcie tabletki o średnicy ~5mm i rzeczywiście, tak dokładniej spojrzawszy, to jest to bardzo mały kawałek folii.
PS- a szerokość rolki ma znaczenie. Zdecydowanie łatwiej zawinąć laptopa w taką 50cm, a telewizor w 100cm ;-p
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Co do rozmiarów statku, muszę się nie zgodzić. Pracuję w zawodzie, gdzie jest ona nader często używana i zazwyczaj rolki mają 50cm szerokości, ale bywa, że używa się takich po 150cm. Pozdrawiam