Porażki i sukcesy A.D. 2003O 2003 roku w polskich kinach rozmawiają Michał Chaciński, Piotr Kozłowski, Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz i Konrad Wągrowski.
EsensjaPorażki i sukcesy A.D. 2003O 2003 roku w polskich kinach rozmawiają Michał Chaciński, Piotr Kozłowski, Tomasz Kujawski, Eryk Remiezowicz i Konrad Wągrowski. Konrad Wągrowski: Nastał nam więc roczek przestępny 2004, czas zatem na doroczne podsumowanie tego cośmy mogli w polskich kinach obejrzeć roku pańskiego 2003. Od razu na wstępie ustawię nieco naszą dyskusję. Najbardziej oczekiwanymi premierami roku (tak, wiem, nie dla wszystkich) był "Władca Pierścieni", "Matrix" i "Kill Bill". A ja proponuję o nich właśnie dziś nie mówić. Z prostego powodu - "Matrixowi" i "Władcy" poświęcimy osobne dyskusje, a "Kill Billowi" już takową poświęciliśmy. I może właśnie dlatego zostawmy na dziś te filmy w spokoju - no, chyba, że naprawdę się bez nich nie da. No dobra, zostawiłem - i naprawdę nie jest tak łatwo coś znaczącego sobie przypomnieć. Czyżby to oznaczało, że filmowo ten rok nie dorównał poprzednim? Piotr Kozłowski: Jak dla mnie dorównał, choć trzeba przyznać, że był to rok niemal bez arcydzieł, bez nadmiernych uniesień. Przy czym dość dużo filmów ocierało się o wybitność, jednak w większości przypadków zabrakło tej przysłowiowej iskry, coś nie zagrało. Za to całkiem sporo mieliśmy filmów po prostu dobrych bądź bardzo dobrych, raz w większym stopniu, raz w mniejszym, ale satysfakcjonujących. Tomasz Kujawski: Zdecydowanie przychyliłbym się do Piotra, a nawet poszedłbym o krok dalej - to był dla kina bardzo dobry rok. Zabrakło być może wielkich wydarzeń, żaden z filmów nie wzbudził większych kontrowersji, a wszystko stało nieco w cieniu Filmów, O Których Mamy Nie Mówić, niemniej udało mi się zobaczyć kilka obrazów, które na długo zapadły w pamięć i do których z pewnością wrócę jeszcze wielokrotnie. Eryk Remiezowicz: ... (chwila na zamyślenie). Tak. Faktycznie, nie mogę powiedzieć, żebym regularnie padał z zachwytu i przeżywał filmowe szczytowania, ale też nie mogę powiedzieć, żebym w tym roku wychodził z kina niezadowolony. Michał Chaciński: Ja z kolei stanę okoniem: mój rok filmowy był słaby, grubo poniżej poziomu wcześniejszych lat. Tyle że mniej z powodów obiektywnych, bardziej z osobistych - jedno z odkryć młodego ojca (od 2 stycznia 2003) było takie, że kino zeszło na daleki plan i nie jestem w stanie nie tylko beztrosko wyjść sobie na seans, ale nawet zaplanować sensu z wyprzedzeniem tygodnia. W rezultacie umknęło mi kilka kluczowych filmów, które zaliczę pewnie dopiero na DVD. KW: Dokładniejszy rzut oka zacznijmy jak zwykle od filmu rozrywkowego. Nieoczekiwanie jednym z hitów roku okazali się "Piraci z Karaibów", lekkie, bezpretensjonalne, ale bardzo sprawnie zrealizowane kino, z doskonałym Johnnym Deppem. Na wielki hit końca roku wyrosła angielska komedia romantyczna, a właściwie zbiór kilkunastu komedii romatycznych w jednym - czyli "To właśnie miłość". Z początku roku zostaje w pamięci "Bezsenność" Nolana. Poza tym wyjątkowi rozrywkowi w tym roku Coeni, czyli "Okrucieństwo nie do przyjęcia". Miło oglądało mi się również "Włoską robotę" i francuski "Smak życia" A jak wyglądają Wasze listy bezpretensjonalnych filmów nie zmuszających do niczego, lecz dających odprężenie po dniu pracy? PK: Podobnie jak Twoją, tak i moją listę otwierają "Piraci z Karaibów". Kapitan Jack Sparrow alias Johhny Depp to najbardziej charyzmatyczna, najgłębiej zapadająca w pamięć postać z całego kina AD 2003. Dzięki niemu cofnąłem się na dwie i pół godziny do lat szczenięcych, do fascynacji książkami Stevensona, a już myślałem, że dobry film o piratach to utopia. MCh: Wetnę się tylko z dopowiedzeniem, że pierwszy raz od długich lat bodaj najbardziej zapadającą rolą roku w kinie jest właśnie rola w filmie rozrywkowym. Wraca człowiekowi wiara w to, że kino rozrywkowe potrafi jeszcze zaskoczyć nie tylko fabułami, czy efektami specjalnymi, ale i prawdziwymi wyzwaniami aktorskimi. Bo przecież tradycyjnie jesteśmy przyzwyczajeni raczej do tego, że w rozrywce aktorzy zarabiają na opłacenie rachunków, a prawdziwe aktorstwo pokazują w kinie "ambitnym". A tutaj proszę jaka niespodzianka... PK: Szalenie miłą niespodzianką jak na dzisiejsze czasy okazała się też "Włoska robota", czyli kino akcji, w którym najważniejsza jest jednak sprawnie poprowadzona intryga, a nie feeria efektów specjalnych. Wizualnie i po części aktorsko olśniły mnie "Chicago" i "Gangi Nowego Jorku". Co prawda gdyby ten ostatni podczepić pod kino ambitne, nie byłoby już tak wesoło, ale na płaszczyźnie czysto rozrywkowej to idealna, z pewnością odprężająca produkcja. MCh: Z tym odprężającym chyba bym nie przesadzał - to jednak, przynajmniej w zamierzeniu, miało być mocne i dosadne kino. Dla mnie to jedno z większych rozczarowań roku - w sumie film w żaden sposób mnie nie poruszył, a sam Scorsese zupełnie zaskoczył mnie tym, że zrobił film dużo mniej inteligentny niż zwykle. Drażniła mnie słabo napisana narracja z offu, drażniły mnie łopatologiczne błyski retrospekcji w montażu itp. Natomiast zachwyciła oczywiście cała strona wizualna - stroje, scenografia i wyjątkowo organiczne ujęcie całego brudu i smrodu tego świata. To zresztą kolejny powód, dla którego ten film nie mógłby mnie odprężyć nawet gdybym próbował :) KW: Uważam, że jesteś dla "Gangów" zbyt surowy. Owszem, miał ten film swoje wady, a scenariusz, Leo i Cameron Diaz nie są jedynymi, ale ze względu na rozmach, wizję, scenografię i absolutnie genialnego Day-Lewisa (mój zeszłoroczny numer jeden wśród aktorów) na pewno będę do tego filmu chciał wracać. MCh: Ja nie przeczę, że w filmie było kilka znakomitych składowych. Mówię tylko, że nie złożyły się w równie dobry film. Kilka razy dech mi zaparło to, jak Scorsese prowadził kamerę, zachwycił mnie Day-Lewis itd. Ale zdarzyło mi się też kilka momentów, które w filmach Scorsese wcześniej się nie zdarzały - poczułem, że zamiast mówić do widza na swoim poziomie, tym razem Scorsese schyla się, żeby na pewno każdy go zrozumiał. Te powracające w montażu przypomnienia który bohater jest kim po latach, jakby z obawy, że widz już zapomniał. Te nieznośnie oczywiste dopowiedzenia w narracji Di Caprio. A przede wszystkim sztuczna i żenująca wręcz początkowa scena konwersacji z dzieckiem (kto do cholery mówi tak do dziecka poza postaciami w filmach?) z powtarzającym później, równie żenująco sztucznym motywem "Krew zostaje na ostrzu". To nie jest taki Scorsese, którego znam, czyli absolutnie celnie dobierający środki, niedopowiadający raczej niż mówiący za dużo. Wszystko to podkopało ambitne zamiary i w rezultacie wyszedłem z kina zmieszany, nie wstrząśnięty. PK: I właśnie dlatego Michale wrzuciłem go do takiej a nie innej szufladki. Jasne, że to nie jest stary, dobry Scorsese. Ale chcę wrócić do tej oszałamiającej scenografii, poobcować jeszcze z aktorskim geniuszem Day-Lewisa. Bardzo porządnie wydana edycja DVD wyraźnie ku temu sprzyja. Żeby tylko na krążku były jeszcze opcje zastąpienia Di Caprio innym aktorem i skorygowania dialogów, byłbym wniebowzięty :) ER: O, i o to chodzi. Scenografia - opowieść, te dwa elementy tworzyły dla mnie "Gangi Nowego Jorku" Z aktorów może i błyszczał Day-Lewis, ale tak naprawdę wcale nie był tam potrzebny. Film gra się sam, vendetta toczy się swoim tempem, przewalając się przez ludzkie losy. Żałuję jedynie, że końcówka jest nadto skrótowa, żal, że nie widzimy lepiej, jak di Caprio odbudowuje swoją organizację. PK: Co jeszcze z rozrywki? Colin Farrell w budce telefonicznej i Samuel L. Jackson w szkockim kilcie, czyli odpowiednio - "Telefon" i "Formuła". Na koniec dwa obrazy, które miały u nas wyjątkowo kiepską prasę - "Ludzie, których znam" z Pacino i "Podwójny blef" z Nolte. Łączą je zresztą nie tylko nieprzychylne recenzje kolegów krytyków, bowiem oba opowiadają pośrednio o tym samym - o podstarzałych, zmęczonych facetach, którzy biją się ze świadomością przegrania swych egzystencji. Nie do końca udane, ale naprawdę ciekawe, w dodatku koncertowo wygrane kino. Coś czuję, że będę w poparciu dla tych akurat typów odosobniony, no ale trudno. TK: A mnie "Piraci" nie powalili. Depp - wyśmienity jak chyba nigdy przedtem, niewymuszony humor - na czwórkę z plusem, ale film jako całość pozostawił lekki niedosyt. Nawet nie bardzo potrafię się do czegoś konkretnego przyczepić, ale gdybyście nie wymienili go na pierwszym miejscu, nawet bym o nim przy okazji tej dyskusji nie pomyślał. Mój numer jeden w kategorii rozrywka to zdecydowanie "Chicago". Film mniej eklektyczny, bardziej klasyczny (i co za tym idzie przystępny) od poprzedzającego go "Moulin Rouge". Zapewne pociągnie za sobą próbę reaktywacji (wiem, wiem, to słowo jest dziś zabronione) wymarłego gatunku, choć nie bardzo wierzę, aby musical wrócił do łask hollywoodzkich producentów. W wyniku przeróżnych zbiegów okoliczności udało mi się/byłem zmuszony zobaczyć "Chicago" z siedem razy i za każdym razem robiło na mnie niesłabnące wrażenie. Na drugim miejscu postawiłbym chyba "Eksperyment" - film co prawda wyprodukowany w 2001 roku, ale do naszych kin trafił dopiero niedawno. Rozrywka to dość specyficzna, przeznaczona dla miłośników mocnych wrażeń Na seansie siedząca przede mną pani przestała wydłubywać kukurydzianą łupinkę spomiędzy zębów w połowie filmu i dokończyła zabieg dopiero na napisach końcowych, na sali cisza - nikt nie gada ani nie szeleści papierkami. Ostatnio widziałem podobne wciągnięcie się całej sali w film na "Szeregowcu Ryanie". (Co ciekawe, kilka miesięcy później zobaczyłem podobne reakcje na odwołujących się do podobnych emocji "Siostrach magdalenkach"). Z niecierpliwością czekam na powstający już amerykański remake. Poza tym ponad przeciętność wybiła się "Bezsenność", "Smak życia", "Naciągacze" i klika filmów z fantastyki, o których za chwilę. |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Porażki i sukcesy A.D. 2007
— Michał Chaciński, Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Łukasz Twaróg, Kamil Witek, Konrad Wągrowski
Porażki i sukcesy A.D. 2006
— Esensja
Porażki i sukcesy A.D. 2005
— Esensja
Literackie porażki i sukcesy 2002
— Esensja
Kinowe porażki i sukcesy 2002
— Esensja
Kinowe porażki i sukcesy 2001
— Esensja
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
Do kina marsz: Marzec 2020
— Esensja
Do kina marsz: Luty 2020
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
Do kina marsz: Styczeń 2020
— Esensja
Do kina marsz: Grudzień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Listopad 2019
— Esensja
Do kina marsz: Październik 2019
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2019
— Esensja
Do kina marsz: Sierpień 2019
— Esensja