Z filmu wyjęte: O aeroplanie na planie (zdjęciowym) - słowo drugieRadzieckich samolotów, które nie były radzieckie, trafiało się w kinematografii całkiem sporo. Na przykład w produkcji z… Seanem Connerym.
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: O aeroplanie na planie (zdjęciowym) - słowo drugieRadzieckich samolotów, które nie były radzieckie, trafiało się w kinematografii całkiem sporo. Na przykład w produkcji z… Seanem Connerym. Dzisiejszy kadr nie jest aż tak oczywisty, jak ten z zeszłego tygodnia. Żeby dostrzec, co w nim szwankuje, trzeba odrobinę wytężyć wzrok. Tym, którym wytężenie nic nie pomaga, spieszę wyjaśnić, iż nad piękną, czerwoną gwiazdą nalepioną na samolot, którym przyleciała do Ameryki radziecka delegacja naukowa, widać wykonane czerwoną farbą drobne angielskie napisy. Trudno w tym momencie założyć, żeby sowiecki przemysł produkował samoloty z ważnymi ostrzeżeniami malowanymi miast swojską cyrylicą – alfabetem łacińskim. Podejrzewam, że ten drobny napis przez długi czas nie stanowił najmniejszego problemu – w końcu na małym ekranie był raczej niewidoczny, a na dużym scena dość szybko przelatywała mimo oczu. Kłopoty zaczęły się dopiero w erze cyfrowej, gdy film można sobie zatrzymać i obejrzeć na spokojnie rozmaite detale, z których filmowcy nie zawsze są dumni. Pro forma – napis po prostu wyjaśnia sposób wsiadania do kokpitu samolotu: „Enter cockpit from this side thru main entry door. Enter cockpit from other side thru copilots sliding window” („Wejście do kokpitu z tej strony jest przez główne drzwi. Wejście do kokpitu z drugiej strony jest przez przesuwne okno drugiego pilota”). Na radziecki samolot z wymalowaną na kadłubie angielską instrukcją można trafić w nakręconym w 1979 roku katastroficznym filmie „Meteor”. Pewnego dnia nieznana kometa wytrąca z pasa asteroid pięciomilowy głaz. Włodarze naszej planety mają pięć dni na opracowanie strategii obronnej, w innym wypadku homo sapiens hurtem przejdzie pod bramę świętego Piotra. Oczywiście najwięcej w kierunku ocalenia globu robią Amerykanie. Ściągają do głównego sztabu twórcę orbitalnego systemu jądrowych rakiet rzekomo obronnych Hercules, które – wbrew intencjom tegoż twórcy – „zupełnie przypadkiem” zostały wycelowane w ZSRR, mimo że w zamyśle miały stanowić obronę przed asteroidami. Dlatego zresztą twórca – Sean Connery – odszedł z NASA i niechętnie dał się namówić na powrót. Po szeregu awantur z dowództwem, wspierany przez swojego byłego szefa (Karl Malden) i równocześnie tępiony przez oficera zawiadującego systemem (Martin Landau), forsuje nakłonienie prezydenta (Henry Fonda) do publicznego wyjawienia istnienia systemu – choć oczywiście nikt się podczas konferencji nie zająknął, w którą stronę skierowane są rakiety. Dzięki temu Rosjanie też publicznie przyznają się do posiadania analogicznego systemu Piotr Wielki, tak samo skierowanego „w kosmos”, czyli w stronę USA, i przysyłają do Stanów twórcę tegoż systemu. A że towarzyszy mu ponętna tłumaczka (Natalie Wood), z miejsca dostajemy romans. Czasu robi się coraz mniej, ludzkości też ubywa, bo mniejsze kawałki gruzu spadają w Alpy, zgarniając czeredę biorącą udział w hucznym narciarskim maratonie, a później pluskają w Pacyfik, zmywając z powierzchni ziemi cały Hong Kong. A współpraca USA i ZSRR jest konieczna, bo ani jeden, ani drugi system samodzielnie nie będzie w stanie usunąć zagrożenia. Film w zasadzie ogląda się nie najgorzej, ale tak naprawdę jest on wart zapamiętania wyłącznie jako wzorzec, wedle którego skrojono kilka katastroficznych hitów lat 90., z „Armageddonem” na czele. Bo w istocie jest to zmurszały zabytek, w którym jako tako broni się klimat i tempo akcji, natomiast sama fabuła jest naiwna i schematyczna, a doborowa obsada nie przemęcza się, odbębniając to, za co im zapłacono, niby z werwą, ale jakąś taką mechaniczną. Inna sprawa, że gra tam Sean Connery, a jego zawsze (no, prawie zawsze) ogląda się z przyjemnością. 24 października 2022 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz