007: Och, James!, czyli Bond Bondowi nierównyKonrad Wągrowski Aż sześciu aktorów wcieliło się w postać Jamesa Bonda w oficjalnym cyklu. Dyskusje o tym, który z nich był w tej roli najlepszy, ciągną się od lat. Postanowiliśmy raz na zawsze rozstrzygnąć ten spór.
Konrad Wągrowski007: Och, James!, czyli Bond Bondowi nierównyAż sześciu aktorów wcieliło się w postać Jamesa Bonda w oficjalnym cyklu. Dyskusje o tym, który z nich był w tej roli najlepszy, ciągną się od lat. Postanowiliśmy raz na zawsze rozstrzygnąć ten spór. W tym celu wydzieliliśmy cechy, jakie powinien posiadać każdy szanujący się James Bond, by według nich ocenić Connery’ego, Lazenby’ego, Moore’a, Daltona, Brosnana i Craiga. Sprawdzamy, w jakim stopniu każdy z nich był zabójcą, angielskim dżentelmenem i uwodzicielem. Nie bez kozery szpieg w służbie rządu Jej Królewskiej Mości posiada w swym numerze dwa zera, oznaczające uzyskanie licencji na zabijanie. Sytuacja bowiem często zmusza go fizycznego eliminowania przeciwników. Oceniamy więc bezwzględność, umiejętność walki wręcz, posługiwanie się bronią – wszystko to, co pomaga przenosić wrogów Zjednoczonego Królestwa i Wolnego Świata na… tamten świat. Bond jest poddanym Jej Królewskiej Mości Elżbiety II, a to oczywiście coś oznacza. Następna kategoria sprawdza, w jakim stopniu Bond jest brytyjskim dżentelmenem. Oceniamy więc klasę, obycie, styl, poczucie humoru, dystans i słynną brytyjską flegmę. Wreszcie – kobiety. W trudnej i żmudnej pracy międzynarodowego szpiega nieraz trzeba wypełnić obowiązek pozyskania informacji od przedstawicielki płci pięknej lub wziąć na siebie zadanie sprowadzenia jej na słuszną drogę. Tym razem pod naszą lupę bierzemy męską urodę Bonda i podejście do kobiet. Oceniamy oczywiście w skali od 001 do 007. Sean Connery Zabójca Dwie sceny. Pierwsza pochodzi z „Doktora No”. Connery czeka w swym pokoju na zabójcę. Profesor Dent wchodzi i strzela sześciokrotnie do sylwetki leżącej na łóżku. Bond oczywiście nie jest tą sylwetką – siedzi z tyłu. Stwierdza, że Dent pozbył się wszystkich naboi, po czym strzela dwukrotnie do bezbronnego już – było nie było – człowieka. Ten drugi strzał zresztą jest już strzałem w plecy do leżącego. Kolejna scena pojawia się w „Pozdrowieniach z Moskwy”. Mowa tym razem o pojedynku Bonda z Redem Grantem, psychopatycznym mordercą na usługach SPECTRE w przedziale kolejowym. Grant ma już jednym strzałem pozbawić Bonda życia, ale ten prowokuje go do otwarcia neseseru, w którym mają być kosztowności. Otwarcie uruchamia pojemnik z gazem, Bond wykorzystuje zaskoczenie i atakuje mordercę. Zaczyna się ponad czterominutowa, bardzo brutalna (zwłaszcza jak na kino lat 60.) i krwawa walka. Widać, że jest to pojedynek na śmierć i życie (podobny pojedynek, choć nie tak efektowny, zobaczymy też w „Diamenty są wieczne” – tam scenerią będzie winda). James Bond w wersji Connery’ego może i pojawiać się w garniturze, i brylować przy karcianym stole, ale gdy przychodzi do walki, jest sprawny, bezwzględny i brutalny. Nie ma wątpliwości, że ten człowiek może być zabójcą. Ocena: 007 Angielski dżentelmen Sean Connery nie był pierwszym wyborem Iana Fleminga na Bonda ze względu na swą szkockość (wspartą wyraźnym akcentem) i pochodzenie z niższych klas. Autor książek uważał, że odpowiedniejszym aktorem do tej roli będzie dystyngowany David Niven (który zresztą pojawił się w roli Bonda w niekanonicznym „Casino Royale” z 1967 r.). Rzeczywiście, trudno uznać na początku, że elegancja, klasa i obycie są nieodłączną cechą Connery’ego – zdecydowanie lepiej mu z pistoletem w ręku. Ale trzeba też przyznać, że z czasem się wyrabia, nabiera luzu, już w „Pozdrowieniach z Moskwy” popisuje się perełkami sarkastycznego humoru, a i komentarze na temat dań i drinków brzmią wiarygodnie. Nic nie można też zarzucić jego ubiorowi – klasycznemu, bez ekstrawagancji. Nawet Fleming do Connery’ego się przekonał i dopisał Bondowi w jednej z ostatnich powieści szkockie pochodzenie. Ocena: 005 Uwodziciel Przystojny, wysoki, świetnie zbudowany, męski, miękko poruszający się, kipiący od charyzmy i wyglądający dobrze nawet w kostiumie kąpielowym Connery okupował w swoich najlepszych (właśnie Bondowskich) czasach najwyższe miejsca na listach najseksowniejszych mężczyzn naszej planety. Wrażenie nieco psuł obowiązkowy tupecik, no i jednak pewna bezpośredniość zalotów (przełamywanie ostatecznego oporu pięknej kobiety za pomocą dość prostych metod) w dzisiejszych czasach nie jest już najlepiej widziana. Co nie zmienia faktu, że łatwo również uwierzyć, iż ktoś taki jak Connery potrafi uwieść prawie każdą kobietę. Ocena: 006 • • • George Lazenby Zabójca Jednym z głównych powodów wyboru Lazenby’ego do roli Bonda była jego fizyczność – muskulatura, energia, siła. Podobno podczas zdjęć złamał nos kaskaderowi. Cóż z tego, skoro pojedynki z jego udziałem (spójrzcie choćby na wstępną sekwencję „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”, gdzie Bond walczy z ochroniarzami Tracy di Vicenzo) wyglądają na sztuczne, wyreżyserowane i przesadzone w ekspresji. Jego dandysowaty wygląd i brak wyczucia konwencji nie najlepiej wypadają też w scenach z nożem i pistoletem. W sumie więc jednak słabo. Ocena: 003 Angielski dżentelmen Jaki angielski, skoro z Australii? Tu problemem jednak był przede wszystkim brak aktorskiego obycia Lazenby’ego – on stara się naprawdę wyglądać na owego dżentelmena, ale drętwota dialogu i słabe aktorstwo zupełnie nie pozwalają w to uwierzyć. No i ten ciągły wyraz pewnego zblazowania na twarzy. Może więc i arystokracja, ale raczej zdegenerowana. Ocena: 002 Uwodziciel Teoretycznie ktoś, kto wcześniej pracował jako męski model, powinien być wzorem męskiego seksapilu. Przekleństwem Lazenby’ego jest jednak konwencja ubiorów, w jakie wbijano go na planie „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”. Wybaczcie, ale w kilcie żaden mężczyzna nie wygląda seksownie, a uroku również nie dodaje obrusowa koszula. No i cechy wspomniane w poprzednich punktach – dandysowatość, zblazowanie – też nie poprawiają sytuacji. Trudno także określić jego twarz (z wielkimi uszami i nieciekawą fryzurą) mianem ładnej. W filmie cała grupa ładnych dziewcząt ostrzy sobie na Bonda ząbki, ale widz zastanawia się, jaką właściwie hipnozę zastosował Blofeld, skoro taki Bond im się podoba. Ocena: 002 • • • Roger Moore Zabójca Roger Moore to doskonały typ dżentelmena-włamywacza, ale w roli zabójcy już wypada dużo gorzej. Pewnie nie służy mu fakt, że Bondem został w wieku 45 lat i ciągnął to prawie do sześćdziesiątki, ale zawsze jednak słowa „Moore” i „brutalność” nie szły w parze. Owszem, jest wysportowany. Owszem, można uwierzyć, że sprawnie używa pistoletu. Ale pojedynki bokserskie (czy też karate jak w „Człowieku ze złotym pistoletem”) wyglądają niezbyt wiarygodnie. Do Connery’ego daleko. Ocena: 003 Angielski dżentelmen Roger Moore to James Bond najbardziej zdystansowany, z przymrużeniem oka i humorem. A to oczywiście cecha bardzo brytyjska. Co więcej – aż do czasów Craiga przy Szkocie Connerym, Australijczyku Lazenbym, Walijczyku Daltonie i Irlandczyku Brosnanie był jedynym Anglikiem w tej roli (na dodatek z autentycznym krótkim stażem w wywiadzie wojskowym w czasie II wojny światowej). Dystyngowany, oszczędny w gestach, elegancki – wydaje się, że jego naturalnym środowiskiem będzie wypełnione dymem cygar wnętrze londyńskiego klubu, a drink w ręku nieodzownym atrybutem. Cóż się dziwić – Roger Moore po prostu taki był. Perfekcja. Ocena: 007 Uwodziciel Dżentelmen. Przystojniak. Nawet w wieku blisko 50 lat. Rozbrajający kobiety wnikliwym spojrzeniem niebieskich oczu i poczuciem humoru. Zagrał o kilka Bondów za dużo, trudno w tych późniejszych uwierzyć nie tylko w umiejętności szpiegowskie, ale i w tak oszałamiającą atrakcyjność Moore’a. Ale właściwie tylko ten argument mamy na minus. Zupełnie inny typ niż Connery, ale też właśnie inaczej zachowujący się w kontaktach z kobietami. I dlatego wiarygodny. Ocena: 005 • • • Timothy Dalton Zabójca Trudno powiedzieć. Nie jest źle, ale przecież nikt chyba nie powie, że zapamiętał świetnie którąś z walk Daltona. Bije się on z przekonaniem, realistycznie, używa, gdy trzeba, różnych sprzętów, ale nawet w filmie, którego sensem jest osobista zemsta („Licencja na zabijanie”) trudno uznać, że jest bezwzględnym zabójcą (choć ma takie zimne spojrzenie). Nawet gdy swego adwersarza podpala żywczem, zapalniczka nie będzie tu świadomym wyborem okrutnego narzędzia zemsty, tylko jedynym sposobem na przechytrzenie przeciwnika i uzyskanie przewagi. Ocena: 004 Angielski dżentelmen Elegancki, bardzo dobrze wygląda w garniturach. Nietrudno uwierzyć w arystokratyczne pochodzenie. W kasynie też prezentuje się dobrze, ale jednak ma jeden główny problem – całkowity brak luzu. Dalton jest Bondem bardzo serio, chyba nieco zbyt serio. Nie wygląda niestety na atrakcyjnego partnera do poobiedniej pogawędki na temat wyników ostatnich wyścigów konnych. Ocena: 004 Uwodziciel Dalton ma chyba najostrzejsze rysy z wszystkich filmowych Bondów i ładne, choć zimne, oczy – jego twarz bez wątpienia przyciąga uwagę. Jest po prostu atrakcyjnym mężczyzną i trudno temu zaprzeczyć (choć z pewnością nie jest tak dobrze zbudowany jak Connery czy Brosnan). Problem w tym, że jego uroda sprawdza się chyba w innych realiach, pasuje bardziej do bohatera filmu kostiumowego (wszak rzucił Bonda na rzecz ekranizacji kontynuacji „Przeminęło z wiatrem”, co dziś zresztą trzeba uznać za jedną z głupszych decyzji aktorskich), a nie do współczesnego agenta-uwodziciela. Może też i z tego powodu podbojów miłosnych w obu filmach miał Dalton raczej niewiele. Ocena: 005 • • • Pierce Brosnan Zabójca Brosnan rezygnuje z monopolu na Walthera PPK i pojedynki pięściarskie na rzecz coraz częstszego wykorzystania innych, bardziej śmiercionośnych broni. Do twarzy mu bez wątpienia z karabinem maszynowym w ręku, co było raczej niespotykane u innych Bondów. Aby ukazać jego bezwzględność, w filmie „Świat to za mało” dopisano mu scenę, w której strzela do pięknej bezbronnej kobiety, stojąc z nią twarzą w twarz (tego również nie zrobił żaden 007 przed Brosnanem). Jego walki wręcz jednakże cierpią ze względu na przemożną chęć ukazania w nich jak największej widowiskowości, poza tym Brosnan wydaje się być niezniszczalny, całkowicie odporny na ciosy wrogów, co też nie dodaje pojedynkom realizmu. Ocena: 005 Angielski dżentelmen Ekstremalnie elegancki. Nie można powiedzieć po prostu, że wygląda dobrze w garniturze, to raczej na nim każdy garnitur wygląda dobrze. Nawet gdy pozwala sobie na nieco luzu ubraniowego, zawsze będzie to luz dokładnie przemyślany. Dowcipny w sposób naturalny, niewymuszony. Potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji – nawet gdy wchodzi do lobby eleganckiego hotelu w samej piżamie („Śmierć nadejdzie jutro”) nadal wydaje się być właściwym człowiekiem we właściwym miejscu. Ocena: 006 Uwodziciel Baaardzo przystojny. Wysoki, świetnie zbudowany, dynamiczny w ruchach, o ładnym uśmiechu. Zawsze elegancki (patrz wyżej), pewny siebie, czarujący, dowcipny – jego styl bycia jest również niezaprzeczalnym atutem w podejściu do kobiet. W relacjach z nimi zdecydowany, ale kulturalny (to jednak koniec XX wieku). Przyznajmy jednak, że nieco zbyt metroseksualny – choć pewnie niektórym to się spodoba. Dzięki temu bohater dziesiątek okładek prasowych i reportaży fotograficznych. Ocena: 006 • • • Daniel Craig Zabójca Daniel Craig pokazał się w Bondzie tuż po tym jak zagrał zimnego zabójcę na usługach izraelskiego wywiadu w „Monachium” Stevena Spielberga. Cała przedczołówkowa sekwencja jest poświęcona temu, jak zasłużył na licencję na zabijanie. Ta początkowa walka, jak i twarda, męska scena pojedynku w Casino Royale, przypomina najlepsze osiągnięcia Connery’ego. Ostatnia scena filmu jest właściwie egzekucją. Czy można więc mieć jakiekolwiek wątpliwości, że Bond w wersji Daniela Craiga jest zabójcą? Po trzech filmach cyklu możemy powiedzieć, że choć Bond-Craig przeżywa różne życiowe dylematy, to nigdy nie tyczą one tego, czy komuś może darować życie, gdy ten ktoś – zdaniem Bonda – zasługuje na śmierć. Ocena: 007 Angielski dżentelmen Daniel Craig jest pierwszym Bondem, który z wyglądu nie wygląda na dżentelmena. Chropawy, twardy, bardziej pasuje do meczu rugby niż eleganckiego salonu. Jawnie też lekceważy przyjęte reguły („- Wstrząśnięte czy zmieszane? – Mam to w dupie”.). Oczywiście – taka jest świadoma konwencja. Po pierwsze miała nastąpić bardzo potrzebna zmiana ujęcia tej postaci i rzeczywiście – zmiana jest duża. Po drugie – restart cyklu sugeruje, że obserwujemy dopiero ewolucję tej postaci, powoli stającą się prawdziwym Jamesem Bondem. Po trzech filmach wiemy, że owa ewolucja nie poszła zbyt daleko w tym kierunku. W ocenianiu musimy być szczerzy. Skoro uznaliśmy, że bycie angielskim dżentelmenem jest obowiązkową cechą Bonda, to i pod tym względem musimy ocenić Craiga. Na pocieszenie – jest autentycznym Anglikiem, „Skyfall” ujawnił jego arystokratyczne pochodzenie, w garniturze wygląda również bardzo dobrze, radzi sobie też przy pokerowym stole, a i humor w jego wykonaniu na pewno nie jest wymuszony. Cóż, czasy się też zmieniły i nie ma aż tak ostrych wymogów jak kiedyś, by pokazać się w eleganckim towarzystwie. Ocena: 004 Uwodziciel Daniel Craig nie ma urody amanta filmowego, nie powala twarzą, ale ma w sobie coś w rodzaju zwierzęcego magnetyzmu. Jak to nazwać – kipi testosteronem? Nie było też tak charyzmatycznego Bonda, tak ciekawej i niejednoznacznej postaci od czasów Connery’ego. A to intryguje – także kobiety. Ocena: 006 • • • Ranking: 1. Sean Connery – 006 2. Pierce Brosnan – 005 i dwie trzecie Daniel Craig – 005 i dwie trzecie 3. Roger Moore – 005 4. Timothy Dalton – 004 i jedna trzecia 5. George Lazenby – 002 i jedna trzecia Zwyciężył więc Sean Connery. Zaskoczeni? Podkategorie: Zabójca: 1. Craig, 2. Connery, 3. Brosnan, 4. Dalton, 5. Moore, 6. Lazenby Dżentelmen: 1. Moore, 2. Brosnan, 3. Connery, 4. Dalton, 5. Craig, 6. Lazenby Uwodziciel: 1. Connery, 2. Brosnan, 3. Craig, 4. Moore, 5. Dalton, 6. Lazenby. Współpraca przy ocenianiu kategorii „Uwodziciel” – Monika Twardowska-Wągrowska. 4 listopada 2015 |
Craig za dżentelmostwo powinien dostać maksimum 002. Dlatego mi nie pasuje na Bonda. Choć "Casino Royale" i "Skyfall" są świetnymi filmami, to jednak wciąż przeszkadza mi, że głównym bohaterem jest gość o fizys jednego ze szwarcchatakterów.
Niby tak, ale formuła serii się chyba już wyczerpała i musieli coś zmienić. I Craig pasuje do tej zmiany.
Dla mnie - Bondy z Craigiem są jedyne zdatne do oglądania.
We wszystkich innych - rzygałem tą całą niezniszczalnością, doskonałością i dżentelmeństwem.
Bond Craiga to gość, którego chce się oglądać na ekranie.
Niestety... uważam, że wszystkie Bondy z nim miały kiepskie scenariusze (nie żeby poprzednie były dobre).
Dziesięć miesięcy po „Końcu gry” Hans Kloss powrócił do Teatru Sensacji. Od października 1966 roku rozpoczęto (comiesięczną) emisję pięciu kolejnych odcinków „Stawki większej niż życie”. Na pierwszy ogień poszedł – ponownie wyreżyserowany przez Andrzeja Konica – „Czarny wilk von Hubertus”, czyli opowieść o tym jak J-23 stara się zlikwidować działający w okolicach Elbląga oddział Werwolfu.
więcej »Wyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
więcej »Wielbiciele Hansa Klossa mogli w czwartkowy wieczór 16 grudnia 1965 roku poczuć wielki smutek. W ramach Teatru Sensacji wyemitowano bowiem „Koniec gry”, spektakl zapowiadany jako ostatni odcinek „Stawki większej niż życie”. Jak się niespełna rok później okazało, wcale tak nie było. J-23 powrócił na „mały ekran”. Mimo że jego pierwsze rozstanie z widzami nie należało do szczególnie spektakularnych.
więcej »Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
50 najlepszych filmów 2015 roku
— Esensja
Filmy IV kwartału 2015
— Esensja
007: Przyjaciele czyli galeria sprzymierzeńców
— Konrad Wągrowski
007: Adwersarze, czyli galeria łotrów
— Konrad Wągrowski
Bond rytualny
— Gabriel Krawczyk
Do kina marsz: Listopad 2015
— Esensja
Przyjaciele czyli galeria sprzymierzeńców
— Konrad Wągrowski
Adwersarze, czyli galeria łotrów
— Konrad Wągrowski
Wszystkie laski Jamesa Bonda
— Urszula Lipińska
Wielki Ranking Filmów z Jamesem Bondem
— Konrad Wągrowski
Strawberry Fields Forever
— Michał R. Wiśniewski
Im więcej Bonda, tym mniej
— Jakub Gałka
Agenci bez licencji
— Kamil Witek
Z gitarą wśród agentów Jej Królewskiej Mości
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Biografia Jamesa Bonda
— Konrad Wągrowski
Biegiem z tym szpiegiem!
— Piotr Dobry
Esensja ogląda: Listopad 2012 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Alicja Kuciel, Patrycja Rojek
Esensja ogląda: Październik 2012 (kino)
— Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Gabriel Krawczyk, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski
Agent na rozstajach
— Jakub Gałka
Mroki przeszłości
— Gabriel Krawczyk
Wszyscy mamy źle w głowach…
— Ewa Drab
Wybrukowana dobrymi chęciami
— Ewa Drab
Wyboista droga
— Michał Chaciński
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Absolutnie nie, Connery nie tylko w Bondach stanowił klasę sam dla siebie i nawet w nisko ocenianych produkcjach jego udział podnosił zawsze punktację filmu. A gdyby uwzględnić jeszcze Davida Nivena, podejrzewam że wskoczyłby gdzieś między 2 a 3 miejscem- dżentelman 7, zabójca 5, uwodziciel- tu trzeba się zapytać kogoś zainteresowanego płcią brzydszą