Z filmu wyjęte: Escher w praktyceNa pewno każdy z nas chciałby mieszkać w pięknym architektonicznie budynku. Tylko czy w tym ideale zmieściłyby się złożone z mnóstwa schodów esy floresy…?
Jarosław LoretzZ filmu wyjęte: Escher w praktyceNa pewno każdy z nas chciałby mieszkać w pięknym architektonicznie budynku. Tylko czy w tym ideale zmieściłyby się złożone z mnóstwa schodów esy floresy…? Dzisiaj proponuję krótką chwilę obcowania z nietuzinkową architekturą, czyli niemalże urzeczywistnieniem szalonych grafik słynnego Holendra – Mauritsa Cornelisa Eschera, lubującego się we wszelkiej maści złudzeniach optycznych. Widoczna na zdjęciu studzienna klatka schodowa, będąca zapewne koszmarem osób spieszących się oraz takich, co niosą duże, przesłaniające widok pakunki (w końcu poręcze nie są zbyt wysokie i można wykonać niezamierzone salto mortale), została zaprojektowana w zupełnie niesamowity sposób. Patrząc na nią tak, jak patrzył kamerzysta (i my za nim), można odnieść wrażenie, że jest to raczej zabawka czy jakiś nieduży model, a nie rzeczywisty, użytkowy budynek. A w istocie jest to klatka schodowa regularnego bloku mieszkalnego, zwanego La Muralla Roja czyli Czerwona Ściana (tak, wiem, na zdjęciu wygląda bardziej na bladoróżową, ale budynek nie był jednolity kolorystycznie, a kopia filmu, z którego pochodzi kadr, była co nieco odbarwiona). Ów blok – niski, ale całkiem rozległy – mieści się w hiszpańskim miasteczku Calp, znajdującym się niemalże naprzeciwko Ibizy. Stoi nad brzegiem Morza Śródziemnego (technicznie rzecz biorąc Balearskiego) i można go z góry rozpoznać dzięki wielkiemu, niebieskiemu… krzyżowi łacińskiemu, w taki bowiem kształt został uformowany dach jednego z segmentów budynku. Dlaczego? Kto to wie, trzeba jednak przyznać, że architekt – zmarły w styczniu bieżącego roku Ricardo Bofill – miał fantazję, ów krzyż bowiem to nic innego jak… ogromny basen do wyłącznej dyspozycji mieszkańców. Którzy mają zresztą jeszcze własną saunę oraz solaria. Ten budynek do dzisiaj szokuje futurystyczną formą, wizualnie nie zestarzał się w najmniejszym stopniu i aż dziwne, że tak rzadko gości na szerokim ekranie. Troszkę więcej można o nim dowiedzieć się tu (polecam załączony tam króciutki filmik), a i warto rzucić okiem na jedno z podwórek. Co zaś do filmu, z którego pochodzi kadr – jest to hiszpańska produkcja o raczej uniwersalnym tytule „Eugenie (Historia de una perversión)”, nakręcona w roku 1980 przez Jesusa Franco, słynnego erotomana-chałturzystę, który dostarczył widzom świata blisko dwie setki mniej lub bardziej erotyzowanego kiczu o jakości często nad wyraz wątpliwej. Nie inaczej jest w tym przypadku. Film, tak naprawdę będący remakiem starszego o dekadę, własnego obrazu na bazie De Sade’a – może tylko ciut lepiej wykonanym niż pierwowzór, ale tak samo jałowym i pretensjonalnym. Pewien facet zadurza się w pływającej na golasa nastolatce (w tej roli dojrzała… 13-latka, Katja Bienert, która w erotykach zaczęła grać w wieku… 12 lat) i jego siostra, z którą żyje w kazirodczym związku, postanawia pomóc mu w jej zdobyciu. I faktycznie, gdy rodzice nastolatki gdzieś wyjeżdżają na weekend, dziewczyna trafia do domu bohatera i – znarkotyzowana – kończy w jego łóżku. Nazajutrz zauważa na plaży przed domem piaskowe rzeźby nagich kobiet i słyszy od bohatera, że to kobiety, które zabił. Dziewczyna nie za bardzo w to wierzy, ale wkrótce w niejasnych okolicznościach umiera wspomniana siostra i… no, w zasadzie tyle. A, przepraszam, jest jeszcze muza Franco, czyli Lina Romay, tutaj robiąca za ciąganą na smyczy kochankę-niewolnicę udającą psa. Tak właśnie. Sytuacja jest więc chyba jasna – filmu raczej nie ma po co szukać. Owszem, młodziutka, zgrabna Bienert stanowi niekwestionowaną zaletę produkcji, a widoki z klatki schodowej La Muralla Roja dorzucają swoje trzy grosze w materii przyjemnych doznań wizualnych, jednak ogólnie rzecz biorąc film jest bardzo marny i niewart pamiętania. 19 grudnia 2022 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Orient Express: A gdyby tak na Księżycu kangur…
— Jarosław Loretz
Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz
Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz
Majówka seniorów
— Jarosław Loretz
Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz
Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz
Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz
Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz
Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz
Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz
Budynek rzeczywiście niezwykły - warto kliknąć w linki.