Czy Brosnan zdołał się już uwolnić od etykietki Bonda? Czy Dobry tworzy teorie spiskowe? Czy Sztybor to mały-stary? I co do tego wszystkiego ma wnuk Warwicka Davisa?! W dzisiejszym odcinku: „Kumple na zabój”. Piotr Dobry ocenił film na 70%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 60%.
Czy Brosnan zdołał się już uwolnić od etykietki Bonda? Czy Dobry tworzy teorie spiskowe? Czy Sztybor to mały-stary? I co do tego wszystkiego ma wnuk Warwicka Davisa?! W dzisiejszym odcinku: „Kumple na zabój”. Piotr Dobry ocenił film na 70%, a Bartosz Sztybor zupełnie odwrotnie: na 60%.
Richard Shepard
‹Kumple na zabój›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Kumple na zabój |
Tytuł oryginalny | The Matador |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 28 lipca 2006 |
Reżyseria | Richard Shepard |
Zdjęcia | David Tattersall |
Scenariusz | Richard Shepard |
Obsada | Pierce Brosnan, Greg Kinnear, Hope Davis, Philip Baker Hall, Dylan Baker, Adam Scott |
Muzyka | Rolfe Kent |
Rok produkcji | 2005 |
Kraj produkcji | Irlandia, Niemcy, USA |
Czas trwania | 96 min |
WWW | Strona |
Gatunek | komedia, thriller |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Co dwa tygodnie Dobry i Sztybor prowadzą dialog. Zazwyczaj rozmowa tyczy filmów. Różnych filmów. Z Europy i Azji. Z ogromnych wytwórni hollywoodzkich i malutkich siedlisk niezależności. Z początków kinematografii i aktualnych repertuarów. Z rąk uznanych reżyserów i raczkujących artystów. Z białymi uczniakami gwałcącymi szarlotki i czarnymi buntownikami grającymi w kosza. Z Rutgerem Hauerem i bez niego.
Bartosz Sztybor: Co ja będę się rozwodził? Mundial jest i tym samym mało czasu na oglądanie filmów. Jeden na szczęście się znalazł i to nawet nówka sztuka, bo premiera lipcowa, a dokładniej z końca lipca. Miał być już wcześniej, ale nie był i będzie za miesiąc. To kupa czasu, ale pomyślałem, że możemy zrobić taki exclusive i zaszaleć z el Matadorro, a dokładniej z „Kumplami na zabój”. Obrządzisz?
Piotr Dobry: Racja co do tego pełnego niespodzianek mundialu, na nic nie ma czasu. Cieszę się, że wybrałeś „Kumpli na zabój”, bo to jest tytuł na pewno warty zwrócenia uwagi czytelników Esensji. Tyle że po notce Kamili Sławińskiej, która przyznała mu magiczną dziesiątkę, spodziewałem się nie wiem jakiej rewolucji, a tymczasem jest to film z ogromnym potencjałem, z wyśmienitą, jedną z lepszych w karierze rolą Pierce’a Brosnana, ale jednak jako całość trochę rozczarowujący. Wydaje mi się, że bardzo potrzebny był tu nawet nie dobry scenarzysta – bo Shepard aż do samego słabego zakończenia ładnie sobie poradził – a dobry dialogista. W tak skonstruowanej czarnej komedii i z Brosnanem w tak szczytowej formie aż się prosiło o lepsze dialogi!
BS: Oczekiwania spore, rzeczywistość trochę inna. Mały zawód na pewno, ale film warty polecenia. To wszystko prawda, ale jakoś do dialogów zastrzeżeń nie miałem. Brosnan dostarczał świetne linijki dialogowe i parę razy rzucił zabawnymi one-linerami. Błąd tkwi w samym scenariuszu. Pomysł na historię jest świetny, ale jego rozwinięcie już nie. Brakuje jakiegoś bardziej niespodziewanego rozwinięcia, bo niestety ciąg dalszy jest tutaj przewidywalny i to niekiedy boleśnie przewidywalny.
PD: Właśnie tych zabawnych one-linerów Brosnana było za mało. Za dużo za to było żartów bez pointy i to napisanych bynajmniej nie z taką klasą co te Mumio (na scenie i w reklamach, nie w filmie). Pamiętam, że Brosnan opowiedział Kinnearowi żart, który w założeniu miał nie być śmieszny i przez tę swoją „nieśmieszność” dla widza śmieszny, ale niestety śmiesznie to nie do końca wyszło. Zabrakło tej iskry bożej, jakiegoś lepszego wykańczania gagów. Rozwinięcia bym się nie czepiał – mi się podobało. Samą końcówkę tylko bym zmienił, ta rzeczywiście była jakaś taka za płaska, za mało przebojowa, za bardzo sentymentalna. Zabrakło konsekwencji w serwowaniu czarnego humoru. Ten sam błąd co przy „Złym Mikołaju”. Dziesięć minut wcześniej kończymy niespodziewanym zwrotem i jest OK. A tak, trochę się skrzywiłem na myśl, że nie dołączę go do mojej kolekcji, bo przynajmniej do połowy byłem tego stuprocentowo pewien.
BS: A ja na pewno będę chciał go jeszcze oglądać wiele razy, a to za sprawą Brosnana i ostatnio zaskakującej mnie cały czas Laury Linney. Oboje zagrali wzorowo, ale Pierce udowodnił, że nie jest aktorem jednej roli, nie jest tylko Bondem czy Remingtonem Steele. Mam wrażenie, że z dzieci Fleminga, to właśnie Brosnan będzie miał lepszą aktorską jesień, niż dotychczasowy lider Sean Connery. W „Kumplach na zabój” pokazał, że bez odrobiny żenady (w swoim, jak i widzów odczuciu) może paradować w samych slipach przez hotelowy korytarz czy rzucać kompletnie obciachowe teksty z cynicznym uśmieszkiem na twarzy. Jest tu kompletnym wieśniakiem. Ale wieśniakiem sentymentalnym i sympatycznym, którego można polubić, a jednocześnie całe to gadanie o moralnej symbiozie z bohaterem można potraktować jak bełkot pijanego karła.
PD: Brosnan jest tu genialny, ale Connery’emu nie dorówna, nie przesadzaj. Nie ta klasa, nie ta charyzma. Poza tym widzisz Brosnana w jakimś ciężkim repertuarze dramatycznym? Ja widzę, ale nie widzę za to, jak odbiera za tę rolę Oscara. Ale nie mam nic przeciw, by w takich rolach jak właśnie w „Kumplach na zabój” – cynicznych, autoparodystycznych – się wyspecjalizował. Zaś co do Laury Linney – mnie osobiście nie zachwyca. To dobra aktorka, ale wciąż gra te same cierpiętnicze postaci, z tym samym smutnym wyrazem twarzy. Czy to w „Rzece tajemnic”, czy „Kinsey’u”, czy „Egzorcyzmach Emily Rose”. Wszystko to teoretycznie bardzo dobre występy, ale na jedno kopyto. Za to Hope Davis – o którą zapewne Ci chodziło – jest rzeczywiście świetna. I tego samego zdania są chyba producenci filmowi, bo ostatnio mam wrażenie, jakbym widział ją w co drugim filmie wchodzącym na nasze ekrany.
BS: Tak, ostro mi się pochrzaniło. Nie wiem nawet, czemu powiedziałem o Linney. Powiedzmy, że są podobne. Na pewno nie tak jak Mary-Louise Parker i Elizabeth Perkins, ale trochę są. Już wiem. Wspomniałem o Linney, żebyś podał swój argument, dzięki któremu mogę wskazać pewną analogię. Connery też grał głównie na jedno kopyto, a dwie świetne role (nie licząc Bonda) nie mają szans z tym, co Brosnan w tej chwili pokazuje, i z tym, co jeszcze pewnie zaprezentuje. Brosnan w repertuarze dramatycznym sprawdziłby się idealnie, bo role bliskie takiej konwencji już mu się zdarzały i był w nich naprawdę dobry. Gorzej z Connerym i komedią, i właśnie o aktorską wszechstronność mi chodziło. Connery oczywiście grał w komediach (tak jakby), ale jego jedyna zabawna rola to przecież występ w „Indianie Jonesie”, gdzie komiczna była sama postać. Ale żebyś się nie pultał, to powiem tak – Brosnan w dramacie może i nie, ale Connery w slipach na bank nie.
PD: Connery w slipach pomykał już przecież parokrotnie w Bondach. Teraz na pewno by się nie odważył, ale Brosnan jest od niego ponad dwadzieścia lat młodszy i jak będzie w jego wieku, też wątpliwe, czy się skusi. Zgodzę się jednak, że Brosnan jest bardziej wszechstronny. Nie zgodzę się natomiast z tym, że Connery poza Bondami zagrał tylko dwie świetne role.
BS: Bondy kierują się zupełnie innymi zasadami. Tam są niewidzialne samochody, zabójcze meloniki i kobiety, które – nie wiedzieć czemu – puściły się z takim brzydalem jak Timothy Dalton. A Connery oprócz „Indiany Jonesa” i „Nietykalnych” nie miał więcej świetnych ról. Taka jest prawda. Dobre miał oczywiście wszystkie, ale świetne... Raczej nie.
PD: Pragnę zauważyć, że kilka minut temu dowodziłeś, iż Brosnan nie jest tylko aktorem jednej roli, a popatrz, jak błyskawicznie i ochoczo przeskoczyliśmy z „Kumpli na zabój” na Bonda. Paradoksalnie utrwalamy stereotyp, chociaż wcale tego nie chcemy. On się jednak tak szybko od tej etykietki nie uwolni. To tak nawiasem. Connery w „Imieniu róży” zagrał lepiej niż w „Nietykalnych”. Nie widzę też jakościowego rozstrzału pomiędzy jego rolami w „Indianie Jonesie” a w „Polowaniu na Czerwony Październik”, „W słusznej sprawie” czy nawet „Nieśmiertelnym”. To nigdy nie był aktor wybitny. Jego zaletą jest co innego – charyzma rozsadzająca ekran. Na niego chce się patrzeć, choćby grał nie wiem jak partacko (a nigdy aż tak źle nie grał). No i ten akcent! Dla mnie Connery to ikona, strasznie go lubię, ale daleki jestem od stawiania go obok tych największych ekranu. Brosnana tym bardziej nie.
BS: Ikona ikoną, a aktorstwo aktorstwem. Wymienione przez Ciebie role konkurencyjne do moich typów były po prostu dobre i tego negować nie będę. No może oprócz „Polowania na Czerwony Październik”, które było aktorską wpadką i stawianie tej roli na równi z „Indianą Jonesem” to potwarz. A zeszliśmy na Bonda, bo to nadal znak rozpoznawczy, ale już nie szufladka, co jest cholerną różnicą.
Edek Stawryło lubił sobie po ciężkiej pracy dla PZPN-u przysiąść w parku na ławeczce z Wyborczą w ręku.
PD: Nadal szufladka, bo ten jeden czy dwa filmy w opinii publicznej nic nie zmieniają. To, że dla nas uwolnił się kozacką rolą od etykietki, nie znaczy przecież, że w powszechnym mniemaniu też tak będzie. Ile ludzi obejrzy zresztą „Kumpli na zabój”? Podejrzewam, że góra 5% tych, co oglądali Bondy z Brosnanem.
BS: Stary! Ale my w tej chwili rozmawiamy o odczuciach swoich czy innych ludzi?
PD: Swoich, mając na uwadze odczucia innych. Gdybyśmy gadali na przykład o „Władcy pierścieni” i wystawili mu po 20% ekstraktu, wzięto by nas za pajaców niezależnie od tego, czy byśmy szczerze, czy na siłę, siląc się na oryginalność, wykładali swoje racje. Brosnan póki co jest przede wszystkim Bondem i kropka.
BS: Bondem to jest teraz Daniel Craig, a Brosnan jest przede wszystkim świetnym aktorem. Nad i.
PD: Daniel Craig nie jest Bondem, tylko postmodernistycznym tworem bondopodobnym. Ku Twojej uciesze jedne z pierwszych scen „Casino Royale” kręcił w samych slipach, co zapewne czyni z niego wszechstronnego aktora.
BS: Slipy nic nie muszą czynić w jego przypadku, bo to jest wszechstronny aktor.
PD: Jako twardziel sobie radzi, ale nie widziałem go jeszcze w dobrej komediowej roli, więc nie wiem. Ponadto w roli poety Teda Hughesa był porażająco drętwy.