East Side Story: To nie jest kolejny dowcip o Stirlitzu! [Wadim Sokołowski „Żona Stirlitza” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tytuł najnowszego filmu Wadima Sokołowskiego – „Żona Stirlitza” – należy rozumieć symbolicznie. I od razu wyjaśnić ewentualne nieporozumienia. To nie jest kolejna adaptacja jednej z dwunastu powieści Juliana Siemionowa o agencie sowieckiego wywiadu w strukturach SS. To nie jest nawet parodia na jego temat. To obyczajowy melodramat, w którym Paweł Deląg wciela się w rola ojca chłopca-półsieroty gorąco wierzącego w to, że jego rodzic jest kimś na kształt sowieckiego Jamesa Bonda.
East Side Story: To nie jest kolejny dowcip o Stirlitzu! [Wadim Sokołowski „Żona Stirlitza” - recenzja]Tytuł najnowszego filmu Wadima Sokołowskiego – „Żona Stirlitza” – należy rozumieć symbolicznie. I od razu wyjaśnić ewentualne nieporozumienia. To nie jest kolejna adaptacja jednej z dwunastu powieści Juliana Siemionowa o agencie sowieckiego wywiadu w strukturach SS. To nie jest nawet parodia na jego temat. To obyczajowy melodramat, w którym Paweł Deląg wciela się w rola ojca chłopca-półsieroty gorąco wierzącego w to, że jego rodzic jest kimś na kształt sowieckiego Jamesa Bonda.
Wadim Sokołowski ‹Żona Stirlitza›EKSTRAKT: | 50% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Żona Stirlitza | Tytuł oryginalny | Жена Штирлица | Reżyseria | Wadim Sokołowski | Zdjęcia | Kirył Zotkin | Scenariusz | Ilja Cofin | Obsada | Paweł Deląg, Anna Gorszkowa, Artiom Fadiejew, Ksenia Kniaziewa, Tatiana Liutajewa, Marianna Szulc, Konstantin Karasik, Antonina Kozłowa, Ala Nikulina | Muzyka | Igor Smirnow | Rok produkcji | 2012 | Kraj produkcji | Rosja | Czas trwania | 90 min | Gatunek | melodramat | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W krajach byłego Związku Radzieckiego Stirlitza (czy też raczej Stierlitza) znają chyba wszyscy – kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, profesorowie uniwersytetów i robotnicy w fabrykach. To przecież, obok doskonale znanych z serialu animowanego wilka i zająca, największy bohater sowieckiej popkultury, swoją popularnością dorównujący Jamesowi Bondowi i naszemu rodzimemu Hansowi Klossowi. Naprawdę nazywał się Wsiewołod Władimirowicz Władimirow; często, pracując w CzeKa, używał pseudonimu operacyjnego Maksim Maksimowicz Isajew; do legendy przeszedł jednak jako SS-Standartenführer Max Otto von Stirlitz, pracownik Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) w Berlinie, dokąd trafił w czasach drugiej wojny światowej. Po premierze opowiadającego o tym właśnie okresie w szpiegowskiej karierze Władimirowa vel Isajewa vel Stirlitza serialu „Siedemnaście mgnień wiosny” (1973) stał się obiektem mniej lub bardziej wybrednych żartów, w Kraju Rad opowiadano na jego temat setki, jeśli nie tysiące, dowcipów, lecz mimo to po dziś dzień jest postacią on – fikcyjną, co prawda – która wzbudza wśród Rosjan ogromny sentyment. Stąd też zapewne nawiązanie doń w tytule najnowszego obrazu Wadima Sokołowskiego (rocznik 1968). Reżysera tego poznaliśmy przy okazji omawiania „ Księgi Mistrzów” (2009), pierwszego filmu w historii studia Walt Disney Pictures, który zrealizowany został poza granicami Stanów Zjednoczonych. W następnych latach nakręcił on jeszcze dwa telewizyjne melodramaty z rozbudowanymi wątkami kryminalnymi – „Spasti muża” i „Strachowoj słuczaj” (oba z 2011 roku) – oraz wciąż czekający na premierę obyczajowy „Mama wychodit zamuż” (2012). Obecnie Sokołowski pracuje nad ośmioodcinkowym melodramatem wojennym „Poruczik Kryłowa”. „Żona Stirlitza”, nakręcona na zlecenie kanału Rossija-1, miała swoją ekranową premierę przed niespełna miesiącem, w końcu sierpnia. Walentina – główna bohaterka filmu Sokołowskiego – to mniej więcej trzydziestoparoletnia urzędniczka, która samotnie wychowuje dziesięcio-, może dwunastoletniego Wowkę (Wołodię). Nie jest jej łatwo, a chłopcu – jeszcze trudniej. Szkolni koledzy śmieją się z niego, przy każdej nadarzającej się okazji starają upokorzyć – bo półsierota, bo ma, jak mówią, „niewidzialnego ojca”. Chcąc ulżyć cierpieniom syna, Wala wymyśla historię na temat swojego męża: nie mogąc oznajmić prawdy (że mężczyzna rzucił ją, gdy tylko dowiedział się, iż jest w ciąży), czyni go tajnym agentem, który udał się w niebezpieczną misję gdzieś do Ameryki Południowej. Jego zadanie utrzymywane jest w absolutnej tajemnicy, dlatego też Wowka nie może o niczym rozprawiać na prawo i lewo. Jednocześnie kobieta na usilną prośbę Wołodii snuje przed nim wizję spotkania z ojcem, który pewnego dnia na pewno pojawi się w domu. Tylko kiedy to będzie? Los sprawia, że niebawem zupełnie przypadkowo na drodze samotnej matki staje przeżywający poważne perturbacje rodzinne i zawodowe czterdziestodwuletni architekt Roman Piotrowicz Zwiagincew. Całe życie zawaliło mu się praktycznie jednego dnia. Najpierw dowiaduje się od swojego przełożonego, że ten nie wyśle go za granicę, by dopilnował na miejscu realizacji projektu, nad którym pracował przez kilka ostatnich lat. A po wcześniejszym niż zazwyczaj powrocie do domu, przekonuje się, że jego młoda żona Tatiana ma kochanka – trenera fitnessu. Czy w takiej sytuacji powinniśmy się dziwić, że Roman postanawia utopić smutki w alkoholu? Bawiąc w klubie – choć może nie jest to najlepsze określenie na oddanie tego, co Zwiagincew robi po wyjściu z domu – Roman doprowadza się do takiego stanu, że nie może nawet myśleć o opuszczeniu lokalu. Przede wszystkim chce się wygadać, wyżalić, zrzucić z siebie ciężar – i trafia właśnie na Walentinę, która przyszła tutaj po swoją sąsiadkę, dorabiającą sobie sprzątaniem do emerytury. Ostatecznie Wala, wzruszona opowieścią nieznajomego mężczyzny, któremu notabene także zwierza się ze swoich niepowodzeń życiowych, zabiera go do siebie i pozwala wyspać się na kanapie. Wytrzeźwiawszy, Zwiagincew składa kobiecie zaskakującą propozycję – skoro Wowka ma dzisiaj urodziny, on z tej okazji tego jednego dnia zagra ojca chłopca. Jakaż jest radość Wołodii, gdy po przebudzeniu zastaje w kuchni nie tylko, jak co rano, mamusię, ale również tak długo wyczekiwanego tatusia! Z biegiem czasu Roman, skonfrontowawszy postawę Walentiny z charakterem własnej żony, zakochuje się w przypadkowo poznanej kobiecie. Problem w tym, że Tatiana wcale nie ma zamiaru odpuścić i wkrótce z pomocą własnej matki przygotowuje na męża pułapkę. W każdym razie gotowa jest zrobić wszystko – no dobrze, prawie wszystko – aby nie wypuścić ze swoich szponów Zwiagincewa. Bo przecież to on, ciężko pracując, zapewnia jej wygodne i dostatnie życie. To zaś znamionuje całą masę – czasami mniej, a czasami bardziej – zabawnych perypetii. Film Sokołowskiego nie grzeszy szczególną oryginalnością. Fabuła jest przewidywalna i praktycznie już w połowie każdy średnio rozgarnięty widz jest w stanie przewidzieć zakończenie. Bo to przecież oczywiste, że… A jednak mimo wszystko powstrzymamy się przed zdradzeniem finału – a nuż znajdzie się ktoś, kto tak się zatraci w całej historii, że umknie mu schematyzm intrygi. Tym, co ratuje „Żonę Stirlitza” przed totalną katastrofą, jest dystans do bohaterów i traktowanie ich z pewnym przymrużeniem oka. Gdy patrzymy na użalającego się nad sobą Romana, było nie było człowieka sukcesu, który w ciągu kilku godzin przeistacza się w klasyczną beksę – nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem. Podobnie jest z Tanią, która, dowiedziawszy się, że jej wielomiesięczny romans z Denisem przestał być dla męża tajemnicą, popada w przerażenie i nie potrafi wymyślić niczego konstruktywnego. Sytuację stara się ratować za to jej matka – najbardziej kreatywna i jednocześnie przebiegła postać w filmie, archetyp złej teściowej, która potrafi dać się we znaki każdemu zięciowi. Stosunkowo najmniej ma do „powiedzenia” Walentina, którą chyba jako jedyną postać skrojono na miarę klasycznego melodramatu. Ma być samotna i uciśniona, nawet swoje życie osobiste poświęcająca dla dobra syna. Widz ma zaś jej współczuć i trzymać kciuki za to, by z rywalizacji z Tanią o Romana to ona wyszła zwycięsko. W kilku momentach „Żona Stirlitza” jest w niewymuszony sposób zabawna. I to jest chyba podstawowa zaleta filmu – jego bezpretensjonalność i brak silenia się na opowieść z przesadnym przesłaniem moralnym. Z drugiej strony – to zdecydowanie zbyt mało, aby uznać dziełko Sokołowskiego za w pełni spełniające pokładane w reżyserze nadzieje. Główną rolę męską, zdradzanego przez żonę architekta Romana Zwiagincewa, zagrał coraz popularniejszy w Rosji Paweł Deląg („ W twoich oczach”, „ Dwóch”, „ Druga miłość”); w samotną matkę Walentinę wcieliła się Anna Gorszkowa („ Jeździec o imieniu Śmierć”, „ Pasażerka”), zaś w jej syna Wowkę – dziewięcioletni Artiom Fadiejew, który mimo młodego wieku ma już koncie kilkanaście ról w filmach telewizyjnych i kinowych („ Sierpień. Ósmego”). Tatiana, niewierna małżonka Romana, ma twarz trzydziestoletniej Kseni Kniaziewej, niegdyś modelki (w wieku szesnastu lat została Miss Krasnojarska), później aktorki z dyplomem szkoły działającej przy Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym (MChAT). Do tej pory wielkiej kariery nie zrobiła, bo też trudno było o wybicie się w takich filmach, jak ukraiński dramat „Otczim” (2007) Andrieja Benkendorfa czy białoruski film wojenny „Dnieprowskij rubież” (2009) Denisa Skworcowa. Dużo bardziej znaną i cenioną aktorką jest starsza o siedemnaście lat Tatiana Liutajewa („ Wdowi parowiec”, „ Boris Godunow”, „ Tadas Blinda. Początek”), filmowa matka Tani. Warto wspomnieć jeszcze o wcielającej się w rolę Iriny, czyli koleżanki Wali z pracy, Mariannie Szulc, która wcześniej pokazała się między innymi w „ Taryfie noworocznej” (2008) i „ Podrzutku” (2010). Dobierając sobie współpracownik do ekipy realizacyjnej, Sokołowski sięgnął po artystów na dorobku. Dla kompozytora Igora Smirnowa „Żona Stirlitza” była filmowym debiutem, dla operatora Kiryła Zotkina – dopiero piątym filmem w karierze (z Sokołowskim pracował już rok wcześniej przy miniserialu „Spasti muża”), natomiast scenarzysta Ilja Cofin – absolwent Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), na co dzień mieszkający w Berlinie – wcześniej doczekał przeniesienia na ekran zaledwie dwóch swoich tekstów: przez Swietłanę Muzyczenko melodramatu „Łuczszeje lieto naszej żyzni” (2011) oraz komedii kryminalnej „Licznoje dieło majora Baranowa” (2012), czego podjął się Roman Proswirnin.
|
Uroczy melodramat na cichy wieczór, gorąco polecam.