East Side Story: Tarantino szyty na rosyjską miarę [Jegor Baranow „Rozbójnik Sołowiej” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Filmowcy rosyjscy bywają zapatrzeni w Hollywood. Najczęściej jednak nic pozytywnego z tego nie wychodzi. Jak chociażby w przypadku sensacyjnego „Rozbójnika Sołowieja”. Bo choć główny bohater wzorowany jest na postaci znanej z mitów ruskich, to obraz Jegora Baranowa niewiele ma wspólnego z tradycją słowiańską; wręcz przeciwnie – jest niemal niewolniczym naśladownictwem stylistyki, którą za Oceanem doprowadzili do perfekcji Quentin Tarantino i Robert Rodriguez.
East Side Story: Tarantino szyty na rosyjską miarę [Jegor Baranow „Rozbójnik Sołowiej” - recenzja]Filmowcy rosyjscy bywają zapatrzeni w Hollywood. Najczęściej jednak nic pozytywnego z tego nie wychodzi. Jak chociażby w przypadku sensacyjnego „Rozbójnika Sołowieja”. Bo choć główny bohater wzorowany jest na postaci znanej z mitów ruskich, to obraz Jegora Baranowa niewiele ma wspólnego z tradycją słowiańską; wręcz przeciwnie – jest niemal niewolniczym naśladownictwem stylistyki, którą za Oceanem doprowadzili do perfekcji Quentin Tarantino i Robert Rodriguez.
Jegor Baranow ‹Rozbójnik Sołowiej›EKSTRAKT: | 30% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Rozbójnik Sołowiej | Tytuł oryginalny | Соловей-Разбойник | Reżyseria | Jegor Baranow | Zdjęcia | Jurij Korobiejnikow | Scenariusz | Iwan Ochłobystin | Obsada | Iwan Ochłobystin, Jewgienij Styczkin, Oksana Fandera, Siergiej Badiuk, Igor Żyżykin, Aleksander Striżenow, Paweł Priłucznyj, Michaił Gor / Goriewoj, Maria Gołubkina, Aleksandr Suchinin, Ljubow Makiejewa, Piotr Wins, Wadim Diemczog, Dmitrij Szewczenko | Muzyka | Oleg Niestierow | Rok produkcji | 2012 | Kraj produkcji | Rosja | Gatunek | komedia, sensacja | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Rozbójnik Sołowiej to jedna z najpopularniejszych postaci w mitologii Słowian wschodnich. Zgodnie z przekazami ustnymi, które zaczęto spisywać mniej więcej od połowy XVII wieku, był on stworzeniem żyjącym w lesie, gdzie zasadzał się na podróżnych i zabijał ich… przeraźliwym gwizdem. Pokonał go dopiero legendarny Ilja Muromiec. Po pojmaniu paskudnego grabieżcy i rzezimieszka Ilja zawlókł go na dwór książęcy do Kijowa, po czym wywiózł na Kulikowe Pole nad Donem i tam zabił, co zapewniło mu wieczystą sławę. Po latach – w 2007 roku – historię tę opowiedział w filmie animowanym przeznaczonym dla najmłodszej widowni Władimir Toropczin. Powstały pięć lat później obraz Jegora Baranowa, wbrew tytułowi, z mitem niewiele ma już wspólnego – to raczej historia współczesnego rosyjskiego Robin Hooda (względnie Janosika), któremu przyświeca jedno hasło: „Tu kradnę tylko ja”. Baranow, urodzony w Jekaterynburgu (sowieckim Swierdłowsku) na Uralu w 1988 roku, ma, jak dotychczas, mizerne doświadczenie zawodowe. W telewizji zadebiutował jednym (z osiemdziesięciu) odcinkiem serialu kryminalnego „Niewidimki” (2010); w kinie – mało udaną komedią obyczajową „Samobójcy”, która na duże ekrany w Rosji trafiła na początku marca. Mimo kiepskich recenzji, film zarobił prawie dwa miliony dolarów, co jest całkiem przyzwoitym rezultatem. I pewnie dlatego producenci umożliwili Baranowowi przystąpienie – niemal z biegu – do pracy nad kolejnym filmem, którego scenariusz od sześciu już lat leżał w szufladzie, czekając na chętnego. Oficjalnie – z powodu braku funduszy. A jak było naprawdę? Bardziej wiarygodne wydaje się wytłumaczenie, że to – parafrazując „klasyka” – zwyczajnie zły tekst był. Scenariusz „Rozbójnika Sołowieja” wyszedł spod pióra – choć akurat w tym przypadku to zdecydowanie nazbyt górnolotne określenie – Iwana Ochłobystina (rocznik 1966), postaci tyleż tyleż intrygującej, co dziwacznej. To aktor (w obrazie Baranowa wcielił się zresztą w bohatera tytułowego), reżyser, pisarz, dziennikarz, prezenter radiowy, kapłan prawosławny (mimo że przed dwoma laty Cerkiew zawiesiła czasowo jego posługę) i działacz polityczny (członek prezydium założonej w 2008 roku centroprawicowej partii Słuszna Sprawa). Ma on już na koncie kilkadziesiąt ról filmowych (vide „ Spisek”, „ Car”, „ Romans biurowy. Nasze czasy”, „ Generation Π”), żadna jednak nie wpisała się w annały kinematografii rosyjskiej. Mimo to jego nazwisko zalicza się do tych gorętszych i na brak propozycji Ochłobystin narzekać nie może. Budżet „Rozbójnika Sołowieja” sięgnął dwóch milionów dolarów (prawdopodobnie drugie tyle przeznaczono na reklamę), zyski – po zaledwie miesiącu dystrybucji – pięć milionów. Premiera kinowa filmu miała miejsce 22 listopada, chociaż wcześniej pokazano go między innymi na odbywającym się w Wyborgu festiwalu Okno do Europy. Skąd, jak można się domyślić, wrócił bez nagród. Co i tak, jak widać, w żaden sposób nie wpłynęło na jego wynik finansowy – w końcu Rosjanie też chcą mieć swoich Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza. Niech się nawet nazywają Jegor Baranow i Iwan Ochłobystin! Tworząc scenariusz „Rozbójnika Sołowieja” Ochłobystin zastosował następujący – bardzo zresztą prosty – patent: wziął postać charakterystyczną dla kultury rosyjskiej i wrzucił ją w świat zapożyczony z kina hollywoodzkiego. By rzecz cała była jednak atrakcyjniejsza dla rodzimego widza, dodał jeszcze kilka smaczków – nazwijmy je – lokalnych (jak na przykład skorumpowani milicjanci, rzeczywistość kołchozowa itp.). Ale przejdźmy do rzeczy. W okolicach Moskwy od jakiegoś czasu grasuje groźny bandyta – to Sewastian Grigorjewicz Sołowiow, który złodziejskie geny odziedziczył po przodkach, dziadku i ojcu. Już oni przed laty dawali się we znaki radzieckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Sewa wychował się już w innej rzeczywistości. Przez jakiś czas pracował w dużej kompanii finansowej; gdy jednak przekonał się, w jaki sposób robi się interesy w Rosji, postanowił działać, a raczej przeciwdziałać szerzącemu się złodziejstwu na szczytach władzy. Ukradł więc firmowe pieniądze i ukrył się w podmoskiewskich lasach. Jego tropem ruszył specjalny oddział milicji, podległy bezpośrednio generałowi Andriejowi Pietrowiczowi Serenadowowi. Lecz stróże prawa są zbyt głupi, by dorwać Sołowieja – bandzior ośmiesza ich niemal na każdym kroku; kiedy trzeba, jest bezwzględny – szantażuje, siłą wymusza korzystne dla siebie decyzje, a nawet – często bez powodu – morduje. Bo to lubi. Oprócz funkcjonariuszy milicji jego ofiarami padają także nieuczciwi biznesmeni – a to dyrektor holdingu budowlanego, to znów menadżer kasyna. Nic więc dziwnego, że wieści o obrońcy uciśnionych szybko rozchodzą się po okolicy. Ba! lud zaczyna nawet śpiewać pieśni o Sołowieju. Sewastian Grigorjewicz nie jest w swej walce osamotniony. W krótkich retrospekcjach dowiadujemy się, w jaki sposób pozyskał najbliższych współpracowników – eksksięgowego Aleksandra Wołodarskiego, ksywka „Debet”, potężnego Ignatija Kriwczenkę, byłego kowala nazywanego – z powodu swojej postury i fachu – „Młotem”, wreszcie piękną Prima Izabellę, śpiewaczkę operową. Tymczasem na arenie pojawia się pragnący zachować anonimowość tajemniczy agent służb specjalnych N-7, który odwiedza generała Serenadowa i składa mu propozycję nie do odrzucenia – w ciągu dwóch dni wytropi i, jak legendarny Ilja Muromiec, schwyta Sołowieja. Mając generalskie przyzwolenie, N-7 natychmiast zabiera się do pracy. Składając wizyty osobom, które kiedykolwiek zetknęły się z Sewastianem Grigorjewiczem, pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o tropionej przez siebie zwierzynie. W końcu wiedza fachowa to podstawowy klucz do sukcesu. Tymczasem Sołowiej i jego radosna kompania postanawiają uchronić mieszkańców podmoskiewskiej wsi Klujewo przed machinacjami podstępnego biznesmena, który nakłania ich do sprzedaży mu ziemi kołchozowej po znacznie zaniżonej cenie. Uczciwy bandyta nie może oczywiście na to pozwolić. Ale czy nie pokrzyżuje mu planów enigmatyczny agent N-7? Ochłobystin twierdził w wywiadach prasowych, że w ciągu sześciu lat „leżakowania” scenariusz nie ulegał zmianom. Jego szkielet pewnie tak, ale na etapie zdjęć prawdopodobnie jednak kilka nowych elementów dodano; przede wszystkim nawiązania do popkulturowych klasyków amerykańskiego kina i komiksu. I tak Sołowiej, co widać już na plakacie reklamującym obraz Baranowa, posługuje się dwoma złotymi pistoletami, jak Francisco Scaramanga, pamiętny niedoszły zabójca Jamesa Bonda. Bronią, przy pomocy której sieje postrach Kriwienko, jest potężny młot, dzięki czemu postać ta natychmiast przywodzi na myśl superbohaterskiego Thora z komiksów o Avengersach. Z kolei „Debetowi” i Izabelli zdarza się strzelać z bazooki, jak granemu przez Michaela Douglasa zdesperowanemu bohaterowi „Upadku” (1993) Joela Schumachera. N-7 natomiast w finałowej rozgrywce wywija mieczem samurajskim nie gorzej niż bohaterka „Kill Bill” grana przez Umę Thurman. I tak dalej, i tak dalej. Całość została opatrzona ścieżką dźwiękową oraz sfilmowana i zmontowana w sposób charakterystyczny dla dokonań Roberta Rodrigueza (vide „Desperado”, „Maczeta”) i Quentina Tarantino („Kill Bill”). Zapożyczeń scenariuszowych też nie zabrakło. Zasadniczą różnicą jest jednak to, że Amerykanie mimo wszystko kręcili swoje filmy na poważnie, podczas gdy Ochłobystin i Baranow, zachowując odpowiednią dawkę przemocy, zdecydowali się na formułę czysto komediową. I polegli. Zamiast inteligentnego przymrużenia oka zaserwowali bowiem widzom kołchoźnianą hucpę i dowcip na poziomie średnio rozgarniętego gimnazjalisty. Bawić mają zaś przede wszystkim sceny pijaństwa i przejawy głupoty bohaterów. Cóż, od byłego kapłana można chyba było oczekiwać czegoś więcej. Obok Ochłobystina na planie filmowym pojawili się jeszcze między innymi: Jewgienij Styczkin („ Sala numer 6”, „ Nie trzeba się martwić”), który zagrał „Debeta”, Oksana Fandera („ Miłość ON/OFF”, „ Dolina róż”) w roli Prima Izabelli, były funkcjonariusz GRU i FSB Siergiej Badiuk („ Antykiller D.K.: Miłość bez pamięci”) jako Młot. W agenta N-7 wcielił się znany z wielu epizodów w filmach amerykańskich Igor Żyżykin („ Prosto w serce”), w generała milicji Serenadowa – Aleksandr Striżenow („ Juleńka”), natomiast w podwładnego mu majora – Paweł Priłucznyj („ W grze”, „ Dzieciom do lat 16…”). Warto wspomnieć jeszcze o postaci Polii Greka, której/któremu swoją twarz podarował Michaił Goriewoj („ Prostytutki”, „ Panowie oficerowie: Ratujcie Imperatora”, „ Pięć narzeczonych”). Z kolei przeoryszę klasztoru żeńskiego zagrała trzydziestodziewięcioletnia Maria Gołubkina (córka aktorki Łarisy Gołubkinej), absolwentka stołecznej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Borisa Szczukina, przez lata występująca na deskach teatrów: Satyry, imienia Puszkina oraz petersburskiego Teatru Młodego Widza. W filmie zadebiutowała w 1990 roku, a nazwisko wyrobiła sobie dzięki występom w prestiżowym serialach historycznych, jak „Breżniew” (2005) Siergieja Snieżkina, „Jesienin” (2005) Igora Zajcewa czy „Leningrad” (2007) Aleksandra Burawskiego. Za ścieżkę dźwiękową „Rozbójnika Sołowieja” odpowiada moskwianin Oleg Niestierow, niegdyś wokalista i gitarzysta formacji rockowej Megapolis (z którą nagrał siedem albumów studyjnych), dzisiaj głównie producent muzyczny. Za kamerą w roli operatora stanął natomiast, pochodzący z Wołgogradu (dawnego Stalingradu), Jurij Korobiejnikow (rocznik 1986), wcześniej pracujący przy sitcomie „Uniwer. Nowaja obszczaga” (2011) oraz stojący u boku Baranowa na planie „Samobójców”. A to oznacza jedno – operator stawiający dopiero pierwsze kroki w zawodzie i chociażby z tego powodu można mu jeszcze co nieco wybaczyć.
|