Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

10 filmów, które w końcu macie szansę zobaczyć

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Dlaczego po obsypanych nagrodami i wyjątkowo dochodowych trzech przygodach Indiany Jonesa na kolejną trzeba było czekać blisko dwie dekady? No cóż, „Królestwo Kryształowej Czaszki” przeszło przez prawdziwe piekło. Producenckie. Nie ono jedno zresztą – poniżej 10 najciekawszych filmów, które prawie na pewno wyjdą z takiego piekła w najbliższym czasie.

Jakub Gałka

10 filmów, które w końcu macie szansę zobaczyć

Dlaczego po obsypanych nagrodami i wyjątkowo dochodowych trzech przygodach Indiany Jonesa na kolejną trzeba było czekać blisko dwie dekady? No cóż, „Królestwo Kryształowej Czaszki” przeszło przez prawdziwe piekło. Producenckie. Nie ono jedno zresztą – poniżej 10 najciekawszych filmów, które prawie na pewno wyjdą z takiego piekła w najbliższym czasie.
„Półkowniki” to nie tylko wstydliwe wspomnienie PRL-u, również kapitalizm ma swoje odpowiedniki, choć oczywiście przyczyna „półkowania” jest inna. „Shelved movies” to obecnie w Hollywood norma – pojawia się pomysł, może nawet scenariusz, czasem rzucone są już nazwiska ekipy… i co? I nic. Projekt wędruje na półeczkę. Bo, na przykład, pojawiły się nowe pomysły, bo nie spodobał się scenariusz, bo aktorzy nie mają wolnych terminów. Normalna rzecz, właśnie dlatego produkcja filmu trwa kilka lat, z czego same zdjęcia to zwykle ledwie kilka miesięcy. Czasem jednak film trafia na półkę na wyjątkowo długo, grzęźnie w bagnie. Po prostu trafia do producenckiego piekła. „Development hell” to miejsce, w którym smażą się pomysły zbyt dobre, aby z nich zrezygnować, a – z różnych powodów – niedające się przenieść na ekran natychmiast.
Zresztą wymienione wyżej przyczyny to zwykle tylko wierzchołek góry lodowej: napisanie scenariusza, znalezienie reżysera i zgranie terminów gwiazd to pikuś. Gorzej, jeśli producent, a właściwie stojące za nim studio, zacznie wybrzydzać: a to scenariusz mało przebojowy, a to tu trzeba coś dopisać, a to tam, a to ten aktor jest akurat na topie i jego trzeba zatrudnić… Nie mówiąc już o batalii, często sądowej, o prawa do ekranizacji danej książki, remake’owania już nakręconego filmu czy choćby wykorzystanie jakiegoś powszechnie znanego bohatera. Jednym słowem, diabełek, trzymający rozpoczęte projekty w piekle, nosi imię Kasa. Pomysł więc sobie leży, przechodzi różne, czasem daleko idące metamorfozy, a widzowie się niecierpliwią i dziwują, czemu bestsellerowa powieść nie jest ekranizowana, a kasowy film nie doczekał się kontynuacji.
Nawiązując do 10 filmów, których zapewne nigdy nie zobaczycie, tym razem lista obrazów, które również rodzą się w bólach (lub w końcu urodziły – jak pierwsza pozycja na liście), ale w końcu mają szansę ujrzeć światło dzienne (w nawiasach data premiery filmu wraz z datą rozpoczęcia produkcji):
Indiana Jones (1989 – 22 maja 2008)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
„Ostatnia krucjata” stała się najbardziej dochodowym filmem serii – zarobiła blisko 500 mln dolarów – ale i wcześniejsze odsłony nie były wiele gorsze. Cały pomysł okazał się wielkim przebojem i przebąkiwano o tym, jakoby Spielberg i Lucas zakontraktowali się na w sumie pięć filmów o nietypowym archeologu. Żyć, nie umierać i kręcić, kręcić, kręcić. No i panowie S. i L. zaczęli kręcić. Nosami. Celował w tym zwłaszcza Lucas, który powtarzał, że jeśli ktoś da mu kiedyś dobry scenariusz, to może i owszem, ale na razie na to się nie zanosi. Zresztą przymiotnik w tytule trzeciej części był bardzo wymowny. Temat był jednak na tyle nośny, że plotki o kontynuacji pojawiały się właściwie co roku, cały czas jednak – co Lucas i Spielberg potwierdzali nawet ostatnio – problemem był scenariusz. Pierwsze skrypty pojawiły się w latch 1992-1995, ale zostały odrzucone: twórcom postaci doktora Jonesa nie podobało się, że opowiadają… o inwazji kosmitów!
Widać było jednak, że koncept powraca, bo w telewizji pojawił się serial „Kroniki młodego Indiany Jonesa”, którego Lucas był producentem wykonawczym. To ponoć przy okazji kręcenia tej serii George zaczął fascynować się historiami o indiańskich kryształowych czaszkach. Również niejaki Max McCoy, autor czytadeł o przygodach Indy’ego, wplótł kryształowe czaszki w aż cztery ze swoich powieści. Zdawało się, że przełom w podejściu do kontynuacji nastąpił w roku 2000, gdy Ford utyskiwał w wywiadach, że niedługo będzie za stary na tę rolę, Spielberg obiecał, że Indy niedługo powróci, a M. Night Shyamalan, świeżo po sukcesie „Szóstego zmysłu” przyznał, że spotykał się w sprawie Indiany ze Spielbergiem (prawdopodobnie jako scenarzysta). Według plotek – podsycanych przez otwarcie w tokijskim Disneylandzie atrakcji zatytułowanej „Indiana Jones Adventure: Temple of the Crystal Skull” – zdjęcia miały się rozpocząć w 2002 roku. Na przeszkodzie stanęły jednak kalendarze: Lucas wybrał powrót do swojego innego wielkiego dzieła, „Gwiezdnych wojen”, a Shayamalan zajął się „Znakami”. Karuzela nazwisk mniej lub bardziej znanych scenarzystów – m.in. Stephen Gaghan, Tom Stoppard czy Frank Darabont – rozkręciła się na dobre.
W maju 2002 roku gruchnęła wieść, że Darabont, odpowiedzialny za kilka odcinków serialu, pracuje nad skryptem Lucasa i film miałby trafić do kin już za trzy lata. Kilkanaście miesięcy później okazało się jednak, że scenariusz nie spełnia wymogów Lucasa, więc zająć się nim musiał kolejny oddział scenarzystów. Największym problemem była bodaj obecność nazistów i nieuwzględnienie Sowietów – zarzut bądź co bądź słuszny wobec historii, która rozgrywać się miała w latach 50. (poza tym Spielberg wzdragał się przed banalizowaniem wizerunku nazistów po tym, jak nakręcił „Listę Schindlera”, a Lucas ponoć usłyszał gdzieś, że… Stalin interesował się kryształowymi czaszkami!). W 2006 roku Harrison Ford ogłosił, że jeśli film nie zostanie nakręcony do 2008, porzuca ten pomysł na zawsze… i machina ruszyła. W styczniu następnego roku LucasFilm potwierdził oficjalnie datę premiery filmu, a w czerwcu rozpoczęły się zdjęcia (więcej o historii „Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki” w publikowanym niedawno tekście Kamila Witka).
Gra Endera (1985 – 2008)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Pierwsze pogłoski o ekranizacji słynnej powieści Orsona Scotta Carda sięgają czasów napisania powieści, a więc połowy lat 80. Jednak dopiero po dziesięciu latach, w roku 1996, rozpoczęła się praca nad scenariuszem – pod nadzorem samego pisarza. Kolejne pół dekady musiało minąć, zanim studio Warner Bros ogłosiło oficjalnie plany stworzenia filmu opierającego się na „Grze…” i „Cieniu Endera” – oczywiście odpowiednio przyciętych, aby zmieścić ich fabułę w jednym filmie – z Wolfgangiem Petersenem na stołku reżyserskim. Znów nastąpiły lata zastoju, z ciągle zmieniającymi się, nieodpowiadającymi wytwórni scenariuszami. Odrzucono m.in. wytwór pisarzy odpowiadających za „X-Men 2” i tekst autora „Troi” (która to miała dowodzić maestrii scenarzysty w przenoszeniu na ekran literackich arcydzieł…).
Prace przyspieszyły w roku 2005, gdy odrzucono wszystkie stare wersje scenariuszy, a Card zapowiedział osobistą pracę od podstaw nad skryptem. Latem 2007 roku ogłoszono, że „Gra Endera” weszła w etap przedprodukcji, nie podając jednak daty planowanej premiery ani szczegółów dotyczących ekipy realizującej film – choć wiadomo, że raczej nie będzie w niej już Petersena. Film się jednak zbliża: Card ponoć już tylko cyzeluje scenariusz, a Marvel Comics niedługo wypuści komiksy oparte na „Grze…” i „Cieniu Endera”, co zwykle jest posunięciem poprzedzającym wejście na ekrany hollywoodzkiego blockbustera. I jeszcze ciekawostka: w wywiadach Card mówi, że wszechświat Endera ma potencjał do rozwijania się w pobocznych projektach takich jak seriale telewizyjne czy gry, ale niekoniecznie w postaci kinowej sagi.
Toy Story 3 (1999 – 18 czerwca 2010)
W przypadku tej kasowej animacji problem było oczywiście dogadanie się między Disneyem a Pixarem, które studio właściwie ma prawo kręcić kontynuację. Kąsek był bardzo łakomy, bo „Toy Story 2” zarobiło na czysto blisko 400 mln dolarów. Przełom nastąpił w roku 2004, gdy Disney, a właściwie jego podstudio Circle 7 Animation zaczęło zbierać ekipę i pisać scenariusz. Historia miałaby się opierać na perypetiach Buzza (użyczającego mu głosu Tima Allena pozyskano niemal od razu) wysłanego na Tajwan na naprawę… która okazuje się wycofaniem i kasacją całej serii wadliwych zabawek. Na ratunek wyruszałby oczywiście kowboj Woody wraz z całą ekipą. Pomysł prawdopodobnie uległ zmianie wraz z przejęciem Pixara przez Disneya w 2006 roku. Pixar miał zastąpić Circle 7, a to wiązało się ze stworzeniem zupełnie nowej wersji „Toy Story 3” mającej ujrzeć światło dzienne już w 2009 roku. Choć projekt odrobinę się spóźni, to jednak jest pewniakiem – wyznaczono dokładną datę premiery (18 czerwca), którą poprzedzić mają edycje 3D poprzednich dwóch części.
Strażnicy (1986 – 6 marca 2009)
Po dobrym przyjęciu komiksu prawa do ekranizacji zostały zakupione błyskawicznie, jeszcze w roku 1986, przez Twentieth Century Fox. Nawet Alan Moore odmawiający przyjęcia stołka scenarzysty nie ostudził zapału wytwórni i już w 1988 roku gotowa była pierwsza wersja scenariusza, zresztą zmieniająca całkowicie zakończenie komiksu. Zapewne ten ostatni fakt był przyczyną opóźnień. W międzyczasie prawa do ekranizacji odkupiło studio Warner Bros i zaangażowało do filmu samego Terry’ego Gilliama, który zabrał się za poprawianie skryptu. Producent Joel Silver miał zebrać 100 mln dolarów i zatrudnić Arnolda Schwarzeneggera w roli doktora Manhattana. Niestety, w związku ze słabymi wynikami najnowszych filmów Silvera i Gilliama, pieniędzy nie udało się zebrać i projekt poszedł w odstawkę. Do tego Gilliam stwierdził, że komiks jest „niefilmowalny”, gdyż nie sposób całej jego złożoności – zwłaszcza szkatułkowej struktury – oddać w dwuipółgodzinnym filmie.
Kolejni właściciele praw, niezależny producent Lawrence Gordon oraz Universal Studios, zatrudnili scenarzystę Davida Haytera, który stwierdził, że historia idealnie wpasowuje się w atmosferę po 11 września i dziarsko zabrał się do pracy. W roku 2003 udało się zakończyć prace nad scenariuszem, w międzyczasie dostając błogosławieństwo Alana Moore’a. Projekt rozpadł się jednak z powodu nieporozumień Gordona z Universalem, a Hayder został na lodzie ze swoim planowanym debiutem reżyserskim. W roku 2004 projekt przejęło jeszcze inne studio, Paramount Pictures, powierzając go Darrenowi Aronofsky′emu (wciąż ze skryptem Haytera), ale reżyser zrezygnował z powodu braku czasu. Jego następca, Paul Greengrass, wstępnie ustalił premierę na lato 2006, wypuszczono nawet teaser i prezentowano projekty kostiumów. Jednak problemy wewnątrz studia, związane z – niespodzianka! – finansowaniem, spowodowały odłożenie pomysłu na półkę.
W grudniu 2005 roku pojawiły się informacje, że projekt wrócił do Warner Bros, które odrzuciło Greengrassa i Haytera, zatrudniając Zacka Snydera i scenarzystów odpowiedzialnych za „Transformers” i „Star Treka”. Nowa wersja filmu powraca do zimnowojennej scenerii i jest ponoć wierniejsza komiksowi. W lutym 2007 roku Snyder zapowiedział budżet 150 mln dolarów, na co nie zgodziło się studio – efektem było wycięcie fragmentów poświęconych komiksowi w komiksie – „Opowieści o Czarnym Okręcie”. Ostatecznie studio zgodziło się okazać hojność i pozwolić na dokręcenie tych scen z przeznaczeniem do wydania DVD. Ostatnio, w lutym bieżącego roku, pojawiły się problemy natury prawnej – Fox pozwał Warnera. Jednak w tym momencie zdjęcia były już, mimo opóźnień, zakończone i nic nie wskazuje na to, by projekt miał nie ujrzeć światła dziennego tak, jak to jest zaplanowane – w marcu przyszłego roku.
Hobbit (1995 – 2010)
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Pierwsze plotki o filmowym „Hobbicie” pojawiły się już w połowie lat 90., kiedy to miał on być pierwszą częścią trylogii o Śródziemiu (kolejne dwa filmy oparte byłyby na „Władcy Pierścieni”). Na przeszkodzie stanęły problemy z własnością praw autorskich, gdyż do ekranizacji dwóch książek zobowiązane były różne studia. Na szczęście – dzięki temu mamy dzieło Petera Jacksona rozbite na aż trzy, w sumie siedmiogodzinne filmy (a w wersji rozszerzonej nawet dłuższe). Po ogromnym sukcesie „Władcy Pierścieni”, dla fanów stało się wręcz oczywiste, że „Hobbit” (ba, co tam „Hobbit” – o „Silmarillionie” też było głośno!) będzie zekranizowany, a reżyserem nie ma prawa być kto inny jak Peter Jackson. Niestety, znów w grę weszły pieniądze w postaci słynnego sporu reżysera z wytwórnią New Line o procenty od dochodu z gadżetów okołofilmowych. Kłótnia była naprawdę zacięta i padały ostre słowa, z absolutnym wykluczeniem współpracy z Jacksonem na czele. Nie trzeba było jednak długo czekać, by wytwórnie – bo do New Line przyłączyła się mająca prawa do książki MGM – poszły po rozum do głowy i wykoncypowały, że nie warto zarzynać kury znoszącej złote jajka.
Pod koniec 2007 roku ogłoszono, że film powstanie i to w aż dwóch częściach, a Jackson będzie brał udział w pracach na stołku producenta wykonawczego. Część druga „Hobbita” miałaby być luźno oparta na „Niedokończonych opowieściach” i traktować o okresie między „Hobbitem” a „Władcą…”. Nie omieszkano też podać smakowitych szczegółów, takich jak udział w realizacji filmu speców z Weta Workshop i budżet na poziomie 300 mln dolarów. Premiery wyznaczono na lata 2010-2011 i właściwie jedynym problemem pozostawała osoba reżysera. Aż do niedawna. Ostatnio gruchnęła bowiem wieść, iż za film odpowiadać ma Guillermo del Toro, wsławiony wysmakowanym „Labiryntem Fauna” i generalnie dobrze czujący się w fantastycznych światach. Reszta to już sam miód na serca fanów: cała obsada pierwszoplanowa (ostatnio potwierdzili to Ian MacKellen i Andy Serkis) i techniczna (pozytywnie odpowiedziało Weta Workshop i dwaj najsłynniejsi ilustratorzy Tolkiena – John Howe i Alan Lee) jest zdecydowana kontynuować prace nad historią Śródziemia. Zastanawiano się, czy po zrealizowaniu „Tintina” Jackson nie przejmie całkowicie kontroli nad „Hobbitem 2”, ale ostatnio del Toro zapowiedział, że po zakończeniu prac nad „Hellboyem 2” wyjeżdża na cztery lata do Nowej Zelandii – wygląda więc na to, że zachowa status reżysera całości. Tak czy inaczej, czekamy z niecierpliwością!
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kroniki młodego Stevena Spielberga
— Konrad Wągrowski

Krótko o serialach: Z archiwum X (sezon 11)
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Marzec 2018 (1)
— Piotr Dobry, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Dwupak tematyczny: Bez trzymanki
— Wojciech Gołąbowski

Esensja ogląda: Styczeń 2016 (1)
— Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Jarosław Robak, Konrad Wągrowski

Najlepszego sortu Amerykanin
— Jarosław Robak

Zaprogramowany chłopiec
— Agata Rugor

Skoki czasowe i puszczanie bąków
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Czerwiec 2013 (1)
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz

Tegoż autora

Więcej wszystkiego co błyszczy, buczy i wybucha?
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Nieprawdziwi detektywi
— Jakub Gałka

O tych, co z kosmosu
— Paweł Ciołkiewicz, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Wszyscy za jednego
— Jakub Gałka

Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka

Przygody drugoplanowe
— Jakub Gałka

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Ludzie jak krewetki
— Jakub Gałka

Katana zamiast pazurów
— Jakub Gałka

Trzy siostry Thorgala
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.