Peter Jackson: wariat ze skrzydłamiBiorąc pod uwagę niezwykłą popularność i artystyczny sukces pierwszej części nowej ekranizacji „Władcy pierścieni”, uznaliśmy w Esensji, że to dobra okazja do przybliżenia czytelnikom sylwetki twórcy tego filmu, Petera Jacksona. Dotychczasowe dokonania Jacksona w kinie, jakkolwiek bardzo ciekawe, były w większości ograniczone do wąskiego kręgu odbiorców i znane głównie wtajemniczonym fanom. Jako że w szeregach Esensji mamy długoletnich wielbicieli reżysera, postanowiliśmy zaprezentować dokładniejszy obraz jego „drogi do sławy”, zamiast popularnych w filmowej prasie i niewiele mówiących krótkich notek biograficznych. Czytelników żądnych wiedzy na temat realizacji „Władcy pierścieni” uprzedzamy jednak, że poniższy tekst koncentruje się przede wszystkim na wcześniejszych dokonaniach reżysera. W poszukiwaniu szczegółów tej ostatniej produkcji odsyłamy po prostu do dostępnego w każdej księgarni, znakomitego oficjalnego przewodnika po filmie, autorstwa Briana Sibleya.
Michał ChacińskiPeter Jackson: wariat ze skrzydłamiBiorąc pod uwagę niezwykłą popularność i artystyczny sukces pierwszej części nowej ekranizacji „Władcy pierścieni”, uznaliśmy w Esensji, że to dobra okazja do przybliżenia czytelnikom sylwetki twórcy tego filmu, Petera Jacksona. Dotychczasowe dokonania Jacksona w kinie, jakkolwiek bardzo ciekawe, były w większości ograniczone do wąskiego kręgu odbiorców i znane głównie wtajemniczonym fanom. Jako że w szeregach Esensji mamy długoletnich wielbicieli reżysera, postanowiliśmy zaprezentować dokładniejszy obraz jego „drogi do sławy”, zamiast popularnych w filmowej prasie i niewiele mówiących krótkich notek biograficznych. Czytelników żądnych wiedzy na temat realizacji „Władcy pierścieni” uprzedzamy jednak, że poniższy tekst koncentruje się przede wszystkim na wcześniejszych dokonaniach reżysera. W poszukiwaniu szczegółów tej ostatniej produkcji odsyłamy po prostu do dostępnego w każdej księgarni, znakomitego oficjalnego przewodnika po filmie, autorstwa Briana Sibleya. Gustowna okładka brytyjskiego wydania wideo 'Złego smaku'. Właśnie – „telewizja”. Jako dziecko lat 60. Jackson załapał się już do grupy przyszłych filmowców wychowanych na tym medium. Nie zdążył wprawdzie dołączyć do pierwszej fali ważnych dziś twórców, którzy wskazują na telewizję jako na podstawowe źródło swoich inspiracji (George Lucas, Steven Spielberg itd.), ale może to i lepiej. O ile Lucas i Spielberg wielokrotnie zdradzali wpływy bardziej naiwnego kina klasy B z lat 50., o tyle Jackson czerpał również inspirację z programów, że tak powiem, nieco bardziej ryzykownych. Z jednej strony w dzieciństwie fascynowały go produkcje przygodowe, zwłaszcza te wykorzystujące animację poklatkową – wśród swoich absolutnie ulubionych filmów z młodości wymienia m.in. „King Konga” z 1933 roku, z efektami specjalnymi Willisa O′Briena (ten film odegra zresztą pewną rolę w przyszłej karierze reżyserskiej Jacksona). Wśród bardziej współczesnych produkcji reżyser wspomina m.in. o fascynacji kukiełkowym serialem „Thunderbirds”. Jednym z jego największych idoli był również Ray Harryhausen, uczeń O′Briena i jeden z mistrzów animacji poklatkowej. Pod wpływem tych nazwisk i tytułów młody Jackson sam zaczął eksperymentować z tworzeniem modeli, makiet, masek itd. Z drugiej strony pojawiły się inspiracje znacznie mniej konwencjonalne – telewizyjna sensacja przełomu lat 60. i 70. – seria „Latający cyrk Monty Pythona”, horrory brytyjskiej wytwórni Hammer oraz filmy odkrywanego na nowo przez zachodnią telewizję Bustera Keatona z jego niesłychanie pomysłowymi, świetnie przemyślanymi, „matematycznymi” gagami. Keaton był również dla młodego Jacksona wzorem z jeszcze innego powodu – w swoim najlepszym okresie był w zasadzie filmowym samograjem, jako pomysłodawca, autor scenariusza, reżyser, główny aktor i współproducent własnych filmów. W rezultacie tych zainteresowań Jackson jako nastolatek spędzał wolny czas realizując krótkometrażówki wzorowane na filmach swoich idoli. Kręcił z przyjaciółmi małe obrazki przygodowe, przygotowując do nich własne modele, samodzielnie realizując prymitywne animacje poklatkowe, scenografię, efekty specjalne itp. Wspominając dzisiaj ten okres reżyser dodaje półżartem, że bynajmniej nie zawsze były to ot, takie sobie, zwykłe rozrywkowe kawałki – Jackson potrafił z paroma kolegami przygotować w ogrodzie rodziców okopy, aby w weekend nakręcić w nich kilkuminutowy dramat wojenny. Fascynacja z dzieciństwa stopniowo przeradzała się w poważne postanowienie dotyczące przyszłości. W wieku 20 lat Jackson kupił kamerę 16-milimetrową i zaczął szukać możliwości nakręcenia niskobudżetowego, kilkunastominutowego obrazu, który mógłby wykorzystać w charakterze przepustki do świata filmu. Nie znalazł chętnych do udzielenia pomocy finansowej w realizacji takiego projektu, toteż postanowił wszystko zrobić sam – ostatecznie od ponad 10 lat i tak dokładnie w ten sposób podchodził do swojego hobby. W 1983 roku Jackson zaczął realizować to, co miało rozrosnąć się z planowanych kilkunastu minut do zwykłego długiego metrażu i stać się pierwszym znanym filmem reżysera – „Bad Taste”, czyli „Zły smak”. Pomysł jak najbardziej pasował do tytułu: małą mieścinę na odludziu zaczynają kolonizować przedstawiciele obcej cywilizacji, z którymi musi poradzić sobie (oczywiście w obrzydliwie krwawy sposób) specjalna rządowa ekipa oddelegowana do tych zadań. Do udziału w przedsięwzięciu Jackson namówił kilku kolegów, którzy zgodzili się poświęcić swoje weekendy, a do pojedynczych epizodów – nawet członków własnej rodziny. (W tygodniu reżyser pracował wówczas w redakcji lokalnej gazety, finansując film z otrzymywanej pensji.) Pracując po nocach nad kostiumami, dalszą częścią historii i efektami specjalnymi, a w weekend realizując zdjęcia, Jackson kręcił bardzo powoli. Do tego stopnia, że po kilkunastu miesiącach entuzjazm znajomych zaczął ustępować zmęczeniu i dokończenie projektu stanęło pod dużym znakiem zapytania. Jackson postanowił zweryfikować koncepcję filmu, zmienić nieco historię i postacie i sam „dograć” odpowiednie sceny. W rezultacie w filmie pojawiła się nieplanowana główna postać niezbyt rozgarniętego młodzieńca walczącego z przybyszami z kosmosu, brawurowo zagrana przez samego Jacksona. Blisko końca realizacji Jackson postanowił oficjalnie szukać dodatkowych funduszy i spotkał się z pierwszymi reakcjami na własną pracę. Po spotkaniu, na którym młody reżyser zaprezentował 75 minut gotowego materiału, Nowozelandzka Komisja Filmowa przyznała mu dofinansowanie na dokończenie filmu. Opóźnienie i zmiany koncepcyjne w produkcji w końcowej fazie pracy dały Jacksonowi możliwość nawiązania do kilku ważnych wydarzeń filmowych z ówczesnego okresu. W połowie lat 80. w horrorze pojawiło się nagle paru młodych, utalentowanych reżyserów, którzy wprowadzili do gatunku powiew świeżości. Horror zdążył już wówczas zapętlić się w kolejnych wtórnych produkcjach dla nastolatków, dyskontujących sukces „Halloween” Johna Carpentera, gdy nagle w ciągu 2-3 lat na scenie pojawili się nowi, utalentowani twórcy z innym podejściem – znacznie lepiej wyszkoleni technicznie i charakteryzujący się znacznie bardziej drapieżnym poczuciem czarnego humoru. Najważniejszymi spośród nich byli Sam Raimi, Stuart Gordon wraz ze swoim producentem Brianem Yuzną oraz Dan O′Bannon (jedyny w tej grupie „weteran”, który wprawdzie działał w branży już od dziesięciu lat, m.in. jako współpracownik Carpentera i autor scenariusza do „Obcego” Ridleya Scotta, ale dopiero w 1985 roku zdecydował się na debiut reżyserski). Jackson odnalazł w ich filmach model kina, jaki sam chciał realizować. Bodaj najbliższym sytuacji Jacksona był Sam Raimi – mniej więcej rówieśnik Nowozelandczyka – który w 1983 roku wraz z grupą przyjaciół nakręcił znakomity niskobudżetowy horror „Evil Dead” (polskich tłumaczeń tego tytułu było co najmniej pół tuzina) i wywołał nim sensację w branży. Raimi i Gordon wywarli na Jacksonie ogromne wrażenie odważnymi rozwiązaniami technicznymi, ale i bezkompromisowością poczucia humoru. Do dziś reżyser wymienia ich filmy wśród głównych inspiracji swoich wczesnych produkcji. W pierwszym filmie Jacksona zwłaszcza końcowa konfrontacja z obcymi wydaje się mocno podobna do pomysłów Raimiego. Okładka wydania wideo 'Meet the Feebles' nie wprowadza widza w błąd. Reklamowe hasło wzięto z plakatów: Jak ogląda się „Zły smak” z dzisiejszej perspektywy? Bardzo dobrze. Film jest zabawny, porządnie nakręcony i jak na produkcję rodzoną w takich bólach zaskakująco dobrze „trzyma się kupy”. Oczywiście gołym okiem widać w filmie minimalny budżet, ale nawet sama tylko obserwacja sposobów pokonania ograniczeń finansowych przez Jacksona dostarcza rozrywki w trakcie seansu. Zresztą w odróżnieniu od Davida Lyncha, którego debiutancka „Głowa do wycierania” przeszła podobnie ciężką drogę na ekran, Jackson nie ukrywa szczegółów technicznych swojego debiutu. Bez ogródek przyznaje się na przykład, że do zaprezentowania mózgu w kilku scenach filmu zrezygnował z imitacji i wykorzystał… prawdziwy mózg owcy, który nietrudno było mu zdobyć w wiejskiej okolicy. „Zły smak” od samego początku pokazał to, co w kinie Jacksona do dziś pozostaje jego mocną stroną: pomysłowość realizacyjną, umiejętność tworzenia zwartych fabuł i świetne wyczucie czarnego humoru, połączone zarazem z wyczuciem mniej agresywnego dowcipu. |
Dziesięć miesięcy po „Końcu gry” Hans Kloss powrócił do Teatru Sensacji. Od października 1966 roku rozpoczęto (comiesięczną) emisję pięciu kolejnych odcinków „Stawki większej niż życie”. Na pierwszy ogień poszedł – ponownie wyreżyserowany przez Andrzeja Konica – „Czarny wilk von Hubertus”, czyli opowieść o tym jak J-23 stara się zlikwidować działający w okolicach Elbląga oddział Werwolfu.
więcej »Wyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
więcej »Wielbiciele Hansa Klossa mogli w czwartkowy wieczór 16 grudnia 1965 roku poczuć wielki smutek. W ramach Teatru Sensacji wyemitowano bowiem „Koniec gry”, spektakl zapowiadany jako ostatni odcinek „Stawki większej niż życie”. Jak się niespełna rok później okazało, wcale tak nie było. J-23 powrócił na „mały ekran”. Mimo że jego pierwsze rozstanie z widzami nie należało do szczególnie spektakularnych.
więcej »Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
„Ten film był dnem dna”, czyli historia ekranizacji prozy Stanisława Lema
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Great Scott!
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Alicja Kuciel, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (1)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski
Dwóch samurajów
— Michał Chaciński
Quiz: Czy nadajesz się na producenta filmowego?
— Michał Chaciński
Kill Bill - czwórgłos
— Marta Bartnicka, Michał Chaciński, Anna Draniewicz, Konrad Wągrowski
Szara strefa moralności
— Michał Chaciński
Więcej czasu, mniej Apokalipsy
— Michał Chaciński
Dorastanie w drodze
— Michał Chaciński