East Side Story: Stary, ale jary! [Andriej Szczerbinin „W stanie spoczynku 2: Swoich nie zostawiamy” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Druga część telewizyjnej opowieści Andrieja Szczerbinina o emerytowanym pułkowniku rosyjskiego Specnazu Maksimie Diedowie, który na własną rękę – aczkolwiek z niewielką pomocą równie jak on wiekowych przyjaciół – rozprawia się ze złoczyńcami prześladującymi jego krewnych i znajomych, wypada mniej efektownie niż film otwierający cykl. Mimo to „Swoich nie zostawiamy” zasługuje na uwagę. Chociażby z uwagi na pieśni śpiewane przez grającego główną rolę Borisa Gałkina…
East Side Story: Stary, ale jary! [Andriej Szczerbinin „W stanie spoczynku 2: Swoich nie zostawiamy” - recenzja]Druga część telewizyjnej opowieści Andrieja Szczerbinina o emerytowanym pułkowniku rosyjskiego Specnazu Maksimie Diedowie, który na własną rękę – aczkolwiek z niewielką pomocą równie jak on wiekowych przyjaciół – rozprawia się ze złoczyńcami prześladującymi jego krewnych i znajomych, wypada mniej efektownie niż film otwierający cykl. Mimo to „Swoich nie zostawiamy” zasługuje na uwagę. Chociażby z uwagi na pieśni śpiewane przez grającego główną rolę Borisa Gałkina…
Andriej Szczerbinin ‹W stanie spoczynku 2: Swoich nie zostawiamy›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | W stanie spoczynku 2: Swoich nie zostawiamy | Tytuł oryginalny | Отставник 2: Своих не бросаем | Reżyseria | Andriej Szczerbinin | Zdjęcia | Aleksander Ustinow | Scenariusz | Andriej Tumarkin | Obsada | Borys Gałkin, Igor Pietrenko, Julia Rudina, Jelena Radiewicz, Walerij Doronin, Aleksander Riazancew, Dmitrij Bykowski, Siergiej Umanow, Aleksandra Rodina, Andriej Jermaczenkow, Siergiej Agafonow, Wadim Skwirski, Kirył Markin, Aleksander Łazariew młodszy, Andriej Isajew, Anatolij Ilczenko, Siergiej Kargin, Oleg Popow, Wsiewołod Curiło, Wasilij Szczipicyn, Anton Czernow, Wasilij Szewcow, Aleksander Wontow | Muzyka | Witalij Mukaniajew | Rok produkcji | 2010 | Kraj produkcji | Rosja | Cykl | W stanie spoczynku | Czas trwania | 90 min | Gatunek | sensacja | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Andriej Szczerbinin to należący do pokolenia czterdziestolatków scenarzysta – między innymi dramat psychologiczny „Jarik” Aleksandra Łasko i Iwana Sawienkowa (2007) oraz ukraiński melodramat „ Przebaczenie” (2008) Aleksandra Kirienki – i reżyser filmowy. W drugiej ze swoich ról od samego początku kariery związany jest ze stacją telewizyjną NTW. Dla niej zrealizował kilka odcinków czwartej serii niezwykle popularnego w Rosji serialu kryminalnego „Litiejnyj” (2007-2008) oraz pełnometrażowe obrazy sensacyjne: „Roditielskij dien’”, „Otwiet mnie” (oba sprzed dwóch lat), „Snajper”, „Grom jarosti” i „ W stanie spoczynku” (wszystkie z 2009 roku). Ostatni z nich po raz pierwszy pokazany został na małym ekranie 4 grudnia ubiegłego roku. Przedstawiona w nim postać Siergieja Michajłowicza – w części drugiej, nie wiedzieć czemu, nazywanego już Maksimem – Diedowa, emerytowanego pułkownika wojsk specjalnych, czyli tak zwanego Specnazu, który staje w obronie swojej uroczej wnuczki Katii, porwanej w Petersburgu przez handlarzy żywym towarem, i jednocześnie rozprawia się z podstępnym mężem córki, na tyle przypadła do gustu widzom w Rosji, że stacja NTW natychmiast podjęła decyzję o produkcji ciągu dalszego. Scenariusz powstał w ekspresowym tempie (co, niestety, daje się zauważyć), na planie zgromadzono niemal tę samą ekipę aktorską (uzupełnioną o kilka nowych postaci) i jeszcze zimą przystąpiono do zdjęć. Premiera „Swoich nie zostawiamy” miała miejsce 10 maja. Czy warto było tak się spieszyć? Z jednej strony druga odsłona „W stanie spoczynku” to jedynie do bólu przewidywalny thriller, jakich wiele, o samotnym mścicielu, dla którego honor i więzi rodzinne mają wartość większą niż własne życie, z drugiej jednak – przyjemność oglądania na ekranie niezwykle charyzmatycznego Borisa Gałkina (i to na dodatek śpiewającego własne ballady!) rekompensuje wszystkie niedostatki scenariusza. Kilka miesięcy po historii opowiedzianej w pierwszej odsłonie serii pułkownik Diedow popada w kolejne kłopoty, tym razem starając się wyciągnąć z potwornych tarapatów byłego kapitana Specnazu Wiktora Zimina, syna swego nieżyjącego już przyjaciela. Kiedy Zimin senior zginął na służbie – można się jedynie domyślać, że miało to miejsce podczas którejś z wojen, w jakich brała udział Armia Radziecka (zapewne w Afganistanie) – młody Witia uciekł z domu i został ulicznikiem. Pułkownik, nie mogąc się z tym pogodzić, odszukał chłopca i zaopiekował się nim, a po zdaniu matury skierował go do szkoły wojskowej. Wiktor, zauroczony swoim opiekunem, postanowił, jak on, zostać komandosem. Po latach trafił nawet do oddziału dowodzonego przez Diedowa. Razem też zostali wysłani na front – prawdopodobnie do Czeczenii – z którego wrócił tylko jeden z nich. Ratując swego mentora przed śmiercią z rąk zaciekłych wrogów, Zimin sam został bowiem poważnie ranny. Przysypanego śniegiem, leżącego bez ruchu, nie zauważyli go towarzysze broni, zbierający kontuzjowanych żołnierzy z pola walki. Wiktor, na chwilę odzyskawszy świadomość, widział jeszcze odjeżdżający opancerzony transporter, którym ewakuowano jego dowódcę; jego jednak nie dostrzeżono. Tę część historii poznajemy z retrospekcji. A jaki jest jej ciąg dalszy? Niezwykle dramatyczny, znaczony poczuciem krzywdy i wyrzutami sumienia głównych bohaterów. Diedow, doszedłszy do siebie w szpitalu, nie może pogodzić się z całą sytuacją. Nie ma bowiem wątpliwości, że żyje dzięki odwadze i ofiarności Wiktora. Wciąż też dręczy go napastliwe pytanie: Co stało się z Ziminem? Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Mógł więc dostać się do niewoli – a jeśli tak, to ciągle istnieje nadzieja, że żyje, i należy zrobić wszystko, aby go odnaleźć. Stary druh pułkownika, generał GRU Aleksandr (Sasza) Rastorgujew, nie ma złudzeń; co rusz przekonuje Diedowa: „To jasne. Zginął!”. Maksim jednak uparcie zatruwa go prośbami o wysłanie w miejsce, gdzie widzieli się po raz ostatni; problem w tym, że pułkownik opuścił już szeregi wojska i jako oficer w stanie spoczynku nie ma do tego prawa. Pewnego dnia następuje radykalny zwrot akcji. Stróże prawa znajdują bowiem ciała dwóch funkcjonariuszy milicji, których oddelegowano do śledzenia niejakiego Beketowa, stołecznego barona narkotykowego. Przypadkowy świadek zdarzenia opisuje sprawcę; po sporządzeniu portretu pamięciowego zostaje wysłany list gończy. Generał Rastorgujew rozpoznaje na nim kapitana Zimina, o czym natychmiast informuje Diedowa. Ten oczywiście nie wierzy, że jego podopieczny może mieć jakikolwiek związek z zabójstwami, o które jest podejrzewany. Ale by to wyjaśnić, musi najpierw odnaleźć Wiktora, a następnie znaleźć prawdziwych sprawców przestępstwa. Nie trzeba chyba dodawać, że tak właśnie się stanie? Sprawiedliwość musi przecież zatriumfować. Nawet w takim kraju jak Rosja! Oba filmy o pułkowniku Diedowie to w zasadzie – ubrane we współczesny kostium thrillera – klasyczne westerny, które wykorzystują doskonale znane i zgrane już do cna schematy. Samotny mściciel, który z narażeniem własnego życia rozprawia się z bandą złoczyńców, przy okazji wyciągając z bagna bliską sobie osobę – ileż już razy widzieliśmy na ekranie podobne historie? W takie postaci wcielali się przecież i Clint Eastwood (chociażby w „Niesamowitym jeźdźcu”), i Charles Bronson (w kilku odsłonach „Życzenia śmierci”). Może więc i Boris Gałkin! W końcu Moskwa XXI wieku to właśnie trochę taki … Dziki Zachód. Niełatwo jest stworzyć interesujący film, którego zakończenie – obowiązkowo szczęśliwe – znane jest widzowi od samego początku; jeszcze trudniej, częstując taką strawą, utrzymać go przed ekranem przez półtorej godziny. Andriejowi Szczerbininowi mimo wszystko to się udało, choć przyznać trzeba uczciwie, że z rezultatem odrobinę gorszym niż w przypadku części pierwszej. Zawiódł przede wszystkim główny czarny charakter. Chyba zbyt pośpiesznie scenarzysta uczynił z Beketowa mało roztropnego klauna o nieco psychopatycznej naturze. By rozprawić się z kimś takim, niepotrzebny jest eksdowódca Specnazu. Ba! Nawet ochroniarze barona narkotykowego nie są godnymi przeciwnikami dla Diedowa. Pozwalają mu się bowiem załatwić z taką łatwością, że widz zaczyna współczuć wszystkim rosyjskim mafiosom, iż muszą współpracować z takimi ignorantami. Jeżeli jednak, wychodząc z założenia, że cel uświęca środki – a w tym przypadku cel (czytaj: ukaranie bandytów i zdjęcie piętna hańby z niewinnie oskarżonego Zimina) jest, zaiste, szczytny – przymkniemy oko na scenariuszowe mielizny i nie zaczniemy wybrzydzać, film Szczerbinina może okazać się całkiem przyjemną, a przy okazji lekką i łatwą rozrywką. Bo też, nie ukrywajmy – w tym właśnie celu go nakręcono. I nie jest chyba wykluczone, że z tego samego powodu w najbliższej przyszłości można spodziewać się ciągu dalszego. Wcielający się po raz drugi w postać byłego pułkownika Diedowa sześćdziesięciotrzyletni Boris Gałkin to jedna z legend kina radzieckiego i rosyjskiego („Swój wśród obcych, obcy wśród swoich” i „Niewolnica miłości” Nikity Michałkowa, „W zonie osobogo wnimanija” i „ Jesteśmy z przyszłości” Andrieja Maliukowa). Podobnie jak w pierwszej części, na ekranie towarzyszą mu dwaj inni weterani: Walerij Doronin („Snajper” Szczerbinina) w roli emerytowanego generała Kawierina oraz Aleksandr Riazancew („ Aleksander. Bitwa nad Newą” Igora Kalienowa) jako generał GRU Sasza Rastorgujew. Dwie kobiety Diedowa, wnuczka Katia, grana przez Jelenę Radiewicz („ Potyczce o lokalnym znaczeniu” Aleksieja Kozłowa), oraz córka Anna, w którą wcieliła się Julia Rudina, tym razem zepchnięte zostały na dalszy plan. Na pierwszym pojawił się natomiast przybrany syn pułkownika, kapitan Wiktor Zimin, czyli Igor Pietrenko – aktor doskonale już znany czytelnikom „Esensji” z recenzji „ Kryptonimu Gwiazda” (2002) Nikołaja Lebiediewa, „ Kierowcy dla Wiery” (2004) Pawła Czuchraja, „ Tarasa Bulby” Władimira Bortki, „ Zakazanej Rzeczywistości” Konstantina Maksimowa oraz drugiej części „ Jesteśmy z przyszłości” Aleksandra Samochwałowa i Borisa Rostowa (wszystkie z 2009 roku). Rolę barona narkotykowego Beketowa reżyser powierzył, urodzonemu w 1972 roku w Leningradzie, Siergiejowi Umanowowi. Po ukończeniu podstawówki Sierioża postanowił zostać stolarzem i poszedł do szkoły zawodowej. Tam, jako siedemnastolatek, zainteresował się aktorstwem. Przez trzy lata grał w amatorskim teatrze „Subbota”, aż wreszcie zdecydował się na podjęcie nauki w petersburskim Instytucie Teatralnym, z którego z kolei trafił do… Szkoły Klaunów. Od jedenastu lat jest natomiast etatowym aktorem prywatnego Niewielkiego Teatru Dramatycznego (sic!). W filmie nie osiągnął jeszcze znaczących sukcesów, choć jest w Rosji postacią znaną i popularną – przede wszystkim dzięki gościnnemu udziałowi w licznych serialach kryminalno-sensacyjnych (między innymi „Agent nacionalnoj biezopasnosti 1”, 1998; „Ubojnaja siła 4”, 2002; „Ulicy razbitych fonariej 4 i 6”, 2002-2004; „Kodeks czesti 2”, 2004; „Mentowskije wojny 2-3”, 2005-2006; „Bandycki Petersburg 10”, 2007). Szczerbinina poznał na planie serialu „Litiejnyj 4”. W prawą rękę i głównego ochroniarza Beketowa, Kemela, wcielił się natomiast pochodzący z Azji Środkowej czterdziestojednoletni Dmitrij Bykowski. Po odbyciu służby wojskowej (w jednostkach stacjonujących na terytorium Węgier) zdecydował się on na naukę najpierw na wydziale teatralnym Państwowej Akademii Sztuki w Woroneżu, a następnie – w Sankt-Petersburskiej Państwowej Akademii Sztuk Teatralnych (SPbGATI). Zaczynał, tak samo jak Umanow, od serialowego „bojewika” „Mentowskije wojny” (cztery części, 2004-2006); później przyszły kolejne tego typu dzieła – „Wozwraszczenije Sindbada” (2009) Jegora Abrosimowa oraz „Desant jest’ desant” (2010) Andrieja Korszunowa. Bykowski miał też jednak okazję, choć jedynie w epizodach, pokazać się również na dużym ekranie: w „ Aleksandrze. Bitwie nad Newą” (2008) Kalienowa zagrał szwedzkiego możnowładcę jarla Birgera Magnussona, z kolei w psychodelicznym dramacie „ Ja” (2009) Igora Wołoszyna był sanitariuszem. W tym roku pojawił się natomiast w komedii obyczajowej Jarosława Czeważewskiego „Szczęśliwy koniec”, w której partnerowała mu Aleksandra Rodina, filmowa Aliona, ekskochanka, a teraz przyjaciółka Zimina. Autorem scenariusza ponownie był Andriej Tumarkin, zaś ścieżki dźwiękowej – Witalij Mukaniajew. Tę ostatnią tym razem jednak wzbogaciły dwie urokliwe ballady – „Wiernopoddannyj kazak” oraz „Utro” – autorstwa (muzyka i słowa) i w wykonaniu Borisa Gałkina. Za kamerą stanął, zamiast Dmitrija Pliusnina, znacznie bardziej doświadczony, pięćdziesięciopięcioletni Aleksandr Ustinow. Jako osiemnastolatek w 1973 roku rozpoczął on pracę w leningradzkiej wytwórni „Lenfilm” – był kolejno elektromonterem, asystentem operatora, drugim operatorem, wreszcie po trzynastu latach (licząc także przerwę na służbę wojskową) pozwolono mu, jako zaocznemu studentowi moskiewskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), stanąć samodzielnie za kamerą. Zadebiutował pod okiem reżysera Dmitrija Swietozarowa opartym na faktach dramatem „Proryw” (1986), opowiadającym o groźnej awarii w leningradzkim metrze, do której doszło w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Później zrealizował z nim jeszcze ośmioodcinkową wersję „Zbrodni i kary” (2007) według Fiodora Dostojewskiego oraz thriller „A.D.” (2009). Jego znajomość ze Szczerbininem datuje się natomiast od czasu pracy nad serialem „Syndykat” (2006), którego autor „ W stanie spoczynku” był współscenarzystą. Potem obaj panowie spotkali się jeszcze na planie „Snajpera”. Ostatnią, jak do tej pory, produkcją Ustinowa jest natomiast tegoroczna sensacyjna „Odinoczka” Siergieja Szczerbina.
|