Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

My, ludzie, którzy lubią złe filmy

Esensja.pl
Esensja.pl
Konrad Wągrowski
Każdy szanujący się kinoman wie, że gdy zły film przekroczy pewien poziom stanie się czymś, co można nazwać „dobrym, złym filmem” i jego oglądanie może sprawić niemałą frajdę. Ale oprócz tego nieudane, czy po prostu głupie produkcje mogą mieć choćby jedną scenę, dialog, czy odzywkę, która może zapaść w pamięć, a nawet wpłynąć na rozwój kinematografii. Przykłady? Proszę bardzo.

Konrad Wągrowski

My, ludzie, którzy lubią złe filmy

Każdy szanujący się kinoman wie, że gdy zły film przekroczy pewien poziom stanie się czymś, co można nazwać „dobrym, złym filmem” i jego oglądanie może sprawić niemałą frajdę. Ale oprócz tego nieudane, czy po prostu głupie produkcje mogą mieć choćby jedną scenę, dialog, czy odzywkę, która może zapaść w pamięć, a nawet wpłynąć na rozwój kinematografii. Przykłady? Proszę bardzo.
Czyż nie zdarzyło się wam czasem pomyśleć po seansie „Na litość boską, kto, po co i za czyje pieniądze nakręcił tak straszliwą szmirę?!”. Odpowiedź na to pytanie bywa różna – nieraz zdarza się, że twórcy nie mieli pojęcia jak okropny film tworzą. Przynajmniej tak wynika z komentarzy do wydania DVD – obejrzyjcie choćby dodatki do polskiej „komedii” „Rób swoje, ryzyko jest twoje” – sam film zdzierżą jedynie najbardziej wytrwali lub niewybredni. Bywa jednak i tak, że koszmarny film jest tworzony z całą premedytacją. Temu tematowi znakomite opowiadanie poświęcił amerykański pisarz John Brunner – w „Człowieku, który lubił złe filmy” za całą produkcję szmir odpowiada spisek angielskich dżentelmenów, mający na celu zdyskredytowanie twórczości amerykańskich wytwórni. Prawda pewnie jest dużo bardziej prozaiczna – złe filmy powstają z połączenia miłości do kina i totalnej indolencji twórczej. Ale każdy szanujący się kinoman wie, że gdy zły film przekroczy pewien poziom stanie się czymś, co można nazwać „dobrym, złym filmem” i jego oglądanie może sprawić niemałą frajdę. Ale oprócz tego nieudane, czy po prostu głupie produkcje mogą mieć choćby jedną scenę, dialog, czy odzywkę, która może zapaść w pamięć, a nawet wpłynąć na rozwój kinematografii. Przykłady? Proszę bardzo.
1. Tańce w Błękitnej Ostrydze
Każdy, kto był w latach osiemdziesiątych szczęśliwym posiadaczem magnetowidu, musiał zetknąć się z „Akademią Policyjną”. Opowieść o grupie zwariowanych policjantów była, obok „Szalonego Maksa” i filmów z Arnoldem Schwarzeneggerem, żelaznym repertuarem repertuaru wideo. Akademii powstało aż siedem, plus serial telewizyjny i kreskówka, a całość stała się symbolem komedii przepełnionej humorem najniższego lotu, na domiar złego eksploatującej ciągle ten sam zestaw kilku dowcipów sytuacyjnych. I choć w rankingach najgorszych filmów wszech czasów części 6 i 7 zajmują nieodmiennie wysokie miejsca, to są przynajmniej dwa powody, dla których film premierowy (też nie najwyższych lotów) przeszedł do historii. Po pierwsze – tzw. scena z mównicą. Przezabawna. Przedstawia ona ni mniej, ni więcej tylko ciągnięcie dru…, hmm, odwołajmy się do języków obcych – przedstawia tzw. ′blow job”, filmowany podobnie jak w filmie Andy′ego Warhola – poprzez ukazanie ekspresji na twarzy bohatera, tu komendanta policji. Dzięki tej scenie, film oglądany dziś, wyświetlany w telewizji zwykle w paśmie familijnym, w weekendowe popołudnie, musi powodować nieuniknioną refleksję na temat biednych, skonsternowanych rodziców. Co oni mają powiedzieć swemu dziecku, gdy ono zapyta: „Co ta pani właściwie robi temu panu?” i „Dlaczego ten pan robi takie miny?"… Istnieje też drugi wkład Akademii do kinematografii światowej, ale i języka potocznego. Przez pomyłkę dwóch niesympatycznych policjantów trafia do knajpy, gdzie zostają zmuszeni, aby „przetańczyć całą noc”. Dowcip w tym, że jest to bar gejowski, a w tańcu tulą ich inni mężczyźni. Ten raczej niepoprawny politycznie żart powtarzał się chyba we wszystkich następnych częściach cyklu – i zwykle bywał jedynym nadal śmiesznym. Do annałów zaś weszła nazwa lokalu – gdy ktoś próbuje opisać w dwóch słowach imprezę, na której występowała znaczna dysproporcja w reprezentacji płci, mówi: „Błękitna Ostryga” – i wszystko jasne.
2. Historia pewnego kłamstwa
Obecny gubernator Kalifornii ma w swym repertuarze na pewno więcej od prezydenta Reagana (nie uważanego w końcu za wybitnego aktora) filmów, których może się wstydzić. Większość z nich pochodzi, co prawda, z okresu tuż postkulturystycznego, ale i wśród późniejszych, tych już gwiazdorskich pozycji, niejeden z obrazów pozostawiał niemało do życzenia. „Commando” kolejny wielki przebój wideo, bywa tak absurdalny, że aż śmieszny. Scena finałowa, w której Arnold sam jeden wystrzeliwuje całą armię, to klasyka kina nazywanego popularnie „zabili go i uciekł”. „Commando” zapisało się jednak w pamięci dzięki jednemu, jedynemu dialogowi. Gdy Arnold chwyta jednego z porywaczy swojej córki, wymusza z niego zeznania trzymając za nogę nad przepaścią. Następnie pyta: „Pamiętasz, jak obiecywałem, że zabiję cię na końcu?”. „Tak! Tak!”. „Kłamałem” – po czym puszcza drania w przepaść. W ten oto sposób w filmie, w którym nie ma poza tym ani jednej choćby odrobinę wiarygodnej sceny, Arnold daje pokaz całkowicie racjonalnego zachowania. Przeciwstawia tu niepisanej absurdalnej filmowej regule dotrzymywania niewygodnych obietnic naprawdę zupełnie zdroworozsądkowe podejście.
3. Surfujące nimfy i nazistowskie dinozaury
Filmy pochodzące z wytwórni Troma, produkującej ekstremalnie niskonakładowe horrory, kino sensacyjne i przygodowe, cieszą się już od lat zasłużoną estymą. Oczywiście nie ze względu na swe zalety i wartości artystyczne, ale dlatego, że są to filmy według wszelkich kryteriów koszmarne – a więc można się przy nich doskonale bawić. Ale znaczenie filmografii Tromy dla społeczeństwa jest dużo szersze niż możliwość pozostania obrazami kultowymi dla garstki maniakalnych zapaleńców. Niemałe znaczenie mają bowiem tytuły filmów Tromy – tak wysmakowanych i oryginalnych zbitek słownych nie posiadały nawet arcydzieła literatury barokowej. Ma to niebagatelne znaczenie dla pewnej popularnej gry towarzyskiej, zwanej „kalamburami”, polegającej na pokazywaniu haseł, np. filmowych tytułów, za pomocą samych gestów. Spróbujcie zademonstrować przed znajomymi takie arcydzieła tytułologii jak „Barbarzyńska nimfa w piekle dinozaurów” (A nymphoid barbarian in dinosaur hell, 1991), „Surfujący naziści muszą umrzeć” (Surf nazis must die, 1987), czy „Kobieta pterodaktyl z Beverly Hills” (Pterodactyl woman from Beverly Hills, 1994)! Wielka szkoda, że tytuł-arcydzieło, „Wenusjański szwadron pedalskich esesmanów” jest jedynie wytworem wyobraźni wspomnianego już Johna Brunnera,
4. Daj się poćwiartować
Trudno w kilku słowach ująć wszystko, co kino grozy klasy „B” wniosło do światowej kinematografii. Pomińmy oczywistości – reżyserów, którzy później stali się uznanymi artystami (jak Cronenberg, Raimi, czy Jackson), czy też pewne rozwiązania fabularne i stylistyczne. Rzadko odnotowanym faktem jest również ten, że niskonakładowe filmy grozy (a wręcz popłuczyny po nich – czyli filmy z numerkami zdecydowanie przekraczającymi jeden) od lat są pierwszym przystankiem, z którego swą, nieraz zawrotną karierę, rozpoczynało wiele atrakcyjnych kobiecych gwiazd współczesnego kina. Przykłady? Linda Hamilton, przed swą rolą w „Terminatorze”, wystąpiła w „Dzieciach kukurydzy”, filmie mającym podobno coś wspólnego z opowiadaniem Stephena Kinga. Charlize Theron nim stała się gwiazdą „Wbrew regułom”, biegała po polu kukurydzy w „Dzieciach Kukurydzy 3”. Ta seria pozwoliła zresztą zaistnieć także Naomi Watts, która przed współpracą z Davidem Lynchem przy „Mulholland Drive”, uatrakcyjniła swą osobą część 4 tej serii horrorów, a Eva Mendes nim została zabita w „Pewnego razu w Meksyku” przez Johnny′ego Deppa próbowała zachować życie w „Dzieciach Kukurydzy 5”. Jamie Lee Curtis, swą karierę rybki zwanej Wandą, zawdzięcza „Halloween” Johna Carpentera, a Patricia Arquette przed „Zagubioną autostradą”, śniła o Freddym Kruegerze w „Koszmarze z Elm Street 3”. Wniosek? Jeśli jesteś ładną dziewczyną i marzy ci się kariera aktorki, najlepiej na początek daj się poćwiartować piłą mechaniczną w jakimś trzeciorzędnym sequelu kultowego cyklu horrorowego.
5. Ręce Caldera
Marek Piestrak miałby z pewnością ogromne szanse w plebiscycie na najgorszych polskich reżyserów wszech czasów. To właśnie jemu zawdzięczamy takie dzieła jak „Wilczyca” i „Klątwa Doliny Węży”, prawdziwe perełki dla miłośników złych filmów. Dziełem Piestraka jest także „Test pilota Pirxa” – ekranizacja jednego z opowiadań Stanisława Lema. I choć daleko mu do takich osiągnięć Klątwy, jak żaróweczka na czole zmutowanego kosmity, to pozostaje Test filmem słabym. Piestrak nie miał pojęcia jak oddać tło opowiadania Stanisława Lema i to, czego nie widać bezpośrednio na ekranie, opowiada głosem zza kadru. Scenografia i wątek sensacyjny śmieszy, restauracja McDonalds ma sugerować XXI stulecie. Siergiej Desnitski jako Pirx jest wyjątkowo bezbarwny, a z filmu wieje nudą. Ale jest w tym obrazie jedna, jedyna scena, która niemałej rzeszy widzów (w dużej mierze młodych) zapadła mocno w pamięć. Scena u Lema opisana w kilku słowach, w filmie ukazana z całą dosłownością. Gdy, w momencie kulminacji, Pirx daje rozkaz zwiększenia ciągu dowodzonego przez siebie statku kosmicznego, rywalizujący z nim android Calder (Zbigniew Lesień) próbuje mu przeszkodzić. Widzimy szczegółowo, jak w momencie przyspieszania ręce Caldera rozrywają się, ukazując pod sztuczną skórą przewody robota. I ta właśnie rozdzierana skóra śniła się po nocach wielu młodocianym wielbicielom fantastyki. Oczywiście, nie jest trudno widza przestraszyć, czy wywołać obrzydzenie nawet w słabym filmie, istnieją całe rzesze sprawdzonych chwytów. Ale ręce Caldera są chyba jedynym tak sugestywnym motywem w polskiej kinematografii – i dlatego należy im się wzmianka.
• • •
To tylko mały wycinek tego, co dały ludzkiej cywilizacji złe filmy. Zachęcam do zabawy w wyszukiwanie kolejnych argumentów, na pewno każdy ma własną listę. Cóż, nawet wspomniane „Rób swoje, ryzyko będzie twoje” znajduje swoich zwolenników – internetowy fan stwierdził, że tego filmu nie zrozumie nikt, kto nie siedział w więzieniu (czy reżyser wiedział, do kogo adresuje swe „dzieło"?). Czyżby każdy film miał swego, choćby jedynego, fana? Najwyraźniej tak. Kino to naprawdę wspaniały wynalazek.
koniec
1 grudnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

DVD: Rób swoje, ryzyko jest twoje
— Konrad Wągrowski

Krótko o filmach: Kwiecień 2002
— Michał Chaciński, Artur Długosz, Dominik Herman, Eryk Remiezowicz

Więcej i zmyślniej róbcie
— Eryk Remiezowicz

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.