Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

King nie czuje kina

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
O ekranizacjach prozy Stephena Kinga dyskutują Piotr Kozłowski, Tomasz Kujawski i Konrad Wągrowski.

Esensja

King nie czuje kina

O ekranizacjach prozy Stephena Kinga dyskutują Piotr Kozłowski, Tomasz Kujawski i Konrad Wągrowski.
Lśnienie
Lśnienie
Konrad Wągrowski: Na nasze ekrany wchodzi „Sekretne okno” z Johnnym Deppem (po zeszłym roku takie fakty trzeba zaznaczać), film oparty na (doskonałym, moim zdaniem) opowiadaniu Stephena Kinga. To dla nas jest znakomita okazja, aby porozmawiać właśnie o ekranizacjach prozy Króla Horroru (o nim samym pogadamy, jak wreszcie dotrzyma obietnicy dalszego nie pisania i będziemy mogli podsumować całą twórczość). Filmów powstało kilkadziesiąt, właściwie każde opowiadanie i powieść King sprzedaje na pniu producentom. Ale chodzi fama, że te ekranizacje zwykle bywają nie najwyższej jakości, ustępując pierwowzorom. Czy tak sądzicie?
Tomasz Kujawski: Jest jeszcze gorzej, bo wszystkie ekranizacje Kinga ustępują pierwowzorom, nawet ze słabszych książek powstają jeszcze gorsze filmy. Na szczęście znalazło się kilku reżyserów, którzy dobrze czują, co przyciąga ludzi do Kinga (Rob Reiner, Frank Darabont) i kilka – naprawdę kilka – ekranizacji można uznać za udane.
Piotr Kozłowski: Trudno po wypowiedzi Tomka dorzucić coś odkrywczego, całkowicie się przychylam. Rzeczywiście, w pełni udane ekranizacje prozy Kinga można policzyć na palcach jednej ręki.
KW: Zainteresowanie producentów prozą Kinga, świadczy, że jest to proza bardzo „filmowana”, ale efekty bywają różne. Co waszym zdaniem w tej prozie jest takiego, że tak nęci filmowców, a co takiego, że nie tak łatwo zrobić z niej dobry film?
TK: Nie zgodzę się. Proza Kinga wcale nie jest filmowa, bo autor ten bardzo mocno korzysta ze środków, które dostępne są tylko i wyłącznie w literaturze i których nie da się w bezpośredni sposób przenieść na ekran. To, co przyciąga producentów, to tylko i wyłącznie nazwisko. King to instytucja – łączny nakład jego książek przewyższył ponoć nakład Biblii! Brian de Palma, który wyreżyserował „Carrie”, zrobił dla Kinga tyle dobrego co i złego. Na plus, rozsławił debiutującego autora i otworzył mu drogę do międzynarodowej kariery, na minus, przypiął mu etykietkę „twórcy horrorów”. Filmowa „Carrie” znacznie bardziej stara się straszyć (wymyślona przez scenarzystów scena na cmentarzu z wyrywającymi się spod ziemi umarłymi) niż książka, która przede wszystkim ma na celu odtworzyć obraz amerykańskiej młodzieży lat siedemdziesiątych. A King już w swojej trzeciej książce – „Lśnieniu” – ucieka od stereotypów gatunku. Kilka kolejnych – „Bastion”, „Firestarter”, „Strefa śmierci” – już wcale nie jest horrorami. Producenci jednak każdą kolejną powieść zamieniają na siłę w straszydło. Sądzę, że przyczyną takiego postępowania jest objętość utworów Kinga i ich wielowątkowość. Bezpośrednie przeniesienie na ekran tysiącstronicowej powieści byłoby oczywiście absurdem, więc trzeba ciąć, a najbardziej naturalnym kluczem wydaje się być wykrojenie z całości elementów grozy. W ten sposób ze złożonej książki na ekranie zostaje fragment, który oddzielony od reszty zupełnie się nie broni.
Carrie
Carrie
Następnym czynnikiem, który pogrążył Kinga w świecie filmu, są opowiadania. Tu – w przeciwieństwie do powieści – autor rzeczywiście często sięga po klasyczny horror, ale niestety równie często jego opowiastki są literackim odpowiednikiem filmów klasy C. King, poza kilkoma wyjątkami, pisze słabe opowiadania, które za to łatwo jest przenieść na, siłą rzeczy też kiepski, film. Na podstawie jego pierwszego zbioru opowiadań („Nocna zmiana”) nakręcono kilkadziesiąt filmów! I wszystkie to filmowe buble (choćby niekończąca się seria „Dzieci kukurydzy”).
PK: Osobiście sądzę, że nie ma czegoś takiego jak proza nie filmowa. Wszystko da się zrobić, wszystko jest kwestią talentu, umiejętności, możliwości. Zobaczcie co z Sapkowskiego zrobił Brodzki, a co z Tolkiena Jackson. Rzecz jasna, powieści Kinga są bardziej złożone niż „Władca…” i w istocie – niektórych chwytów literackich na język kina przełożyć się nie da – gdyby to było takie proste, to i wyższość literatury nad filmem nie byłaby dla każdego tak oczywista. Niemniej, przypadki takich osobowości jak Kubrick czy Darabont pokazują, że nawet jeśli nie w 100%-tach, to jednak da się prozę Kinga zaadaptować wielce satysfakcjonująco. I tu dochodzimy do wniosku tyleż słusznego, co raczej oczywistego – pisarza tej klasy potrafią zrozumieć jedynie filmowcy równie wielkiego formatu. Jednakże producenci mają to zwyczajnie w dupie i na reżyserski stołek sadzają jakichś Micków Garrisów czy innych telewizyjnych cieciów. A potem takie kwiatki…
KW: Sam King chyba nie czuje kina… Nie podoba mu się „Lśnienie”, jego scenariusze pozostawiają wiele do życzenia, a jedyny film, który reżyserował chyba należy do najgorszych…
TK: Tak, wyreżyserowane przez Kinga „Maximum Overdrive” to koszmar. Sceny, w której kuchenny mikser na patyku goni bohaterkę przy akompaniamencie przygrywającego w ścieżce dźwiękowej zespołu AC/DC (jakby wszystkiego było mało, po raz pierwszy widziałem film na RTL z niemieckim dubbingiem), dostarczają dość traumatycznych przeżyć. Autor zupełnie nie sprawdził się jako reżyser, ale również bardzo kiepsko wypada jako scenarzysta. Ostatnio regularnie wypuszcza mini-seriale na podstawie swoich scenariuszy („Czerwona Róża”, „Sztorm stulecia”) i powieści, których ekranizacje mu się nie spodobały („Lśnienie”, w przygotowaniu „Miasteczko Salem”). Wszystko to niestety wypada kiepściutko. Nie najlepsze recenzje zebrał także amerykański remake „Królestwa” von Triera, do którego King napisał scenariusz. Spokojnie zasłonę milczenia można także spuścić na popisy autora w epizodach aktorskich.
King rzeczywiście nie czuje kina i, przyznam, fakt ten napawa mnie niezmiernym zdumieniem; jego nieudolność w tej dziedzinie jest wręcz żenująca. Słowo i obraz to jednak dwie diametralnie różne dziedziny sztuki.
Misery
Misery
KW: Mnie to tym bardziej szokuje, bo w „Danse Macabre” przecież wypowiada się o klasycznym kinie grozy ciekawie i ze znawstwem. Tymczasem nawet we własnych scenariuszach neguje, to co sam powiedział o dobrym horrorze – że znakomity powinien wywołać u widza lęk, dobry powinien go przestraszyć, a jak ktoś nie ma talentu to może jedynie wywołać obrzydzenie. I scenariusze Kinga w najlepszym przypadku wywołują obrzydzenie, a i to nie zawsze. Czy więc zgodzicie się, że najlepsze ekranizacje Kinga, to filmy, które z jego książkami mają mniej wspólnego, będąc tylko luźnymi adaptacjami – jak „Lśnienie” Kubricka?
TK: Tutaj raczej nie dopatrywałbym się klucza do udanej ekranizacji. Jak wspomniałem wyżej, najlepszymi adaptacjami wydają mi się te, których twórcy zrozumieli, że King tak naprawdę pisze opowieści, w którym groza jest tylko jednym i często nie najważniejszym z elementów. „Skazani na Shawshank”, „Zielona mila”, „Misery” to wierne i udane adaptacje, które z horrorem mają niewiele wspólnego. Nielubienie „Lśnienia” Kubricka przez Kinga jest dla mnie mało zrozumiałe. Wydaje mi się, że to dość wierna, twórczo potraktowana ekranizacja. Być może antypatia pisarza bierze się stąd, że Kubrick spróbował wyciągnąć z tej powieści więcej, niż zdołał King. Sygnowany przez „króla horroru” remake tylko śmieszy.
PK: Ponownie zgodzę się z Tomkiem i pójdę jeszcze dalej – najlepsze ekranizacje Kinga to te, które z jego książkami mają jak najwięcej wspólnego. Problem w tym, że lwia część reżyserów nie rozumie czy też nie chce rozumieć szerokich horyzontów Mistrza, zasypując nas w efekcie badziewnymi horrorkami. „Lśnienie” jest tu wg mnie wyjątkiem, właściwie jedyną naprawdę dobrą luźną adaptacją (nie jestem fanem „Carrie” DePalmy), podczas gdy w czołówce zdecydowanie dominują te wierne („Misery”, filmy Darabonta czy „Martwa Strefa” Cronenberga – swego czasu ponoć najbardziej zachwalana przez samego Kinga ekranizacja).
KW: „Martwa strefa” jest absolutnie ok. – ale to Cronenberg, choć nietypowy. Co do „Misery” to uważam, że film jest dobrym thrillerem, ale książka jest genialna. I tego stanu napięcia, który bije z książki, tego, jak w oczach Sheldona Annie Wilkes urasta do niemalże boskiej czy szatańskiej istoty, już w filmie nie udało się oddać, choć za scenariusz wziął się jeden z najsłynniejszych scenarzystów Hollywood – William Goldman. Ale nie narzekajmy, film jest ok., a scenariusza nie pisał King. :-) Lepiej niech pozostaje przy powieściach, gdyż tu z pewnością jest mistrzem.
PK: Też uważam, że „Misery” jest książką, może nie genialną, ale na pewno świetną. Z tym że film według mnie specjalnie nie odstaje, lubię go na równi. Znakomity dreszczowiec, lecz jednak poza ścisłą listą ulubionych, nie chwycił mnie za serce jak „Zielona mila”.
Martwa strefa
Martwa strefa
KW: King ma jednak moim zdaniem jeden mankament – rzadko do poziomu jego powieści dorasta poziom końcówek jego powieści… I tu filmowcy miewają pole do popisu – uważam, że czasem z sukcesem – zakończenia takich filmów jak „Lśnienie”, czy „Sklepik z marzeniami” są lepsze niż u Kinga. Ale bywa i dużo gorzej – patrz „Smętarz dla zwierzaków”.
Literacka biegłość Kinga jest niepowtarzalna. Jego powieści nie tylko wciągają, ale i straszą. A filmy – czy bywają przerażające?
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.