Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ile prawdy jest w remake’u?

Esensja.pl
Esensja.pl
Pamiętacie „Bliźniaków” Ivana Reitmana? Pamiętacie! Co trzy miesiące powtarzają ten film w telewizji. Otóż niektóre remaki są podobne do swoich pierwowzorów jak Danny De Vito do Arnolda Schwarzeneggera. Pierwsze miejsce na liście z pewnością powinny zająć „Bękarty wojny”, ale poza Tarantino było jeszcze kilku niewiernych…

Urszula Lipińska

Ile prawdy jest w remake’u?

Pamiętacie „Bliźniaków” Ivana Reitmana? Pamiętacie! Co trzy miesiące powtarzają ten film w telewizji. Otóż niektóre remaki są podobne do swoich pierwowzorów jak Danny De Vito do Arnolda Schwarzeneggera. Pierwsze miejsce na liście z pewnością powinny zająć „Bękarty wojny”, ale poza Tarantino było jeszcze kilku niewiernych…
Drodzy rodzice, narkotyki są złe
„Tell Your Children”, reż. Louis J. Gasnier, 1936
Remake: „Reefer Madness: The Movie Musical” reż. Andy Fickman, 2005
Czy z edukacyjnego wykładu o złych narkotykach można zrobić musical? Andy Fickman stwierdził, że tak, i stworzył jeden z najbardziej nieprawdopodobnych musicali ostatnich lat. Zaplanowany jako produkcja telewizyjna film ma sporo z kinowego rozmachu (m.in. szereg kosztownych i spektakularnych numerów tanecznych) oraz niebezpieczną charyzmę, która niewątpliwie skazuje go na nocną ramówkę. Co ciekawe, o drastycznej różnicy między „Tell Your Children” i „Reefer Madness: The Movie Musical” nie zdecydowała siedemdziesięcioletnia przepaść między filmami, ale przede wszystkim różnica formy. Pierwotne przesłanie i linia fabuły zostały zachowane w filmie Fickmana, który też składa się z rozpoczynającej go prelekcji, przenosząc się do historii bohatera (w oryginale: bohaterki) wpadającego w narkotykowy nałóg. Gasnier jednak pozbawił „Tell Your Children” beztroskiego poczucia humoru, którym naćpana jest nowa wersja. Robił film o poważnym wydźwięku edukacyjnym, choć wówczas nawet taka formuła skazywała go na półkę z dziełami kontrowersyjnymi. Pochodzenie „Tell Your Children” zresztą przez długie lata prowokowało rozmaite domysły, a wśród krążących na ten temat teorii były takie, że obraz sfinansowały stowarzyszenia religijne albo że powstał na potrzeby armii. Prawdziwą furorę film Gasniera zrobił dopiero w latach 60., gdzie na pokazach o północy idealnie sprawdzał się jako kultowa komedia (zwłaszcza w kinach zlokalizowanych blisko college’ów…). W swojej wersji Fickman kpi z pruderii czasów, w których marihuana dopiero zaczynała swą bujną karierę, a przy tym miesza do wszystkiego Boga, amerykańskiego prezydenta i karę śmierci. Prawdziwy rarytas „Reefer Madness” stanowi obsada. Choć jedyną rozpoznawalną twarzą występującą w filmie była wówczas nagłośniona „Krzykami” Neve Campbell, jedną z głównych ról zagrała Kristen Bell, późniejsza Sarah Marshall z „Chłopaki też płaczą”.
Krwisty Bergman
„Źródło”, reż. Ingmar Bergman, 1960
Remake: „Ostatni dom na lewo”, reż. Wes Craven, 1972
I proszę, jednak Bergman bywa artystą inspirującym. Niekoniecznie trzeba jego filmy obejrzeć, przemyśleć i pokłonić się nisko przed geniuszem uduchowionego przekazu. Można obejrzeć, przemyśleć, a potem wziąć fabułę, wypatroszyć ją z wnętrzności i wstawić w to miejsce horrorystyczną tkankę. O produkcji „Ostatniego domu na lewo” krążyły liczne legendy. Jedni twierdzili, że film sfinansowały grube ryby z przemysłu pornograficznego. Inni opowiadali, że produkcję opłacił tajemniczy mafioso zafascynowany wyuzdaną przemocą i niepotrafiący okiełznać sadystycznych zapędów. Craven potwierdza tylko, że cześć kosztów powstania filmu pokryli właściciel sieci bostońskich kin, którym spodobał się scenariusz. Reżyser pamiętał „Źródło” z czasów, gdy był nauczycielem w college’u i analizował je z uczniami na lekcjach. „Ingmar Bergman sięgnął po średniowieczną szwedzką legendę, w której jest wiele czystości, prostoty i siły przekazu. Ja dostrzegłem w niej paralele z wojną w Wietnamie” – wyznawał potem. W Australii zakazano dystrybucji „Ostatniego domu na lewo” na trzydzieści dwa lata. W Niemczech uznano go za reprezentanta snuff movies, twierdząc, że aktorzy na planie naprawdę ginęli. W Wielkiej Brytanii wykastrowano obraz z najbrutalniejszych scen. Gdy po prawie czterdziestu latach Dennis Iiadis nakręcił remake „Ostatniego domu po lewej”, poważnie złagodził ekranową przemoc i usunął najbardziej kontrowersyjne sceny. Wes Craven, który wyprodukował nową wersję, uznał, że filmowi Iiadisa bliżej do Bergmanowskiego „Źródła” niż do horroru z lat 70.
Ucho Johna Travolty
„Powiększenie”, reż. Micheangelo Antonioni, 1966
Remake: „Wybuch”, reż. Brian de Palma, 1981
Już sam tytuł filmu Briana De Palmy podpowiada, czym jego autor zastąpił długie ujęcia z arcydzieła Antonioniego. Jednak montaż to nie jedyne, przy czym majstrował twórca „Czarnej Dalii”. Zamiast fotografa mamy dźwiękowca, który nie nabiera obsesji na temat obrazu, ale dźwięku. Podczas nagrywania dźwięku do filmu Jack staje się świadkiem tragicznego wypadku z udziałem prezydenta. Przesłuchując nagrania z tej nocy, odkrywa zarejestrowany na taśmie strzał, prawdopodobnie świadczący o tym, że przywódca nie zginął przypadkowo, ale w dobrze zakamuflowanym zamachu. Dyskretną refleksję o cienkiej granicy między tym, co widzimy naocznie, a co jedynie w naszej głowie, zastąpiła rozbudowana teoria spiskowa z zamachem na prezydenta w tle. Prawdę powiedziawszy, bliżej temu filmowi do „Rozmowy” niż do „Powiększenia”. De Palma upierał się przy zapewnieniu o inspiracji klasykiem Antonionego, choć potem wstydliwie wspominał, że oryginalny tytuł („Blow Out”) początkowo brzmiał „Personal Effects” i nie sugerował skojarzeń z włoskim dramatem. „Powiększenie” zapisało się w historii kina jako dzieło o pewnym czasie zdominował przez nastrój wiecznej nieufności. „Wybuch” zaś odbierano jako film o wydźwięku politycznym. Doszukiwano się aluzji do afery Watergate, zabójstwa Johna F. Kennedy’ego oraz głośnej tragedii Chappaquiddick, w której zginął senator Edward M. Kennedy. No proszę, a prostacki tytuł sugerował biograficzną produkcję o Michaelu Bayu…
Rekonstrukcja przyszłości
„La Jetee”, reż. Chris Marker, 1962
Remake: „12 małp”, reż. Terry Gilliam, 1995
Z pozoru to samo: esej science fiction o świecie przyszłości. Rozbudowany z krótkometrażówki do pełnego metrażu i z Bruce’em Willisem w miejsce podróżującej w czasie bezimiennej bohaterki. Ten znakomity remake nie powstałby, gdyby nie Robert Kosberg, producent filmu zakochany we obrazie Chrisa Markera, który namówił francuskiego reżysera do sprzedaży praw. Drugi producent, Charles Roven, wybrał na reżysera pełnometrażowego projektu Terry’ego Gilliama, wierząc, że jego nieokiełznany styl idealnie wpasuje się w wizję przyszłości z „La Jetee”. Choć Gilliam raczej nie kręci na podstawie scenariuszy napisanych przez innego autora niż on sam, tekst Markera rozpisany przez Davida Webb Peoplesa i Janet Peoples wyraźnie go zainteresował. Zobaczył w nim intrygującą historię o szaleństwie i marzeniach oraz śmierci i ponownych narodzinach w świecie na chwilę przed rozpadem. Z mocno ograniczonym przez wytwórnię Universal budżetem (po zatonięciu „Wodnego świata” Kevina Reynoldsa w box offisie niechętnie wykładano pieniądze na postapokaliptyczne widowiska) i dwiema gwiazdami wyczarował na ekranie obłędną wizję paranoika. Gilliam wniósł do „La Jetee” fabułę, akcję i komercyjnego ducha. Francuskiego pierwowzoru podobno nie widział.
Stój, bo mamuśka strzela
„Gloria”, reż. John Cassavetes, 1980
Remake: „Ultaviolet”, reż. Kurt Wimmer, 2006
Wątpię, żeby fabularny minimalista, miłośnik naturalnych scenerii i płynnego rejestrowania rzeczywistości niepomijający żadnej sekundy nudy był zachwycony przerobieniem jego filmu na science fiction. Nie ucieszyłby go także fakt, że budżet „Ultraviolet” wyniósł trzydzieści milionów dolarów. Tyle pewnie kosztowały wszystkie filmy Johna Cassavetesa nakręcone przez jego trwającą blisko trzydzieści lat karierę. Choć „Gloria” należy do jednych z najbardziej dramaturgicznie wystylizowanych filmów autora „Minnie i Moskowitz”, nadal ciężko tu mówić o prostym kinie sensacyjnym opartym na zasadzie „kiss, kiss, bang bang”. Kurt Wimmer, człowiek, który nie wymyślił w kinie jeszcze niczego nowego, ale wszystko zawsze podawał z podniosłością wielkiego oświecenia, otwarcie przyznawał, że chciał nakręcić „Glorię” w komiksowym stylu. Oprócz cassavetowskiej historii sięgnął zatem jeszcze po lektury uzupełniające m.in. „Aeon Flux”, „Immortal – kobieta pułapka” oraz „Resident Evil”. Akcja dzieje się w świecie przyszłości, nękanym roznoszoną za pośrednictwem krwi zarazą. Ludzie stają się silniejsi, ale w zamian ich życie znacznie się skraca. Violet, również dotknięta wirusem, zostaje wysłana po broń mającą przywrócić wszystko do normy. Misja pozyskania antidotum trwa pół filmu, po drodze do bohaterki przyłącza się dziecko, które znajdzie się pod jej opieką i akcja wreszcie trochę przyspiesza. Podobno początkowo film trwał dwie godziny, ale producenci skrócili go o trzydzieści minut. Wimmer strasznie się wściekł i stwierdził, że ten niecny czyn naruszył szlachetną koncepcję „Ultraviolet”. W kinie – oczywiście klęska finansowa i artystyczna. A przecież Cassavetes znalazł na taką okoliczność idealne rozwiązanie już przy debiutanckich „Cieniach”. Gdy pierwsza wersja filmu się nie spodobała, zwyczajnie zagrzebał kopię w najciemniejszym zakamarku własnej piwnicy i do dziś nikt nie ma prawa obejrzeć, jak zaczynała legenda amerykańskiego kina niezależnego. Polecamy panu Wimmerowi podobnie postąpić z jego arcydziełem.
Prostaczka kujonką
„My Fair Lady”, reż. George Cukor, 1964
Remake: „Cała ona”, reż. Robert Iscove, 1999
Jeśli Rachel Leigh Cook jest nową Audrey Hepburn, to pora umierać. George Bernard Shaw, autor literackiego pierwowzoru do filmu George’a Cukora, z pewnością przewraca się w grobie na myśl o tym, co z jego szlachetnym „Pigmalionem” zrobił Robert Iscove. Falbaniaste suknie z lat 30. zostały zamienione na kuse mini i głębokie dekolty, nieokrzesana Eliza Doolitle z prostackim akcentem stała się kujonką malującą obrazy w piwnicy. Jakie czasy, takie marzenia. Laney Boggs startuje do licealnej klasy wyższej, czyli ligi superlasek, szykuje się na bal maturalny i próbuje się opędzić od zalotów szkolnego playboya. „My Fair Lady” otrzymało osiem Oscarów. „Cała ona” nagrodę Teen Choince Awards, Blockbuster Entertainment Awards i nominacje do MTV Movie Awards. Na pocieszenie można dodać, że w zeszłym roku zapowiedziano remake „My Fair Lady” na poważnie. Elizę ma zagrać Keira Knightley, Rexa Harrisona zastąpi Daniel Day Lewis, a efekt ich współpracy ma trafić do kin w przyszłym roku. Autorką scenariusza nowej wersji została rozważna i romantyczna Emma Thompson.
koniec
15 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
Jarosław Loretz

15 IV 2024

Co zrobić, gdy słyszało się o egipskich hieroglifach, ale właśnie wyłączyli prąd i Internetu nie ma, a z książek jest tylko poradnik o zarabianiu pieniędzy na kręceniu filmów, i nie za bardzo wiadomo, co to te hieroglify? No cóż – właśnie to, co widać na obrazku.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Gdzie są naziści z tamtych lat?
Sebastian Chosiński

9 IV 2024

Barbara Borys-Damięcka pracowała w sumie przy jedenastu teatralnych przedstawieniach „Stawki większej niż życie”, ale wyreżyserować było jej dane tylko jedno, za to z tych najciekawszych. Akcja „Człowieka, który stracił pamięć” rozgrywa się latem 1945 roku na Opolszczyźnie i kręci się wokół polowania polskiego wywiadu na podszywającego się pod Polaka nazistowskiego dywersanta.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

007: Wszystkie laski Jamesa Bonda
— Urszula Lipińska

Co nam w kinie gra: „Kopciuszek”, „Gloria”
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska

Co nam w kinie gra: Mapy gwiazd
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska, Kamil Witek

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 10
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 9
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 8
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 7
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 6
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska, Gabriel Krawczyk

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 5
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska

30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 4
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.