Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Christopher McQuarrie
‹Jack Reacher: Jednym strzałem›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJack Reacher: Jednym strzałem
Tytuł oryginalnyJack Reacher
Dystrybutor UIP
Data premiery11 stycznia 2013
ReżyseriaChristopher McQuarrie
ZdjęciaCaleb Deschanel
Scenariusz
ObsadaTom Cruise, Rosamund Pike, Robert Duvall, Jai Courtney, Richard Jenkins, Werner Herzog, James Martin Kelly
MuzykaJoe Kraemer
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiUSA
CyklJack Reacher
WWW
Gatunekdramat, kryminał
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Tom Niedosięgacz
[Christopher McQuarrie „Jack Reacher: Jednym strzałem” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Na ekranizację którejś z serii książek Lee Childa trzeba było długo czekać. Po styczniowej premierze filmu „Jack Reacher” takie oczekiwanie chyba się już nie powtórzy.

Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
[Christopher McQuarrie „Jack Reacher: Jednym strzałem” - recenzja]

Na ekranizację którejś z serii książek Lee Childa trzeba było długo czekać. Po styczniowej premierze filmu „Jack Reacher” takie oczekiwanie chyba się już nie powtórzy.

Christopher McQuarrie
‹Jack Reacher: Jednym strzałem›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułJack Reacher: Jednym strzałem
Tytuł oryginalnyJack Reacher
Dystrybutor UIP
Data premiery11 stycznia 2013
ReżyseriaChristopher McQuarrie
ZdjęciaCaleb Deschanel
Scenariusz
ObsadaTom Cruise, Rosamund Pike, Robert Duvall, Jai Courtney, Richard Jenkins, Werner Herzog, James Martin Kelly
MuzykaJoe Kraemer
Rok produkcji2012
Kraj produkcjiUSA
CyklJack Reacher
WWW
Gatunekdramat, kryminał
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
To było jak z obsadą roli chorążego orszańskiego Andrzeja Kmicica – tylko bardziej.
Jack Reacher, zdemobilizowany oficer (dwukrotny major) żandarmerii wojskowej Armii Stanów Zjednoczonych, wędrujący po terytorium ojczyzny z kartą ATM, składaną szczoteczką do zębów, nieaktualnym paszportem i zwitkiem banknotów w kieszeni, to – jak stwierdził Stephen King – „the coolest continuing series character now on offer”. Postać mierzącego blisko dwa metry, zwalistego śledczego wojskowego, na dokładkę snajpera z górnej półki, stała się bożyszczem dla licznej rzeszy czytelniczek i czytelników Lee Childa, jego twórcy. Został przez angielskiego pisarza skonstruowany na wzór błędnych rycerzy czy rewolwerowców z Dzikiego Zachodu – pojawiających się znikąd, stawiających twardy opór wszelkiemu złu, by po wszystkim zniknąć. Reacher nie przechodzi obojętnie. Jego fizyczne predyspozycje sprawiają, że jest praktycznie nie do zatrzymania, a nieprzeciętna inteligencja, wyostrzona na brzytwę przez kilkunastoletnią pracę śledczego, z kolei sprawia, że nie sposób mu uciec. Jak go ładnie reklamuje sam Child: nie obchodzi go prawo, nie obchodzi go sprawiedliwość, obchodzi go to, co słuszne.
Jednym z głównych źródeł sukcesów prozy Childa jest to, że powołany przezeń do życia Jack Reacher idealnie kanalizuje frustracje narosłe w szarej strefie, gdzie działa prawo, a nie ma sprawiedliwości. Jest mieczem króla Aleksandra Macedońskiego, przecinającym we frygijskim Gordion węzeł z dereniowego łyka, metodą prostą jak w pysk strzelił – strzelając po pysku mianowicie. I nie bez powodu takim właśnie jest, choć nie stoi za tym żadna chłodna kalkulacja producenta wykonawczego, lecz bezsilna furia Jima Granta.
Zanim stał się Lee Childem, pracował jako dyrektor programowy dla brytyjskiej telewizji Granada w Manchesterze. W latach 80. był tym zachwycony, w roku 1995 miał ochotę zasiepać swojego szefa, Charlesa Allena, „brzydkiego, pokręconego, małego faceta”. W wieku lat czterdziestu Grant stawiał czoła restrukturyzacji firmy, która – według niego – była czystym barbarzyństwem. Zwalniano ludzi, likwidowano programy, zupełnie bez sensu, bez ładu i składu, byle ściąć wydatki. „Dwie generacje bardzo przyzwoitych, utalentowanych ludzi budowało ten gmach. A teraz był po prostu niszczony, przez tych nie mających pojęcia o niczym idiotów, goniących za łatwymi, szybkimi oszczędnościami.” W maju 1995 roku Grant wyjechał z rodziną na urlop do Hiszpanii. Po powrocie odsłuchał z telefonicznej sekretarki: „Jesteś zwolniony. Nie wracaj. Twoja karta magnetyczna nie zadziała.” Wiele, wiele lat później, w innym świecie i w innym życiu, znakomity pisarz powieści sensacyjnych i thrillerów, twórca Johna Rambo, David Morrell powiedział mu: „Lee, jeśli kiedykolwiek uodpornisz się na gniew, który czujesz do tych ludzi, skończą ci się pomysły na kolejne książki.” Lee odpowiedział krótko i śmiertelnie poważnie: „Nigdy nie przestanę być na nich zły.”
Francuski Renault sprzedawał kiedyś jeden ze swoich modeli samochodów pod nazwą Le Car. Grant gdzieś posłyszał Amerykanina, który wymawia tę nazwę jako Lee Car. W jego domu nazywanie wszystkiego „Lee” stało się lokalnym żarcikiem. Był Lee Dom, Lee Dywan w Lee Salonie. Gdy na świat przyszła jego córka, Ruth, siłą rozpędu została Lee Dzieckiem. Lee Child idealnie pasował na pseudonim, gdy okazało się, że 63% najlepiej sprzedających się autorów, według najbardziej prestiżowej listy New York Timesa, ma nazwiska zaczynające się na literę C. Po zwolnieniu Grant zaczął regularnie towarzyszyć żonie w zakupach. Ponieważ liczy sobie prawie dwa metry wzrostu, często był proszony przez innych klientów sklepu o to, by sięgnął po jakiś towar, leżący na wysokich półkach. Po którymś razie jego żona zaproponowała ze śmiechem: „Mógłbyś się zatrudnić tutaj i zostać sięgaczem (You could be reacher!)”.
Pierwsza książka została napisana ołówkiem na papierze, w niespełna sześć miesięcy. Jim Grant zamierzał wypuścić na świat przedziwną bestię. Groźną, niepokonaną, a zarazem prawą i przyzwoitą. Blisko 60 milionów sprzedanych egzemplarzy świadczy o tym, że ów świat się tą postacią zachwycił.
Do tej pory nie udawało się przenieść Reachera na ekran z rozmaitych względów. Choćby dlatego, że Hollywood preferuje opowieści o bohaterach, którzy przechodzą przez jakąś przemianę, mają moralne dylematy, z czymś się zmagają. Ten facet nie zmienia się ani na jotę. Niczego się nie uczy, bo wszystko już wie, zanim się za coś weźmie. No i rozmiar, rzecz jasna. Wszystko rozbijało się o bardzo proste pytanie: czy istnieje aktor wysoki na dwa metry, o potężnej, masywnej budowie ciała, facet-buldożer, jednocześnie zdolny do odegrania postaci o niezwykłej inteligencji, na dokładkę emanujący czymś zwierzęcym, o talencie na miarę oskarową, gotów udźwignąć taką rolę? Nie, nie ma kogoś takiego na filmowym rynku. I dlatego musiało minąć piętnaście lat od literackiego debiutu Childa, podczas których rok rocznie kasował on kilkaset tysięcy dolarów z wykupionej przez wytwórnię opcji na scenariusz (czyli gwarancji, że chociaż oni sami filmu jeszcze nie robią, to nikt inny nie ma prawa tego tematu tknąć). I dlatego on, który publicznie twierdził, że nie jest pisarzem, nigdy nie chciał i nadal nie chce być pisarzem, bo chce być kimś, kto dostarcza ludziom rozrywki, musiał patrzeć na kolejne nieudane próby wejścia ze swoją twórczością do najbardziej rozrywkowej branży, jaka istnieje. I to jest matka wszystkich klęsk.
Legion wiernych fanów czekał niecierpliwie na tę ekranizację. Większość tej rzeszy ze złymi przeczuciami, solidnie zirytowana obsadą. Tak bywa, gdy jakaś postać literacka podbija serca czytelników na tyle mocno, że czują się oni jej właścicielami – dość wspomnieć obrońców „jedynie słusznego wizerunku wiedźmina”. Wieść o obsadzeniu w roli Reachera Toma Cruise’a i gimnastyka tłumaczeń Lee Childa, że potężne gabaryty jego bohatera to „just a metaphore for an unstoppable force” – wzbudziła ruch sprzeciwu, którego emanacji nie mogło zabraknąć w medium takim, jak Facebook, gdzie powstała lista „Tom Cruise is not Jack Reacher”. Spędziłem trochę czasu, czytając zamieszczane tam komentarze, i jeśli przytoczę fragment jednego: „[…] Seria książek jest dla mnie nieco skażona od tej pory. A co do filmu to wykluczone. Nie odwiedzam prostytutek i nie będę uczestniczył w skurwianiu Jacka Reachera” – będzie można należycie poczuć temperaturę gniewu, jakim zapałali wielbiciele wielkiego wagabundy. Oczywiście próbowano temu zaradzić. Lee Child bardzo aktywnie włączył się w obronę tej decyzji. Przygotowano znakomite sound-bity, w rodzaju: „Analogowy bohater w cyfrowym świecie” czy „Sherlock Homeless”. Pisarz zabrał głos na światowej premierze filmu, rozpływając się w zachwytach, wcześniej broniąc Toma Cruise’a na wszystkie możliwe sposoby.
Jeżeli oceniać „Jacka Reachera” w oderwaniu od wszystkiego, co opisałem powyżej, trzeba przyznać, że powstał całkiem przyzwoity thriller, wykonany bez jakichś większych zarzutów, gdy idzie o produkcję czy aktorstwo (tej właśnie oceny dotyczy mój ekstrakt). Jako że każdy kibic jest doskonałym selekcjonerem reprezentacji, ja również pewne rzeczy zrobiłbym inaczej, choćby w kwestii scenariusza. Po pierwsze: nie gmerałbym przy postaci – o czym za chwilę. Po drugie: zastosowałbym prosty chwyt, znany już Adasiowi Miauczyńskiemu, planującemu nakręcenie „Zaczerpnąć dłonią”, czegoś w rodzaju snu na jawie, gdzie bohater rozmawia i w ogóle ma do czynienia z postaciami z jego myśli – wprowadziłbym Reachera jako narratora, gadającego do siebie we własnej głowie w scenach wypełniających przestrzeń między dialogami, by wstrzyknąć w obraz filmowy choć trochę niesamowitego stylu narracji Childa.
No, ale tak, jak jest, też jest całkiem nieźle. Pokazanie już na samym początku „kto zabił” niczego nie zepsuło. Film ma dobre tempo, świetne otwarcie – pierwsze sekwencje, z panoramicznymi rzutami na metropolię, plus egzekucja grupki ludzi, dokonana przez snajpera – nie dostrzegłem w trakcie seansu żadnych niepotrzebnych dłużyzn. Do tego pojawiło się niesamowite wykonanie drugoplanowej roli Zeca, w wykonaniu niemieckiego reżysera, Wernera Herzoga – Mindy Marin, odpowiedzialna za casting, dokonała tu wyjątkowo trafnego wyboru. Z minusów ważniejszych wskazałbym ścieżkę dźwiękową, a konkretnie: brak jakiegoś chwytliwego motywu przewodniego, jaki miała na przykład seria o Jasonie Bourne’ie. Na soundtrack nie ma sensu polować. No ale ważne, żeby minusy nie przysłaniały nam plusów.
Dwoma słowami: zupełnie przyzwoicie.
• • •
1 2 »

Komentarze

21 I 2013   09:15:32

Ciekawy tekst, ale Kwintę grał jednak Jan Machulski.

21 I 2013   10:26:28

1. Uważam że Jason Statham do roli nadaje się jak najbardziej. Jedyny minus to włosy (lub ich brak). Tyle w kwestii aktorów, tu szekspirowski warsztat nie jest potrzebny.
2. Co do śmierci Reachera to z Childem jak z Conan-Doylem. Nie da się zabić tak złotonośnej kury. Zawsze się odrodzi.
3. Film pewnie okaże się przyzwoity ale jeżeli w każdej książce Reacher przedstawiany jest jako masywny, zaprawiony w walkach osiłek to lalusiowaty Cruise. No dajmy spokój. Reacher po botoksie ;P.

21 I 2013   10:28:05

"Taką kreację udźwignąć mógł tylko aktor dopasowany znakomicie, jak"...
..."do której odpowiedni aktor jeszcze się nie narodził"

Zupełnie nie zgadzam się z takim podejściem. Uważam, że mylisz skutek z przyczyną. Wilhelmi stał się uznany za dopasowanego do Dyzmy dopiero _po_ tym jak tę postać zagrał. Gdyby zagrał gorzej to zapomnielibyśmy o serialu i o jego postaci. Gdyby zagrał ktoś zupełnie inny miałby takie same szanse na sukces i na porażkę. I wtedy nie wyobrażalibyśmy sobie innego aktora niż X w tej roli. Albo też zapomnielibyśmy o przeciętniaku.

Tak samo z innymi postaciami wymienionymi w artykule i setkami nie wymienionych. Ba, w ogóle można sobie pofilozofować. Ile filmów byłoby wspominanych lepiej, gdyby inaczej obsadzić główne role. A nawet te znakomite role mogły być jeszcze lepsze. Kto powiedział, że Ford jest najlepszym Indianą, a może ktoś inny zagrałby jeszcze lepiej?

Cruise nie udźwignął postaci, to jasne. Ale uważam, że nie był od początku skazany na porażkę z powodu jakiegoś rzekomego niedopasowania. Po prostu nie dał rady jak tysiące aktorów w tysiącach ról przed nim.

21 I 2013   13:42:45

@Garm
Racja. Biję się w piersi za tę pomyłkę.

@Marchewa
No nie wiem, czy da się go odrodzić, jeśli Child nie wyrazi na to formalnej zgody - procesy o plagiat w tej sytuacji byłyby łatwizną. A czy wyrazi zgodę? Nie sądzę, szczerze powiedziawszy, ale to się zobaczy.

@Party
Racja, zarzut, że projektuję udane role wstecz, jest w 100% uzasadniony.

21 I 2013   15:39:25

"W U.S.A. (gdzie premiera była przed Bożym Narodzeniem) w premierowy, sobotni wieczór film zarobił 72.6 mln dolarów"

Co do przychodu, to chyba w sobotni wieczór film jednak nie zarobił aż 72,6 mln. Wówczas zwróciłby się w jeden dzień - nie byłoby mowy o porażce kasowej, czy wątpliwych sequelach. W pierwszy weekend (cały weekend) film zarobił coś koło 22 mln. Może chodzi o łączną kwotę przychodu - 72,6 mln do dnia dzisiejszego?

A co do postaci, to moim zdaniem Jim Caviezel w Person of Interest byłby dobrym wyborem na Reachera. Może ma inny kolor włosów i nie jest przypakowany (chociaż wzrostu ma prawie 1,9), ale jak oglądam ten serial, mam nieodparte wrażenie, że obserwuję Reachera w akcji. Zupełnie, jakby twórcy wzorowali się na książkach Childa.

Jeszcze odnośnie "Bad luck and trouble" - w Polsce ta ksiązka ma chyba tytuł "Elita zabójców".

21 I 2013   16:36:34

Fizycznie do roli pasowałby Dolph Lundgren (kawała chłopa i blondyn). Pytanie - jak by to wypadło aktorsko. Facet (Dolph) głupi nie jest, ale jak to tej pory to nie słynął z grania intelignetnych śledczych...

21 I 2013   22:30:02

@marcintpluczynski
Co mogę powiedzieć "kasa misiu, kasa". Sapkowski się łamie, Rowling się łamie to i Child się złamie a spadkobiercy złamią się na pewno. Dyskusja póki co jest akademicka i oby jak najdłużej ją pozostała.

@Jonek
Lubię Lundgrena ale to emploi tępego osiłka to jednak nie to. Standham to mój faworyt bo jest w idealnym wieku no i to mimo wszystko pierwszorzędny odtwórca ról zabijaków.

21 I 2013   23:26:15

@Jaxx
Racja. Pomyłka. W oryginale jest napisane "Through Sunday", więc raczej chodzi o summa summarum..

Co do Caviezela w "Person of Interest", to faktycznie wypada świetnie. Ale jemu pasuje ten elegancki, garniturowy styl, nie umiem powiedzieć, jak by się prezentował jako Reacher, w najtańszych ciuchach available. Poza tym nie jest przypakowany, a jednak skłaniałbym się ku temu, że to ważniejsze niż ten wzrost nawet.

A co do "Elita zabójców": wiem, że taki jest tytuł książki w polskim wydaniu i z dziką rozkoszą olałem to niewydarzone tłumaczenie.

@Jonek i Marchewa
Lundgren by wysiadł raczej aktorsko. Statham już prędzej.

22 I 2013   19:25:09

Kompletnie nie znam książki, wiec jakbyście mi nie napisali ze Jacek ma 2 metry to bym kompletnie nie wiedział.
Jako random widz film dla mnie był ok. Fajnie sie oglądało.
No i plus za Rosamunde Pike.

Może Tom Hardy ?? Jest kawał chłopa......

30 IV 2013   16:05:22

@marcintpluczynski @Marchewa
Dolph z piciem kawy, waleniem w gęby i nic-nie-mowieniem (Reacher said naothing.) da sobie rade. Standham? Chyba w peruce :>. Nie, ja go w tej roli nie widzę. aLe każdy ma swoje preferencje....

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

East Side Story: Czy można mieć nadzieję w Piekle?
Sebastian Chosiński

21 IV 2024

Mariupol to prawdopodobnie najboleśniej doświadczone przez los ukraińskie miasto w toczonej od ponad dwóch lat wojnie. Oblężone przez wojska rosyjskie, przez wiele tygodni sukcesywnie niszczone ostrzałami z lądu, powietrza i morza. Miasto zamordowane po to, by złamać opór jego mieszkańców i ukarać ich za odrzucenie „ruskiego miru”. O tym opowiada dokument Maksyma Litwinowa „Mariupol. Niestracona nadzieja”.

więcej »

Fallout: Odc. 2. Elementy układanki zaczynają do siebie pasować
Marcin Mroziuk

19 IV 2024

Z jednej strony trudno nam zachować powagę, gdy obserwujemy, jak bardzo zachowanie Lucy nie pasuje do zwyczajów i warunków panujących na powierzchni. Z drugiej strony w miarę rozwoju wydarzeń wygląda na to, że właśnie ta młoda kobieta ma szansę wykonać z powodzeniem misję, która na pierwszy rzut oka jest ponad jej siły.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja ogląda: Marzec 2014 (3)
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Pościg z drągiem za pociągiem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Mission: Impossible - Fallout
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zabili go, uciekł i skopał im tyłki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja ogląda: Marzec 2014 (3)
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Konrad Wągrowski

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Wyobraźniewo
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.