Filmowe podróże na KsiężycJakub Gałka, Konrad Wągrowski Neil Armstrong był pierwszy na Księżycu w 1969? Bzdura! Amerykanie lądowali tam już w latach 50., Rosjanie w latach 30. , Niemcy w latach 20., Francuzi na początku wieku, a w XIX stuleciu Brytyjczycy! Przynajmniej w filmach…
Jakub Gałka, Konrad WągrowskiFilmowe podróże na KsiężycNeil Armstrong był pierwszy na Księżycu w 1969? Bzdura! Amerykanie lądowali tam już w latach 50., Rosjanie w latach 30. , Niemcy w latach 20., Francuzi na początku wieku, a w XIX stuleciu Brytyjczycy! Przynajmniej w filmach… Podróż na Księżyc (La voyage dans la lune 1902) W okresie, gdy powszechnie sądzono, że widz nie będzie w stanie bez znudzenia obejrzeć pokaz dłuższy niż 3 minuty, przedstawianie filmu mającego kilkanaście minut długości były wyrazem niezwykłej odwagi. Takim właśnie prekursorskim obrazem była „Podróż na Księżyc” Georgesa Meliesa, bardzo luźno oparta na powieści Juliusza Verne’a (właściwie z niej pochodzi tylko pomysł wystrzelenia załogi za pomocą wielkiej armaty). Film opowiada o pierwszej wyprawie na naszego satelitę za pomocą wystrzelonego z armaty pocisku, lądowaniu (poprzez wbicie się pocisku w… oko Księżyca w słynnej sekwencji) walce załogi z mieszkańcami Luny i szczęśliwym powrocie na Ziemię – a wszystko w niesamowitej scenografii, z zaskakującymi pomysłami i w wyszukanych kostiumach (zwróćcie uwagę zwłaszcza na panie w sekwencji startowej). Dziś obraz ten to już zabawna ramotka i trudno mówić w nim o jakiejś naukowości – to raczej cyrkowa, surrealistyczna wizja wyprawy, ale też pierwsza w historii filmowa podróż na Księżyc i – jak na swoje czasy – dzieło bez wątpienia wyjątkowe. Kobieta na Księżycu (Frau im Mond, 1929) Fritz Lang, wsławiony już filmami kryminalnymi o doktorze Mabuse i wizjonerskim „Metropolis”, nakręcił film w oparciu o wydaną rok wcześniej powieść jego żony Thei von Harbou o tym samym tytule (co ciekawe, w niektórych krajach film dystrybuowany był bez „kobiety”, jako „Rakietą na księżyc”). Dość powszechnie uznawany jest za jedną z pierwszych prób zaprezentowania na ekranie „kosmicznego” science fiction. I nic dziwnego, bowiem w pracach nad filmem brało udział wielu naukowców, m.in. słynny specjalista od rakiet Hermann Oberth, jeden z trzech – obok Konstantego Ciołkowskiego z ZSRR i Roberta Goddarda z USA – „ojców” współczesnej techniki rakietowej. Oberth był także mentorem Wernhera von Brauna, późniejszego szefa amerykańskiego programu kosmicznego. Pierwotnie naukowcy planowali zbudować na dzień premiery działającą wieloczłonową rakietę, ale z powodu opóźnień nie udało im się (Oberth wystrzelił swoją rakietę kilka miesięcy później). Za to von Braun zafascynowany filmem uhonorował go, gdy zbudował i wystrzelił pierwszą rakietę V-2, jedną z cudownych broni nazistów. Na jej boku znalazł się bowiem obrazek kobiety siedzącej na półksiężycu, czyli logo filmu… Oczywiście poza faktem, że dzieło Langa wiernie oddawało realia budowy i wystrzeliwania rakiety oraz rozpropagowało wsteczne odliczania, było fantastyką czystej wody: Księżyc ma tu atmosferę tlenową, a cała intryga zgodnie z ówczesnymi standardami to melodramat z chciwością w tle. Kierunek Księżyc (Destination Moon, 1950) Kronika pierwszej wyprawy na Księżyc, będącej – co ciekawe – również pierwszą podróżą kosmiczną. Film opowiada dzieje całej wyprawy – od ukazania naukowych przesłanek lotu (prezentowanych w dowcipnej animowanej sekwencji przez Dzięcioła Woody’ego) poprzez przygotowania, start, lot, lądowanie, przejściowe problemy z odlotem z Księżyca, aż wreszcie po szczęśliwy powrót na Ziemię. Nie ma tu zaskakujących zwrotów, wielkich wzruszeń, dużego dramatyzmu, dynamicznej akcji, aktorskich wyzwań – obserwujemy po prostu wyprawę tak, jak sobie ja wyobrażali twórcy fantastyki naukowej w 1950 roku. Ciekawostka – zarówno w tym filmie, jak i innych z tego okresu lot na Księżyc nie jest efektem programu rządowego, lecz wynikiem prywatnej inicjatywy. Koresponduje to z teoriami Janusza Korwina-Mikkego, który twierdził kiedyś, że gdyby podbój kosmosu powierzyć biznesmenom, od dawna bylibyśmy na Marsie… Project Moonbase (1953) Zapomniany film ze złotej ery science fiction. Słusznie zapomniany. Księżyc ma zostać skolonizowany, ale najpierw trzeba wysłać tam ludzi, by zweryfikowali możliwość takiej akcji. Pierwsza księżycowa ekipa startuje z orbitalnej stacji, znajduje się w niej dwóch mężczyzn i kobieta. Jeden z mężczyzn jest jednak szpiegiem obcego mocarstwa, który chce zniweczyć cały plan. I tak coś, co zapowiadało się na przynajmniej oglądalny film science fiction o wyprawie na Księżyc, zmienia się w kiepski thriller. Ciekawostką jest natomiast udział Roberta Heinleina w tworzeniu scenariusza. Pierwsi ludzie na Księżycu (First Men in the Moon, 1964) Uwspółcześniona (jak na 1964 rok, oczywiście) ekranizacja powieści Herberta George’a Wellsa z niezłymi efektami specjalnymi Raya Harryhausena. Na Księżyc leci ekipa Narodów Zjednoczonych (w załodze widzimy Amerykanów, Brytyjczyków i Rosjan). Lądowanie, pierwszy człowiek ma postawić stopę na powierzchni Księżyca. Będzie nim młody Amerykanin, sierżant Andrew Martin. Wielka feta na całym świecie, nazwisko Martina przechodzi do annałów. Ale… Podczas księżycowego spaceru astronauci natykają się na… brytyjską flagę i list przyznający Księżyc królowej Wiktorii. Konsternacja. Śledztwo doprowadza przedstawicieli ONZ do starego Arnolda Bedforda, jednego z uczestników wyprawy na Księżyc w 1899 roku. Opowiada on niesamowitą historię, gdy wraz ze swą narzeczoną Kate i naukowcem Josephem Cavorem, dzięki jego wynalazkowi – substancji niwelującej siły grawitacji, dolecieli na Księżyc, spotkali tam rozumną i agresywną rasę Selenitów, a po wielu perypetiach uciekli (ale już bez Cavora). Dlaczego jednak ekipa ONZ nie spotkała na księżycu żadnej rozumnej rasy?
Wyszukaj / Kup Dla wielu arcydzieło i najlepszy film science fiction, dla innych pretensjonalna nuda. Jednak choć o surrealistycznych scenach finałowych, minimalizmie dialogów czy humanistycznym przesłaniu dyskutować można, o tyle nad stroną techniczną – realizmem naukowym i pionierskimi efektami – trzeba po prostu pochylić czoło (choć nie brak malkontentów wytykających np., że lewitujący długopis obraca się nie tak, jak powinien). Wypada też docenić odważną koncepcję na przedstawienie Obcych, co jest chyba największą siłą filmu. Co ciekawe, pomysłodawca, słynny pisarz Arthur C. Clarke (pomysł monolitu na Księżycu pojawił się prawie 20 lat przed filmem w jego opowiadaniu „Strażnik”), nie miał z tym wiele wspólnego: on był zwolennikiem tłumaczenia wszystkiego widzowi, a jego projekt humanoidalnych obcych był raczej sztampowy. To reżyser Stanley Kubrick uznał, że im więcej swobody interpretacyjnej da się widzowi, tym lepiej – na tym polu widać też różnice między filmem a powieścią Clarke’a – a do zmiany koncepcji obcych namówił twórców „Odysei” inny pisarz, Carl Sagan. Efekt jest oczywiście taki, że to film zapadł wszystkim w pamięć, to za film Clarke nominowany był do nagród (nominacja do Oscara za scenariusz), wreszcie – to na cześć filmów jeden z modułów statku Apollo 13 nazwano „Odyssey”. Sam Księżyc w fabule jest oczywiście przystankiem, a nie celem, ale przystankiem bardzo istotnym. To badania tego najbliższego nam ciała niebieskiego, banalnego zdawałoby się i dobrze znanego, przynoszą zaskakujące odkrycie „strażnika” – jak wynika z opowiadania i książki Clarke’a, mechanizmu, który miał za zadanie donieść swoim twórcom o tym, że ludzki gatunek osiągnął zdolność wychodzenia poza swoją planetę. My w naszej rzeczywistości też mamy Księżyc dobrze obfotografowany, zdeptany przez kilkanaście osób – ale kto zaręczy, że gdy założymy tam bazę i zaczniemy kopać głębiej, nie natkniemy się na jakiś monolit? Moon Zero Two (1969) „Księżyc Zero Dwa” nie jest filmem o wyprawie na Księżyc. To film o czasach, w których Księżyc jest już skolonizowany. „Księżyc Zero Dwa” w gruncie rzeczy nie jest też filmem science fiction – to przeniesiony na naszego satelitę… western, opowieść, w której ważna jest sprzedaż działek na powierzchni nowego gruntu, w którym źli właściciele ziemscy knują swoje plany, piękne kobiety wymagają wsparcia kowbojów, a po barach tańczą panienki. Elementem fantastycznym jest jedynie cel rywalizacji – ni mniej, ni więcej, tylko asteroida zbudowana ze szlachetnych kamieni, którą wszyscy chcą przejąć i zrzucić na posiadaną na Księżycu działkę. Brzmi bzdurnie? Bez wątpienia – „Moon Zero Two” ma według IMDb jedną z najniższych ocen wśród filmów SF. Jednak z pewnością warto go zobaczyć jako swoiste kuriozum. Jedyny w tym zestawieniu film, który opowiadając o wyprawie na Księżyc, nie jest fantastyką. W paradokumentalnym stylu – oczywiście odpowiednio, choć nieprzesadnie koloryzując i dramatyzując całe zdarzenie – reżyser Ron Howard opowiada o pechowym locie misji programu „Apollo”, do którego w rzeczywistości doszło w 1970 roku. Nie był to pierwszy wypadek w amerykańskim programie kosmicznym (trzyosobowa załoga Apollo 1 zginęła w trakcie ćwiczeń) ani też najgroźniejszy wypadek w kosmosie (pilot radzieckiego Sojuza 1 zginął, gdy w trakcie powrotnego wchodzenia w atmosferę zepsuł się spadochron kapsuły). A jednak to właśnie ta misja na nowo przyciągnęła widzów przed telewizory, bo pokazała, że kosmos wcale nie jest oswojony, a każda kolejna misja jest wyzwaniem. Ten dramatyzm doskonale udało się rozegrać Howardowi, za co został doceniony aż 9 nominacjami do Oscarów (ostatecznie film otrzymał tylko dwie statuetki w kategoriach technicznych), kilkoma do Złotych Globów i BAFTA. „Apollo 13” robi wrażenie przede wszystkim dlatego, że reżyser zdecydował się nakręcić samodzielnie każde ujęcie, mimo że istniały materiały filmowe nagrane podczas prawdziwej misji – archiwalne ujęcia na pewno zaburzałyby trochę narrację filmu i odzierały go z dramatyzmu. Oczywiście filmowanie postawiło mnóstwo wyzwań przed epiką: zbudowano replikę centrum kontroli lotu, kilka naturalnej wielkości makiet poszczególnych modułów statku Apollo, oczywiście dokładnie odwzorowując ich wnętrze. Jeden ze zbudowanych statków umieszczono w Boeingu KC-135, w którym filmowano sceny nieważkości (odbyto 612 parabolicznych lotów, w czasie których 25 sekundowe okresy nieważkości złożyły się na blisko 4 godziny braku ciążenia), a aktorów ubrano w skonstruowane pieczołowicie skafandry, w których – gdy zamykali hełmy – musieli tak jak astronauci oddychać pompowanym tlenem. Aktorzy przeszli szkolenie z zakresu procedur, obsługi statku, studiowali oryginalne nagrania, spotykali się z uczestnikami wydarzeń i trenowali w ośrodku dla astronautów. Wszystko to sprawia, że „Apollo 13”, będąc trzymającym w napięciu dramatem, jest też najwierniejszym filmowym przedstawieniem lotu w kosmos. To nic, że słynny cytat „Houston, we have a problem” w rzeczywistości brzmiał odrobinę inaczej – i tak ciarki chodzą po plecach. Świetny, choć mało znany rosyjski paradokument fantastycznonaukowy. Jak się okazuje, pod koniec lat 30. w Związku Radzieckim rozwinięto program księżycowy, który miał zakończyć się lądowaniem na naszym satelicie. Film – w śmiertelnie poważnej tonacji – przedstawia przygotowania ekipy do lotu z takimi perełkami jak szkolenie do lotu karła (bo kapsuła mogła być bardzo mała), inwigilacja kosmonautów za pomocą cichych przenośnych kamer (o dużych gabarytach), skąd zresztą wzięły się archiwalne zdjęcia, czy udanie się ekipy naziemnej po starcie rakiety z syberyjskiego kosmodromu aż na Krym, bo tylko tam znajduje się teleskop, którym można było śledzić przebieg lotu. Jak to się kończy? Niejednoznacznie – z jednej strony kontakt z kosmonautą zostaje zerwany, stąd nie można się chwalić zdobyciem Księżyca, z drugiej istnieją dowody, że nie tylko dotarł on do naszego satelity, ale nawet stamtąd wrócił – podobno widziano go potem w Mongolii i Chinach. Film nie tylko bawi doskonale swą paradokumentalną formułą, ale i budzi lekki niepokój, zadając pytania o zderzenie totalitarnej mentalności z rozwojem technologicznym. Tak czy inaczej – Rosjanie byli pierwsi na Księżycu. Moon (2009) Tego filmu jeszcze nie widzieliśmy, ale zapowiada się bardzo interesująco. Niedaleka przyszłość. Sam Bell jest na trzyletnim kontrakcie na Księżycu. Mieszka i pracuje w osamotnieniu w praktycznie odciętej od świata bazie. Towarzyszy mu jedynie komputer. Bell ma wrażenie, że samotność zaczyna powodować u niego halucynację. Sytuacja pogarsza się po wypadku przy pracy, po którym zaczyna mieć problemy z odróżnieniem realności od fikcji… Co dalej – nie wiemy i nie chcemy wiedzieć, ale miło, że w roku okrągłej rocznicy lądowania udało się przygotować tak ciekawie zapowiadające się, dobrze ocenione przez widzów i krytykę dzieło z obsesjami Philipa K. Dicka w tle… 21 lipca 2009 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Do kina marsz: Październik 2018
— Esensja
Do kina marsz: Wrzesień 2018
— Esensja
Sputnik 2014: Dzień 8
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski
Bóg w krainie progresorów. Rosyjska filmowa fantastyka naukowa po Andrieju Tarkowskim
— Sebastian Chosiński
Co nam w kinie gra: 2001: Odyseja kosmiczna
— Konrad Wągrowski, Michał Chaciński
Najlepsze filmy SF – wybór czytelników
— Esensja
Najlepsze filmy science fiction – suplement (1)
— Konrad Wągrowski
Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja
21 WMFF, czyli mozolne szukanie perełek
— Konrad Wągrowski
Droga na Księżyc, część 3 – Na Srebrnym Globie
— Jakub Gałka
Prawdziwa historia podboju kosmosu
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 2 – Orbita (2)
— Jakub Gałka
Ah, la luna la luna…
— Jakub Gałka, Mieszko B. Wandowicz
Droga na Księżyc, część 2 – Orbita (1)
— Jakub Gałka
Literackie podróże na Księżyc
— Jakub Gałka, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski
Na Księżyc nie tylko rakietą, czyli jak to drzewiej bywało
— Jakub Gałka
Wielka księżycowa ściema
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 1 – Rakiety (2)
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 1 – Rakiety (1)
— Jakub Gałka
Suplement filmowy 2019
— Adam Lewandowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Krótko o filmach: Han Solo
— Marcin Osuch
Krótko o filmach: Han Solo
— Sebastian Chosiński
Pozwól Wookieemu wygrać
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Solo, ale w drużynie
— Konrad Wągrowski
Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński
Esensja ogląda: Styczeń 2014 (3)
— Krystian Fred, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady
East Side Story: Niebo tu bywa nad wyraz okrutne
— Sebastian Chosiński
Im bliżej jesteś śmierci, tym bardziej czujesz, że żyjesz
— Konrad Wągrowski
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (8)
— Jakub Gałka
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski