„Chłopiec na rowerze” kontynuuje szczęśliwą passę braci Dardenne na festiwalu w Cannes - ich najnowszy film zdobył tam Grand Prix. Choć nie dorównuje „Milczeniu Lorny” i „Dziecku” to wciąż wartościowe kino – pełne ciepła i wiary w drugiego człowieka.
Na osłodę
[Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne „Chłopiec na rowerze” - recenzja]
„Chłopiec na rowerze” kontynuuje szczęśliwą passę braci Dardenne na festiwalu w Cannes - ich najnowszy film zdobył tam Grand Prix. Choć nie dorównuje „Milczeniu Lorny” i „Dziecku” to wciąż wartościowe kino – pełne ciepła i wiary w drugiego człowieka.
Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne
‹Chłopiec na rowerze›
Na jednym z rysunków Marka Raczkowskiego ojciec tłumaczy małemu synkowi, że nie może już dłużej żyć w kłamstwie i nadeszła dla nich chwila bolesnej prawdy. Nie podobają mi się ani twoje rysunki, ani to jak deklamujesz wierszyki – mówi do dziecka. Nie sposób się nie uśmiechnąć w reakcji na tę „bolesną” prawdą, bo po takim wstępie mogliśmy oczekiwać dużo bardziej dosadnego wyznania. Jak to się jednak często dzieje u Raczkowskiego słowa z pozoru niewinne mają największy ciężar. Powtórzmy raz jeszcze: Nie podobają mi się twoje rysunki, ani to jak deklamujesz wierszyki. Owo wyznanie na dorosłym nie robi większego wrażenia, ale dla dziecka może być miażdżące, bo godzi w jego wrodzone poczucie więzi z rodzicem. Na rysunku ojciec góruje nad synkiem i robi to groteskowe wrażenie, ale jednocześnie wyraża ich wzajemną relację – czar prysł i ojciec przemienił się w obcego olbrzyma. Paradoksem jest, że gdy w „Chłopcu na rowerze” ojciec Cyrila mówi mu wprost, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, maleje w naszych oczach niemal do zera.
Bohaterem najnowszego filmu braci Dardenne jest Cyril: chłopiec, który zostaje porzucony przez ojca. Pozostawiony sam sobie, bez żadnego słowa wyjaśnienia, próbuje racjonalnie, na tyle ile to możliwe w przypadku dziecka, wytłumaczyć sobie zachowanie swojego rodziciela – bezskutecznie. Prawda w tym przypadku jest bowiem bolesna – ojciec go po prostu nie chce, czego dziecko nie jest w stanie zrozumieć. Stara się go odnaleźć, wrócić do tego, co było – dlatego ucieka z ośrodka wychowawczego i odwiedza miejsca, które we wspomnieniach łączą się z ojcem. Idealizuje go, broni w oczach innych, ale sam powoli zaczyna dostrzegać prawdę.
Jak wytłumaczyć dziecku, że ojciec je porzucił? Nie łatwo znaleźć odpowiednie słowa, ale wyzwaniem jest dopiero umieć je odpowiednio wypowiedzieć. Nie co, ale jak – podpowiadają bracia Dardenne. Dziecko jest bowiem istotą pozbawioną realizmu, charakterystycznego dla człowieka dorosłego; odrobinę magiczną, której świat należy nie tylko pokazać, ale i opowiedzieć. Cyril jest tajemnicą, nie wiemy, co dzieje się w jego głowie. Możemy tylko podejrzewać jakie są jego intencje, po jego zachowaniu starać się dotrzeć do prawdy. Jego inność, w oczach dorosłych przeradza się w dzikość, ale nawet wtedy gdy rzuca się na opiekunów i gryzie wysyła światu pewien sygnał. Nie każdy jednak potrafi go zrozumieć.
Wierzymy w to, że jeśli dziecko jest zamknięte w sobie, to sztab psychologów będzie potrafił do niego dotrzeć, tak jakby było ono skomplikowanym, ale możliwym do złamania szyfrem. W rzeczywistości na nic zdadzą się wszelkie wysiłki, jeśli dziecko samo tego nie zechce. To dorosły musi się na nie otworzyć, a nie odwrotnie. Dlatego jedynej osobie, której udaje się dotrzeć do Cyrila jest Samantha. Nie stosuje żadnych psychologicznych sztuczek – po prostu jest, w przeciwieństwie do ojca i tych wszystkich, którzy tylko udają zainteresowanie sytuacją chłopca. Nie przyjmuje roli matki – jest sobą i przez swoją szczerość staje się dla Cyrila rodzicem. Ratuje go przed stoczeniem się po równi pochyłej, jaką społeczeństwo uformowało dla niego i jemu podobnych.
Na czym polega bycie rodzicem i jaka jest rola ojca w wychowaniu dziecka? W „Życie jest piękne” Roberto Begnini dał piękny obraz ojcostwa – bohater zamknięty w obozie koncentracyjnym tłumaczy synkowi, że biorą udział w grze, w której stawką jest czołg. Prawda w tym wypadku byłaby bowiem zbyt przerażająca. Ojciec u Benigniego objaśnia dziecku świat, koloryzuje, ale po to by uczynić go znośniejszym. U braci Dardenne Guy utwierdza syna w przekonaniu, że potrzebuje czasu, aby móc się nim zaopiekować, ale ten rodzaj kłamstwa służy przede wszystkim jemu samemu. Ubarwia świat dziecka, ale jednocześnie zatruwa go fałszem. Samantha, odwrotnie, niesie ze sobą prawdę, dzięki czemu jest w stanie przekonać Cyrila do tego, aby ponownie zaufał ludziom. Siła „Chłopca na rowerze” leży w relacji tej dwójki. Bracia Dardenne pokazują, że aby dotrzeć do dziecka należy traktować je z czułością i zrozumieniem dla jego inności. Dziecko jest istotą osobną, a nie małym dorosłym. W tym objawia się charakterystyczny dla Belgów humanizm.
Bracia mówią o swoim filmie „bajka” – oto uwspółcześniona historia o czerwonym kapturku, w której rolę złego wilka odgrywają złodziejaszki z osiedla, a dzielnym leśniczym jest fryzjerka. I owszem „Chłopiec na rowerze” jest bajką, ale w dwojaki sposób – chwilami infantylną opowiastką dla dzieci, innym razem mądrą opowieścią o dziecku i dorosłych. To pierwsze sprawia, że film nie przystaje do dotychczasowych dzieł Belgów. Można go jednak potraktować jako nieformalne rozwinięcie wątków „Dziecka” z 2005 roku. Tam główny bohater sprzedaje swojego nowo narodzonego syna, a później stara się go odzyskać. W „Chłopcu na rowerze” Jeremy Renier powtarza rolę nieodpowiedzialnego ojca. Twórcy pokazują jak mogły potoczyć się dalsze losy Bruna. Opowieść o Guyu/Brunie bynajmniej nie jest bajką. Patrząc na film z tej perspektywy – jako opowieść o mężczyźnie, który musiał zostać ojcem – okazuje się, że nie jest on pozbawiony goryczy. Jednak niezmiennie jako opowieść o dziecku zarówno „Chłopiec na rowerze” i „Dziecko” wyrażają niezłomną wiarę w drugiego człowieka.
Gdyby „Chłopiec na rowerze” powstał w Hollywood, to zgodnie z ostatnimi trendami doszłoby do przewartościowania zasad i decyzja ojca o opuszczenia syna byłaby słuszna – tak jak w „Juno” gdzie bohaterka oddaje dziecko do adopcji, za co zostaje nagrodzona spokojem sumienia. Bardzo cenię sobie film Reitmana, ale warto zwrócić uwagę, że w ostatecznym rozrachunku służy to przede wszystkim samozadowoleniu bohaterów – każdy dostaje to czego chce i wszyscy są zadowoleni. Nietrudno sobie wyobrazić hollywoodzki wariant historii Cyrila, w którym chłopiec zrozumiałby, że lepiej jest mu bez ojca – obaj dopiero osobno mogą zacząć się realizować, a to przecież jest najważniejsze. W tym wszystkim gubi się jednak poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka, tak jakby to był zbędny nawyk z przeszłości. W „przestarzałym” pod tym względem filmie twórców „Rosetty” Cyril często robi rzeczy „pod prąd”, wbrew temu, co dla niego najlepsze, ale dzięki temu uczy się odpowiedzialności za siebie i innych, a co najważniejsze, nie osiąga tego w pojedynkę. Niech bracia Dardenne mówią, że nakręcili bajkę – dla mnie to całkiem prawdziwa historia.