Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Indiana Jones: Sześć najbardziej nieudolnych podróbek Indiany Jonesa

Esensja.pl
Esensja.pl
Konrad Wągrowski
Co mają ze sobą wspólnego Flash Gordon, Frank C. Dobbs, T. E. Lawrence, Zorro, James Bond i Han Solo? Otóż każdy z nich w jakimś stopniu był inspiracją postaci Indiany Jonesa. Dużo liczniejsza jest jednak rzesza bohaterów, dla których to archeolog w kapeluszu był pierwowzorem. Jack C. Colton, Krokodyl Dundee i Rick O’Connel byli nawet OK – pisaliśmy o nich w naszym kanonie kina przygodowego. Dziś więc czas na tych, którzy pokazali, że wcale nie tak łatwo być nowym Indianą.

Konrad Wągrowski

Indiana Jones: Sześć najbardziej nieudolnych podróbek Indiany Jonesa

Co mają ze sobą wspólnego Flash Gordon, Frank C. Dobbs, T. E. Lawrence, Zorro, James Bond i Han Solo? Otóż każdy z nich w jakimś stopniu był inspiracją postaci Indiany Jonesa. Dużo liczniejsza jest jednak rzesza bohaterów, dla których to archeolog w kapeluszu był pierwowzorem. Jack C. Colton, Krokodyl Dundee i Rick O’Connel byli nawet OK – pisaliśmy o nich w naszym kanonie kina przygodowego. Dziś więc czas na tych, którzy pokazali, że wcale nie tak łatwo być nowym Indianą.
Dr Allan Quatermain (Richard Chamberlain, „Kopalnie króla Salomona”, 1985)
Tak to już bywa, że oszałamiający sukces jakiegoś tytułu wywołuje u producentów gorączkowe działania w poszukiwaniu zbliżonego pomysłu, tematu, dzieła do ekranizacji. Tak „Gwiezdne wojny” zaowocowały niegdyś „Battlestar Galacticą” (pierwszy pomysł na tytuł tego serialu brzmiał… ”Star Worlds”), tak po gradzie Oscarów i miliardowych zyskach „Władcy Pierścieni” Petera Jacksona jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne produkcje fantasy z „Narnią”, „Eragonem” czy „Złotym kompasem” na czele. To miało miejsce również w latach 80. „Poszukiwacze zaginionej Arki” zaskoczyli swą popularnością wszystkich, a producenci nerwowo zaczęli szukać pomysłów na powielenie sukcesu Lucasa i Spielberga. Znaleziono szybko klasyczną książkę przygodową H. Riddera Haggarda „Kopalnie króla Salomona” i jej sympatyczną ekranizację z roku 1950. Remake miał być pomysłem na powielenie sukcesu Indiany.
Problem w tym, że do roli głównej zatrudniono 51-letniego wówczas Richarda Chamberlaina, który z pewnością nie miał w sobie nic z charyzmy Harrisona Forda, na dodatek wyraźnie źle się czuł w roli dzielnego odkrywcy. Scenariusz był monotonny, z efektownych scen z trudem można sobie przypomnieć jedynie ucieczkę od ludożerców wewnątrz wielkiego kotła, nędzną namiastkę Jonesowej kaskaderki. Małym promyczkiem był występ 27-letniej Sharon Stone – choć trudno w to dziś uwierzyć – wówczas ślicznej i dziewczęcej.
Rok później Allan Quatermain wyruszył jeszcze na poszukiwanie Zaginionego Miasta Złota i szczęśliwie zaginął już bezpowrotnie wraz z nim.
Profesor Jan Tarnas (Krzysztof Kolberger, “Klątwa Doliny Węży”, 1988)
I my mamy naszego Indianę Jonesa! Przygodowy film science fiction Marka Piestraka „Klątwa Doliny Węży” miał być polską wersją „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Wymyślono artefakt, egzotyczną scenerię, bohaterów, dramatyczny finał. Zapomniano jednak o jakichś 20 milionach dolarów, które są raczej niezbędne, gdy chce się tworzyć kino przygodowe z rozmachem. W efekcie otrzymaliśmy „Indianę” na miarę naszych (PRL-owskich) możliwości – nieprawdopodobnie śmieszny film, który do dziś jest przebojem pokazów złego kina. Każdy, kto oglądał „Klątwę Doliny Węży” z pewnością nadal nie może otrząsnąć się po ataku ogromnego tekturowego węża lub wspomina niezatarte wrażenie, jakie zostawiał kosmita-mutant z lampką na środku czoła. Ewa Sałacka robiła obowiązkowy w naszym kinie lat 80. negliż, a trzech świetnych skądinąd aktorów – Roman Wilhelmi, Krzysztof Kolberger i Leon Niemczyk – miotało się nieprawdopodobnie w absurdalnych rolach w idiotycznym scenariuszu. Kolberger grał tu profesora Sorbony – on więc z tej trójki najlepiej pretenduje do roli polskiego Indiany.
„Klątwa Doliny Węży” to najgorszy film Marka Piestraka. Zważywszy, że mówimy o reżyserze „Wilczycy” i jej nieszczęsnego „Powrotu” – jest to niemałe osiągnięcie.
Lara Croft (Angelina Jolie, “Tomb Raider”, 2001)
Lara Croft należy do najbardziej udanych pomysłów na naśladownictwo Indiany Jonesa. Dlaczego więc znajduje się w naszym zestawieniu? Bo, mówiąc o sukcesie, mam oczywiście na myśli postać z gry komputerowej, a nie bohaterkę jej ekranizacji. Arcyseksowna pani archeolog o arystokratycznym pochodzeniu zrewolucjonizowała gatunek gier TPP. Kluczem do sukcesu nie był pomysł, by tematem uczynić poszukiwanie starożytnych artefaktów oraz pościgi i potyczki, bo to świetnie znamy z filmów o Indym. Kluczem do sukcesu było założenie, by czyniła to dziewczyna z długim warkoczem, w koszulce bez rękawków, w krótkich spodniach, ściśle przylegających do zgrabnej pupy. Jak się okazało, z taką postacią identyfikować chcieli się… wszyscy mężczyźni.
Dlaczego to nie wypaliło w kinie? Przecież do głównej roli zatrudniono Najseksowniejszą Wśród Żywych – panią Angelinę Jolie. Ubrano ją jak grafik komputerowy przykazał i wyprawiono po tajemnicze magiczne artefakty. O dziwo, okazało się, że film jednak rządzi się innymi prawami niż gra komputerowa (o czym wielu twórców cały czas zapomina) i potrzebuje jednak jakiegoś scenariusza… Proste pomysły, które sprawdzają się podczas rozgrywki, w kinie po prostu nużą. Nie było magii, nie było zagadki, nie było dreszczyku – było wrażenie wymuszonego kina bez duszy, skazanego na sukces finansowy dzięki ogromnej kampanii reklamowej.
A potem przyszła jeszcze następna część – „Tomb Raider 2: Kolebka życia”, o której szczęśliwie już nikt nie pamięta. I to tyle na temat „Indiany Jonesa w spódnicy” (a właściwie w krótkich spodenkach).
Ben Gates (Nicholas Cage, “Skarb narodów”, 2004)
Nicholas Cage jest w gruncie rzeczy niezłym aktorem, o ile grywa role osób niedających sobie rady z życiem, zagubionych, neurotycznych, po przejściach – patrz „Adaptacja” czy „Naciągacze”. Pomysł, aby uczynić z niego nowego Indianę Jonesa miałby więc sens, gdyby miał to być Indiana neurotyczny i zagubiony (cechy dla archeologa-awanturnika raczej niewskazane). Niemniej obsadzono go w „Skarbie narodów”, czyli kolejnym filmie z serii „naukowiec wraz z dziewczyną i przyjacielem szuka zaginionego skarbu, a banda złych gości depcze mu po piętach” i efekt – z wiecznie spiętym Cage’em – był niezbyt porywający. Dodatkowo, w przeciwieństwie jednak do kina Lucasa i Spielbera, jednym z głównych celów tego filmu jest edukowanie amerykańskiej młodzieży, stąd dydaktyczny smrodek unoszący się nad całą produkcją, dla widza spoza USA mocno irytujący.
Być może Cage nie dostałby się na moją listę, bo – pomijając już jego wiecznie przygnębione oblicze – „Skarb narodów” nie jest filmem aż tak złym (całkiem niezłe tempo), gdyby nie zeszłoroczny sequel, o którym już nic dobrego powiedzieć się nie da. Idiotyzm rozwiązań fabularnych, brak tempa, nuda i Najmniej Dramatyczny Finał Kina Przygodowego w ostatniej dekadzie.
Dirk Pitt (Matthew McConaughey, „Sahara”, 2005)
Z bliżej niewiadomych powodów ktoś w Hollywood cały czas uważa, że Matthew McConaughey ma charyzmę. Tylko że jak dotąd nie miał okazji jej okazać i wciąż trzeba mu dawać szansę – a nuż kiedyś zaskoczy. W żaden inny sposób nie mogę wytłumaczyć sobie, jak ktoś przy zdrowych zmysłach wywala 130 milionów dolarów na ekranizację przeciętnej powieści Clive’a Cusslera, do roli bohatera kina przygodowego (zakładam, że z potencjałem na kilka sequeli) zatrudniając właśnie ślicznego McConaugheya. Aby nie było lekko – każąc mu jeszcze zapuścić wąs (Harrison Ford nie miał wąsa! To Selleck miał! Ale on nie zagrał Indy’ego! Wszyscy zapomnieli?) i dając za partnerkę Penelope Cruz, która miała okazję zagrać tu jedną z najbardziej drewnianych ról w swej karierze.
Aha – poza tym film razi chaosem, fatalną konstrukcją, brakiem pomysłu na wprowadzenie bohaterów i zawiązanie akcji. A logika… Jaka logika? Mówimy przecież o ekipie poszukującej amerykańskiego pancernika z okresu wojny secesyjnej, zagrzebanego w piaskach Sahary. Na końcówkę natomiast litościwie spuśćmy zasłonę milczenia.
Dr Robert Langdon (Tom Hanks, „Kod da Vinci”, 2006)
Tak jest – główny bohater osławionej powieści Dana Browna to przecież kolejne wcielenie Indy’ego. Naukowiec, erudyta, wpleciony w aferę dotykającą Najważniejszej Tajemnicy w Historii Ludzkości, wyrusza, aby odnaleźć swego Graala. Oczywiście nie zabraknie ludzi, którzy będą chcieli mu w tej misji przeszkodzić.
Tom Hanks to całkiem niezły kandydat do takiej roli – gdyby zechciał zagrać ją w swoim stylu: z luzem, elementami humoru i odrobiną dystansu. Z bliżej niewiadomych powodów zdecydował się jednak na rolę drętwą, sztywną i śmiertelnie poważną. Cały zaś film sprawiał wrażenie, jakby wszyscy, którzy przy nim pracowali, stwierdzili: „Panowie, przecież sukces frekwencyjny jest przesądzony, po co właściwie mamy się przemęczać? Odwalmy ten film raz-dwa i walimy na piwo”. Hanks ze swą rolą także ładnie się wpisuje w ten schemat.
Informacja, że w przyszłym roku Robert Langdon powróci w ekranizacji „Aniołów i demonów” raczej więc nikogo nie elektryzuje.
koniec
21 maja 2008

Komentarze

15 IV 2010   12:59:56

indiana jones!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ekstra filmy jestem dzieckiem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

15 IV 2010   13:42:27

@natalia
Twój powyższy komentarz został administracyjnie skrócony. Usunięte zostały zbędne, nic nie wnoszące do treści fragmenty i puste spacje. Wiesz, o co chodzi. Nie rób tego więcej, bo będziemy zmuszeni je usuwać.

08 IV 2014   12:58:40

I jak widać, dawanie szansy Matthew McConaugheyowi w końcu się opłaciło i gość "zaskoczył", czego efektem jest oscar. Może nie do końca w roli awanturnika, ale jednak.

24 XII 2018   19:58:33

Ech, nigdy nie rozumiałem, czemu ludzie tak nisko cenią „Kopalnie króla Salomona”. Poznałem je nawet wcześniej niż Indianę Jonesa i od razu zrobiły na mnie prześwietne wrażenie (wiem, wiem, to była połowa lat 80., a ja szczyl), bo to był kapitalny film przygodowy z niesamowitymi elementami grozy – i dziś także bawię się na nim znakomicie. A złego czucia roli u Chamberlaina nigdy nie stwierdziłem, wręcz przeciwnie, gość prezentuje się nad wyraz efektownie. Co do „Zaginionego Miasta Złota”, pełna zgoda, to nędzne popłuczyny po znakomitym poprzedniku. Za to telewizyjnej ekranizacji z Patrickiem Swayze nigdy nawet nie zamierzałem tykać...

19 VII 2021   12:48:56

Po latach-
"Klątwa doliny węży" znalazła swoje uznanie, w końcu od czego nagroda jej imienia.
"Sahara"- popłuczyny z historii z udziałem D.P., nawet nie jest pewne, czy to nie napisał czasem jakiś ghostwriter, z których Cussler już często wtedy korzystał.
"Kopalnie króla Salomona"- no cóż, świetny aktor telewizyjny (vide "Doktor Kildare", "Szogun") próbował podreperować swój budżet emerytalny. Pomysł był dobry (Allan Quartermain wcale młodzieniaszkiem nie był), wyszło jak wyszło.
"Tomb Raider"- wyszły nowe egranizacke, nagle nastoletnie dziewczę okazało się być maszyną do zabijania.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.