Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹7. Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklFestiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty
MiejsceWrocław
Od19 lipca 2007
Do29 lipca 2007
WWW

Wrocławskie klimaty. Relacja z festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty.

Esensja.pl
Esensja.pl
Przeniesienie festiwalu organizowanego przez Romana Gutka z Cieszyna do Wrocławia nie wyszło Nowym Horyzontom na dobre. Kiedyś był to wakacyjny festiwal, dzisiaj jest to festiwal międzynarodowy. Wszystkiego przybyło: filmów, projekcji, sal kinowych, gości, eventów, ale zgubiono rzecz najważniejszą – atmosferę. Atmosferę letniego spotkania, letniej imprezy filmowej.

Jakub Socha

Wrocławskie klimaty. Relacja z festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty.

Przeniesienie festiwalu organizowanego przez Romana Gutka z Cieszyna do Wrocławia nie wyszło Nowym Horyzontom na dobre. Kiedyś był to wakacyjny festiwal, dzisiaj jest to festiwal międzynarodowy. Wszystkiego przybyło: filmów, projekcji, sal kinowych, gości, eventów, ale zgubiono rzecz najważniejszą – atmosferę. Atmosferę letniego spotkania, letniej imprezy filmowej.

‹7. Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
CyklFestiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty
MiejsceWrocław
Od19 lipca 2007
Do29 lipca 2007
WWW
Cieszyn był miejscem wymarzonym. Festiwalowicze przejmowali na dziesięć dni całe miasteczko i czuli się w nim swobodnie. Ludzie spotykali się, wymieniali poglądy, a nie jedynie mijali się na gorącym asfalcie. W klubie festiwalowym wszyscy mogli się zmieścić, można było tam zjeść, potańczyć, porozmawiać i posłuchać świetnych koncertów muzycznych.
We Wrocławiu tych rzeczy zabrakło. Organizatorzy, tłumacząc brak klubu festiwalowego z prawdziwego zdarzenia, mówili, że nigdzie na świecie, na żadnym festiwalu, takich klubów nie ma, gdyż ludzie na festiwale filmowe przyjeżdżają oglądać filmy, a nie, dajmy na to, słuchać muzyki. Nie jest to chyba do końca fortunne wytłumaczenie. Po pierwsze, to, że na świecie takich miejsc nie ma, nie znaczy, że we Wrocławiu ma ich nie być. Po drugie, jeśli miejsca takie spełniały swoją rolę wcześniej, skoro ludzie chcieli w nich przesiadywać, to chyba nie ma w tym nic złego. Duży wpływ na to, że w tym roku takiego miejsca nie było, miały problemy lokalowe. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że we Wrocławiu nie można znaleźć wydzielonego miejsca, w którym ludzie przybywający na festiwal czuliby się bezpiecznie i dobrze.
W tym roku natłok pokazów sprawił, że ludzie zwyczajnie znikali sobie z oczu na parę dni. Wybór był tak duży, że trudno było wieczorem usiąść ze znajomymi i skonfrontować wrażenia. Najczęściej okazywało się, że każdy oglądał coś innego.
A spotkania z artystami i gośćmi festiwalu? Cóż, nadal nie znaleziono formuły, która pozwoliłaby nadać im choć odrobinę rumieńców. W tym roku starał się poprawić sytuację Paweł Felis, który organizował codzienne ciekawe panele dyskusyjne w Cafe Australia. Tyle że w rozmowach tych uczestniczyli jedynie zaproszeni goście. Pozostali uczestnicy tych spotkań byli tam z przypadku (ot, przyszli sobie na piwo i na gadające głowy nie zwracali uwagi) lub byli małomówni i była ich garstka.
Koncerty można policzyć na palcach jednej ręki i – umówmy się – nie były to występy, które rozpalały serca.
Jeśli zaś chodzi o same filmy, sposób ich doboru, też mam zastrzeżenia. Nie jestem przekonany, czy akurat była potrzebna retrospektywa Felliniego, reżysera, co by jednak nie mówić, dość znanego i w jakiś sposób obecnego. Niespecjalnie podoba mi się także robienie retrospektyw poszczególnych kinematografii. Trochę pachnie mi to turystyką, a nie chęcią zaprezentowania czegoś rzeczywiście ważnego i wartościowego. No i są jeszcze trzy, jeśli nie więcej, konkursy dla polskich filmów. Konkursy, które pasują do Wrocławia jak pięść do nosa. Rozumiem, że polskie kino trzeba wspierać, ale czy nie ma już wystarczającej liczby festiwali, na których filmy te są wspierane? Do konkursu głównego natomiast nie mam zastrzeżeń. Wiem, że jest to oczko w głowie organizatorów i szanuję ich indywidualną wizję nowych horyzontów kina, która przecież nie musi zgadzać się z moją wizją.

Cristian Mungiu
‹4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni
Tytuł oryginalny4 luni, 3 saptamini si 2 zile
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery5 października 2007
ReżyseriaCristian Mungiu
ZdjęciaOleg Mutu
Scenariusz
ObsadaLaura Vasiliu, Anamaria Marinca, Luminita Gheorghiu
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiRumunia
Czas trwania113 min
WWW
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Tak czy inaczej, we Wrocławiu filmów jest tak dużo, że naprawdę trudno sobie wyrobić zdanie o całości. Każdy układa sobie własny festiwal, choć w tym roku mógł on zostać skutecznie skorygowany przez ogromne kolejki przed salami kinowymi. Na wiele seansów zwyczajnie nie sposób było się dostać.
Teraz może wreszcie, po kilku akapitach księgi skarg i zażaleń, trzeba wspomnieć o samych filmach. Festiwal rozpoczął film „4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni” Cristiana Mungiu, zdobywca tegorocznej Złotej Palmy w Cannes. I był to bez wątpienia jeden z najmocniejszych punktów Nowych Horyzontów. Film Mungiu, kapitalnie zainscenizowany i zagrany, nie daje się w żaden sposób wpisać się w kino małego realizmu. Choć fabuła kręci się wokół problemu aborcji, nie jest to także film ideologiczny, który przedstawia jednowymiarową wizję świata i sprzedaje widzowi wartości w pakietach. Aborcja jest tutaj tłem dla rozważań o ludzkim poświęceniu i kłamstwie, które spowija przestrzeń międzyludzkich relacji.
W „Panoramie kina współczesnego” pokazano najnowsze produkcje mistrzów współczesnego kina: „Aleksandrę” Aleksandra Sokurowa, „Ogrody jesienią” Otara Joselianiego, „Podróż czerwonego balonika” Hou Hsiao–Hsiena, „Wyspę” Pawła Ługina, „Świadków” André Tachine i „Prywatne lęki w miejscach publicznych” Alaina Resnais. Żaden z nich nie zaskoczył jakaś niespodziewaną woltą tematyczną czy estetyczną, ale bez wątpienia należały one do najciekawszych propozycji festiwalowych. Ługin w scenerii wyspy skutej lodem opowiedział przejmującą historię świętego starca, pokutującego za grzechy. Joseliani ukąsił lekko i dowcipnie wielką politykę i wielki świat, by raz jeszcze pokazać, że życie może być pełne bujności i nowych smaków. Trzeba tylko wiedzieć, że szczęście przynosi kolejna butelka wina wśród przyjaciół, a nie pęd ku władzy. Hsiao–Hsien znów zaserwował swoje filmowe tao. Tym razem przeniósł się do Paryża, ale nic nie stracił ze swojego stylu. Nikt tak jak on nie potrafi zrównywać ludzi z przestrzenią, która ich otacza. Wszystko w tych filmach istnieje na równych prawach, jest równie istotne. Sokurow, choć nie do końca udało mu się wyrwać z mocarstwowych tęsknot, wreszcie pokazał zwyczajnego bohatera – babcię, która przyjeżdża do bazy wojskowej w Czeczenii, by spotkać się z wnukiem. Francuscy reżyserzy na tym tle wypadli najsłabiej. Resnais ciągle próbuje robić filmy w estetyce znanej z jego „Palić/nie palić”, ale tym razem postaci poruszają się ciężko, przez co wodewilowa formuła najzwyczajniej w świecie zaczyna nudzić. „Świadkowie” Tachine to natomiast niewinny i mało interesujący Iwaszkiewicz podlany ekstraktem z francuskiej klasy średniej.

Sam Garbarski
‹Irina Palm›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułIrina Palm
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery7 września 2007
ReżyseriaSam Garbarski
ZdjęciaChristophe Beaucarne
Scenariusz
ObsadaMarianne Faithfull, Miki Manojlović, Kevin Bishop, Siobhan Hewlett, Jenny Agutter
MuzykaGhinzu
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiBelgia, Francja, Luksemburg, Niemcy, Wielka Brytania
Czas trwania103 min
WWW
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Z nowych nazwisk zawiódł na pewno Sam Garbarski. Jego „Irina Palm”, to nie, jak wszyscy chcą, genialny popis aktorskich możliwości Marianne Faithfull, a raczej pokaz jej nieudolności. Film, który najpierw jest komedią, po chwili – nie wiadomo w jaki sposób – przeistacza się w tragedię, oczywiście z happy endem. Poza tym jest tak nieumiejętnie zespawany, że aż ręce opadają. Natomiast „Persepolis” Marjane Satrapi i Vincenta Paronnauda urzekło mnie już od pierwszych minut. Film oparty na autobiograficznym komiksie Satrapi trzyma się wypracowanego przez nią wzorca estetycznego i robi to w sposób mistrzowski.
W konkursie głównym ciekawie wypadły: „Wolfsbergen” Nanouk Leopold i „Zdarzyło się przed chwilą” Anji Salomonowitz. Pierwszy film opowiada o rodzinie, w której giną prawdziwe emocje, empatia i chęć porozumienia. Leopold filmuje bergmanowski chłód uczuć w konwencji kina niemego. Pokazuje ludzi ściśniętych sztywnym gorsetem kulturowych nakazów, którzy nie potrafią już ze sobą rozmawiać o niczym. Natomiast Salomonowitz w swoim paradokumencie zastosowała ciekawe przesunięcie elementów, każąc przypadkowym ludziom wcielić się w role współczesnych niewolników, świadczących usługi zachodniemu społeczeństwu. Historie prostytutek i sprzątaczek opowiadają celnicy i barmani. Efekt jest zdumiewający – syci członkowie społeczeństwa w swych tandetnych mieszkaniach i miejscach pracy chłodnym, beznamiętnym głosem snują historię ze świata, o którym lepiej nie myśleć, że istnieje tuż obok.
W konfrontacji ze światowym kinem nasze małe filmowe podwórko wypadło słabiutko (zaznaczam, że nie widziałem wszystkich filmów). „Z miłości” Leszka Wosiewicza i „Nadzieja” Stanisława Muchy to filmy o uniwersum. Jeden to refleksja nad „Pieśnią nad pieśniami”, drugi ukazuje uwspółcześnioną figurę Jezusa. Każdy z filmów jest własnym i autorskim wkładem polskiego kina w ciągle rozbudowujący się „Filmowy podręcznik wojownika światła”. Mądrości życiowe suną szybciej niż światło. Głębokie spojrzenia są zawsze znaczące. Oto kilka wycinków z obydwu fabuł: młoda i zbuntowana dziewczyna z dworca łączy się w miłości z refleksyjnym byłym muzykiem rockowym. Były dyrygent gra na kościelnych organach, młodzi ludzie kochają się w spadochronach, więźniowie czytają książki o kosmosie. Jaki ten nasz filmowy świat poetycki i metafizycznie rozedrgany, szkoda tylko, że przy tym zabójczo pretensjonalny. Honor polskiego kina uratował Maciej Cuske. Jego „Na niebie na ziemi” to kapitalny dokument – w podejściu do postaci przypomina czeskie kino w najlepszym wydaniu – o badaczach UFO z Wylatowa.

Vincent Paronnaud, Marjane Satrapi
‹Persepolis›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPersepolis
Dystrybutor Gutek Film
Data premiery25 stycznia 2008
ReżyseriaVincent Paronnaud, Marjane Satrapi
Scenariusz
MuzykaOlivier Bernet
Rok produkcji2007
Kraj produkcjiFrancja, USA
Czas trwania95 min
WWW
Gatunekanimacja, dramat, komedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Hal Hartley, którego retrospektywa cieszyła się ogromnym powodzeniem, pozostał dla mnie zagadką. Nie miałem na tyle dobrej woli, żeby czekać na jego filmy po 1,5 godziny w kolejkach. Udało mi się zobaczyć trzy filmy: „Przetrwać pożądanie”, „Zaufanie” i „Fay Grim”. Dwa pierwsze były ożywczym zastrzykiem bezpretensjonalności i lekkości, natomiast ten ostatni, słabiutka podróbka kina szpiegowskiego, zmęczył mnie okrutnie.
Festiwal zakończył „Control” Antona Corbijna, film, na który większość czekała z niecierpliwością. Opowiada on o ostatnich latach życia ikony współczesnej muzyki, Iana Curtisa, lidera zespołu Joy Division. Wielu znajomych mocno kręciło nosem na tę uładzoną biografię muzyka, który w wieku 23 lat popełnił samobójstwo. Mnie się jednak podoba, że Corbijn zrezygnował w filmie z tych wszystkich medialnych mitów, które narosły wokół Curtisa i pokazał portret zwykłego nastolatka, którego przerasta życie i który nie potrafi sobie z nim poradzić. Poza tym te fragmenty filmu, w których muzyka i koncerty Joy Division wychodzą na plan pierwszy, po prostu wbijają w fotel.
Na zakończenie powinienem coś podsumować, profetycznie stwierdzić, w którą stronę kino w najbliższych latach będzie zmierzać, gdzie są obecnie nowe horyzonty kina. Jednak nie potrafię sprostać temu wyzwaniu. Nie wiem tak naprawdę, czym mają być nowe horyzonty. Czy wieczną transgresją, czy szczególną, sezonową modą? Nie wiem też, jak się rysuje przyszłość kina.
Wiem natomiast, że w obecnej formule festiwal stracił to coś, co odróżniało go (oprócz oczywiście przebogatej oferty repertuarowej) od innych festiwali. Kiedyś żył ludźmi, których Roman Gutek potrafił zjednoczyć wokół swojego projektu. Był to festiwal, który szerzył kulturę filmową i był szczególnym miejscem spotkań. Dziś jest to festiwal masowy, który ma coraz większe ambicje, w którym pozytywna atmosfera zeszła na plan dalszy, a zostały jedynie filmy, których jest coraz więcej i które coraz trudniej ogarnąć.
Czy to dobrze, czy źle, niech każdy rozstrzygnie sam. Ja tam prawdopodobnie za rok wybiorę plażę. Filmy nie uciekną, wakacyjne słońce owszem.
koniec
8 sierpnia 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Rewolucja jest jak rower
— Marcin Knyszyński

16. T-Mobile Nowe Horyzonty: Za wszelką cenę
— Kamil Witek

Kolorowa schizofrenia
— Gabriel Krawczyk

Esensja ogląda: Grudzień 2013 (5)
— Sebastian Chosiński, Karolina Ćwiek-Rogalska, Jarosław Loretz

Co nam w kinie gra: Za wzgórzami
— Urszula Lipińska, Kamil Witek, Zuzanna Witulska

Bohater postanawia umrzeć
— Sebastian Chosiński

Przeczytaj to jeszcze raz: Tren o niespełnieniu
— Sebastian Chosiński

12. T-Mobile Nowe Horyzonty: Dzień czwarty
— Patrycja Rojek, Kamil Witek, Zuzanna Witulska

Opowieść ocalałej
— Jakub Gałka

Mała dziewczynka, Karol Marks i Iron Maiden
— Tomasz Markiet

Tegoż autora

Portret pisarza z czasów młodości
— Jakub Socha

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.