O tym czy „»Wzgórza mają oczy« w dżungli” mogą przekazywać prawdę o upadku cywilizacji, o reżyserach-psychopatach, krytykach-ignorantach, wykorzystywaniu doświadczeń ucinania głów do realizacji filmu o Janie III Sobieskim – słowem o „Apocalypto” Mela Gibsona dyskutują w narzeczu Majów Piotr Dobry i Konrad Wągrowski. Dla dobra czytelników rozmowę przełożyliśmy na polski.
O tym czy „»Wzgórza mają oczy« w dżungli” mogą przekazywać prawdę o upadku cywilizacji, o reżyserach-psychopatach, krytykach-ignorantach, wykorzystywaniu doświadczeń ucinania głów do realizacji filmu o Janie III Sobieskim – słowem o „Apocalypto” Mela Gibsona dyskutują w narzeczu Majów Piotr Dobry i Konrad Wągrowski. Dla dobra czytelników rozmowę przełożyliśmy na polski.
Mel Gibson
‹Apocalypto›
EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Apocalypto |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 29 grudnia 2006 |
Reżyseria | Mel Gibson |
Zdjęcia | Dean Semler |
Scenariusz | Mel Gibson, Farhad Safinia |
Obsada | Rudy Youngblood, Dalia Hernandez, Jonathan Brewer, Morris Birdyellowhead, Carlos Emilio Baez, Raoul Trujillo |
Muzyka | James Horner |
Rok produkcji | 2006 |
Kraj produkcji | USA |
WWW | Strona |
Gatunek | dramat, historyczny, przygodowy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Konrad Wągrowski: Sądzę, że nie najlepszy film wybraliśmy do naszej Pierwszej Wielkiej Dyskusji Międzypokoleniowej (dzieli nas jakieś 8 lat – to w dzisiejszych czasach co najmniej dwa pokolenia). Nie najlepszy nie ze względu na poziom – bo „Apocalypto” to kawał dobrego kina – ale dlatego, że chyba nie uda nam się na jego temat pokłócić, a przecież to spór nakręca każdą większą dyskusję. Tymczasem chyba nam obu nowy film Gibsona przypadł do gustu – Ciebie zachwycił, ja uznałem po prostu za dobry film. To o czym tu dyskutować?
Piotr Dobry: No jak to o czym? W przypadku „Apocalypto” akurat niemało jest do omówienia, nawet jeśli nie bardzo różnimy się w jego ocenie. Podstawowa kwestia – czy według Ciebie byłby to lepszy film bez owej nagłośnionej już wszędzie brutalności (niektórzy krytycy wręcz nazywają Gibsona psychopatą), bez eksponowania scen przemocy, czy wręcz przeciwnie – w łagodnej wersji dostalibyśmy po prostu drugie „Rapa Nui”? Wiem, że nie jesteś fanem horrorów gore, ale wiem też, że spodobała Ci się zarówno „Pasja”, jak i wcześniejszy „Braveheart”. Więc co – naturalizm OK, jeśli idzie za nim coś więcej niż tylko bezmyślne rżnięcie wszystkiego wkoło? Bo chyba zgodzisz się, że podsumowanie „Apocalypto” krótkim „Wzgórza mają oczy” w dżungli – jak to zrobił pewien amerykański krytyk – nie jest, nawet patrząc obiektywnie, sensownym argumentem przeciw?
KW: A wiesz, że odniosłem wrażenie, że owa odtrąbiona wszem i wobec skrajna brutalność „Apocalypto” to gruba przesada, wynikająca najprawdopodobniej z przyjętej recenzenckiej kalki Gibson = okrucieństwo? Oczywiście, film daleki jest od produkcji Disneya, mamy tu i naturalistyczne walki kamiennymi narzędziami i krwawe ofiary z ludzi, ale nie odniosłem wrażenia, żeby w filmie było naprawdę coś więcej niż w innych współczesnych produkcjach. Gibson nie przekracza też pewnych przyjętych w amerykańskim kinie granic – wyrywanie serca explicité na ekranie przecież pokazane nie jest (kurcze, już w „Indianie Jones” więcej było widać), tak samo nic złego nie może stać się żadnemu dziecku. Parę dni temu oglądałem jakiś odcinek starego serialu „Polskie drogi”, w którym niemiecki żołnierz strzelał w plecy uciekającemu dziecku – brutalność bijąca Gibsona na głowę, i to już 30 lat temu. „Apocalypto” jest krwawe, naturalistyczne, ale pod tym względem żadnych granic nie przekracza.
PD: No tak, z tym że musimy oddzielić dwie rzeczy – nasze wyobrażenie brutalności i jej wizualizację. Nie pamiętam tej sceny z „Polskich dróg”, niemniej jestem prawie pewny, że nie tylko z przyczyn technicznych nie pokazano tam kuli rozszarpującej plecy dziecka. Tymczasem w „Apocalypto” mamy panterę wyjadającą twarz człowiekowi, czego w mainstreamowym kinie – przy użyciu takiego czy innego zwierza – jeszcze nie mieliśmy.
KW: No dobra, z jednym wyjątkiem. Scena, w której Łapa Jaguara wpada do rowu pełnego ciał z odrąbanymi głowami wstrząsnęła mną mocno. To była naprawdę piekielna scena, genialna w swym okrucieństwie. Jedna z najmocniejszych scen kina w ostatnich latach.
PD: Bartkowi Sztyborowi skojarzyła się z Auschwitz, mnie – ze sceną z „Hotelu Ruanda”, kiedy Rusesabagina jechał we mgle po wybojach i dopiero gdy zatrzymał samochód, wysiadł i rozejrzał się, zobaczył, że owe wyboje to ludzkie ciała. Nie mam żadnych wątpliwości, że Gibson naumyślnie w scenie, o której mówisz, tworzy paralele nie tyle może z konkretną tragedią, co z tragiczną historią współczesnego świata w ogóle.
KW: A wracając wreszcie do pytania – czym byłoby „Apocalypto” bez brutalności – byłoby fikcją. Krwawe ofiary z ludzi były integralnym elementem kultur prekolumbijskich, chyba już nikt nie kwestionuje tej prawdy. Legendy o łagodnych Majach i okrutnych Toltekach i Aztekach można włożyć między bajki – wszyscy składali w ofierze jeńców, różniła ich tylko skala – Aztekowie bez wątpienia wiedli prym.
PD: Pytanie tylko, czy w aktualnej wersji „Apocalypto” fikcją nie jest? Ufasz źródłom Gibsona na tyle, by traktować jego film jako – między innymi – historyczny? Jedno jest pewne – takiemu traktowaniu sprzyja fakt, że to kino cholernie realistyczne. Weźmy bezgłowe ciała spadające po schodach, bądź faceta zepchniętego przez ziomków z wodospadu – wiem, że dzisiejsza technika na wiele pozwala, ale tak wiarygodnego ukazania bezwładnego ciała w locie jeszcze nigdy nie widziałem. Zawsze dało się w takim przypadkach zauważyć albo kukłę, albo komputer. Tutaj nie.
Za chwilę trzeba zaczynać dyskusję! Dobry i Wągrowski biegną do studia.
KW: Przyznam się nieco nieskromnie, że akurat mam fazę na Majów, po powrocie z Meksyku 3 miesiące temu. A zwiedzałem właśnie okolice, w których powinna toczyć się akcja „Apocalypto” – półwysep Jukatan z ruinami Chichen Itza, Uxmal, Tulum, Coby… I wiem, po pierwsze, że na pewno taki kraj jak u Gibsona istnieć nie może. Bo wioska Łapy Jaguara leży nad morzem, w sąsiedztwie są piękne góry ze strzelistym wodospadem, z kolei miasto, w którym odbywa się kluczowa część akcji przypomina Tikal, osadę z głębi lądu, która rozkwit przeżywała kilkaset lat wcześniej. Bowiem cywilizacja Majów swój okres potęgi przeżywała dobre 1000 lat przed przybyciem Hiszpanów. Kilkaset lat później, z bliżej niewyjaśnionych przyczyn (są różne teorie), opuściła środek kontynentu i przeniosła się bliżej wybrzeża – właśnie na Jukatan. Tam została najpierw częściowo podbita przez Tolteków (którzy to mieli eskalować okrutne obrzędy), by wreszcie paść pod konkwistą Hiszpanów. Oglądamy więc miasto jak z czasów potęgi, naścienne rysunki i zdobienia z różnych miejsc na kontynencie, w krainie geograficznej, która nigdy istnieć nie mogła. Ale jedno nie ulega wątpliwości – ta rzecz, która jest dla Gibsona kluczowa – to już schyłek cywilizacji, jej degeneracja. Co zresztą znakomicie udało się ukazać w najważniejszej, centralnej części filmu, od przybycia niewolników do miasta, aż do ucieczki w pole kukurydzy.
PD: Toteż właśnie. Filmu jako stricte historycznego potraktować nie możemy, ale to można powiedzieć o każdej superprodukcji. Kino ma nas uczyć, ale przede wszystkim bawić – wolę na przykład Gibsonowego Williama Wallace’a od tego prawdziwego, o którym czytałem później, zaciekawiony po „Braveheart”. Grunt, że „Apocalypto” może przyczynić się do wzrostu zainteresowania kulturą Majów. Podejrzewam, że większość widzów nie będzie miała takiego szczęścia jak Ty i zamiast osobistej wycieczki pozostanie im Internet. Ale to już coś.
KW: Akurat o Majach będzie i tak coraz głośniej – 21 grudnia 2012 roku przypada ostatni dzień ich kalendarza (obejmującego tysiące lat). Co będzie potem – nie wiadomo, ale możemy być pewni, że mamy nowy termin zapowiadanego końca świata, co media z pewnością ochoczo podchwycą. Inna sprawa, że o Majach wiemy bardzo, bardzo mało, dużo mniej niż o Inkach czy Aztekach. To, czego nie zniszczył czas, bardzo skutecznie unicestwili Hiszpanie.
PD: Czy unicestwiliby równie skutecznie, gdyby najpierw nie nastąpił rozkład tej kultury od wewnątrz? Gibson już na początku stawia tezę – cytat z Duranta – którą później przez blisko dwie i pół godziny udowadnia. Prosty to komentarz do obecnej sytuacji na świecie, ale trafny i potrzebny. Zachodnie cywilizacje też dziś toczy rak w różnych odmianach i stadiach i choć islamscy ekstremiści już te choroby Zachodu wykorzystują, wcale nie potrzeba ekspansji islamu, by wszystko prędzej czy później szlag trafił.
KW: Właśnie nie udowadnia przez dwie i pół godziny, bo tak naprawdę do tezy zasygnalizowanej na początku odnosi się dopiero w czasie wycieczki przez miasto i późniejszego obrzędu ofiarnego (czyli pewnie jakieś 45 minut filmu).
PD: Nie zgodzę się o tyle, że przecież już w czasie długiej sekwencji napadu na wioskę, gdzieś po kwadransie, może dwudziestu minutach od startu, widzimy Majów wyrzynających w pień i biorących za jeńców innych Majów. Mniej wykolczykowanych i wytatuowanych, ale to wciąż ta sama rasa, właściwie możemy mówić o bratobójczej walce, analogicznej na przykład z irlandzką wojną domową, tak świetnie ukazaną ostatnio w „Wietrze buszującym w jęczmieniu”. Przecież gdyby nie konflikt między zwolennikami i przeciwnikami traktatu z Wielką Brytanią w 1921 roku, nie byłoby widocznego do dziś podziału społeczeństwa irlandzkiego. Angole wykorzystali tych rozsierdzonych, nieracjonalnie myślących, podzielonych Irlandczyków, tak jak Hiszpanie wynaturzonych, rozbitych przez plagi, ale i przez współplemieńców Majów. Historia lubi się powtarzać, a Gibson… lubi nam to powtarzać.
KW: Z tego, że bardziej wytatuowani mordują mniej wytatuowanych (kolejny ukłon Gibsona w kierunku zachodniego widza – stopień pokrycia tatuażami pozwala łatwo odróżnić kto jest dobry, a kto zły – nie, żebym miał mu to za złe) trudno od razu wnioskować, że jest to jakaś opowieść o upadku cywilizacji. Walki plemienne to w końcu stały element historii ludzkości.
PD: Tyle tylko, iż wiedzieliśmy już na długo przed seansem, że jest to opowieść o upadku cywilizacji. Widok rozłupywanych czaszek i kobiet gwałconych przez facetów podobnych do ich mężów nie pozostawia wątpliwości, że to pierwszy punkt Gibsonowego świadectwa tegoż upadku. Przynajmniej ja to tak odebrałem.