Współczesna Rosja. Petersburg. Wszechobecna bieda i beznadzieja. Dojrzały mężczyzna pozbawiony perspektyw. Znienawidzony przez ojca. Któremu nagle świat usuwa się spod stóp. W ciągu jednego dnia traci wszystko. Włącznie z tożsamością. Odbywa podróż do jądra ciemności. By odnaleźć siebie. Innego niż wcześniej… „Zaginiony bez wieści” – kinowy debiut Anny Fienczenko – to swoisty mariaż „czornuchy” z kinem psychologicznym, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje.
East Side Story: Kafka wiecznie żywy!
[Anna Fienczenko „Zaginiony bez wieści” - recenzja]
Współczesna Rosja. Petersburg. Wszechobecna bieda i beznadzieja. Dojrzały mężczyzna pozbawiony perspektyw. Znienawidzony przez ojca. Któremu nagle świat usuwa się spod stóp. W ciągu jednego dnia traci wszystko. Włącznie z tożsamością. Odbywa podróż do jądra ciemności. By odnaleźć siebie. Innego niż wcześniej… „Zaginiony bez wieści” – kinowy debiut Anny Fienczenko – to swoisty mariaż „czornuchy” z kinem psychologicznym, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Anna Fienczenko
‹Zaginiony bez wieści›
Po „
Bębnie, bębenku” (2009) Aleksieja Mizgiriowa, „
Palaczu” Aleksieja Bałabanowa, „
Moim szczęściu” Siergieja Łoznicy oraz „
Zawieszeniu broni” Swietłany Proskurinej (wszystkie z 2010 roku) „Zaginionego bez wieści” możemy uznać za kolejne w ostatnich kilkunastu miesiącach udane dzieło filmowe stylistycznie nawiązujące do zrodzonej w czasach pierestrojki „czornuchy”. Anna Fienczenko idzie jednak krok dalej niż jej bardziej doświadczeni koleżanki i koledzy po fachu, nie zadowala się bowiem jedynie odmalowaniem naturalistycznej wizji współczesnej Rosji, lecz stara się przenieść ją na wyższy poziom abstrakcji. Posiłkuje się przy tym typową dla twórczości Franza Kafki deformacją świata przedstawionego; przy okazji też stawia swego bohatera w typowej sytuacji kafkowskiej, każąc mu stoczyć nierówny pojedynek z tajemniczą i bliżej nieokreśloną władzą. Efekt końcowy, choć raczej nietrudny do przewidzenia, widza nie zawiedzie.
Anna Fienczenko urodziła się w 1970 roku; jako trzydziestolatka została absolwentką wydziału reżyserskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), gdzie uczyła się pod okiem Władimira Chotinienki. W czasie studiów zrealizowała trzy krótkometrażowe fabuły: „Sny” (1997), „Podlinnik Chagalla” (1999) oraz dyplomowe „Swidanije” (1999) na podstawie sztuki Ludmiły Pietruszewskiej. Po opuszczeniu murów szacownej moskiewskiej uczelni znalazła etat przy produkcji satyrycznego programu telewizyjnego „Kukły” (2001-2002), by później zająć się realizacją filmów dokumentalnych (między innymi „Tieatr ot kutiur”, „Tancy w stile retro”), za które zdobyła zresztą sporo nagród. W 2005 roku zrealizowała półgodzinny dramat psychologiczno-obyczajowy „Swatowstwo”, na planie którego pojawiły się Lidia Fiedosiejewa-Szukszyna (wdowa po Wasiliju Szukszynie) oraz Olga Łapszyna. A to oznaczało tyle, że akcje Fienczenki wzrosły. W latach 2007-2008 umożliwiono jej pracę nad pełnometrażowymi fabułami; w efekcie nakręciła dla telewizji dwa melodramaty: „Tak bywajet” i „Kwartirantka”. Następnym krokiem mógł być już tylko obraz kinowy. Zdjęcia do „Zaginionego bez wieści” powstawały wiosną 2009 roku w podpetersburskiej Gatczynie oraz karelskim Wyborgu. Po raz pierwszy obraz Fienczenki pokazano w lutym 2010 na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie; w Rosji można go było zobaczyć dopiero cztery miesiące później podczas festiwalu „Kinotawr” w Soczi, gdzie zgarnął zresztą nagrodę za najlepszy debiut (w domyśle: kinowy). Obejrzeć go w ojczyźnie autorki jednak praktycznie nie sposób. Ma on bowiem, jak to często stwierdzają producenci, niewielki potencjał komercyjny, co oznacza tyle, że mogłyby się nawet nie zwrócić koszty filmu dystrybucji w kinach. Prawdopodobnie więc za czas jakiś pojawi się na rynku DVD bądź w telewizji. Lepsze zresztą to, niż jego całkowita nieobecność.
Opowiedziana przez Fienczenko historia rozpoczyna się bardzo niepozornie. W barze na dworcu autobusowym w Petersburgu grono znajomych świętuje czterdzieste imieniny Fina Andreasa. Prowadzą niezobowiązującą rozmowę o „niczym”, po czym odprowadzają solenizanta na autobus. Pożegnawszy się ze znajomym, rozchodzą się każdy w swoją stronę. Jednym z odprowadzających jest mniej więcej pięćdziesięcioletni mężczyzna, którego imię – Leonid – poznamy jednak dopiero w finale filmu. Gdy zostaje sam, zupełnie nieoczekiwanie podchodzi do niego młody chłopak. Jak się okazuje, nie są sobie obcy. Wołodia Rusałkow wręcza Leonidowi kopertę, prosząc go, aby oddał ją jego matce, Galinie Siemionownej, po czym wsiada do autobusu, który właśnie rusza z peronu. Mężczyzna, kompletnie zaskoczony, nie ma nawet czasu, aby spytać, co dzieje się z synem sąsiadki, dokąd ma zamiar jechać. A to niezwykle istotne, ponieważ chłopak od miesiąca nie daje znaku życia i nikt, nawet matka, nie wie, co porabia. Wróciwszy do mieszkania w przeznaczonym do wyburzenia osiedlu piętrowych domów Leonid spotyka starą Galinę Siemionownę i oddaje jej przesyłkę od Wołodii. Wtedy nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że ta drobna przysługa poruszy niebawem całą lawinę dramatycznych wydarzeń.
Następnego dnia odwiedzają mężczyznę dwaj funkcjonariusze milicji, powiadomieni przez matkę Wołodii, że widział on jej zaginionego przed paroma tygodniami syna. Chcą go teraz przesłuchać na tę okoliczność. Rozmowa schodzi jednak na wódkę, której Leonid nie ma, a której kapitan Iwanow chętnie by się napił. Gospodarz idzie więc pożyczyć połówkę do mieszkającej piętro wyżej siostry. Kiedy wraca, nikogo już nie ma; na stole znajduje jedynie kartkę z zapisaną nań prośbą, aby dostarczył na posterunek zobowiązanie do nieopuszczania miejsca zameldowania. Jako przykładny obywatel tak właśnie robi. W drodze powrotnej wstępuje natomiast do baru, gdzie spotyka się z Władimirem Pietrowiczem, od którego inkasuje pokaźne honorarium za ostatnie zlecenie (Leonid jest programistą komputerowym). W efekcie do domu dociera dopiero wieczorem – akurat w momencie, gdy ekipa budowlana zabiera się za burzenie ścian jego mieszkania. W środku nie ma już niczego; wszystko zostało wywiezione. Tylko dokąd? Tego dowiaduje się z cudem ocalonej skrzynki pocztowej, w której spokojnie spoczywa sobie list od administracji osiedla, a w nim ponaglenie do przeprowadzki do położonego kilkadziesiąt kilometrów od Petersburga Poleżajewska. Mężczyzna udaje się pod wskazany adres i ze zdziwieniem stwierdza, że nie ma tam żadnego domu. Miejscowi milicjanci z kolei, zamiast przyjść mu z pomocą, oskarżają go o to, że – wbrew pisemnemu zobowiązaniu, jakie złożył – opuścił miejsce zameldowania. Chcą go aresztować, ale Leonidowi, wraz z innym aresztantem, pochodzącym z Azji Dawidem, udaje się uciec.
Przypadkowo spotkany kierowca wiezie ich do noclegowni, w której pomieszkują osoby takie same, jak oni – na zakręcie życia, uciekający przed wymiarem sprawiedliwości, wypędzeni przez krewnych, zrujnowani biznesmeni, imigranci. Tym samym Leonid wkracza – a raczej zostaje siłą wepchnięty – w świat, którego wcześniej nie znał, ba! o istnieniu którego nie miał nawet najmniejszego pojęcia. Poznaje ludzi wykluczonych ze społeczeństwa (niekiedy w pełni świadomie, innym znów razem wbrew własnej woli), zdradzonych, przemielonych przez młyny wszechmocnej i wszechobecnej biurokracji. Gdzieś w tle, jak w „Procesie” Franza Kafki, majaczą „oni”. Kim są? Totalitarną władzą? Trudno orzec, ponieważ nie otrzymujemy od reżyserki żadnej przesłanki, najmniejszego tropu, który pomógłby w udzieleniu odpowiedzi na to pytanie. Leonid, podobnie jak Józef K., początkowo zadaje pytania, ale gdy trafia na złowrogi mur milczenia, stopniowo poddaje się, przestaje walczyć i daje się nieść fali wydarzeń, która go porywa. Wszystko, co mu się przytrafia, przypomina koszmarny sen, a rzeczywistość, jeszcze do niedawna tak realna, rozpływa się we mgle absurdu i podskórnej grozy. Przypadkowe spotkanie na stacji benzynowej z Darią, koleżanką z pracy, do której czuł sympatię, rodzi w Leonidzie poważne wątpliwości – czy to świat, czy też on oszalał?
„Zaginionego bez wieści” można interpretować na kilka sposobów. Z jednej strony film ten jest bezsprzecznie opowieścią o samotności i alienacji, która może doprowadzić do szaleństwa (vide niemal chorobliwa nieśmiałość Leonida, która utrudnia mu nawiązywanie kontaktów z otoczeniem); z drugiej – można potraktować go jako ostrzeżenie przed ucieczką od realnych problemów w wyimaginowany świat (spędzając całe dnie na programowaniu, mężczyzna zapomina o codziennych sprawach, co ostatecznie kończy się dla niego eksmisją na bruk); z trzeciej natomiast – nie sposób nie dostrzec w nim wiszącego nad bohaterami złowrogiego cienia wszechmocnego państwa (władzy), które dowolnie rozporządza swoimi obywatelami (ci, którzy się na to nie godzą, są marginalizowani, poniżani, odbierany jest im szacunek). Przyłączając się do trojga uciekinierów (Anatolija, Wali i Dawida), Leonid zyskuje szansę na uratowanie godności. Ale tylko w teorii. Po jakimś czasie bowiem przekonuje się, że ich wspólna ucieczka przed Molochem prowadzi donikąd. Że na końcu tej drogi znajduje się ta sama beznadzieja, w której tkwił przez ostatnie lata. I wtedy podejmuje ostatnią próbę. Symboliczną. Aż nazbyt.
Główną rolę reżyserka powierzyła czterdziestodwuletniemu Andriejowi Filippakowi, absolwentowi wydziału teatralnego Państwowego Konserwatorium w Saratowie (1986), następnie Jarosławskiej Szkoły Teatralnej (1989), w końcu – moskiewskiego Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (1995), gdzie studiował pod okiem Armena Dżigarchaniana, który obecnie jest jego pracodawcą w prowadzonym przez siebie teatrze. Po raz pierwszy stanął przed kamerą w 1996 roku, gdy student WGIK-u Rinat Zakirjanow zaprosił go na plan swego dyplomowego filmiku, opartego na opowiadaniu Iwana Bunina – „Obyknowiennaja powiest’”. W ostatnich latach grał przede wszystkim w serialach – głównie kryminalnych („Zona”, 2005) i obyczajowych („Sołdaty”, 2006-2007). W Azjatę Dawida wcielił się, pochodzący z Baku, Rasim Dżafarow (rocznik 1978), który fachu uczył się w bakijskim Państwowym Uniwersytecie Sztuki i Kina. Później przez kilka lat pracował w teatrze pantomimy, by następnie zakotwiczyć w miejscowym Teatrze Młodego Widza. Do tej pory pojawił się w kilku obrazach azerskich; na szersze wody wypłynął dzięki przygodowo-sensacyjnemu dziełu Murada Ibrahimbekowa „Tri diewuszki” (2007), który nakręcono w Azerbejdżanie za pieniądze niemieckie i rosyjskie. Rolę Niny Fienczenko powierzyła natomiast trzydziestosześcioletniej Polinie Kamaninej, absolwentce Sankt-Petersburskiej Państwowej Akademii Sztuk Teatralnych (SPbGATI), która po trzech latach statystowania w serialach wybiła się dzięki melodramatowi Dmitrija Swietozarowa „Czietyrnadcat’ cwietow radugi” (2000). Później zagrała jeszcze między innymi we thrillerze Nikołaja Lebiediewa „Izgnannik” (2004) oraz depresyjnym dramacie Siergieja Potiomkina „Miasto bez słońca” (2005).
Postać starej Wali swoją twarz zawdzięcza doświadczonej, choć nieopatrzonej widzom Ludmile Gierojewej (rocznik 1953). Trafiła ona do zawodu kuchennymi drzwiami. Jako uczennica szkoły średniej uczęszczała co prawda na zajęcia aktorskie do studia przy Teatrze Dramatycznym w Magnitogorsku, jednak później zdecydowała się na naukę w Moskiewskim Instytucie Poligraficznym, który ukończyła w 1980 roku. Po wyjściu za mąż wyjechała do Plesiecka – tajnego miasta-kosmodromu (w obwodzie archangielskim), które nawet nie istniało na mapie Związku Radzieckiego. Tam zajęła się pracą z dziećmi i nastolatkami, między innymi kierując miejscowym teatrem młodzieżowym. Przed kamerą filmową stanęła dopiero w 2005 roku; rola Wali jest pierwszą tak eksponowaną w jej karierze. Pozostali aktorzy drugiego planu, których Fienczenko zatrudniła w „Zaginionym bez wieści”, są już znani czytelnikom „Esensji”. Łotysz Juris Laucynsz (Anatolij) oraz Serbka Daniela Stojanovič pojawili się wcześniej w znakomitym dramacie świętej pamięci Michaiła Kałatoziszwilego „
Dzikie pole” (2008); Estończyk Andres Puustusmaa (Andreas) był reżyserem historycznego thrillera „
18/14” (2007) oraz sensacyjnej „
Czerwonej rtęci” (2010); z kolei Polina Fiłonienko (Daria) dała się poznać dzięki występom w „
Jarze” (2007) Mariny Razbieżkinej, „
Wszyscy umrą, lecz nie ja” (2008) Walerii Gaj Giermaniki, „
Olympus inferno” Igora Wołoszyna, „
Tylnymi drzwiami” Stanisława Mitina oraz „
Pokażę ci Moskwę” Aleksandra Kotta (wszystkie z 2009 roku).
Scenariusz „Zaginionego bez wieści” wyszedł spod pióra czterdziestotrzyletniej Natalii Riepinej, specjalizującej się w poezji XX wieki absolwentki wydziału filologicznego Uniwersytetu Moskiewskiego. Zanim na dobre trafiła do świata filmu, Riepina zdobyła całkiem spore doświadczenie. W „Mosfilmie” brała lekcje montażu u Walerija Biełowa (przed laty współpracownika Łarisy Szepitko, Elema Klimowa i Eldara Riazanowa); uczyła języka rosyjskiego i literatury w Centralnej Szkole Muzycznej przy stołecznym konserwatorium; pisała również recenzje i eseje do branżowych czasopism. Aż w końcu zdecydowała się na studia na Wyższych Kursach Scenariuszopisarstwa i Reżyserii (WKSR). W 2005 roku jako swoją pracę dyplomową przedstawiła scenariusz zatytułowany „Podpiska o niewyjezdie”, który opublikowany został w piśmie „Iskusstwo kino”. Po latach po tekst ten sięgnęła Anna Fienczenko, zmieniając przy okazji tytuł na nieco bardziej przystępny. Za kamerą w roli operatora stanął absolwent WGIK-u Eduard Moszkowicz (rocznik 1972), twórca ponad stu wideoklipów i dwustu reklamówek. Autorkę „Zaginionego bez wieści” poznał jeszcze podczas studiów, wtedy też po raz pierwszy dane im było wspólnie pracować. W filmie fabularnym, jak do tej pory, niewiele osiągnął, choć zdjęcia do kinowego debiutu Fienczenki przekonują bezspornie, że talent ma spory. Podobnie zresztą jak kompozytor Andriej Sigle, znany między innymi z fantastyczno-naukowej „
Pory deszczów” (2006) Konstantina Łopuszanskiego oraz melodramatycznej „
Najlepszej pory roku” (2007) Swietłany Proskurinej.