Dobry i Niebrzydki: A idź z tym gniotem!Piotr Dobry, Konrad Wągrowski Pod tym przekornym tytułem oddajemy hołd fanomenowi „Avatara”, ale także dyskutujemy o samym Jamesie Cameronie, piersiach Lindy Hamilton i Mary Elisabeth Mastrantonio oraz o tym, na kogo się patrzył Piotr Dobry, gdy na ekranie pozowała naga Kate Winslet.
Piotr Dobry, Konrad WągrowskiDobry i Niebrzydki: A idź z tym gniotem!Pod tym przekornym tytułem oddajemy hołd fanomenowi „Avatara”, ale także dyskutujemy o samym Jamesie Cameronie, piersiach Lindy Hamilton i Mary Elisabeth Mastrantonio oraz o tym, na kogo się patrzył Piotr Dobry, gdy na ekranie pozowała naga Kate Winslet.
Wyszukaj / Kup Konrad Wągrowski: Blisko dwa miesiące minęły od rodzimej premiery „Avatara” i wiemy już oczywiście, że wydarzyło się coś niesamowitego. Ale nie chcę dziś mówić o samym filmie. Chcę o otoczce wokół niego i Jamesie Cameronie. Może uda nam się spojrzeć jakoś z dystansu. Piotr Dobry: Nie wiem, czy będę potrafił zdobyć się na dystans wobec filmu, który uważam za jeden z najlepszych w całej ostatniej dekadzie. Ale spróbujmy. KW: Zacznijmy od otoczki. Rodzimi krytycy nie wiedzą co zrobić z filmem. Z jednej strony wielu z nich (tych bardziej nastawionych na tzw. kino ambitne) utyskuje na prostotę opowieści, ale z drugiej strony nie wie co zrobić z faktem, że wizualnie film wymiata. Na zachodzie nie mają takiego problemu – tam wiedzą, że kinem można się zachwycić przez samą warstwę wizualną. PD: Wiedzą też chyba, że fabularna prostota w baśni z przesłaniem jest czymś zupełnie naturalnym, o ile nawet nie wskazanym. Niezmiennie mnie bawi, że polscy krytycy wymagają intelektualnej głębi od każdego dzieła, nieważne czy Hanekego, czy Camerona. KW: Uczciwie mówiąc, część krytyków domaga się nie tyle intelektualnej głębi, ile nieco większego skomplikowania linii fabularnej. W sumie podobne zarzuty formułowano 30 lat temu wobec „Gwiezdnych wojen”, które się przed tym wybroniły rozmachem kreacji świata i duchem przygody – czyli tym, co ma również „Avatar”. Ciekawe, co o nim będzie się mówić po 30 latach? Smerf Pracuś szuka smerfojagód. PD: Ale po cholerę w ogóle „większe skomplikowanie linii fabularnej"? I ciekawe, jak to sobie wyobrażają? Ty miałbyś swój pomysł na bardziej skomplikowanego „Avatara"? KW: Miałbym. Nie wiem, czy wpłynęłoby to pozytywnie na sam film. Zapewne wpłynęłoby to negatywnie na jego sukces komercyjny. Zgodzę się więc, że realizowanie oczekiwań akurat moich – jakkolwiek słuszną byłoby koncepcją z mojego punktu widzenia – niekoniecznie musi się wiązać z interesem samego Camerona. Mamy największy sukces finansowy w dziejach, multum nominacji do najważniejszych filmowych nagród – trudno więc mówić, że jest coś zrobione źle. A że ten – bardzo, bardzo fajny film – nie trafi do mojego Kanonu Wszech Czasów? Cóż, sądzę, że Cameron to przeżyje. Ale zaczynam obserwować zjawisko podobne do tego, co niegdyś miało miejsce z „Titanikiem”. Oprócz wyrazów fascynacji filmem, coraz bardziej rośnie w siłę gremium osób, które deklarują nienawiść wobec „Avatara”, uznając go – jak to się mówi popularnie w Internecie – za wyjątkowe gówno. Z „Titanikiem” jest tak, że gdy przyznasz się w jakimś gronie, że go lubisz, wszyscy zaczynają patrzeć na ciebie ze zdziwieniem. Czy kiedyś tak się stanie z „Avatarem”? No i gdzie teraz patrzy się Piotr Dobry? PD: Już tak się dzieje. Rozmawiam ze znajomym i przyznaję się do fascynacji „Avatarem”, a on z ironicznym uśmieszkiem: „A idź z tym gniotem, wolę ostatniego Gilliama”. Pomijając nawet to, że jednoczesna admiracja „Parnassusa” i „Avatara” wcale się nie wyklucza, mamy tu smutny i niestety dość powszechny przykład głupawej zawiści będącej efektem owczego pędu. Czyli – nie lubię, bo tak wypada; nie lubię, bo komercha; nie lubię, bo koledzy z Naszej-Klasy też się śmieją z tych smerfów. Najlepszą część anegdoty zostawiłem zresztą na koniec – wyobraź sobie, że wspomniany znajomy „Avatara” nie widział! KW: Taaak, znam to. Choćby z Internetu. Ale nie tylko – Bartosz Żurawiecki cały felieton w ostatnim „Filmie” (słabiutkim zresztą, jak zwykle ostatnio) poświęca krytyce technologii 3D – również zaznaczając, że „Avatara” nie widział, a wybierze się na niego „z obowiązku”. Czy to poważne? PD: Nie, to niemądre, czytałem. Autor drży przed terrorem popkulturystów (?) i boi się, że mu każą oglądać dramaty psychologiczne w 3D – wywody na poziomie forum Filmwebu. KW: A teraz może sam James Cameron. Facet zaczyna od horroru SF („Piranię 2” pomijam, bo to zdarzenie losowe)… PD: Mi się podobało! Latające piranie-mordercy – czy może być większy camp? To z „Terminatora” zapamiętał Konrad Wągrowski. KW: …potem staje się ikoną kina akcji (kręcąc przy okazji jeden z najlepszych sequelów w historii kina – i nie mówię tu o T2), by wreszcie zadziwić wszystkich (a zagorzałych fanów SF nawet przyprawić o drgawki), tworząc mega-melodramat, który staje się największym przebojem kinowym wszech czasów (i do którego nikt się nie może zbliżyć). A potem… się wycofuje. Kręci to jakiś dokumencik podwodny, to robi za producenta, by wreszcie, po przeszło dekadzie – powrócić z wielkim hukiem. Czego możemy się jeszcze po takim gościu spodziewać? PD: Zawsze – przeboju. Cameron jest nieprzewidywalny, a to w kinie rzadka cecha, w końcu o ilu reżyserach możesz to powiedzieć? KW: Twój ulubiony film tegoż (pomijając „Avatara”)? PD: „Titanic”. Klasyczna mezaliansowa historia miłosna w epickim stylu plus oszałamiające, jak na tamte czasy, efekty specjalne. No i naga Kate Winslet (byłem z klasą i jeszcze pamiętam te rumieńce u mojej wychowawczyni). KW: To znaczy, że patrzyłeś się wychowawczynię, gdy Kate Winslet pozowała nago? PD: He, he. Nie, wychowawczyni miała jeszcze rumieńce, gdy Kate już się ubrała. A co jest Twoim Cameronowym numerem jeden? Wiem, że też ciepło wspominasz „Titanika” (szczególnie nagą Kate, czemu dałeś upust w naszej przedostatniej dyskusji), ale obstawiam „Obcych”, ewentualnie pierwszego „Terminatora”. Jedyna negatywna postać kobieca w kinie Camerona KW: I bardzo dobrze obstawiasz. Wszak ja z fantastyki pochodzę. Trudno mi wyróżnić jeden z tych filmów – obydwa kwalifikują się na moje tetryczne dziesiątki i do mojego Kanonu Królewskiego, który będę spisywał pod koniec życia. Mam tu zresztą ładne nawiązanie do Twoich przeżyć „Titanikowych”. Na korzyść „Terminatora” na pewno przemawia gorąca scena erotyczna i nagie piersi Lindy Hamilton (które oglądałem w wieku lat 15). Taaak, pamiętna to była scena. Wrażenie z filmu zepsuła nieco śmierć Kyle’a Reese’a (bo wtedy lubiłem happy endy), ale z kolejnymi seansami film zyskiwał. PD: Ja widziałem tylko raz, miałem wtedy 10-12 lat, z pamięci wystawiłbym 8-9, ale oczywiście do w pełni uczciwej oceny musiałbym ponownie obejrzeć. KW: Zresztą to jest cecha dużej części twórczości Camerona – „Terminatora”, „Aliens” mogę oglądać raz za razem z niesłabnącą przyjemnością. Dawno natomiast nie wracałem do „Otchłani”… PD: Też widziałem raz… Zaraz, ja każdy film Camerona, wyłączając „Titanika”, widziałem tylko raz i to przeważnie daaaaawno temu. Z „Otchłani” pamiętam tyle, że Ed Harris, którego ogólnie lubię i cenię, nie bardzo pasował mi na bohatera… KW: W takim razie zawieszamy naszą dyskusję do czasu, gdy sobie nie odświeżysz co ważniejszych tytułów. (minęło kilka dni) Nie było na fotce niestety sceny, którą wspomina Piotr, więc dajemy tę mniej znaną. PD: No, teraz pamiętam jeszcze nagie piersi Mary Elizabeth Mastrantonio! KW: A ja z „Otchłani” pamiętam tyle, że Michael Biehn, którego ogólnie lubiłem (choć „ceniłem” byłoby już lekką przesadą) nie bardzo pasował mi na negatywnego bohatera. Zresztą, „Otchłań” uważa się za jedyną lekką wpadkę Camerona. PD: Serio? Na RottenTomatoes 85%, na IMDB wyższa średnia niż „Titanic” i „Prawdziwe kłamstwa"… KW: Naprawdę? Pamiętam te utyskiwania na „Otchłań” z lat 80., że Cameron zrobił bajędę o Obcych z rzewnym finałem, a nie solidne, problemowe SF. Jedyne, co miało być warte uwagi, to słynna (i rzeczywiście prekursorska) wizualizacja twarzy kosmity w słupie wody. No i sam przyznam, że „Otchłań” nie zapadła mi jakoś w pamięć, choć zapewne powinienem sobie ją odświeżyć. PD: Musimy kiedyś zrobić oddzielną dyskusję o filmach, które powinniśmy sobie odświeżyć. Ja na przykład trzymam wciąż zafoliowane „Goonies” na półce, bo… boję się odświeżyć. KW: Heh, ja tak mam np. z „Mistrz kierownicy ucieka”. To znaczy, jestem pewien, że gdybym obejrzał go dziś, to byłoby ogromne rozczarowanie, ale pamiętam też, że w kinie na początku lat 80. było to niesamowite wrażenie… PD: O, obejrzałbym znowu „Kaczora Howarda"! „Prawdziwe kłamstwa” to film wprost przepełniony akcją. KW: Ale wróćmy do Camerona…. „Prawdziwe kłamstwa”… Pamiętam, że za pierwszym seansem film mnie nie zachwycił. Nie załapałem jego swobodnej w pełni rozrywkowej konwencji i szukałem nielogiczności (których, oczywiście, mnóstwo). Teraz jest lepiej, choć nie powiem, że to film, do którego wracam chętnie. Taki najbardziej Bruckheimerowski film z wszystkich Cameronów. PD: Dla mnie to nie wada. Choć nastolęciem będąc, oglądałem „Prawdziwe kłamstwa” jak każdy inny film z Arnoldem, ciesząc się z rozwałki i nie wyłapując większości podtekstów, nawiązań, parodii. KW: Natomiast „Terminator” to nadal majstersztyk. Za psie pieniądze zrobiony, a mający klimat niesamowity. Ale przede wszystkim chyba nigdzie nie widziałem takiej sytuacji, że całe wprowadzenie w fabułę filmu odbywa się podczas szaleńczego pościgu samochodowego i strzelaniny z zabójczym androidem. PD: Ale co masz na myśli poprzez „wprowadzenie w fabułę"? Że już po pościgu wiadomo, o czym z grubsza będzie cały film? Bo wrzutką w sam środek akcji zaczyna się sporo filmów, ostatnio choćby „Star Trek” czy „Quantum of Solace”. KW: Już wyjaśniam. Chodzi o to, że całe tło filmu (wojna atomowa, podróż w czasie, misja Reese’a) przekazywane jest Sarze Connor podczas szalonej akcji. Mówi to Reese spod kierownicy pędzącego samochodu między jednym zakrętem, a drugim. W „Star Treku” czy „QoS” nie było nic poza akcją. Double-pack? PD: Zaraz, w „Star Treku” poza akcją była też bardzo wzruszająca scena narodzin bohatera. Ale łapię, o co Ci chodzi. KW: „Terminatorem” Cameron też pokazał, że jest utalentowanym kopistą. W końcu cała ta złożona fabuła, postapokaliptyczno-cybernetyczno-temporalna, jest zapożyczeniem kilku pomysłów Harlana Ellisona. A Cameron chyba zawsze umiał kreatywnie zapożyczać… PD: To akurat cecha największych bossów kina rozrywkowego – Lucasa, Tarantino, Wachowskich… KW: Właśnie – Cameron ma z nimi (w szczególności z Lucasem) wspólne to, że bierze zgrane motywy i nadaje im niespotykaną dynamikę, nową formę, etc. To się sprawdziło w obu „Terminatorach”, w „Prawdziwych kłamstwach” (które stały się przecież obok „Szklanych pułapek” ikoną kina akcji lat 90.), w „Titanicu”, w „Obcych” chyba też. Tu gromkie brawa za nie powielanie schematu Scotta, tylko zrobienie czegoś zupełnie innego, co jednocześnie dla pierwszego „Obcego” było cudnym dopełnieniem. Ale Cameron ma jeden talent, którego Lucasowi brakuje – w tą akcję potrafił wrzucać pełnokrwiste postacie. Ellen Ripley, Sarah Connor to przecież nie dekoracje. PD: I to, że wymieniłeś same kobiety, też w jakiś sposób definiuje wyjątkowość kina Camerona, u którego płeć piękna nigdy nie pełni funkcji jedynie dekoracyjnych. „Avatar” to wręcz kino feministyczne – zauważyłeś w ogóle, że tutaj stuprocentowo dobre i mądre są tylko kobiety? Neytiri, jej matka, doktor Grace, Trudy. Nawet Eywa jest przecież rodzaju żeńskiego! KW: To prawda – nie ma w filmach Camerona negatywnej postaci kobiecej (nie tylko w „Avatarze”). No, chyba że… matka Obcych. Ach, chyba była jeszcze jakaś terrorystka w „Prawdziwych kłamstwach”. Ciekawe, czy takie szarmanckie podejście do płci pięknej pomoże Cameronowi oddać Oscara eks-żonie? PD: W sumie już ma, to co mu szkodzi. KW: Tak czy inaczej zapowiada się jedno z ciekawszych Oscarowych rozdań ostatnich lat i noc historyczna. Oscara dla kobiety-reżysera ani Oscara w głównej kategorii dla filmu SF jeszcze nie było. Tym razem możemy dostać double-pack. 10 lutego 2010 |
@jake1 i wolfy
W sumie racja, ale jednak ta dyskusja zmusiła jak widać kilka osób do dłuższych komentarzy, więc może tak zupełnie bezwartościowa nie jest...
Bezwartościowa może nie, ale szkoda marnować naprawdę dobre i na czasie tematy. Kolejnego takiego tąpnięcia na rynku filmowym nie wiadomo, czy doczekamy.
Na pocieszenie - ekranizacja GUNNM (pozycji znanej też jako "Battle Angel Alita" lub po prostu 'manga') już w tym roku, więc na okazję do rehabilitacji nie trzeba będzie czekać specjalnie długo.
Niemniej, trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że z takimi tekstami to można trafić do popkuriozum.
Dziesięć miesięcy po „Końcu gry” Hans Kloss powrócił do Teatru Sensacji. Od października 1966 roku rozpoczęto (comiesięczną) emisję pięciu kolejnych odcinków „Stawki większej niż życie”. Na pierwszy ogień poszedł – ponownie wyreżyserowany przez Andrzeja Konica – „Czarny wilk von Hubertus”, czyli opowieść o tym jak J-23 stara się zlikwidować działający w okolicach Elbląga oddział Werwolfu.
więcej »Wyroby rodzimych browarów trafiają na półki również zagranicznych marketów, ale nie jest wcale tak prosto się o tym przekonać.
więcej »Wielbiciele Hansa Klossa mogli w czwartkowy wieczór 16 grudnia 1965 roku poczuć wielki smutek. W ramach Teatru Sensacji wyemitowano bowiem „Koniec gry”, spektakl zapowiadany jako ostatni odcinek „Stawki większej niż życie”. Jak się niespełna rok później okazało, wcale tak nie było. J-23 powrócił na „mały ekran”. Mimo że jego pierwsze rozstanie z widzami nie należało do szczególnie spektakularnych.
więcej »Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Taśmowa robota
— Jarosław Loretz
Z wątrobą na dłoni
— Jarosław Loretz
Panika na planie
— Jarosław Loretz
Jak nie gryzoń, to może jaszczurka?
— Jarosław Loretz
10 najlepszych filmów science fiction XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów science fiction wszech czasów
— Esensja
Kinowe orgazmy
— Gabriel Krawczyk
„Avatar” – nie dla idiotów!
— Przemysław Pietras
Popkuriozum żyje!
— Esensja
SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (11)
— Jakub Gałka
Najlepsze filmy 2009 roku według dziennikarzy Stopklatki i Esensji
— Esensja
Porażki i sukcesy A.D. 2009
— Piotr Dobry, Ewa Drab, Jakub Gałka, Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
„Avatar” najlepszym filmem IV kwartału w polskich kinach według Stopklatki i Esensji
— Esensja
Zemsta Dragów, czyli bokserska nostalgia
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Norwegia już nigdy nie będzie taka jak przedtem
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Duchy, diabły, wilkołaki i steampunkowe mechaniczne skrzaty
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Każdy kadr to Ameryka
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Rzeźnia dla dwojga
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Partia na party w czasach Brexitu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Jak smakują Porgi?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Chwała na wysokości?
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Podręczne z Kairu
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Atak paniki
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Co nam w kinie gra: Ja, Don Giovanni, Salt, Święty interes, Avatar: Wersja specjalna
— Urszula Lipińska
Nowości: Kwiecień 2004
— Konrad Wągrowski
DVD: Terminator 2: Dzień Sądu (Polubiłem drugiego Terminatora)
— Konrad Wągrowski
Archiwum: Sierpień 2003
— Konrad Wągrowski
DVD: Terminator - wydanie kolekcjonerskie
— Konrad Wągrowski
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Co do "Avatara", to jak sam Cameron zauważył - film o takim budżecie nie może mieć "targetu". Musi trafiać do wszystkich, a to nakłada pewne ograniczenia co do narracji, zastosowanych środków etc. Cameron sam chciał kilka rzeczy zrobić inaczej, ale - no właśnie, to nie jest film tylko dla fanów S-F. Tym niemniej pewne ślady są - co by było, gdyby niczym jeźdźcy Rohanu na odsiecz nie przybyła sama natura? Ano, właśnie - to samo, co w takich wypadkach dzieje się w naszym świecie (obecnie głównie na kontynencie afrykańskim).
Mimo wszystko "Avatar" jest niczym Muhamad Alli - w swojej kategorii wagowej zniszczył wszystkich pretendentów, a to przecież waga najcięższa.
Co do samej dyskusji - najlepiej w ogóle nie zabierać się za tematy, w których ma się niewiele, względnie nic ciekawego do powiedzenia, a odniosłem wrażenie, że tak właśnie jest w przypadku starszych filmów Camerona. Wygląda zresztą, że nie ja jeden.