Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mitja Okorn
‹Listy do M.›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułListy do M.
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery10 listopada 2011
ReżyseriaMitja Okorn
ZdjęciaMarian Prokop
ObsadaMaciej Stuhr, Roma Gąsiorowska, Piotr Adamczyk, Agnieszka Dygant, Tomasz Karolak, Paweł Małaszyński, Katarzyna Zielińska, Wojciech Malajkat, Agnieszka Wagner, Beata Tyszkiewicz, Katarzyna Bujakiewicz
MuzykaŁukasz Targosz
Rok produkcji2011
Kraj produkcjiPolska
CyklListy do M.
Gatunekkomedia, obyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Coraz bliżej święta
[Mitja Okorn „Listy do M.” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Polakom się udało stworzyć dobrą komedię romantyczną. Brzmi to trochę jak stwierdzenie, że naukowcy znaleźli odpowiedź na to, czym jest sens życia, jednak to prawda. Przez cały seans biłem się z myślami, dlaczego mi się to podoba. W końcu wyszedłem z dziwnym uczuciem - odruch kazał mi przejechać się po całym filmie jak po łysej kobyle, jednak z drugiej strony wyszedłem zadowolony i, w gruncie rzeczy, czepialstwo byłoby zdecydowanie zabiegiem siłowym. Ale nie jest tak dobrze, jakby się wydawało…

Mateusz Kowalski

Coraz bliżej święta
[Mitja Okorn „Listy do M.” - recenzja]

Polakom się udało stworzyć dobrą komedię romantyczną. Brzmi to trochę jak stwierdzenie, że naukowcy znaleźli odpowiedź na to, czym jest sens życia, jednak to prawda. Przez cały seans biłem się z myślami, dlaczego mi się to podoba. W końcu wyszedłem z dziwnym uczuciem - odruch kazał mi przejechać się po całym filmie jak po łysej kobyle, jednak z drugiej strony wyszedłem zadowolony i, w gruncie rzeczy, czepialstwo byłoby zdecydowanie zabiegiem siłowym. Ale nie jest tak dobrze, jakby się wydawało…

Mitja Okorn
‹Listy do M.›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułListy do M.
Dystrybutor Vue Movie Distribution
Data premiery10 listopada 2011
ReżyseriaMitja Okorn
ZdjęciaMarian Prokop
ObsadaMaciej Stuhr, Roma Gąsiorowska, Piotr Adamczyk, Agnieszka Dygant, Tomasz Karolak, Paweł Małaszyński, Katarzyna Zielińska, Wojciech Malajkat, Agnieszka Wagner, Beata Tyszkiewicz, Katarzyna Bujakiewicz
MuzykaŁukasz Targosz
Rok produkcji2011
Kraj produkcjiPolska
CyklListy do M.
Gatunekkomedia, obyczajowy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Listy do M.” to tak naprawdę cztery opowieści zazębiające się mniej lub bardziej ze sobą, tworzące świąteczny patchwork. I, jak to zwykle bywa, wszyscy bohaterowie są w pewien sposób ułomni: znaleźli sobie sposób na życie, jednak nie jest to sposób najlepszy. Wciąż są nieszczęśliwi i szukają tego, co mogłoby dać im prawdziwe święta. Im i ich najbliższym, z którymi relacje próbują sobie wciąż ułożyć… nierzadko, zdawałoby się, za późno..
Akt I – Jingle Bells i statystyka
Mikołaj Konieczny (świetna rola młodego Stuhra) ma przerąbane jak drwal w syberyjskiej tajdze. Zbliża się Boże Narodzenie, a on dowiaduje się, że noc wigilijną spędzi za mikrofonem w Radiu Zet. Preludium do tego bożonarodzeniowego horroru jest telefon od Doris (Roma Gąsiorowska), która wypłakuje histerycznie manifest singielki: święta w rodzinie są złe i są festiwalem hipokryzji – o tym zresztą przekonuje nas historia nieznanego Doris psychologa Szczepana Lisieckiego (Piotr Adamczyk). Ten to chwilę po rozmowie prezentera i przedstawiającej się jako Audrey Doris, ratuje samobójcę i sam zamiast niego skacze z wieżowca rozgłośni na oczach Mikołaja. Jakby tego było mało, Konieczny zmaga się jeszcze z problemem zapewnienia odpowiednich świąt swojemu synkowi, którego wychowuje samotnie. Dzieciak – tu pierwszy zgrzyt – przejawia inicjatywę typowego spiritus movens (co na dłuższą metę sprawia wrażenie, że akcja jest ciągnięta sztucznie, a nie wypływa naturalnie z przypadkowych spotkań bohaterów), który dodatkowo podpiera każde zdanie statystykami. Oczywiście robi to w sposób dziecinnie-nieudolnie-rozkoszny, czyli przekręca (troje na dwoje ludzi…) dane ile się da. Na początku jest to może i zabawne, potem się robi irytujące.
Akt II – Śnięty Mikołaj i jego kochanki
Tomasz Karolak, jako że ten film jest produkcją TVN-u, był raczej do przewidzenia. Brakowało mi tu jeszcze tylko Bartka Kasprzykowskiego, ale, na szczęście mamy tylko jednego lowelasa w tej historii. Melchiora (a właściwie Mela Gibsona, jak mówią na niego znajomi, ryczącą trzydziestkę dorabiającą jako Święty Mikołaj na promocjach w centrach handlowych), poznajemy in flagranti z żoną Szczepana, zmanierowaną kurą domową Kariną (fenomenalnie zagraną przez Agnieszkę Dygant, której udało się stworzyć prawdziwie tragikomiczną postać). Karina zmaga się ze świątecznym nawróceniem męża, który przeżywszy upadek z wieżowca, postanowił zafundować rodzinie prawdziwe święta. O tym, dlaczego zrobił to za późno, dowiaduje się z reakcji Mai, swojej córki. Zbuntowana nastolatka ma gdzieś swojego tatusia i postanawia zrobić wszystko, by odciąć się od swojej zwariowanej rodzinki. Jej kilkuletni kolega natomiast, Kacper, kradnie telefon Melchiora i… zaczyna się gra w ciuciubabkę z rozwścieczonym Melchiorem, który liczył na to, że wpadnie jeszcze do wdowy pod Warszawą na świąteczne małe co-nieco.
Akt III – Zróbmy sobie wnuka
Melchior szuka telefonu, Melchiora szuka agencja modelek, która wlepiła mu strój i wysłała do Złotych Tarasów na wręczanie dzieciom lizaków. Na miejscu czekają na niego dwie Śnieżynki – Larwa i Doris, która w międzyczasie zarobiła śnieżką od Koniecznego. Oczywiście jedno drugiego nie poznało, oczywiście – ich ścieżki splatają się w trakcie filmu tyle razy, że nawet wyznawcy predestynacji zwątpiliby w scenariusz. Cóż, zasada romkomów. Dyrektor agencji ma jednak większy, niż zaginiony w akcji Mikołaj, problem – matkę i ojca, którzy narzekają, że: a) mógłby wreszcie się zainteresować rodzicami i wpaść na święta do nich (oraz kupić mamie ziemniaki…); b) mógłby wreszcie sobie znaleźć dziewczynę. Wladi (Paweł Małaszyński) zostaje w ten sposób wrobiony przez swojego ojca w ciążę (po prostu chłopak w ramach ostatniej deski ratunku wskazał pierwszą lepszą byłą modelkę jako swoją eks, a tatuś znalazł ją na lunchu z jej siostrą i z przydużym brzuchem). Kiedy Betty ląduje na porodówce, czyni to w towarzystwie domniemanych dziadków. Oczywiście, okazuje się, że dziecko zrobił jej ktoś inny, a Wladiego za diabła nie kojarzy.
Akt IV – Królowa śniegu, Wikipedia i sierota
Małgorzata jest perfekcjonistką, przy tym tzw. zimną suką korporacji i szefową Mikołaja, którego zsyła, prawdopodobnie z powodu czystej niechęci do Świąt, za konsoletę wigilijną nocą. Podobnie jak jej mąż, jest wyedukowaną przedstawicielką śmietanki warszawskiej i planuje, żeby te święta były takie, jak co roku. Czyli dopieszczone pod każdym względem i czarno-białe. O ile kreacja Agnieszki Wagner jest świetnie zrealizowana, o tyle parę tę winduje grany przez Malajkata Wojciech. Cud w ogóle, że ktoś sobie przypomniał o tym aktorze – jest to jednocześnie przeciwieństwo Małgorzaty i jej uzupełnienie. Podobnie jak ona uginający się pod ciężarem obowiązków, pełen jednak ciepła i życzliwości. Do tego stopnia, że zabiera stopem małą Julkę, by podwieźć ją do rodziców. Oczywiście Julka jest z domu dziecka i za nic nie chce do niego wracać. Do tego stopnia, że robi wszystko, by jak najdłużej towarzyszyć swojemu nowemu opiekunowi w podróży do domu.
Akt V – czyli jak to posklejać, by nie był to ulepek?
Fabuła sprawia wrażenie zakręconej? No cóż, jest ona jeszcze bardziej pogmatwana, niż wynika z tego opisu, a jednak wszystkie elementy układanki wskakują w finale bez problemu na miejsce. Każdy wątek został potraktowany z należytą pieczołowitością (choć ten, przypisany Karolakowi, sprawia wrażenie doczepionego na siłę) i w finale znajduje dość ckliwe, ale nieprzesadnie kiczowate zakończenie. Gra aktorska jest na poziomie, choć widać tu zdecydowane różnice – rewelacyjny Malajkat oraz Stuhr i po prostu poprawny Karolak. Gąsiorowska sprawia wrażenie natomiast trochę, jakby dostała rolę po Agacie Buzek, natomiast Małaszyński dostał najmniej wdzięczną, bo najbardziej przewidywalną rolę. Obecność Julii „Tylko mnie kochaj” Wróblewskiej podnosiła mi kilka razy ciśnienie, jednak jest i tak mniej pretensjonalna niż grający syna Mikołaja Jakub Jankiewicz. Trudno się jednak czepiać dzieci, które dostały kanoniczne wręcz role w tak niewdzięcznym gatunku, jakim jest polska komedia romantyczna, w którym doskonale wiadomo, jak się ma potoczyć fabuła. Przewidywalność jednak nie jest tu jakąś wadą, bo wątki ogląda się z zainteresowaniem i tylko lukier na zębach oraz nachalny product placement doprowadzają czasem do mimowolnych zgrzytów.
Niemniej jednak, „Listy do M.” okazują się być pierwszym od Bóg wie jak dawna romkomem, który faktycznie śmieszy, faktycznie wzrusza i przykuwa wigilijną atmosferą. Miejscami jest to komedia omyłek, miejscami wdzięczny, delikatny poemat o miłości, która dotyka każdego, niezależnie od tego, czy jest to miłość małżeńska, kochanków czy rodzicielska. Jak na polskie warunki – majstersztyk. Jak na ogólne standardy – jest bardzo dobrze. W tej dekadzie, obok „To nie tak jak myślisz, kotku” (która prezentowała zgoła inne, absurdalno-fredrowskie poczucie humoru), jest to prawdopodobnie najlepszy polski film gatunku. Oby więcej takich, i obyśmy się nie doczekali sequela, który prawdopodobnie zabije całość więcej niż dobrego wrażenia.
koniec
22 listopada 2011

Komentarze

22 XI 2011   15:35:33

plakat przypomina mi ten z Love Actually, Richarda Curtisa, okropny film brytyjski tak przeslodzony ze az mdly...

jak zwykle Polska zzyna

22 XI 2011   22:24:52

Ehem. Za niedobre słowa o "Love Actually" przyjdzie do ciebie Chuck Norris i załatwi cię z półobrotu.

"Listy do M." podobno można obejrzeć bez wołania o wiadro. Zważywszy, że to produkcja TVN z prawie całym tamtejszym tałatajstwem, jest to wyczyn.

22 XI 2011   23:00:09

"Love Actually" jest wielkie.

23 XI 2011   08:30:07

"Love Actually" jest wielkie, howgh.

Poza tym "zrzyna", a nie "zżyna".

23 XI 2011   08:30:41

A zrzynka plakatowa jest chamska, owszem.

23 XI 2011   16:19:25

@nosiwoda - Polacy w tym celują. Pamiętasz choćby plakat do "Och, Karol 2"? :/

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Odcięta głowa Jima Clarka
Sebastian Chosiński

17 IV 2024

Niby powinny cieszyć nas wielkie sukcesy odnoszone przez polskich artystów poza granicami kraju. A powieść Brunona Jasieńskiego „Człowiek zmienia skórę” bez wątpienia taki sukces odniosła. Tyle że to sukces bardzo gorzki: po pierwsze – książka była typowym przejawem literatury socrealistycznej, po drugie – nie uchroniła autora przed rozstrzelaniem przez NKWD. Cztery dekady po jego śmierci na jej podstawie powstał w sowieckim Tadżykistanie telewizyjny serial.

więcej »

Co nam w kinie gra: Perfect Days
Kamil Witek

16 IV 2024

„Proza życia według klozetowego dziada” może nie brzmi za zbyt chwytliwy filmowy tagline, ale Wimowi Wendersowi chyba coraz mniej zależy, aby jego filmy cechowały się przede wszystkim potencjałem na komercyjny sukces. Zresztą przepełnione nostalgią „Perfect Days” koresponduje całkiem nieźle z powoli podsumowującym swoją twórczość Niemcem, który jak wielu starych mistrzów, powoli zaczyna odchodzić do filmowego lamusa. Nie znaczy to jednak, że zasłużony reżyser żegna się z kinem. Tym bardziej że (...)

więcej »

Fallout: Odc. 1. Odkrywanie realiów zniszczonego świata
Marcin Mroziuk

15 IV 2024

Po obejrzeniu pierwszego odcinka z jednej strony możemy poczuć się zafascynowani wizją postapokaliptycznego świata, w którym funkcjonują bardzo zróżnicowane, mocno od siebie odizolowane społeczności, z drugiej strony trudno nie ulec lekkiej dezorientacji, gdyż na razie brakuje jeszcze połączenia pomiędzy poszczególnymi wątkami.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Według zachodnich wzorców
— Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Bezkrólewie
— Mateusz Kowalski

Piękny bullshit
— Mateusz Kowalski

To jeszcze nie czas...
— Mateusz Kowalski

Porażki i sukcesy A.D. 2012
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Mateusz Kowalski, Gabriel Krawczyk, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Jednym rzutem przez pół Europy
— Mateusz Kowalski

Symfonia à la carte
— Mateusz Kowalski

Wzgórze nie ma oczu
— Mateusz Kowalski

Norma w nienormalności
— Mateusz Kowalski

Deewolucja
— Mateusz Kowalski

Pluszowy rollercoaster
— Mateusz Kowalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.