Główna rola w filmie przypadła mrocznemu otoczeniu i klimatowi narastającego zagrożenia. Wykreowano je w myśl dość znanej zasady, że najgroźniejsze jest to, czego nie widać - mamy więc mnóstwo ujęć z boku, z wysoka, z perspektywy obserwatora, częstokroć są to obrazy zamglone. Chwyty, przy pomocy których próbowano widza postraszyć, nie tylko nie stanowią żadnego novum, ale w dodatku nie dają zbyt porażającego rezultatu - przez to właśnie postrzegam "Osadę" nie jako film grozy, lecz raczej coś na kształt moralitetu.
Mroczny azyl
[M. Night Shyamalan „Osada” - recenzja]
Główna rola w filmie przypadła mrocznemu otoczeniu i klimatowi narastającego zagrożenia. Wykreowano je w myśl dość znanej zasady, że najgroźniejsze jest to, czego nie widać - mamy więc mnóstwo ujęć z boku, z wysoka, z perspektywy obserwatora, częstokroć są to obrazy zamglone. Chwyty, przy pomocy których próbowano widza postraszyć, nie tylko nie stanowią żadnego novum, ale w dodatku nie dają zbyt porażającego rezultatu - przez to właśnie postrzegam "Osadę" nie jako film grozy, lecz raczej coś na kształt moralitetu.
M. Night Shyamalan
‹Osada›
EKSTRAKT: | 70% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Osada |
Tytuł oryginalny | The Village |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 13 sierpnia 2004 |
Reżyseria | M. Night Shyamalan |
Zdjęcia | Roger Deakins |
Scenariusz | M. Night Shyamalan |
Obsada | Michael Pitt, Adrien Brody, Brendan Gleeson, William Hurt, Judy Greer, Joaquin Phoenix, Sigourney Weaver, Bryce Dallas Howard |
Muzyka | James Newton Howard |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | USA |
WWW | Strona |
Gatunek | fantasy, groza / horror |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Rzadko kiedy pisanie o filmie przypomina forsowanie toru przeszkód, ale w przypadku "Osady", który to obraz właśnie wszedł na ekrany kin, rzeczywiście takie mam poczucie. Tego, co w nim najważniejsze - czyli pomysłu - takoż związanych z nim pewnych nieścisłości i niespójności, nijak się nie da skomentować nie ujawniając najważniejszego - zakończenia mianowicie, a to szanownemu Czytelnikowi zupełnie zrujnuje wizytę w kinie. Trzeba zatem popróbować macać temat bokami i oszczędnie, co zresztą widać po objętości niniejszego tekstu.
"Osada" to opowieść o niewielkiej wspólnocie ludzi (po strojach wygląda to na dziewiętnasty wiek), zamieszkującej małą wieś położoną w dolinie otoczonej lasami - mrocznymi, złowrogimi, ponurymi, bo większość z nich jest ogołocona z liści, na wpół uschła, ze skrzypiącymi na wietrze gałęziami, z konarami sterczącymi ku niebu na kształt szponów. Z początku miejsce to wydaje się zupełnie nieskomplikowanym i mało oryginalnym zadupiem, rychło jednak się przekonujemy, że trzeba wiele zaparcia, by móc tam żyć. W lasach wokół coś żyje, zamieszkują je Istoty, "Ci, O Których Nie Mówimy" - tak określają je mieszkańcy, jakby nie mogli wymyślić jakiejś barwnej, wdzięcznej, jajcarskiej nazwy. Osada ma jasno wytyczone granice - stanowią ją pale z zawieszonymi na nich żółtymi chorągiewkami, w nocy zaś dodatkowo pochodniami. Kolor żółty jest z jakiś powodów kolorem ochronnym, zaś czerwony niebezpiecznym - dlatego w osadzie zakopuje się nawet kwiatki, jeśli tylko zalatują purpurą. Nad bezpieczeństwem tego miejsca i jego mieszkańców każdej nocy czuwa strażnik siedzący na wysokiej wieży, dzwonem oznajmiając wszystkim, że powinni ukryć się w piwnicach, bo oto wraże sąsiedztwo wkracza do wioski.
Życie pod takim osobliwym terrorem do łatwych nie należy, ale mieszkańcy radzą sobie zupełnie przyzwoicie, przestrzegając niepisanego prawa - nie przekracza się granic i nie chodzi do lasu. Jak widać, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Osada ma swoją Radę Starszych, która czuwa nad bezpieczeństwem wszystkich i organizuje życie osady. Mieszkańcy osady przeżywają śmierć własnych bliskich, zakochują się w sobie i pobierają, uczą i wychowują dzieci, uprawiają ziemię. Nie ma wśród nich zabójczo przystojnych mężczyzn ani olśniewająco pięknych kobiet - wszystko zdaje się być zwyczajne, przeciętne. Jednak tylko do momentu, gdy ludzie zaczynają znajdować obdarte ze skóry zwierzęta.
Ale można znaleźć tam również oryginalne osobowości - to trójka, która stanowi osnowę fabuły: Lucius Hunt (grany przez Joaquina Phoenixa, pamiętnego Kommodusa z "Gladiatora"), mruk i ponurak, do tego niespecjalnie radzący sobie z wysławianiem własnych myśli, przez co musi podpierać się spisywanymi na kartce oświadczeniami; Noah Percy, miejscowy wariat (bardzo udana i plastyczna kreacja Adriena Brody′ego ("Pianista"); wreszcie Ivy Walker, ociemniała dziewczyna, grana przez Bryce Howard. Wymieniam ten trójkąt nie bez kozery - to zazdrość Noah i jego niepoczytalność zarazem powoduje, że na wioskę spada nieszczęście za nieszczęściem. Najpierw łamie on zakaz wchodzenia do lasu, przez co w osadzie dzieci zaczynają znajdować brutalnie zamordowane zwierzęta. Wkrótce Lucius również przekracza granicę, a wtedy na drzwiach domów w osadzie zaczynają pojawiać się czerwone znaki (to coś na kształt pamiętnej historii z biblijnym Aniołem Śmierci, tyle że tam owe plamy krwi zapewniały domowi bezpieczeństwo, tutaj zaś są jakoby ostrzeżeniem przed ponownym naruszaniem paktu). Wreszcie Noah w przypływie zazdrości rani Luciusa nożem, przez co zakochana w nim Ivy musi dokonać czynu stanowiącego kulminacyjny punkt filmu - przejść przez groźny, morderczy las i dotrzeć do "miast" (tak ogólnikowo określają mieszkańcy wszystko, co znajduje się za lasami), aby zdobyć lekarstwa niezbędne do wyleczenia zakażonej rany narzeczonego.
Po znakomitym suspensie, jaki twórca filmu, M. Night Shyamalan zaserwował w pamiętnym "Szóstym zmyśle", tej samej sztuczki niestety nie udało mu się w pełni osiągnąć w "Osadzie", bo rozwiązanie całej zagadki (którą dla widza, pomimo wszelakich romantycznych wtrętów, tak naprawdę wciąż pozostaje tożsamość leśnych istot) w miarę szybko staje się oczywiste. Dlatego jedynym atutem filmu - gdy już nieprzewidywalność fabuły diabli poniekąd wzięli - jest samo jego wykonanie.
Obsada jest doborowa - prócz wymienionych już aktorów wspomnieć wypada Williama Hurta, Sigourney Weaver czy Brendana Gleesona (ostatnio oglądany w roli Menelaosa w "Troi") czy Franka Collisona (można go kojarzyć choćby z serialu "Dr Quinn", gdzie grał telegrafistę, Horace′a Binga) - łatwo rozpoznawalnego, bo tak paskudną mordę rzadko się spotyka. Postaci, które przyszło im zagrać, nie są zbytnio głębokie czy skomplikowane, choć mają pewną rzecz wspólną, która ich integruje... ale o tym napisać nie mogę.
Główna rola w filmie przypadła jednak bezosobowemu wykonawcy - mrocznemu otoczeniu, klimatowi narastającego zagrożenia, wreszcie lasowi typu "Fangorn dla ubogich". Wykreowano je w myśl dość znanej zasady, że najgroźniejsze jest to, czego nie widać - mamy więc mnóstwo ujęć z boku, z wysoka, z perspektywy obserwatora, częstokroć są to obrazy zamglone. Sporo w tym filmie mroku, ciemności, mgły i dość dobrej roboty dźwiękowców - co chwila coś skrzypi, chorobocze, wyje, stuka. Ciekawym pomysłem było wyciszanie wszystkich odgłosów tła i uwypuklenie efektem echa dźwięków powodowanych przez bohatera danej sceny (przykładem sekwencja, w której Ivy szuka rannego Luciusa). Konceptem niewątpliwie równie ciekawym, choć dla odmiany chybionym, jest muzyka, która przechodzi we wdzięczne nad wyraz i skoczne skrzypeczkowe pitolenie w momentach częstokroć najmniej odpowiednich.
Muszę przyznać, że najtrudniejsza do odegrania rola momentami niestety się nie broni - mam tu na myśli oczywiście Ivy. Odgrywanie osoby niewidomej jest niezwykle trudne, nie wystarczy tu odpowiednio częste machanie laseczką. Tymczasem Ivy, będąc ociemniałą dziewczyną, niezbyt przekonująco operuje oczami (Al Pacino z "Zapachu kobiety" pozostaje w tej materii niedoścignionym mistrzem). Wytłumaczeniem tej sytuacji mogłaby być jej dość mocno eksponowana w filmie zdolność do dostrzegania aury człowieka, jako powód tego, że Ivy wie, gdzie kierować spojrzenie oczu w przypadku rozmów z ludźmi. Niemniej nijak już do mnie to mnie przemawia, gdy przedziera się ona samotnie przez las. Gdy w końcu zostaje tam zaatakowana, potrafi zauważyć odpowiedni moment, by uskoczyć na bok czy zacząć uciekać. Może rzeczywiście wyostrzenie pozostałych zmysłów umożliwia takie rzeczy, nie wiem - ale jakoś mnie to nie przekonuje.
Nie jest "Osada" nową jakością, nie jest krokiem w przód pod żadnym względem. Chwyty, przy pomocy których próbowano widza postraszyć, nie tylko nie stanowią żadnego novum (co nie jest bynajmniej zarzutem), ale w dodatku nie dają zbyt porażającego rezultatu - przez to właśnie postrzegam "Osadę" nie jako film grozy, lecz raczej czymś na kształt moralitetu, choć uzasadnić tego głębiej tu nie mogę, bo musiałbym całą sprawę fabuły wyjawić od początku do końca. Pod względem oryginalności pomysłu dużo większe wrażenie zrobił na mnie "Krąg" czy chociażby "Zgromadzenie". Cóż, jakoś tak niefortunnie trafiłem, że to, co w "Osadzie" najciekawsze, musi pozostać nieomówione. I choćby dlatego polecam pójście na seans.