Terminator: Zapiski przed zagładąDla fanów „Terminatora” wieść o „Kronikach Sarah Connor” była nadzieją na zmazanie złego wrażenia, jakie zostawił po sobie nieudany „Bunt maszyn”. Niestety, już po kilku odcinkach serialu w zdecydowanej większości opinii dominowało jedno słowo – rozczarowanie.
Kamil WitekTerminator: Zapiski przed zagładąDla fanów „Terminatora” wieść o „Kronikach Sarah Connor” była nadzieją na zmazanie złego wrażenia, jakie zostawił po sobie nieudany „Bunt maszyn”. Niestety, już po kilku odcinkach serialu w zdecydowanej większości opinii dominowało jedno słowo – rozczarowanie. Dzień Sądu nie nadszedł. Skynet nie przejął władzy nad światem i nie spuścił bomb na Ziemię. Sarze i Johnowi Connorom udało się wysadzić Cyberdyne Systems i zapobiec wojnie, jaką w przyszłości mieli toczyć ludzie przeciwko maszynom. Przynajmniej tyle wiemy z zakończenia drugiej części „Terminatora”. Właśnie taki punkt wyjścia przyjęli twórcy serialu „Kroniki Sarah Connor”, umiejscawiając początkowo akcję mniej więcej kilka lat po „Dniu Sądu”. Początkowo, bo już w pierwszym odcinku, rodzina Connorów przenosi się osiem lat w czasie (wyjątkowo dla serii – w przyszłość), kontynuując swoje perypetie i walkę z maszynami w całkowicie nowej sytuacji, niemal w całości ignorującej „Bunt maszyn”. Tak radykalne rozwiązanie to pomysł głównego architekta i scenarzysty serialu Johna Friedmana, który już na wstępie prac nad odcinkami zapowiedział, że aby utrzymać zainteresowanie widzów przez cały sezon „Kronik…”, nie można tylko powielać w kółko fabuły, jaką widzowie znali już z kinowych części. Czyli w każdym z odcinku sprowadzać Terminatora z przyszłości, który nieustępliwie będzie dybał na życie Connorów. Poza tym T3 nie zostawił zbyt szeroko otwartej furtki dla rozwinięcia większej fabuły między częściami, co było dodatkowym argumentem za tym, by zaproponować alternatywną wersję wydarzeń po „Dniu Sądu”. Oś fabuły pierwszego sezonu „Kronik Sarah Connor” to po trosze kalka drugiej części „Terminatora”. Mimo zniszczenia Cyberdyne nie udało się zapobiec Dniu Sądu, lecz tylko odwlec go trochę w czasie (na rok 2011). Sarah Connor przenosi się zatem wraz z synem i chroniącą ich przeprogramowaną terminatorką Cameron (jej imię to hołd złożony reżyserowi pierwszych „Terminatorów”) do 2007 roku do Los Angeles, gdzie według informacji z przyszłości miało miejsce powstanie Skynetu. Ich misją jest zniszczenie systemu jeszcze przed jego powstaniem. Po ich piętach depcze Terminator wysłany z przyszłości przez maszyny – Cromartie, a także agent FBI James Ellison. Celem Connorów jest niejaki „Turek” – komputer szachowy, według ich podejrzeń mający być w przyszłości mózgiem dla Skynetu. Mimo jednego z najlepszych otwarć w serialowym sezonie „Kroniki…” nie spełniały ani oczekiwań stacji Fox, ani widzów. Widownia z odcinka na odcinek drastycznie topniała, a prasa, mimo ogółem pozytywnych opinii, o serialu wypowiadała się raczej chłodno. Najbardziej dostało się odtwarzającemu rolę Johna Thomasowi Dekkerowi, który choć zapewniał, że jego kreacja będzie mroczniejszą wersją postaci z T2, poza częstym marszczeniem brwi nie do końca spełnił swoją obietnicę. Dla przeciwwagi komplementowano Summer Glau w roli Cameron, oklaski kierowano też w stronę Leny Headey, krytykowanej wcześniej przy wyborze do roli Sarah. To jednak nie wystarczało. Serial co rusz pojawiał się w zestawieniach cykli najbardziej zagrożonych spadkiem z anteny. Nie satysfakcjonował ogarniętych nostalgią za pierwszymi dwoma „Terminatorami”, nie przyciągnął też zbyt wielu nowych widzów, niebędących jeszcze sympatykami serii o Elektronicznym Mordercy. „Kronikom…” zarzucano głównie o wiele mniej efektowną i dynamiczną akcję niż w filmach (co tłumaczono znacznie mniejszym budżetem) oraz zbyt przesadzoną powagę, nawet jak na serial SF z apokaliptyczną wizją przyszłości w tle. Na dodatek z zaplanowanych trzynastu odcinków – ze względu na słynny strajk scenarzystów – udało się zrealizować tylko dziewięć. Ostatecznie, choć „Kroniki Sarah Connor” dostały od stacji żółtą kartkę, nie przeszkodziło to w rozpoczęciu prac nad drugą serią. Twórcy, mając na uwadze nieprzychylne opinie, zapowiedzieli rozluźnienie nieco zbyt ciężkiej treści, miano też położyć większy nacisk na rozwinięcie innych postaci, tak by mogły solidnie wspierać pierwszy plan. O wiele więcej akcji niż w pierwszym sezonie miało dziać się także w ogarniętej wojną przyszłości. Niestety, „Kroniki…” nie mogły mieć całkowicie nowego otwarcia, bo kilka pierwszych odcinków drugiej serii z zamówionych dwudziestu dwóch trzeba było poświęcić na dogranie wątków z przerwanego pierwszego sezonu. Scenarzyści stanęli przed trudnym zadaniem dokończenia rozpoczętych linii fabuły, równocześnie pamiętając o nowych, mających być istotą drugiego sezonu. W efekcie dużo wątków pourywano bez zakończenia, a niektóre odcinki nie mają wcześniej ani później żadnego uzasadnienia i wpływu na fabułę, w części będąc niewykorzystanymi pomysłami, które ostatecznie nie miały szansy zmieścić się w pierwszej serii (wśród nich jest świetny „Self Made Man” o Terminatorze wysłanym błędnie do roku 1920 i jego planie przyszłego – bo dopiero w 2010 – zamachu na… gubernatora Kalifornii). Rozczłonkowanie akcji na kilka głównych postaci sprawiło, że serial przez długi czas nie miał jakiegoś jasnego celu. Z jednej strony po zgubieniu tropu „Turka” konkretne polowanie na Skynet odsunięto na boczny tor, jednocześnie wysyłany z przyszłości żołnierz „przekazał” Connorom ostatnim tchnieniem listę celów (głównie osób), w które będzie chciał uderzyć Skynet (a bez których ruch oporu nie obejdzie się podczas przyszłej wojny), co nie pozwalało całkowicie zapomnieć o ich nieustannej misji. W rzeczywistości druga seria przyniosła najwięcej zmian w samych postaciach. Przez większą część odcinków John Connor jest, a przynajmniej stara się być, bardziej zwykłym nastolatkiem z problemami dojrzewania niż przyszłym przywódcą ruchu oporu. Ma dziewczynę Riley (coś, co nie udało się pierwszym sezonie, choć były przymiarki), której obecność w jego otoczeniu powoduje jeszcze więcej tarć między nim a matką, chcącą za wszelką cenę go chronić. Nawet Cameron, uszkodzona na skutek wybuchu samochodu pułapki, daleko odbiega od normalnej maszyny do zabijania. Awarie chipa powodują zaburzenia w jej terminatorskiej świadomości, nachodzą ją wątpliwości i chwile zastanowienia. Scenarzyści poszli nawet o krok dalej, sugerując, że miedzy nią a Johnem wytworzyło się drobne niepokojące uczuciowe napięcie. Najwięcej emocji wywołało jednak wprowadzenie do „Kronik…” całkowicie nowej postaci – tajemniczej Catherine Weaver, w rzeczywistości będącej niczym innym jak T-1001. To w jej ręce trafia ostatecznie „Turek” i na bazie jego rozpoczyna pracę nad stworzeniem świadomej sztucznej inteligencji. Ale czy na pewno chodzi o Skynet? Ostatni, kluczowy odcinek to właściwie kwintesencja całego serialu. Mimo że wyjaśnia wreszcie wiele ważnych kwestii, to wciąż nie przestaje stawiać mnóstwa pytań, na które nie ma odpowiedzi. Można się np. tylko zastanawiać, czym jest zagadkowa organizacja Kaliba, w fabryce której powstawały maszyny bardzo podobne do tych, z którymi w przyszłości będzie walczył ruch oporu, i jaka przewidziana jest dla niej dalsza rola. Niestety, widzowie nie dowiedzą się tego w kolejnym sezonie. Niedługo po zakończeniu drugiego sezonu szefowie Foxa wraz z producentami „Kronik Sarah Connor” ogłosili, że serial nie będzie kontynuowany. 8 czerwca 2009 |
Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.
więcej »Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.
więcej »Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Brzydko, szybko i radośnie
— Przemysław Romański
Sarah i John spotykają Supermana
— Jakub Gałka
Seryjny elektroniczny morderca
— M. Fitzner
10 najbardziej morderczych filmowych robotów
— Jakub Gałka
Duch w maszynie, ale maszyna bez ducha
— Jakub Gałka
Terminator 2 i ½
— Jakub Gałka
Serce cyborga
— Michał R. Wiśniewski
10 najważniejszych filmów o podróżach w czasie
— Konrad Wągrowski
Terminator w „Esensji”
— Esensja
I’ll be back
— Artur Długosz
Co nam w kinie gra: Perfect Days
— Kamil Witek
Co nam w kinie gra: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek
14. American Film Festival: Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek
Co nam w kinie gra: Poprzednie życie
— Kamil Witek
mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek
Mandalorian. Odcinek 8: Niańczyć i chronić
— Kamil Witek
Kurtka warta grzechu
— Kamil Witek
Gorzki smak socrealizmu
— Kamil Witek
Mandalorian. Odcinek 7: Człowiek honoru
— Kamil Witek
Ostateczny Porządek
— Kamil Witek