East Side Story: Taniec śmierci i miłości [Iwan Wyrypajew „Taniec Delhi” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Iwan Wyrypajew – rosyjski dramaturg, aktor, scenarzysta i reżyser – jest trzecim obcokrajowcem (po litewskim grafiku Stasysie Eidrigevičiusie i mającym korzenie francuskie fotografiku Nicolasie Grospierre), który wyróżniony został Paszportem Polityki. I trudno się dziwić, skoro Polska stała się już prawie jego drugą ojczyzną. Tu często pracuje, bywa, że mieszka, stąd ma obecną żonę, aktorkę Karolinę Gruszkę. Którą obsadził w głównej roli w swoim najnowszym filmowym dziele, czyli „Tańcu Delhi”.
East Side Story: Taniec śmierci i miłości [Iwan Wyrypajew „Taniec Delhi” - recenzja]Iwan Wyrypajew – rosyjski dramaturg, aktor, scenarzysta i reżyser – jest trzecim obcokrajowcem (po litewskim grafiku Stasysie Eidrigevičiusie i mającym korzenie francuskie fotografiku Nicolasie Grospierre), który wyróżniony został Paszportem Polityki. I trudno się dziwić, skoro Polska stała się już prawie jego drugą ojczyzną. Tu często pracuje, bywa, że mieszka, stąd ma obecną żonę, aktorkę Karolinę Gruszkę. Którą obsadził w głównej roli w swoim najnowszym filmowym dziele, czyli „Tańcu Delhi”.
Iwan Wyrypajew ‹Taniec Delhi›Iwan Aleksandrowicz Wyrypajew urodził się w 1974 roku w syberyjskim Irkucku; tam ukończył szkołę teatralną, by następnie przez kilka lat pracować jako aktor w teatrach w Magadanie i Kamczatce. Po powrocie do rodzinnego miasta związał się – jako wykładowca – z uczelnią, której był absolwentem; założył także własną scenę studyjną, Przestrzeń Gry, która funkcjonowała przez trzy lata, do 2001 roku. Kiedy okazało się, że niemożliwa jest kreatywna współpraca z władzami miasta, Wyrypajew zdecydował się na przeprowadzkę do Moskwy. I był to ze wszech miar krok słuszny. W stolicy Rosji szybko zyskał rozgłos jako zdolny dramaturg, a następnie scenarzysta i reżyser – zarówno teatralny, jak i filmowy. Na podstawie jego tekstu, opartego zresztą na własnej sztuce, Swietłana Proskurina nakręciła dramat psychologiczny „ Najlepsza pora roku” (2007); on sam z kolei podpisał swoim nazwiskiem najpierw „Euforię” (2006), potem zaś „Tlen” (2009), w którym po raz pierwszy główną rolę powierzył swojej obecnej żonie Karolinie Gruszce. Nowy związek intymny spowodował, że Iwan Aleksandrowicz coraz częściej bywa w Warszawie; dyrektorzy stołecznych teatrów – na Woli, Narodowego czy Studio – chętnie wystawiają jego sztuki, ba! jemu też powierzają ich reżyserię. Dramat „Taniec Delhi” miał swoją premierę na scenie przy Wierzbowej (gdzie notabene wciąż jeszcze można go oglądać) przed trzema już prawie laty. Teraz doczekał się również wersji filmowej. Wyrypajew, jako reżyser filmowy, ma ogromne ciągotki do eksperymentatorstwa; tak naprawdę tylko jeden obraz Iwana Aleksandrowicza został zrobiony „po bożemu” – debiutancka „Euforia”. „Tlen” – mający swoje źródło dramaturgiczne – składał się z dziesięciu krótkich nowelek, w których twórca przedstawił, w sposób niekiedy, jak na duży ekran, dość karkołomny, własną wizję dziesięciu przykazań. W „Tańcu Delhi” też odszedł daleko od klasycznego wyobrażenia dzieła kinowego; w zasadzie można uznać je za przedstawienie teatralne, tyle że zrealizowane na taśmie filmowej. Wszystkie pozostałe elementy też są przeniesione żywcem z materii teatralnej. Obraz podzielony został przez autora na siedem części (osobnych filmów, o czym informują napisy na początku i końcu każdego z nich), których długość nie przekracza kilkunastu minut. Wszystkie rozgrywają się w tej samej scenerii – w szpitalnej poczekalni, a jedynym rekwizytem jest stojąca pod ścianą ławka, na której siadają aktorzy/bohaterowie, by prowadzić długie rozmowy (choć zdarza im się także pomilczeć). Jest ich w sumie pięcioro, przewijają się przez poszczególne fragmenty całości w różnych konfiguracjach; nawet jeżeli nie pojawiają się na ekranie bezpośrednio, jest o nich mowa. Każdy z elementów „Tańca Delhi” to część większej układanki – powiązanej fabularnie, ale niekiedy przedstawiającej trochę odmienną wersję historii. Dopiero po dotarciu do finału okazuje się, jak misterną budowlę stworzył rosyjski scenarzysta i reżyser. Główną postacią jest Jekatierina, młoda baletnica, która kilka lat wcześniej podczas tournee po Azji Środkowej dotarła ze swoim teatrem do stolicy Indii; wizyta na Main Bazar zrobiła na niej olbrzymie, ale przygnębiające wrażenie. Długo potem nie mogła otrząsnąć się z tego, co zobaczyła na wielkim targowisku; nie potrafiła zapomnieć o miejscu pełnym brudu, biedy, bólu, ludzkiego nieszczęścia. Odeszła z zespołu, przez jakiś czas leczyła się, by ostatecznie powrócić do tańca, który okazał się, jak można mniemać, formą terapii. Na podstawie wspomnień z Delhi, które pewnej nocy powróciły do niej w formie snu, Katia stworzyła własny taniec – opiewający obrzydliwość świata. Dzięki niemu szybko zyskała rozgłos; w czasie występów w Kijowie fascynacji młodą tancerką uległ starszy od niej mężczyzna Andriej, ale także specjalizująca się w balecie dziennikarka Waleria. I to jest punkt wyjścia do przedstawienia kolejnych wersji wydarzeń, z których dowiadujemy się nie tylko, jak dalej potoczyło się życie bohaterów, ale również co działo się z nimi wcześniej; z prowadzonych przez nich rozmów co rusz bowiem wychodzą na światło dzienne ich obawy, frustracje, kompleksy. W „Każdym ruchu” Jekatierina dowiaduje się o śmierci matki, Aliny Pawłownej, która od dawna już chorowała na nowotwór; ta wiadomość jednak – o dziwo – wcale jej nie przytłacza, zamiast wspominać nieboszczkę toczy z Walerią dyskusję na temat swojego uczucia do Andrieja, którego – mimo że ma on żonę i dzieci – darzy wielką miłością. „Wewnątrz tańca” kontynuuje ten wątek, choć jednocześnie pozwala spojrzeć na wszystko z innej jeszcze perspektywy. W filmie trzecim – „Odczuwany jest przez ciebie” – Wyrypajew zmienia punkt wyjścia. Matka Katii (jeszcze) żyje, córka odwiedza ją w szpitalu, gdzie obie panie prowadzą rozmowę na temat związku baletnicy z Andriejem. Trudno mówić o porozumieniu między nimi, znacznie więcej obie kobiety dzieli niż łączy; wpływ na to mają wydarzenia z przeszłości, których obie panie nie omieszkują sobie wypomnieć. Na koniec dociera do nich tragiczna wiadomość, która zdaje się potwierdzać zastrzeżenia Aliny Pawłownej pod adresem córki. Główną postacią „Ze spokojem i uwagą” jest natomiast Andriej, który próbuje oswoić się z nieszczęściem, jakie go spotkało. Jak wielu ludzi w jego sytuacji, ucieka od problemu – w rozmowie z pielęgniarką, zamiast o żonie Oldze, opowiada przede wszystkim o fascynacji Jekatieriną. „I wewnątrz i na zewnątrz” przynosi inny wariant zakończenia, co – jak można się domyślać – będzie musiało wpłynąć na zmianę dalszego postępowania kochanków, Andrieja i Katii. Jeszcze inna sytuacja rysuje się w filmie szóstym, czyli „I na początku, i na końcu”, którego centralną postacią jest Waleria; po raz kolejny osobą wysłuchującą „spowiedzi” jednego z bohaterów jest pielęgniarka, która przynosi wiadomość o śmierci pacjentki. Kogo tym razem? Dowiadujemy się w zakończeniu. Całość wieńczy część zatytułowana „Na dnie i na powierzchni snu”, w której ponownie widzimy na ekranie Jekatierinę i Alinę Pawłowną; ta druga wspomina tym razem swoją starą znajomą, o której śmierci dowiedziała się niedawno – chodzi o Walerię, zafascynowaną niegdyś tańcem „Delhi”. Wyrypajew w swoim najnowszym filmie wciąga widza w grę intelektualną, która – jeśli widz w ogóle zechce ją podjąć – może polegać na rozwiązywaniu supełków fabularnych zawiązanych przez reżysera. A mówiąc konkretniej: na takim dopasowywaniu poszczególnych części do siebie, aby uzyskać właściwą kolejność zdarzeń. Pytanie tylko, czy jest to możliwe? Ale to są tak naprawdę imponderabilia – ważne, ale nie najistotniejsze w przypadku „Tańca Delhi”. Napisany przez Iwana Aleksandrowicza i przez niego przeniesiona najpierw na deski teatralne, a następnie na taśmę celuloidową dramat to opowieść, w której sztuka przenika się z realnym życiem do tego stopnia, że czasami trudno odgadnąć, co jest jednym, a co drugim. Przedstawiając dylematy moralne i osobiste uprzedzenia bohaterów, autor stawia fundamentalne pytania. Jakkolwiek banalnie mogą one brzmieć, gdy zostają przeniesione na papier (względnie na ekran monitora), to jednak na scenie / dużym ekranie nie brakuje im odpowiedniej głębi. Każda z postaci niesie swój symboliczny bagaż doświadczeń, każda doświadcza bólu egzystencjalnego, w każdej jest niezgoda na świat zastany. Gdy Katia zadaje Andriejowi najprostsze, zdawałoby się pytanie: „Czym jest miłość?” – odpowiedzią mężczyzny jest nieznośnie przedłużające się milczenie. Bo to pytanie z podtekstem. Drugie dno poznajemy dopiero później. Andriej ma bowiem żonę i dzieci. Czym zatem jest miłość żonatego mężczyzny do innej kobiety? Szczęściem? Chyba jednak nie, skoro może stać się przyczyną śmierci. Rozważania te w pewnym momencie przeskakują na jeszcze wyższy poziom abstrakcji, prowadząc do wielkiej dyskusji o winie i odpowiedzialności za wszystko zło, jakie ma miejsce na świecie. Gdyby podjąć próbę przeniesienia filmu Wyrypajewa na płaszczyznę muzyki, przypominałby on rondo – utwór (także, co nie bez znaczenia w kontekście tytułu, o charakterze tanecznym), w którym nieustannie powracają ten sam refren i wątki. Punkt centralny stanowiłby w tym wypadku temat śmierci, bo wokół niej ogniskują się rozmowy Katii, Andrieja, Aliny Pawłownej, Walerii i pielęgniarki. Osobne znaczenie ma tytułowy taniec, który symbolizuje swoistą ułomność ludzkiego losu. Dla matki baletnicy jest metaforą zakłamania – budowaniem własnego szczęścia na tragedii innych (biednych handlarzy z delhijskiego targowiska, żony Andrieja Olgi), dla Jekatieriny zaś – jedynie formą ekspresji, która ma po części działanie terapeutyczne. Walerii z kolei uświadamia on własną małość. Bo chociaż niejeden raz rozpisywała się o pięknych tańcach, sama nie potrafiłaby nic takiego przedstawić. To skłania ją do refleksji, że zmarnowała swoje życie. I tak dalej, i tak dalej. Żaden z bohaterów filmu nie jest bez winy. Najmniejszą dzierży na swoich barkach pielęgniarka, która dorabia sobie na boku, sprzedając rodzinom pacjentów informacje na temat stanu zdrowia ich najbliższych. Chce w ten sposób zarobić na podróż do Indii – nie w celach turystycznych jednak, ale transcendentalnych. Pragnie w Azji spotkać nauczyciela, który wyjaśni jej, co czeka człowieka po śmierci. Tytuł obrazu Iwana Aleksandrowicza można również potraktować jako trawestację sceny słynnego tańca Nataszy Rostowej w „Wojnie i pokoju” Lwa Tołstoja. W tym przypadku Nataszą jest pogrążona na przemian w euforii i depresji Katia, a jej taniec „Delhi” to metafora życia. W rolę młodej Jekatieriny wcieliła się trzydziestodwuletnia warszawianka Karolina Gruszka, dobrze znana w Rosji od czasu swoich występów w „Córce kapitana” (2000) Aleksandra Proszkina i „W sierpniu czterdziestego czwartego” (2001) Michaiła Ptaszuka. Jej matkę, Alinę Pawłowną, zagrała starsza o prawie dekadę od Gruszki Ksenia Kutiepowa („ Podróż ze zwierzętami domowymi”, „ Niedugo wiosna”, „ Akt natury”), a Andrieja – Iwan Gordin, leningradczyk z rocznika 1965, absolwent moskiewskiego Państwowego Instytutu Sztuk Teatralnych (GITIS), na co dzień aktor stołecznego Teatru Młodego Widza, który do tej pory specjalizował się głównie w produkcjach telewizyjnych (vide seriale „Dzieci Arbatu”, „Biesy”, „Iwan Groźny”, „Polowanie na brylanty”, „Kto, jeśli nie ja?”). Podobnie jak i Arina Marakulina, czyli filmowa pani krytyk, Waleria, którą dotychczas można było wypatrzyć jedynie na małym ekranie w rolach drugoplanowych i epizodach. Z kolei dla pochodzącej z Permu Inny Suchorieckiej (urodzonej w 1983 roku), która „podarowała” swoją pospolitą twarz pielęgniarce, występ w „Tańcu Delhi” był dopiero drugim w filmie kinowym; wcześniej przemknęła przez plan „ Bikiniarzy” (2008) Walerija Todorowskiego. Za kamerą w roli operatora stanął stały współpracownik Wyrypajewa, Andriej Najdionow, który w ubiegłym roku miał też honor robić zdjęcia do „ Córki” Natalii Nazarowej i Aleksandra Kasatkina. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał natomiast bliżej nieznany Andriej Samsonow oraz lider legendarnego rockowego bandu Akwarium, Boris Griebienszczikow, który przekazał na ręce Iwana Aleksandrowicza anglojęzyczną piosenkę „Too Far Away From Here” (nagraną jeszcze zimą 1998 lub 1999 roku, ale na singlu wydaną dopiero, jako rarytas, przed kilkoma tygodniami).
|