Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mel Gibson
‹Apocalypto›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułApocalypto
Dystrybutor Monolith
Data premiery29 grudnia 2006
ReżyseriaMel Gibson
ZdjęciaDean Semler
Scenariusz
ObsadaRudy Youngblood, Dalia Hernandez, Jonathan Brewer, Morris Birdyellowhead, Carlos Emilio Baez, Raoul Trujillo
MuzykaJames Horner
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekdramat, historyczny, przygodowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dobry i Niebrzydki: Wyrywanie serc i inne przykrości

Esensja.pl
Esensja.pl
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
« 1 2 3 »

Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Dobry i Niebrzydki: Wyrywanie serc i inne przykrości

Wągrowski wahał się, czy wziąć udział w tej debacie – niezbędna okazała się pewna perswazja…
Wągrowski wahał się, czy wziąć udział w tej debacie – niezbędna okazała się pewna perswazja…
KW: Do upadku zaraz wrócimy. Przyznajmy jednak, że poza tym otrzymujemy tu kino akcji, zrobione według hollywoodzkich wzorów, z sympatycznymi bohaterami pozytywnymi, odpychającymi bohaterami negatywnymi, zagrożeniem niewinnych najbliższych (Gibson szarżuje, wprowadzając tu nie tylko żonę z dzieckiem, ale i w bardzo zaawansowanej ciąży), oparciem wszystkiego na schemacie pościgu i dużej dynamice całości. Słowem, widać, co nikogo nie powinno zaskakiwać, że z materią filmową Gibson radzi sobie wybornie, ale też kłania się wobec przyjętych oczekiwań widzów (cóż, skoro nie wykorzystał znanych aktorów, a wszystkim każe mówić w obcym narzeczu, musiał trochę zagrać pod publiczkę). Ale zapewne sam uznałby, że najważniejsze będą dla niego te środkowe sekwencje.
PD: Hola, hola, kino akcji mamy, owszem, ale dopiero w ostatniej kwarcie. Nie zgodzę się, że film jest jakiś superdynamiczny, sporo jest tu momentów, gdy kamera powoli, z lubością kontempluje urodę przyrody. Akcja rusza ostro do przodu właściwie dopiero gdzieś po godzinie. Ale chciałem tu przede wszystkim trochę wziąć pod rozwagę to, co powiedziałeś o wybornym radzeniu sobie Gibsona z materią filmową. Otóż racja, nikogo nie powinno to zaskakiwać już od jedenastu lat, po Oscarze za reżyserię „Braveheart”. W takim razie dlaczego większości krytyków wciąż nie może przejść przez gardło, że Gibson jest wybitnym reżyserem? Czy w grę wchodzą tu tylko jego ekscesy, problemy alkoholowe, niepopularne poglądy? Wydaje mi się, że nie – krytykom chyba przeszkadza głównie to, że Gibson jest eksgwiazdorem hollywoodzkiego kina akcji, co nie pasuje im do wizerunku faceta branego na poważnie. Tylko kiedy zaczną go brać? Czy dopiero wtedy, gdy skończy 70-tkę jak Clint Eastwood? Czy wtedy, gdy zostawi wielkie budżety i znów zacznie kręcić kameralne dramaty jak „Człowiek bez twarzy”? Utrzymanie w ryzach tak dużej produkcji, wyciśnięcie tylu emocji z filmu z kompletnie nieznanymi aktorami, w którym mówi się praktycznie wymarłym językiem, wymaga nie lada sztuki. I mimo iż Gibson-człowiek budzi we mnie ambiwalentne odczucia, tak Gibsona-artysty nie mógłbym jako krytyk nie doceniać.
KW: Ja myślę, że właśnie krytykom sprawia problem Gibson-człowiek i przez ten pryzmat patrzą na jego dzieła. Spójrz choćby na piątkowy numer „Dziennika”, w którym ze zdziwieniem odkryłem jakąś pasję w udowadnianiu, że Gibson jest człowiekiem chorym psychicznie, nadającym się do intensywnego leczenia. Oczywiście można tłumaczyć to odziedziczoną przez „Dziennik” po „Fakcie” chęcią do epatowania sensacją, ale też jest to pewien syndrom. Co dziwi o tyle, że filmy Gibsona nie są tyle okrutne, co naturalistyczne w pokazywaniu przemocy, którą przecież dzieje ludzkości były przesycone. Gdzie im tam do kina azjatyckiego, np. docenionych artystycznie przez tych samych krytyków dzieł Kim Ki-duka, w których np. kobieta kaleczy wnętrze swej pochwy haczykami wędkarskimi. A jakoś nikt nie domaga się leczenia koreańskiego reżysera. Dodatkowo przecież można znaleźć cały garnitur reżyserów i aktorów, którzy na sumieniu mają różne grzeszki, występki, a nawet wyroki (nie trzeba daleko szukać – Polański), którzy prasę nadal mają dobrą. Wniosek jest dość banalny – akurat skrajnie konserwatywne poglądy Gibsona nie są do strawienia dla części opiniotwórczych krytyków, a reszta podąża ich śladem (łatwiej przecież przepisać parę tez z zachodniej prasy niż wymyślić coś swojego). Gibson oczywiście musi budzić kontrowersje nie tylko u skrajnych liberałów, ale postrzeganie jego twórczości przez pryzmat jego osoby nie jest uczciwe. Bo – kończąc już tę myśl – nie mogę się z Tobą nie zgodzić, że reżyserem jest przedniej marki.
Gibson to człowiek interesu – za odpowiednią łapówkę pozwolił na epizod w „Apocalypto” naczelnemu „Esensji”.<br>(fot. Monika Twardowska-Wągrowska)
Gibson to człowiek interesu – za odpowiednią łapówkę pozwolił na epizod w „Apocalypto” naczelnemu „Esensji”.
(fot. Monika Twardowska-Wągrowska)
PD: Bardzo mnie Twoje stanowisko – jako kolegi starszego o co najmniej dwa pokolenia – cieszy.
KW: Swoją drogą mała dygresja – namnożyło nam się przy okazji Gibsona majologów wśród polskich krytyków. Łukasz Maciejewski pisze w „Dzienniku” w recenzji: „Gibson dodał pokojowo nastawionym Majom cechy charakterystyczne raczej dla okrutnych Azteków”, natomiast Tadeusz Sobolewski w „Gazecie Wyborczej” zaznacza: „Mniejsza z tym, że z Majami było inaczej – Hiszpanie zastali puste świątynie i zarośnięte dżunglą pałace”. Szczerze gratuluję pewności wypowiadanych sądów, ale to są totalne bzdury! O krwawych ofiarach „pokojowych” Majów mówią nawet majańscy przewodnicy w Meksyku (aczkolwiek zwalając je, jak wspominałem, na wpływ Tolteków), potwierdzają je liczne zachowane freski. Ostatnią relację krwawych rytuałów znaleźć można już w hiszpańskiej kronice z roku 1535, czyli już 18 lat po ich lądowaniu na Jukatanie! Zaś co do „pustych świątyń i zarośniętych pałaców” to polecam zapoznanie się z historią wieloletniej wojny, jaką toczył w XVI wieku Francisco de Montejo z plemieniem Itzów i rodem Xiu, którzy na pewno nie zasiedlali wymarłych osiedli. Owszem, Chichen Itza i Uxmal dawno już leżały w ruinie, ale nadal istniały inne miasta Majów – może niej wyniosłe, ale nadal będące czymś więcej niż tylko wioską leśnego ludu. Najlepszym dowodem na to są miana nadawane im przez Hiszpanów. „El Gran Cairo” („Wielkim Kairem”) nazwali miasto, w którym spędzili kilka o dziwo pokojowych dni w 1517 – jak sądzisz, co mogło im nasunąć skojarzenie z Egiptem? Drewniane chaty? Po unicestwieniu w ciężkich bojach majowskiego miasta Tiho, powstaje na tym miejscu Merida – nazwana tak, bo zastane budowle kojarzyły im się z rzymskim miastem Emerita. Zapewne ze względu na podobieństwo mieszkalnych szałasów…
Jak wytłumaczysz tak manifestowaną ignorancję niegłupich przecież ludzi, jeśli nie jakimś zacietrzewieniem w pisaniu o filmie Gibsona? (Dla równowagi polecam rzeczowy artykuł Piotra Kobusa w „Gazecie Wyborczej”, w której autor konkretnie punktuje rozminięcia się Gibsona z prawdą historyczną. Ale Piotr Kobus to znawca Ameryki Łacińskiej.)
PD: I tu dochodzimy do przykrej prawdy o dzisiejszej krytyce filmowej. Otóż niepotrzebnie, moim zdaniem, ładuje ona całą swoją energię w rozkładanie na czynniki pierwsze treści, bagatelizując formę. Gdy tymczasem powinno być odwrotnie – krytyk jest od tego, by chwalić warstwę techniczną bądź wyciągać niedoróbki, zwracać uwagę na grę aktorską, scenografię, zdjęcia, ogólnie wszystkie składowe. Na tym polega jego praca jako filmoznawcy. Nie zaś na bawieniu się w historyka, polityka, geografa. Oczywiście, ma prawo kpić, porównywać, popisywać się elokwencją, gdy opisuje pięćsetny film o napadzie na bank. Lub komedię romantyczną, której recenzje z natury rzeczy grożą sięganiem do schematu nie mniejszego niż sam gatunek, więc tu akurat warto coś ubarwić, wyzłośliwić się. Ale na Boga – dostajemy pierwszy na taką skalę film o Majach i nagle jednym z najważniejszych argumentów przeciw staje się dla krytyków to, że Gibson przypisuje Majom niektóre cechy Azteków. W dodatku są to argumenty oparte, jak już zauważyłeś, na niewiedzy, niedoinformowaniu, popieraniu owczym pędem kumpli od pióra. Martwi mnie ta cała sytuacja, nie tylko w odniesieniu do „Apocalypto”, bo zaczyna odbierać się autorom ich oczywiste prawo do formułowania własnych poglądów. „A bo za kontrowersyjny, a bo za gładki, a bo zbyt liberalny, a bo za bardzo konserwatywny, a bo symbole niepotrzebne, a bo niedostatecznie zaakcentowane symbole”. I tak w koło Macieju.
Ta dziewczynka wywróżyła nam wielkie powodzenie naszych dyskusji…<br>(fot. Monika Twardowska-Wągrowska)
Ta dziewczynka wywróżyła nam wielkie powodzenie naszych dyskusji…
(fot. Monika Twardowska-Wągrowska)
Jeśli ktoś nakręciłby film o tym, że Malcolm X był kosmitą, i będzie się ten film znakomicie oglądało – dlaczego nie? Jeśli ktoś nakręci film, że człowiek nie pochodzi od małpy w czerwonym, tylko w niebieskim, albo w ogóle nie pochodzi od małpy, tylko od pantofelka – podobnie. To są poglądy jednego człowieka, niezdolne przecież przekonać przekonanego. Podczas seansu „Zabaw z bronią” i „Fahrenheita” najistotniejsze było dla mnie – jako krytyka i jako widza – nie to, że Moore w sposób często nieetyczny szkaluje Busha, a to, że facet zrobił z dokumentu, kojarzącego się dotychczas z nudnie gadającymi głowami, fascynujące widowisko. Że przywrócił dokument do łask, do mody; pokazał, że może trzymać w napięciu jak najlepszy kryminał i rozśmieszać jak najlepsza komedia. I co – nie wejdzie do historii kinematografii, bo trzeba na nim postawić krechę za to, że nie jest wyważony w poglądach, że pokazuje jedną stronę medalu, że może nawet trochę przekłamuje?
KW: To jest oczywiście temat na osobną dyskusję. „Gladiator” nie ma wiele wspólnego z prawdą historyczną, ale czy mu to naprawdę szkodzi? Bo przecież jeśli ktoś chce się uczyć historii z hollywoodzkiego filmu, to naprawdę jest przede wszystkim jego problem (z drugiej strony uczciwie muszę przyznać, że przedstawianie w filmach historii gloryfikujących nazistów w sposób dojrzały artystycznie pewnie niczyjego poklasku by nie znalazło).
PD: No wiesz, niekoniecznie – Leni Riefenstahl gloryfikowała w swoich filmach nazistów, a jednak jest uznawana za klasyka dokumentu.
KW: Widzę też u Moore’a niemało przekłamań, ale nie mogę się z Tobą nie zgodzić, że „Fahrenheita” oglądało się wybornie. Mamy teraz chyba taki okres, że kino określane jest głównie według kryteriów politycznych i ideologicznych. Spójrz choćby na ewolucję publicystyki Bartosza Żurawieckiego – 5 lat temu wnikliwe, ciekawe analizy, dziś już tylko szybkie ocenianie filmu według tego, czy jego ideologiczny przekaz jest zgodny z poglądami krytyka. A pamiętajmy, że „Narodziny narodu” Griffitha gloryfikowały Ku-Klux-Klan, ale film nadal uchodzi za arcydzieło kinematografii. Należałoby to przypomnieć krytykom. Bo mamy czasy, kiedy dostrzega się walory artystyczne tylko w dziełach zgodnych z ich poglądami – i to się odnosi zarówno do poglądów prawicowych, jak i lewicowych, czy też jak teraz to wszystko dzielimy…
A może chodzi o to, że coraz mniej osób jest w stanie ocenić film od strony formalnej? Wszak żyjemy też w czasach, gdy krytyk największej gazety miażdży „Informatora” Michaela Manna, bo „w tym filmie nie ma nic ciekawego, bo wszyscy przecież wiemy, że papierosy są szkodliwe”.
Kończąc tę dygresję, zgódźmy się więc, że „Apocalypto” od strony formalnej to dzieło pierwszej klasy (brak Oscarów za scenografię i charakteryzację byłby niezłą kompromitacją Akademii) i powróćmy do owych środkowych sekwencji, najważniejszych dla filmu, ukazujących myśl Gibsona o upadku cywilizacji Majów. Co my w nich mamy? Mamy cywilizację, która technicznie nadal jest w stanie tworzyć piękne budowle (zatruwając zresztą przy tym przyrodę – wyschnięte pole kukurydzy jest tu pokazane nie bez przyczyny, jedna z teorii o upadku dawnej cywilizacji Majów twierdzi, że pola przestały wydawać plony, bo zatruła je zaprawa wykorzystywana do budowy świątyń), ale wykorzystanie tych budowli ogranicza się do okrutnych i absurdalnych celów. Mamy tu, ukazaną chyba w oparciu o rzymskie wzorce, zdegenerowaną, otępiałą arystokrację (tłuste, znudzone wyrywaniem serca dziecko skrajnym jej przykładem). Mamy lud okpiwany przez kapłanów i domagający się krwawych igrzysk. Mamy wreszcie totalna pogardę dla ludzkiego życia. Nawet nie chodzi o pragnienie krwi, lecz w sumie o obojętność co się stanie z jeńcami, traktowanymi jak przedmioty, gdy już bogowie otrzymali swoją daninę.
Krótko mówiąc – rabunkowa gospodarka, odwoływanie się do najniższych ludzkich instynktów, degeneracja religii, przemoc wobec podbitych. Odnosisz to do współczesności? Czy nie naciągane jest jednak porównywanie współczesnej Ameryki do prekolumbijskiej cywilizacji?
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Moleskine: Film o biegnących ludziach
— Dominik Herman

Na brzegu morza
— Marcin Łuczyński

Z tego cyklu

Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (6)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Jarosław Robak

Pasja Gibsona
— Anna Draniewicz

"Pasja" znaczy cierpienie
— Marcin Łuczyński

Mad Max z hrabią Monte Christo męczą Chrystusa!
— Jacek Łaszcz

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.