Z filmu wyjęte: Pożeglować ku obłokomOd mniej więcej stu lat ludzkości towarzyszy marzenie o skonstruowaniu samochodu, który może też latać. Nic dziwnego, że w filmach niekiedy marzenie to się urzeczywistnia. Nie zawsze jednak w sposób zgodny z logiką.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Pożeglować ku obłokomOd mniej więcej stu lat ludzkości towarzyszy marzenie o skonstruowaniu samochodu, który może też latać. Nic dziwnego, że w filmach niekiedy marzenie to się urzeczywistnia. Nie zawsze jednak w sposób zgodny z logiką. Od czasu, gdy na niebie pojawiły się samoloty, a transport na ziemi zdominowały pojazdy mechaniczne, wyraźnie zarysowywało się dążenie do połączenia walorów obu wehikułów. Pojazd taki na co dzień miałby normalnie poruszać się po jezdni, ale w niektórych warunkach – choćby podczas korków czy po prostu braku jezdni – mógłby się wznieść na własnych skrzydłach i dostarczyć właściciela pod drzwi jego własnego domu. Niestety, od ponad stulecia nic z tych prób nie wychodzi. Tak, stulecia. Pierwsze takie latające auto, Autoplane, powstało w 1917 roku i zdołało wykonać ledwie kilka podskoków. Później co jakiś czas, z nasileniem podczas powojennej dekady, powstawały kolejne konstrukcje, z których tylko jedna, Aerocar, dostąpiła produkcji seryjnej. Czyli wyklepania w przydomowej stodole całych pięciu sztuk. Co ciekawe, jeden z tych pojazdów, zbudowany w 1960 roku, wciąż wykonuje loty! Na dzisiejszym kadrze nie ma jednak ukazanego geniuszu amerykańskich konstruktorów (spośród blisko pięćdziesięciu konstrukcji tylko kilka było spoza USA). Jest za to… powiedzmy, że pojazd hybrydowy. Samochód, i owszem, jest regularną terenówką, ale unosi się na organicznych skrzydłach, należących do… gargulcowej? Gargulicy? No, w każdym razie gargulca płci żeńskiej. I to nie takiego rodem z katedry Notre Dame, ale mającego wygląd normalnej kobiety, tyle że z różkami, kłapciatymi uszami i błoniastymi skrzydłami. Nietrudno zgadnąć, że kadr pochodzi z marnego, w zasadzie amatorskiego filmu. Mowa o nakręconym w 1998 roku „Gargoyle Girls”, czyli na nasze – „Dziewczyny-gargulce”. Nieudany iluzjonista od dziecięcych przyjęć dostaje niespodziewany spadek w postaci pierścienia i dwóch szkatułek. Naturalnie natychmiast zakłada pierścień na palec, uwalniając w tym momencie z 700-letniego więzienia dwie gargulcowe siostry, zamknięte w szkatułce w okresie średniowiecza, podczas tępienia ich gatunku przez przodka iluzjonisty. Dziewczęta jakoś tam adaptują się do aktualnych czasów, co przychodzi im o tyle łatwo, że mogą zmieniać się w zwykłe kobiety, ale wredniejsza i brzydsza z nich robi sobie rajd po mieście i rozszarpuje kilku obywateli społecznie niedostosowanych. Ponieważ nie przypada to do gustu ani bohaterowi, ani jego kumplowi, ani nawet siostrze, mającej się ku iluzjoniście, dochodzi do konfrontacji, w poczet której wchodzi m.in. uniesienie przez złą z sióstr samochodu z bohaterem w środku, i puszczenie go z dużej wysokości. Owszem, film jest tandetą nakręconą na kamerze VHS, z żenująco marnymi efektami specjalnymi (walkę na czary między siostrami trzeba po prostu zobaczyć, żeby uwierzyć, że nasz sędziwy „Wiedźmin” z Żebrowskim był wręcz realizacyjną perłą) i towarzyską grą aktorską, ale chwilami widać, że rzecz celowo była nakręcona w ten właśnie przaśny sposób. Świadczy o tym szereg scen – na czele ze spadającym samochodem, którego lot zostaje spowolniony dzięki zahaczeniu o skrzydło rejsowego jumbo jeta – tak kuriozalnych, że aż wzbudzających szczery śmiech. Trudno też nie zauważyć mocno przerysowanego udźwiękowienia, jak również sympatycznie kiczowatego zakończenia. Ostrzegam jednak, że nie jest to film dla przeciętnego zjadacza chleba. Docenią go jedynie najbardziej wytrawni łowcy filmowej tandety. 16 sierpnia 2021 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz